wtorek, 26 czerwca 2018

bajka z wyspy Haiti w Ameryce Północnej o hienie, która się głodziła

Ganida się głodzi
bajka haitańska

W lesie żyła hiena. Zwano ją Ganida, bo nocami, jak była głodna, strasznym głosem wyła do księżyca: gani-i-i, gani-i-i! Była drapieżna, silna i zła, tak że wszyscy jej się bali. I żył sobie też w tym lesie króliczek, imieniem Mali. Pewnego razu tygrys zabił słonia. Hiena tak się objadła, tak się objadła mięsem, że ruszać się nie mogła z obżarstwa, a była gruba jak hipopotam. 

"Ganida, Ganida Spaśna jak wieprz, Ganida, Ganida, Zjedz jeszcze pieprz! "— wołały papugi kakadu zanosząc się od śmiechu, a wszyscy mieszkańcy lasu im wtórowali.
 Ganida zawstydziła się bardzo i postanowiła się odchudzać. Kiedy tak rozmyślała nad tym, nagle z krzaków wyskoczył królik Mali. Skłonił się grzecznie i mówi: 
— Kumo Ganido, czemuś taka smutna? 
Ganida na to: 
— Wiesz co, mój mały? Postanowiłam schudnąć, tylko nie wiem, jak to zrobić. 
— Ależ to bardzo proste! — wykrzyknął Mali. — Wystarczy nie jeść dzień, dwa i już się schudnie. 
— Jak to? — pyta Ganida. — Nic nie jeść? 
— Nic a nic — mówi Mali. — O, dla mnie to nie nowina, ja czasem potrafię i tydzień nic do ust nie wziąć. Taką mam silną wolę. Jak sobie coś postanowię, to żeby tam nie wiem co, muszę to wykonać i kwita! Taki już jestem. Ale tyś, kumo, nieprzyzwyczajona, przywykłaś jeść dużo i tłusto, to ci będzie trudniej.
 — Głupiś — mruknęła hiena przeciągając się leniwie — zobaczysz, jeszcze ciebie prześcignę, jak się zacznę głodzić. 
— O nie rób tego, droga kumo, szkoda by cię było, gotowaś się rozchorować. Co innego ja, ja w ogóle nie potrzebuję jedzenia. 
— Jak to, nie potrzebujesz jedzenia? — wyszczerzyła zęby hiena. — Nie wierzę! 
— Wyobraź sobie, kumo Ganido, że ja po prostu jem dla towarzystwa, tylko dlatego, że inni jedzą, ale nie mam w ogóle apetytu i mógłbym wcale nie jeść, po prostu nie odczuwam nigdy głodu. 
— Et, gadanie — mówi hiena. — Nie wierzę. 
— Ano, załóżmy się — rzekł Mali — kto z nas dłużej wytrzyma bez jadła i picia. 
— Doskonale — mówi Ganida. — Załóżmy się. 
Królik podskoczył i powiada: 
— Moja przyjaciółka, małpka rezus, przybije zakład. 
Tak się też stało. Małpka rezus przybiła i wnet po całym lesie rozniosła się wieść o dziwnym wydarzeniu: Ganida się głodzi. Założyła się z Malim, kto dłużej wytrzyma. Wszędzie rozlegały się wołania, porykiwania, bzykania, ćwierkania, pohukiwania wśród buszu. Hienie i królikowi zbudowały zwierzęta, wybrane na świadków, specjalne dwie chatki, kryte trzciną, bez drzwi i okien, z małym, szczelnie zamkniętym otworem w dachu.
Straż objęły zwierzęta puszczy i na zmianę kolejno dzień i noc czuwały, żeby żaden z zakładających się nie mógł wyjść potajemnie po żywność. Minął dzień. Ganida pod wieczór poczuła silny głód, ale tylko zacisnęła zęby, aż zgrzytnęły, i nadal leży w chatce, ani się ruszy. Nad ranem tak jej kiszki marsza grały, że aż paw, co właśnie stróżował, zaśmiał się na całe gardło. "Ganida, Ganida, Czy ci już spadł brzuch? Ganida, Ganida, Dać ci parę much?"
 Tymczasem Mali, spryciarz co się zowie, ani myślał się głodzić. Nocą pocichutku wykopał podziemne przejście z chatki do lasu, zaczekał jeszcze chwilkę, póki nie zdrzemnął się wartownik, którym był właśnie zając-pobratymiec, i myk! już był w gęstwinie, już zajadał soczystą trawę i smaczne, młodziutkie pędy bambusa. Najadł się do syta i wrócił do chatki, jak gdyby nigdy nic. 
Tak minęły dwa dni i dwie noce — hienie boki zapadły z głodu, język wysechł z pragnienia, ledwie nogami włóczy i tylko wyje strasznym głosem: ganii-i-i, ganii-i-i. A króliczek tłuściutki, wesolutki, uszami strzyże, sierść na nim miękka, błyszcząca, czerwone oczki wesoło mrugają. Dziwią się wartownicy, nawet puma i jaguar, panowie puszczy, zawsze tak wyniośli i dumni, że ani do nich przystąp, teraz łaskawie na króliczka przez otwór patrzą i nadziwić się nie mogą jego wytrzymałości. 
