sobota, 2 czerwca 2018

seria książeczek z "Wiewiórką" - bajeczka wierszowana o śpiącym tygrysku

Pan Tygrys
polska bajeczka wierszowana


Przymknąwszy oczy, zmarszczywszy brwi,



pan Tygrys w hamaku sobie śpi.



Zobaczyły to zaraz ptaki 
i chór urządziły taki:
"Panie Tygrysie, panie Tygrysie,
może pan z nami zabawiłby się?"
A Tygrys nic. Śpi.

bajka afrykańska- o żabie i groźnym skorpionie

Skorpion i żaba 
bajka afrykańska

Pewnego razu nad brzegiem rzeki spotkała się żaba i skorpion. Oboje chcieli przedostać się na drugą stronę.
Dla żaby, która była świetną pływaczką przeprawa nie była niczym nadzwyczajnym. Skorpion jednak nie był stworzeniem wodnym postanowił więc przekonać żabę, aby mu pomogła.
Ilustracja: Patrico Oliver
Długo ją namawiał jednak żaba twierdziła, że nie może mu pomóc, gdyż zna sztuczki skorpiona i obawia się, że ten ją ukąsi swoim śmiercionośnym żądłem w trakcie przeprawy. W końcu skorpion powiedział, że ukąszenie 
żaby kiedy płynęliby przez głęboką rzekę byłoby z jego strony bardzo głupim zachowaniem. Przecież wtedy on sam zginąłby w rwącym nurcie.
Ten argument przekonał żabę. Pozwoliła skorpionowi wejść na swój grzbiet i wskoczyła do wody. Gdy byli na środku rzeki skorpion wykonał gwałtowny ruch odwłokiem i śmiertelnie ukąsił żabę. Gdy oboje zaczęli tonąć żaba z wyrzutem zapytała dlaczego skorp
ion to zrobił. Przecież przez to oboje zginą.
Skorpion odrzekł krótko, że nic nie mógł na to poradzić taka już jest jego natura i musiał to zrobić.
Morał z tej przypowieści jest następujący:
"Każdy chce wierzyć, że Ci z którymi mamy do czynienia mogą się zmienić.
Zmiana taka jest jednak bardzo trudna i w większości przypadków kończy się porażką."


Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek
Zobacz też: inne bajki afrykańskie

Złoty arbuz - bajka uzbecka w wydaniu Poczytaj mi mamo

Złoty arbuz
bajka uzbecka


Bardzo dawno temu w pewnej wsi uzbeckiej mieszkał biedny Zuchar. Jego pole było maleńkie, 
chata też mała. W takiej chatce wszystkiego było niewiele. 


Właśnie przyszła wiosna. Biedak pracował od świtu do nocy na swoim poletku. 
Znużony, na chwile przystanął, żeby otrzeć pot z czoła. 


Wtedy ujrzał spadającego bociana. Zuchar zostawił robotę, podbiegł do ptaka. Bocian miał złamane skrzydło. Zajął się Zuchar bocianem, zaniósł czym prędzej do domu, opatrzył starannie.


Potem długo leczył ptaka. Dzielił z nim ciasną izbę, karmił, poił. Niczego boćkowi nie żałował. 
I wreszcie bocian załopotał skrzydłami, podskoczył kilka razy i wzbił się w powietrze.

Poczciwemu Zucharowi zrobiło się trochę smutno, że już nie ma o kogo dbać… 
Wziął łopatę i grabię, poszedł wolnym krokiem na swoją małą działkę. Pracował i myślał, jak też czuje się jego bociek. Rzucał ostatnią garść ziarna, kiedy nad polem ukazał się wyleczony przez niego bocian. Okrążył Zuchara raz i drugi, a za trzecim razem zrzucił mu trzy pestki arbuza. 
Zuchar wetknął pestki w ziemię. Po kilku dniach nasiona zakiełkowały.

Poczciwy rolnik podlewał je, okopywał, patrzył, jak rosną. Potem, gdy już się arbuzy rozrosły, wyrywał chwasty, spulchniał ziemię. Kiedy przyszła pora zbiorów, arbuzy błyszczały wspaniale. Ledwie, ledwie doniósł je do domu, takie były ciężkie. Zaraz też zaprosił wszystkich znajomych, żeby popróbowali takich smacznych, dorodnych owoców.

