piątek, 5 października 2018

bajka rosyjska o Marii Uroczej Długowarkoczej i Iwanuszce

Maria Urocza Długowarkocza i Iwanuszka
bajka rosyjska


W królestwie położonym na bagnistej północy panowali car i carowa. Mieli córkę jedynaczkę, zwaną Marią Uroczą Długowarkoczą. Żyli szczęśliwie i panowali sprawiedliwie.

Wasylisa Piękna - ludowa bajka rosyjska

Wasylisa Piękna
bajka ludowa rosyjska
znana we wszystkich krajach słowiańskich, 
także pod tytułem: "Wasylisa Mądra."

Dawno temu, w pewnym niewielkim miasteczku, żył sobie kupiec z żoną i córeczką Wasylisą Piękną. Przez dwanaście lat żył w małżeństwie szczęśliwie i spokojnie. Ale w trzynastym roku, żona kupca zachorowała i była umierająca.
Zawołała do siebie córkę i tak rzekła:
- Posłuchaj mnie teraz, Wasyliso uważnie i zapamiętaj moje ostatnie słowa. Daję ci tą lalkę – i to mówiąc wydobyła spod koca laleczkę, która miała takie same jasne warkocze, haftowaną bluzę i czerwone trzewiki wypisz wymaluj jak Wasylisa.- Jeśli kiedykolwiek zgubisz drogę – szeptała dalej matka - albo będziesz potrzebowała pomocy, zapytaj laleczkę o radę. Ona ci pomoże. Miej ją zawsze przy sobie. Nikomu o niej nie mów i nikomu nie pokazuj. Nakarm ją, kiedy będzie głodna i dbaj o nią. To moje błogosławieństwo dla ciebie, dziecko- to mówiąc zamknęła oczy na zawsze.

Ilustracja Laurel Long

Domeczek - bajka rosyjska ludowa

Domeczek
bajka rosyjska (ludowa)
istnieje wiele wersji tej bajeczki, np. "Rękawica". 





Jechał raz chłop wozem na targ. Wiózł garnki, a jeden garnek po drodze zgubił. 
Przyleciała Mucha-co-brzęczy-do-ucha i pyta: 
- Czyj to domeczek? Czyj to domeczek? Kto w nim mieszka? 
Patrzy a w garnku nie ma nikogo. Wleciała mucha do środka i już tam zamieszkała. 
Przyleciał Komar - Bzykacz i pyta: 
- Czyj to domeczek? Czyj to domeczek? Kto w nim mieszka?
- Ja, Mucha-co-brzęczy-do-ucha. A tyś co za jeden? 
- Jestem Komar-Bzykacz. 
- No to wejdź do środka. Zamieszkamy razem. No i zamieszkali razem we dwójkę.
Przybiegła Myszka-Chrobotka i pyta: 
- Czyj to domeczek? Czyj to domeczek? Kto w nim mieszka? 
- Ja, Mucha-co-brzęczy-do-ucha. 
- Ja, Komar-Bzykacz. A tyś co za jedna? 
- Jestem Myszka-Chrobotka. 
- No to wejdź do środka. Zamieszkamy razem. 
I zamieszkali we trójkę. 
Przyskoczyła Żaba-Rechotka i pyta: 
- Czyj to domeczek? Czyj to domeczek? Kto w nim mieszka? 
- Ja, Mucha-co-brzęczy-do-ucha. 
- Ja, Komar-Bzykacz. 
- Ja, myszka chrobotka. A tyś co za jedna? 
- Jestem Żaba-Rechotka. 
- No to wejdź do środka. Zamieszkamy razem.

Mrozisko (Mróz Mrozowicz) - bajka rosyjska

Mrozisko 
(Mróz Mrozowicz)
bajka rosyjska


Było to dawno, dawno temu. Żyli sobie dziad i baba. Każde z nich miało własną córkę. Swoją jedynaczkę starucha hołubiła, rozpieszczała, pyłek jej spod stóp zgarniała, a pasierbicy nie cierpiała, całą robotę na nią zwalała, ciągle biła, krzyczała, głodem morzyła.