— Nie chce ci się jeść i pić? — pytają.
— Ani troszkę — śmieje się Mali i uszami potrząsa, i wąsami rusza zuchowato. 
— A ty, Ganido, nie chcesz jeść i pić? — z kolei zaglądają do chatki hieny. 
W chatce cicho, nikt nie odpowiada, nic się nie rusza. 
— Pewnie Ganida już nie żyje, nie wytrzymała głodówki — mówi perliczka. 
— A może tylko śpi? — wtrąca biała lama. 
— Tak, tak, na pewno drzemie — gorliwie przytakuje i potrząsa grzywą dziki konik-mustang. 
— Trzeba wejść do niej, zobaczyć, co się z nią dzieje — mówi pantera prężąc grzbiet.
— Ktoś z nas musi się dostać do chatki, musimy przecież rozstrzygnąć zakład — pisnął jeż.
 — A więc idź ty, jesteś mały, łatwo przejdziesz przez otwór i widzisz w ciemności — rzekła puma. 
Jeż wyprężył się na baczność, nastawił kolce i powiedział: 
— Wedle rozkazu, pani pumo! 
Po chwili był już wewnątrz domku hieny. Wszystkie zwierzęta z zapartym tchem czekały na jego powrót. 
Ale jeż nie wracał. 
— Co się tam mogło stać, cisza w chatce jak makiem siał — dziwią się wszyscy. 
— Wejdę! Muszę zobaczyć, co tam się dzieje, bo umieram z ciekawości! — zawołała małpka. 
— Dobrze, idź tam — zgodziła się puma. 
Szybko wspięła się małpka na dach chatki i skoczyła przez otwór do wnętrza. Minęła chwila jedna, druga, trzecia, małpka nie wraca. W chatce znów cicho, jakby tam żywej duszy nie było. 
Tylko mały koliberek, co słyszy jak trawa rośnie, zawołał przerażony: 
— Słyszałem jakiś jęk, jakiś pisk, jakby kot dusił mysz.
 — Ech, zdawało ci się — mówi jaguar — a zresztą zawołajmy ich. 
- Ganida, Ganida! Czy żyjesz? 
- Jeżyku, jeżyku! Gdzie jesteś? 
— Małpko, małpeczko, odezwij się! — wołały zaniepokojone zwierzęta. 
W chatce znów cisza. 
— Ganida, Ganida! Nikt nie odpowiada. 
Wreszcie puma zniecierpliwiła się. Skoczyła na dach. Wcisnęła się przez wąski otwór i nagle w cichej dotąd chatce rozległ się straszny ryk i wycie. To ryczała wściekle puma i wyła hiena Ganida. Stojące pod chatką zwierzęta usłyszały odgłosy walki, później wszystko ucichło i po chwili wyskoczyła stamtąd puma, poraniona, z płonącymi oczami. 
— Głupia jak gęś ta Ganida! — parskała z gniewem. — Myślała, że ma do czynienia z jeżem czy małpą, ale dostała za swoje. Zaczaiła się, udawała martwą, a tu nagle, gdym do niej podeszła — haps mnie za gardło! No, już ja jej dałam nauczkę, popamięta mnie całe życie ta oszustka. Niby to do zawodów staje z Malim, że jeść nie będzie, a jeża i małpkę połknęła. Mali to co innego, słowa dotrzymał, przeto należy mu się nagroda. Wygrał zakład! 
— Niech żyje Mali! — wykrzyknęły zwierzęta, wyciągnęły króliczka z chatki i dalejże go chwalić, podarkami obsypywać, pod niebiosa wynosić. 
— Ależ on pewnie strasznie głodny. Tyle czasu nic nie miał w ustach — zagru-chał nagle gołąb.
 — Prawda, prawda! Ze też mogłyśmy o tym zapomnieć — biadały zwierzęta i na wyścigi zaczęły znosić zieloną trawkę, słodkie figi, maniok, banany, młodziutkie pędy palm i bambusów, śmigła antylopa pobiegła nawet na polankę i przyniosła dzikie ananasy, przysmak nad przysmaki.
 Mali, choć był objedzony jak bąk, nie mógł się oprzeć na widok tylu smakołyków i znów zaczął jeść, aż mu się uszy trzęsły. Troszkę mu tylko było wstyd, żuje, żuje i tak sobie myśli: „No, teraz przynajmniej las odetchnie od tej rozbójnicy, alem ją wywiódł w pole”. 
— A co się stało z Ganidą? — zapytacie. 
Leży w jamie wychudła i liże rany zadane pazurami pumy, a wszystkie zwierzęta mają hienę w pogardzie. 

Autor: Wanda Markowska i Anna Milska
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)