Siedli wszyscy wokół stołu, Zuchar chwycił nóż.
Ledwie zaczął kroić, a tu na stół sypie się cała góra złotych monet. Goście osłupieli ze zdumienia.
A Zuchar mówi skromnie do znajomych:
- Wybaczcie, że mój arbuz jest złocisty, a nie mięsisty. Ale to wam chyba nie zaszkodzi? Bierzcie pieniądze!
Potem rozkroił wszystkie arbuzy. Też były wypełnione złotymi monetami. Trzy arbuzy dały gospodarzowi i jego gościom tyle złota, że nikomu już potem niczego nie brakowało. W małych chatach wszystkiego przybyło, więc i chaty musiały być większe!

Tuż o miedzę z ubogim do niedawna Zucharem sąsiadował bogaty Muchar. Muchar przyszedł do Zuchara, choć go przedtem wcale nie dostrzegał.
- Nie odzywałem się do ciebie przez całe lata, bo byłeś biedny, ale teraz u ciebie się zmieniło– powiedział Muchar.– Ludzie powiadają, że masz strasznie dużo złota. Jak to się stało? I Zuchar opowiedział wszystko o bocianie.
„Udało się Zucharowi, mnie się musi jeszcze bardziej udać” – pomyślał sobie bogacz.

Poszedł w pole. Patrzy, po trawie przechadza się bocian. Zaczął go chciwy Muchar podglądać. Zauważył, że po obiedzie bociek śpi sobie, nie przerywając stania na jednej nodze. Podkradł się Muchar do śpiącego boćka, zarzucił mu kapotę na głowę. Ogłuszonego ptaka przyniósł do domu i udawał, że dba o niego.
- Byłeś chory– wmawiał boćkowi.- Znalazłem cię na łące, przyniosłem do siebie. Już się czujesz lepiej?– mówił obłudnie.

Wreszcie wypuścił bociana.
- A odwdzięcz mi się!- przypominał.
Bocian odleciał. Wrócił za kilka dni i zrzucił bogaczowi pestki arbuza. Bogacz prawie nie odstępował wschodzących kiełków, a później coraz potężniej rosnących arbuzów. Nie spał, mało jadł, tylko czekał na tę chwilę, kiedy będzie mógł rozkroić złote arbuzy.

Wreszcie ta chwila nadeszła. Wokół stołu zasiedli tylko najbliżsi krewni bogacza.

Muchar wbił w arbuz, specjalnie na ten dzień naostrzony, nóż. Arbuz natychmiast rozleciał się z trzaskiem, a z wnętrza wysypał się obłok pyłu. Od tego pyłu wszyscy zebrani zaczęli kichać.
Kichali coraz głośniej i coraz częściej, raz za razem, bez przerwy.

Od tego kichania zaczął trzeszczeć i opadać sufit, a później dach. Muchar i jego krewni kichali dalej i coraz głośniej, więc cały popękany dom to wznosił się, to znów płasko opadał.

I byłoby tak do końca świata, gdyby nie Zuchar. Zuchar wyciągnął wszystkich po kolei ze zrujnowanego domu i chlusnął wodą z konewki, żeby spłukać pył.

Ale i tak chciwy bogacz Muchar kichał co dzień dziesięć razy.
I nikt mu nie powiedział: „Na zdrowie!” – bo nikt nie lubił niedobrego skąpca.

Autor: Bolesław Zagała
Ilustracje: Julitta Karkowska - Wnuczak
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie

bajka afrykańska- o szympansie i żółwiu

Żółw i szympans
bajka afrykańska

Działo się to bardzo, bardzo dawno temu w głębi afrykańskiej równikowej dżungli. W tych bardzo, bardzo odległych czasach było wiele różnych tradycyjnych zwyczajów, o których często dzisiaj już zapomniano. Jednym z nich był bardzo piękny zwyczaj wspólnych posiłków mieszkańców wioski. Każdy, kto wracał z połowu czy polowania, dzielił się tym, co złowił czy upolował, ze wszystkimi. Wszyscy wszystkim dzielili się między sobą i dzięki temu w wiosce nigdy nie było głodu.
Pewnego razu, w jednej z takich dawnych tradycyjnych wiosek, podczas takiego wspólnego posiłku, zaczęto rozmawiać na temat tego co kto przyniósł do podziału. Padały bardzo różne komentarze. 