Ciężki i gorzki los przypadł dziewczynie. Nigdy się jednak nie uskarżała, od pracy się nie wymigiwała, wszystko szybko i zręcznie robiła.

bajka zachodniosłowiańska o wilku i chłopie

Czy za dobre trzeba odpłacać złem?
bajka słowacka 
ze zbiorku: "Śpiewająca lipka". 

Szedł raz chłop do młocki i spotkał po drodze wilka. 
Wilk pyta go:
 - Hej, dokąd idziesz?
 - Idę do młocki!
 - Masz przy sobie worek? Schowaj mnie! 
- Dlaczego mam cię schować w worku? 
- Bo tropią mnie myśliwi i chcą mnie zabić. Jak mnie poratujesz, sowicie ci to wynagrodzę. 
Chłop wsadził wilka do worka i poszedł wprost na myśliwych, bo tak mu wypadła droga. 



Ci pytają go:
 - Nie widziałeś wilka? 
- Nie!
I myśliwi poszli dalej.
Wtedy chłop do wilka: 

niedziela, 30 września 2018

bajka bałtycka - Kaszel i Grypa

Kaszel i Grypa 
bajka karelska

Którejś jesieni pogoda zrobiła się tak nieprzyjemna, że psa by nie wypędził z domu. Przez całe dnie od rana do wieczora lało jak z cebra, pastwiska i lasy były przesiąknięte wodą, a kto nie musiał, ten nawet nosa z domu nie wystawiał. 
Tylko młody Jurgis każdego rana chwytał za strzelbę i ruszał do lasu. Był tak zapalonym myśliwym, że ta zła pogoda zupełnie mu nie przeszkadzała, choć cała zwierzyna schowała się przed deszczem, a on wracał zwykle z niczym. 
— Przynajmniej pooddycham świeżym powietrzem — tłumaczył ze śmiechem rodzicom i żonie, a oni tylko głowami kręcili, że jest cały mokry i że takie polowanie nic nie jest warte. 


Miłośnicy kotów- bajka o kotach z Dalekiego Wschodu Azji.

Miłośnicy kotów 
bajka japońska

Dawno, dawno temu żył sobie piękny kot, o gładkiej i błyszczącej sierści, która była tak delikatna i miła w dotyku jak najdelikatniejszy jedwab. Kot ów miał mądre, świecące w ciemności oczy, wielkie jak zielone szmaragdy. Nazywał się Gon i mieszkał w domu muzyka, który za nic na świecie nie oddałby kota komu innemu.
Tuż nieopodal, mieszkała wybitna dama, która posiadała piękną kotkę. Ona również czule kochała swoją pupilkę. Kotka nosiła imię Koma, była śliczna, delikatnie mrużyła lśniące, wielkie oczka, a kiedy jadła, na przykład rybę, przeżuwała wolno i z całą starannością każdy kęs, a kiedy kończyła pić mleko, zawsze czyściła swój mały, różowy nosek swym równie małym i różowym języczkiem.
Wybitna dama, codziennie i niezmordowanie powtarzała, więc:
-Koma, Koma, co ja bym bez Ciebie zrobiła?
Pewnego wiosennego popołudnia, los sprawił, że te dwa piękne koty, niezależnie od siebie poszły na spacer. Oba znalazły się, w jednym czasie, pod drzewem kwitnącej wiśni. Gdy tylko się ujrzały, zakochały się w sobie bez pamięci.




Gon wprawdzie, przez ostatnie kilka miesięcy, rozważał możliwość poszukania sobie żony, ale żadna kotka mu nie pasowała. Jednak, gdy tylko zobaczył Komę, wiedział, że znalazł tą jedyną. Koma, natychmiast poczuła, że Gon jest dla niej właśnie tym, wymarzonym kotem.