Z jednych śmiano się, innych słuchano w ciszy i zadumie.

Ilustracja: Jolanta Marcolla

bajka azjatycka (arabska) z Bliskiego Wschodu o kolorowych paciorkach

Cztery szklane paciorki
bajka perska - obecnie Iran

W mieście Balch, w dalekiej Persji, gdzie książęta mieli białe marmurowe pałace w różanych ogrodach, handlarze — bogate bazary, a biedota — nędzne lepianki, żyli czterej przyjaciele. Byli to kupcy. Wszystkim czterem z początku powodziło się dobrze. Potem wszystkim czterem jednocześnie zaczęło się powodzić źle i coraz gorzej. Nie mieli czym zapłacić za towary, które pobrali dla swoich sklepów. Wierzyciele zagrozili im, że zabiorą wszystko, jeżeli kupcy nie popłacą długów.  Czterej przyjaciele poszli po radę w góry, do mądrego starca. Ten starzec pomógł już niejednemu, znał różne tajemne i czarodziejskie sprawy.
Ilustracja: Monika Orłowska- Gabryś ??
Mędrzec wysłuchał ich spokojnie. Potem wziął szkatułkę z onyksu — takiego drogiego kamienia — otworzył ją i coś wysypał z niej sobie do ręki. Wyciągnął rękę ku czterem przyjaciołom i zobaczyli cztery szklane paciorki: czerwony, biały, żółty i niebieski.
Mędrzec powiedział:
— Weźcie sobie te kuleczki. Każdy z was niech położy jedną na fałdach swojego turbanu. Pójdźcie w świat i uważajcie, gdzie te kulki spadną. Niech każdy kopie tam, gdzie upadł jego paciorek, a znajdzie to, co mu los przeznaczył. Później możecie się z sobą zamienić albo dzielić się z innymi, jeżeli zachcecie.
Przyjaciele wyciągnęli ręce po paciorki. Hasyn wziął czerwony, Dahik biały, Gazy żółty, a Gadib niebieski. Podziękowali starcowi za dary i poszli.  Co prawda oczekiwali innej pomocy, a nie tylko czterech szklanych paciorków, z których nie wiadomo, czy będzie jakaś korzyść. Jednak posłuchali rady mędrca. Wrócili do Balch po łopaty, każdy położył swój paciorek na turbanie i wyruszyli w drogę.
Najpierw spadł czerwony paciorek Hasyna. Zaczęli zaraz kopać w tym miejscu i znaleźli bogatą żyłę rudy miedzianej.
Ucieszony Hasyn zawołał:
— Zostańcie ze mną, bracia! Podzielmy się uczciwie, a nie będziecie potrzebowali nigdzie dalej chodzić. Nie wiadomo, czy znaleźlibyście coś lepszego, a tej miedzi jest dość dla nas czterech.


piątek, 1 czerwca 2018

z serii: "Poczytaj mi mamo" - Kurczak

Kurczak 


Muskułów to ja nie mam. Nie. Ręce mam takie cienkie, cienkie... Cały jestem cienki. I chudy. I jestem najmniejszy W naszej zerówce. Dlatego mówią na mnie Kurczak. Nie Bulwa, bo Bulwa mówią na grubego Krzycha. Nie Tojota, bo tak mówią na Wieśka, co go tata przywozi samochodem japońskim. Nie Tygrys, bo Tygrys to jest ten Jurek, co ma kurtkę w pasy żółte i Czarne. Mówią na mnie Kurczak, bo jestem podobny do kurczaka. Jest mi przykro. Piję dużo mleka. Jem takie mnóstwo klusek i chleba, że aż mi brzuch pęka. Bo bardzo chcę być większy. Ale jakoś nic nie pomaga. zrobiłem sobie taką miarkę na drzwiach mojego pokoju. I co dzień się mierzę. Ale co dzień jestem taki sam. Wczoraj rano znów się mierzyłem. I wyszło mi, że urosłem!!! Tak się ucieszyłem, aż tu wchodzi mama i mówi: 
— Zapomniałeś zdjąć drewniaczki przed mierzeniem. 

No tak. Zapomniałem. 

bajka z odległej i zimnej Tuwy (państwo to istniało w 1921-1944) o Uskeze

O litościwym Uskeze 
bajka tuwińska 

Wczasach, do których nikt już dzisiaj nie sięga pamięcią, nad brzegiem wielkiej rzeki, która i teraz niestrudzenie dąży ku dalekiemu morzu w swej nie kończącej się wędrówce, w nędznej chałupce, skleconej z gałęzi i siwego szlamu, mieszkało dwoje biedaków: chłopiec imieniem Uskeze i jego stara matka. Trudno sobie wyobrazić większą nędzę. Za przyodziewek służyły im znoszone łachmany, które od czasu do czasu ofiarowywali im bogatsi, a żywili się tym, czym zechciała ich obdarzyć rzeka, i mlekiem kóz pobekujących w niewielkiej, przytulonej do chatynki zagródce. Mimo to byli jednak
Zofia Stryjeńska
szczęśliwi. Nigdy ich umysły nie roiły marzeń o bogactwie, nigdy nie pragnęli pieniędzy. Byli szczęśliwi, bo nie znali pożądliwości, nie skaziła ich chciwość, a radowało to, iż rzeka pluszcze, wiatr szemrze w konarach drzew i każdego ranka wstaje słońce, by mógł nastać nowy dzień. Zawsze o świcie, jeżeli pozwalała na to pogoda, Uskeze udawał się nad rzekę. Zarzuciwszy sieci łowił tyle ryb, by starczyło ich na zaspokojenie głodu aż do następnego połowu. Jeśli w okach sieci uwięzło więcej ryb niż mogli zjeść, uwalniał je delikatnie, bacząc aby nie uszkodzić im skóry i wypuszczał na powrót do wody.

Tak mijały dni, tygodnie i miesiące. Nie zdarzyło się nigdy, by rzeka poskąpiła im swych płodów i by Uskeze kiedykolwiek powrócił do chaty z pustymi rękoma. Ale nic przecież na tym świecie wiecznie trwać nie może — ani szczęście, ani nieszczęście, ani wesele, ani smutek. Stało się zatem któregoś poranka, iż chłopiec wielokrotnie na darmo zarzucał sieć, bo nie wpadła w nią ani jedna ryba. 

bajka zachodniosłowiańska z Czech o zapomnianym diable


Zapomniany diabeł 
bajka czeska


Między Kaczynią a Dalskabatami w starym bukowym borze, skąd mroku nie wypłoszy nawet południowe słońce, stała sfatygowana chałupka, była gajówka czy licho wie co. Nikt już w okolicy nie pamiętał, po co ją tam ludziska postawili, ani też czemu później się z niej wynieśli. Może dlatego, że tam straszyło. Dawno już temu dyrekcja piekła przydzieliła tam podstarzałego, co najmniej siedmiusetletniego diabła, pierwotnie się nazywał Trepifajksel, później mówili mu Kunygund, ale że w tej chałupce od niepamiętnych lat żył samotnie, więc też to jego prawdziwe imię, jak to się mówi, wyleciało mu z głowy.

czwartek, 31 maja 2018

z serii: "Poczytaj mi mamo" Boję się"

Boję się 

Ja wszystkiego się boję.Psa na przykład się boję, bo tak okropnie szczeka i ma rozgniewane oczy. Albo wróbelka, który wypadł z gniazda i tak piszczy, i piszczy, a ja nie wiem, co robić — i płaczę. 

Boję się, jak milicjant wchodzi do naszej bramy. Pani w zerówce się boję. Ona krzyczy, że zaraz oszaleje. 

bajka europejska z Polski z cyklu:"Książeczki z PRL-u" o podróżach Pani Wrony

bajka europejska - pory roku w roli głównej (Baśń o dwunastu miesiącach, Bracia miesiące

Baśń o dwunastu miesiącach
bajka rosyjska
w opracowaniu Janiny Porazińskiej


Była w chacie gospodyni. Miała córkę i miała pasierbicę. Pasierbica była dobra, a córka była dokucznica. Pasierbica zawsze miała główkę gładko przyczesaną, liczko umyte, sukienkę, choć biedniutką, ale czystą. Córka była roztargana, często nieumyta, a jak jej się spódniczka ubłociła, to w takiej szargulicy wciąż chodziła. Ludzie na pasierbicę mówili: -” ładniuśka”; na córkę mówili: -„brzydulicha”. Więc macocha pasierbicy strasznie nie lubiła. Tak umyśliła sobie: "Pozbędę się jej, do lasu ją wyślę, niech ta gdzie w boru uśmiertnie." 
Nadszedł grudzień. 