Zwierciadło Matsuyamy - bajka(legenda) japońska

Zwierciadło Matsuyamy 
bajka japońska


W dawnych czasach, żył w odległej Japonii mąż ze swą żoną oraz śliczną, małą córeczką. Dziewczynka była oczkiem w głowie rodziców i bardzo ją kochali.  Pewnego razu mężczyzna musiał wyruszyć w interesach do odległego Kioto. Przed wyjazdem zapowiedział córce, że jeśli będzie grzeczna i posłuszna, przywiezie jej z wyprawy ładny prezent. Córeczka bardzo się ucieszyła i obiecała posłuszeństwo. Następnie żona i córka pożegnały głowę rodziny i jeszcze długo stały na progu domu, patrząc jak odjeżdża. Kiedy ów mężczyzna załatwił w Kioto to co miał do załatwienia, powrócił do domu.  Żona i córka powitały go serdecznie, kłaniając się co chwila w geście pozdrowienia. Przyjęły z jego rąk podróżny, kapelusz z dużym rondem, zdjęły z jego nóg zakurzone sandały. 
Wtedy dopiero, mężczyzna usiadł na plecionych, trzcinowych matach i otworzył bambusowy kosz. Obserwował uważnie reakcję swojej córeczki, której przecież obiecał podarek. Wyjął z kosza wspaniałą lalkę oraz pudełko pełne słodyczy i wsunął je w wyciągnięte ręce dziewczynki. Jeszcze raz zajrzał do kosza i wyjął z niego metalowe lustro, które podarował żonie. Jego wypukła powierzchnia świeciła jasno niczym tafla jeziora, a jego brzegi ozdabiał misternie wykonany wzory sosen i bocianów.



Kobieta, nigdy wcześniej nie widziała lustra i patrząc na nie, miała wrażenie, że inna kobieta patrzy na nią. Z rosnącym zdumieniem zauważyła, że kobieta w lustrze ma takie same oczy jak ona sama, takie same oczy i uśmiech, a nawet identyczną suknię. Jej mąż wyjaśnił, co to za przedmiot i czemu służy. Jednocześnie nakazał jej dbać o zwierciadło.

Koza z dzwonkiem - bajka rumuńska z Bałkanów

Koza z dzwonkiem
bajka rumuńska
ze zbiorku "Bajarka Opowiada" - Marii Niklewiczowej




Chłop dał swojej kozie srebrny dzwoneczek. Koza poszła pochwalić się nim całemu światu. Skakała, biegała, głową trzęsła, a dzwonek dzwonił i dzwonił. Przyszła koza pod sam las. Zobaczyła krzaki tarniny. Chciała się między nimi przecisnąć. 
Tarnina ją ostrzegała: 
— Obejdź dookoła, bo mam ostre kolce.
Ale koza była uparta. Wlazła między ciernie. Zaczepiła o nie rzemyczkiem, na którym wisiał dzwonek. Dzwonek zsunął się kozie z szyi i zawisnął na kolcu. 
Koza się rozgniewała, bryknęła i zaczęła beczeć ze złością: 
— Beee, beee, ty tarnino, dlaczego zabrałaś mi dzwonek? Oddaj zaraz. 
— Samaś go tu powiesiła, to i sama zdejm — odpowiedziała tarnina. 
— Toś ty taka! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób. 
Poszła do piły. 
— Beee, beee, piło kochana, poratuj mnie. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce mi go oddać. Przepiłuj ją, niech się przewróci. 
— Jestem za stara, żeby piłować — odpowiedziała piła. — Zęby mam już tępe. 
— Toś ty taka! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób. 
Poszła do ognia. 
— Beee, beee, ogniu kochany, poratuj mnie. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować. Spal piłę, mój ogniu kochany! 
— Za co mam ją palić? Biedaczka ma już tępe zęby. Nie spalę jej. 
— Toś ty taki! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób. 
Poszła do strumyka. 
— Beee, beee, strumyku kochany, poratuj mnie. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić. Zalej ogień, kochany strumyku! 
— Ogień pożałował starej piły, to ja jego pożałuję — odpowiedział strumyk. — Nie zaleję go. 
— Toś ty taki! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób.