Spadły śniegi i przyszedł mróz, a srogie wichury dujawice po polach pędziły i tumanami śniegu migotały. 
Raz co się dzieje… 
Woła macocha pasierbicę i mówi: 

bajka z europejskiej wyspy o jeżu i szakalu

Jak jeż szakala przechytrzył
bajka maltańska

Pewnego razu spotkał się jeż z szakalem. 
— Wiesz — powiada szakal — byłoby dobrze, gdybyśmy wspólnie uprawili kawał pola, mielibyśmy co jeść na zimę. 

— Co racja, to racja — odrzekł jeż. 

Zabrali się do roboty, zaorali pole i rzepy nasiali. Kiedy wszystko ładnie wzeszło, przyszli, popatrzyli, językiem mlasnęli. 
— Będzie co jeść, oj, będzie. 
Nadeszła pora zbiorów.


Jeż mówi do szakala:

bajka azjatycka z Dalekiego Wschodu o chytrym sąsiedzie i demonach

Demony i chytry sąsiad
baśń japońska



Ilustracja: Jacek Urbański
Na skraju wioski, pośród żyznych pól ryżowych, graniczących z gęstym czarnym lasem, stała bambusowa chatka, kryta słomianą strzechą. Żył w niej stary drwal - niegdyś człowiek pogodny i wesoły, lubiany przez wszystkich mieszkańców wioski. Od wielu lat jednak staruszek unikał ludzi i krył się w lesie, szukając samotnych ustroni. Miał bowiem olbrzymią narośl na prawym policzku i nie chciał jej widokiem razić sąsiadów. Pewnego dnia, kiedy drwal ścinał drzewo w lesie, zajęty pracą nie zauważył, jak chmury zaciągnęły niebo i dokoła zrobiło się ciemno. Nagle zerwał się wicher i pierwsze wielkie krople ulewy spadły na ziemię. Staruszek ukrył się w dziupli drzewa, którego szerokie gałęzie rozpościerały się nad polaną. Ulewa trwała długo i znużony drwal zasnął wreszcie w swoim przygodnym schronieniu. Kiedy się zbudził, była już noc. Deszcz przestał padać, gwiazdy zabłysły na niebie, nad wierzchołkami drzew jasno świecił księżyc. Nagle do uszu drwala doszły dźwięki wesołej muzyki. Nie, to nie był sen. W takt przedziwnej, urzekającej melodii w barwnym korowodzie tańczyły na polanie wokół drzewa demony. Noc stała się kolorowa - czerwona, niebieska, a w tańcu przesuwały się przed oczyma staruszka potworne głowy - jednookie, bez uste, rogate. Drwal ogromnie się przeraził ale bojąc się poruszyć, jednocześnie coraz bardziej poddawał się zachwytowi. Staruszek kochał muzykę i taniec, toteż zapominając o strachu, bezwiednie wysunął się z dziupli i przyłączył do korowodu. Tak tańczyli razem aż do świtu. Zaniepokojone nastającą jasnością demony przyjaźnie pożegnały drwala prosząc, aby znów przyszedł je odwiedzić. Dawno już nie widziały tak wesołego i ładnie tańczącego człowieka. - Czy tylko dotrzymasz swej obietnicy? - zapytał jeden z nich z powątpiewaniem. Aby się upewnić, iż drwal przyjdzie następnej nocy, po naradzie z innymi demonami odjął mu narośl z prawego policzka i zabrał jako zastaw. Nim pierwszy promień słońca rozświetlił leśną gęstwinę, demony znikły bez śladu. Staruszek pozostał sam w lesie. Nie czuł żadnego bólu w policzku, który był zdrowy i gładki jak niegdyś. Słońce jasno świeciło na niebie, gdy uszczęśliwiony drwal wracał do wioski. Po raz pierwszy od wielu lat nie krył się przed ludźmi, którzy cieszyli się widząc go uleczonym i zdrowym. Niedaleko chatki drwala mieszkał pewien wieśniak, który miał podobną narośl na lewym policzku. Kiedy posłyszał, że jego sąsiad łatwo pozbył się przykrego guza i że demony prosiły go, by je znów odwiedził - nic nikomu nie mówiąc, postanowił ubiec staruszka. Gdy zmrok spowił ziemię, udał się do lasu na tajemniczą polankę. Usiadł pod wielkim drzewem i czekał. O północy pojawiły się nagle demony i rozpoczęły swój taniec. Wieśniak przyłączył się do nich, wciąż myśląc o tym, jak chytrze pozbędzie się narośli. Nie potrafił jednak opanować strachu i tańczył tak brzydko, że wzbudził w demonach tylko niechęć. Nie chcąc już, by do nich przychodził, postanowiły zwrócić mu zastaw. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, prawy jego policzek ozdobiła narośl sąsiada, a tańczące demony zniknęły w jednej chwili.