Janie Olsen
Poszła do wołów.

bajka szwajcarska - "U wielkoludów".

U Wielkoludów

bajka szwajcarska
w opracowaniu M, Niklewiczowej



Jak dawno to się działo, tego nie wiem, ale wiem, że chodziły wtedy jeszcze po świecie wielkoludy.
A o tym nawet moja prababka od swojej prababki nie słyszała, żeby kto widział wielkoludy. Więc chyba parę setek lat minęło od tego czasu. 
W skalnej dolinie pośród gór żyli dwaj bracia. Rodziców mieli biednych, bo na takich skałach nic nie urośnie, a i krowina się nie pożywi. Tym więcej, że nad doliną niedaleko leżał już śnieg wieczysty, co nie topnieje nawet w lipcu. Chmury wlokły się tędy, czepiały się każdego krzaka, każdego płota. Jak człowieka owionęły, to jakby go kto zawinął w mokry całun. 
W takim zimnie, w pustce i w biedzie ludzie gorzknieją. Tak też i rodzice tych dwóch synów. Ojciec ich łajał, matka fukała i garnkami trzaskała po kuchni. Co tamci dwaj zrobili, wszystko zdało się rodzicom nie tak. Wciąż ich pędzali po to, po owo, wciąż kazali coś robić, a potem gniewali się, że źle.
Kiedyś ojciec posłał synów o świcie do lasu po drwa. Nie pożegnał ich dobrym słowem, matka nie dała im kawałka chleba na drogę — po prawdzie to nie miała. Las tam był sosnowy, mizerny jak to na wysokościach wielkich i cały śniegiem zawiany. Idą bracia, mróz pcha im się do butów, ziąb pod kurty zagląda, a żołądki aż burczą z głodu. 
Wreszcie starszy brat stanął i wykrzyknął: 
— Dość mam takiego życia! Pójdę w świat. Albo zginę, albo mi będzie lżej. 
— Ja z tobą — powiedział młodszy. — Jak się gdzieś ustalimy, to weźmiemy rodziców do siebie. 
Poszli ku dolinom. Przy starej sośnie koło źródła ścieżki się rozchodziły. Jedna zbiegała nad strumyk i w dół przez łąki, na których śnieg już stajał. A druga skręcała w jeszcze wyższy, jeszcze czarniejszy bór. Starszy brat chciał iść łąką, a młodszy lasem. Więc pożegnali się pod tą sosną i obiecali sobie, że za rok spotkają się w tym samym miejscu.  Młodszy wszedł znowu w las. Szedł i szedł aż do wieczora. Ledwo już się wlókł, tak zesłabł z głodu i z zimna.  Słońce zaraz zajdzie, a bór szumi, jakby groził. Czasem śnieg osypie się z gałęzi za kołnierz, czasem szyszka w głowę pacnie. Czasem zatrzeszczy sucha gałąź, a wtedy nie wiadomo, czy to nie dziki zwierz się skrada. Straszno w tym borze. Wreszcie chłopak doszedł do ogromnego drzewa. A to drzewo rozrosło się szeroko i było całe zielone i gęstymi liśćmi szemrzące, jakby to był środek lata. 
Stanął i aż głowę zadarł ze zdziwienia, że wierzchołek drzewa sięga tak wysoko w niebo nad sosny borowe i taki jest zielony, mrozem nie tknięty, śniegiem nie osypany. Poznał, że to jabłoń.


Bajka o smokach - seria z Wiewiórką

Bajka o smokach