Autor: Maria Juszkiewiczowa
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z Dalekiego Wschodu i inne bajki azjatyckie

z serii " Poczytaj mi mamo" - Kredki


Kredki 



Ja jestem najładniejsza z całej zerówki. I imię też mam najładniejsze: Paulinka. Mam najdłuższy warkoczyk. I babcia mi go co dzień zaplata wstążką i wiąże na końcu piękną kokardę. Mam fartuszek granatowy, z falbankami. Te falbanki są sztywne i namarszczone, i tak ślicznie szeleszczą. W zerówce jestem najlepszą uczennicą. Mam czyściuteńki zeszyt i pięknie rysuję, i umiem wszystkie cyferki i literki duże i małe. Lubię chodzić do zerówki. 



środa, 30 maja 2018

bajka azjatycka o kupieckiej córce

Córka kupca 

baśń gruzińska


Było to albo i nie było - żył na świecie pewien bardzo bogaty kupiec. Miał dwoje dzieci - córkę i syna. I córka i syn uczyli się. Córka uczyła się w tym mieście, gdzie żył jej ojciec, kupiec, a syn w sąsiednim miasteczku. Miał ten kupiec bliskiego przyjaciela, zakonnika. Tak mocno kochał kupiec tego zakonnika, niczym swego brata. Pewnego razu kupiec handlować w innym mieście, ale nie miał nikogo, kto zajął by się jego domem i zaopiekował się jego córką. Zaprosił do domu swego przyjaciela i pyta o radę: - Nie wiem co robić. Muszę jechać handlować, ale komu pozostawić córkę i całe moje bogactwo?
A zakonnik mówi:
- A ja dlaczego nazywam się Twoim przyjacielem? Z wielką radością oddam Ci przysługą i zaopiekują się i Twoją córką i całym Twoim bogactwem!
Ucieszył się kupiec, objął zakonnika i mówi:

- Jesteś moim aniołem, wybawcą!
I tak kupiec powierzył przyjacielowi dom i córkę i z lekkim sercem ruszył w daleką drogę. Minął jakiś czas. Zakonnik gorliwie zajmował się domem, a najwięcej uwagi poświęcał młodej dziewczynie. A dziewczyna była tak piękna, że nie ma piękniejszej od jej na świecie. I stracił zakonnik dla niej głowę zupełnie, i w końcu pewnego dnia powiedział do niej - kocham cię, chcesz czy nie chcesz będziesz moją żoną! Ale wszystkie jego prośby i błagania były daremne. Nawet nie patrzy na niego piękna dziewczyna i słowa czułego nie powie, tylko chmurzy się, opuszcza oczy i milczy.

 Zrozumiał wreszcie zakonnik, że prośbami nic nie osiągnie i zaczął w końcu jej grozić:
-Nie chcesz? Dobrze, napuszczę na ciebie ojca i brata, - wiesz przecież jakie mają do mnie zaufanie. Biada Ci, jeśli się nie zgodzisz zostać moją żoną!
Długo opierała się wstrętnemu zakonnikowi biedna dziewczyna, ale tak ja zastraszył i zatruł jej życie, że pewnego dnia powiedziała: - przychodź w taki a taki dzień do łaźni i wtedy się zgodzę.
Ucieszył się zakonnik i w wyznaczony dzień pobiegł do tej łaźni. Zanim się zjawił, przyszła do łaźni dziewczyna, poprosiła kąpielowego o pomoc. Dała mu kilka złotych monet, a on dał jej rozgrzany do czerwoności rożen i wpuścił do łaźni. Tylko weszła, zakonnik podskoczył z radości. Był pewien, że wreszcie złamał upartą dziewczynę i że od tej pory będą żyli razem jak mąż i żona. A tu ku jego wielkiemu zdziwieniu, wyskoczyła dziewczyna i krzyczeć zaczęła: - Diabeł w Ciebie wstąpił i do szaleństwa doprowadził, już ja Ci dam nauczkę! – i wypaliła złemu zakonnikowi na piersi krzyż rozpalonym żelazem. Zakonnik zawył z bólu i zanim doszedł do siebie, dziewczyny już nie było. Minęło trochę czasu, a mściwy zakonnik zapomnieć nie może 
krzywdy doznanej od pięknej dziewczyny, planuje srogą zemstę.

bajka azjatycka o bardzo strasznym wężu

Straszny wąż 
bajka azjatycka

Wydarzyło się to dawno, dawno temu w kraju wschodzącego słońca. 

W pewnej górskiej dolinie żył sobie ogromny wąż. Był bardzo niebezpieczny. Pożerał wszystko, co stanęło na jego drodze. Ludzie więc jak ognia unikali tego miejsca. Woleli nadrobić drogi, byle tylko nie przechodzić przez dolinę. Po drugiej stronie doliny, u podnóża wysokiej góry, znajdowała się niewielka wioska. Mieszkała tam matka z synem. Kiedy do ich domu zajrzała bieda, młodzieniec wyruszył na poszukiwanie pracy. Znalazł ją w odległej wiosce. Już prawie podjął się nowych obowiązków, kiedy dotarła do niego wiadomość, że matka ciężko zachorowała. Natychmiast spakował tobołek.

- Gospodarzu, nie mogę zostać. Muszę wracać do chorej matki - powiedział.

- Trudno, tylko nie chodź na skróty, przez dolinę. Zbliża się noc i wąż na pewno wyszedł już z ukrycia - gospodarz na pożegnanie ostrzegł jeszcze chłopaka.

Ten jednak nie chciał tracić czasu. Pragnął jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie posłuchał więc życzliwej rady gospodarza. Poszedł na skróty. Słońce już dawno zaszło, a on wciąż był w drodze. Nogi odmawiały mu 
posłuszeństwa, ale on nie spoczął. Dopiero przed północą zabrakło mu sił. Na szczęście na tym odludziu dostrzegł chatę. Tu postanowił spędzić resztę nocy. Już prawie zasypiał, gdy głośno trzasnęły drzwi.
Po chwili usłyszał czyjś głos:
- A cóż to za śmiałek odważył się wejść do mojego domu?
- A kto o to pyta? - zapytał młody człowiek.
- Jestem właścicielem chaty, a także postrachem całej okolicy.
W chacie zrobiło się widno od świecy, którą trzymał starzec z bardzo długą brodą
- Ha, ha, ha ... Ty postrachem okolicy - roześmiał się chłopak. - Postrachem jest ogromny wąż...

- Taaak! To ja nim jestem, ale tylko w dzień. Wszyscy się mnie boją i słusznie, bo nikomu nie daruję życia. Może tylko tobie, bo nie okazałeś strachu. Powiedz mi jednak, dlaczego znalazłeś się na mojej drodze?

- Wracam do chorej matki. Bardzo ją kocham i jak najszybciej muszę być przy niej. Nigdy bym jej nie opuścił, gdyby nie te nieszczęsne pieniądze - pożalił się.

- O, zdradziłeś, co jest dla ciebie najgorszą rzeczą! Pieniądze - powiedział wąż. - Znam więc twój sekret. Powiem ci, że dla mnie najgorszą na świecie rzeczą jest dym z tytoniu. I to on jest właśnie moją tajemnicą. Pamiętaj, nie wolno ci tego nikomu zdradzić. Jeśli komuś o tym powiesz, to zemszczę się na tobie.

Następnego ranka młodzieniec opuścił chatę węża. Wytrwale maszerował w stronę domu. Dotarł tam tuż przed zmrokiem. Matka widząc ukochanego syna, zaraz poczuła się lepiej. Radości było więc co nie miara.

Wbrew zakazowi chłopak zdradził jednak tajemnicę węża. Zbyt wiele strachu i strat przynosił on ludziom. Mieszkańcy wioski wykorzystali tę informację i przepędzili dymem z tytoniu groźnego intruza.

Wąż domyślił się, komu to zawdzięcza. I tak jak wcześniej obiecał, postanowił zemścić się na młodym człowieku. Pewnego wieczora udało mu się przemknąć pod jego chatę. Była już ciemna noc. Przez otwarte okno wrzucił do środka olbrzymią skrzynię z pieniędzmi, by go zniszczyły. Nawet przez chwilę nie przypuszczał, że w ten sposób odmieni jego życie i to na lepsze. Od tej bowiem pory młodzieniec ów oraz jego matka, a także cała wioska, żyli sobie w dostatku.

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie

wtorek, 29 maja 2018

bajka bałtycka ludów karelskich o mądrej wronie ( Europa Wschodnia/ Kraj Federacji Rosyjskiej)

O mądrej wronie 
bajka karelska


Ilustracja: Frank Wilson
Na wielkiej wyspie, gdzie żywności było dość i dla ludzi, i dla zwierząt, osiedliła się stara wrona. Wczesną wiosną zniosła trzy nakrapiane jajeczka, a kiedy wylęgło się z nich troje wiecznie głodnych, nieopierzonych piskląt, była bardzo zadowolona, że pożywienia jest w bród i że nie musi się po nie specjalnie nalatać, a mieszkając gdzie indziej, pewnie by musiała. 
Jednak niedługo się tym cieszyła. Pewnej nocy przyszła straszna burza i fale morskie zalały całą wyspę. Sięgały coraz wyżej i wyżej, aż do gniazda. 

legenda azjatycka z Dalekiego Wschodu o siwym koniu

Siwy koń
bajka (legenda) japońska



W Krainie Wschodzącego Słońca, w Japonii, koń był powszechnie czczonym zwierzęciem. Przy świątyniach, za drewnianym ogrodzeniem, nieraz można było zobaczyć białego konia lub przynajmniej jego drewniany posąg, pomalowany na biało i przystrojony kwiatami, papierowymi wstęgami przez pielgrzymów składających ofiary. Wnętrze świątyni często ozdabiano malowidłami przedstawiającymi rumaki. Zwyczaj ten powstał w bardzo dawnych czasach, kiedy w Japonii rozpowszechniona była wiara w duchy - kami. Rokrocznie w określony dzień wyznawcy religii shinto obchodzili święto oczyszczenia - Harai. Tego dnia od wczesnego ranka tłumnie spieszyli do świątyni, gdzie zwierzali koniowi swe troski, zmartwienia i zanosili prośby, bijąc głębokie pokłony W skromnej ofierze składali mu wiązki i naręcza siana. Koń był dla Japończyków symbolem czystości i szlachetności. Ma on czuły słuch, długie uszy i dobrą pamięć, potrafi więc wysłuchać wiernych, zapamiętać wszystko, co do niego mówią. Zdarzyło się raz, że Koseno-  Kanaoka, słynny malarz japoński lX wieku, który szczególnie lubił malować konie, ofiarował pewnej świątyni jedno ze swych cennych malowideł. Siwy rumak na obrazie był tak piękny, że sprawiał wrażenie żywego. Tłumy wiernych ściągały do świętego przybytku, by podziwiać wspaniałe zwierzę, Po jakimś czasie, kiedy minęły pierwsze zachwyty i ludzie rzadziej już zaglądali do świątyni, zauważono, że ktoś po nocach niszczy pola i ogrody. Wieśniacy postanowili schwytać nieznanego szkodnika. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy pewnej nocy ujrzeli na łąkach siwego konia, niezwykle podobnego do rumaka na obrazie Kose-no. Zaczęli go ścigać, ale silne i zwinne zwierzę z łatwością przesadzało najwyższe żywopłoty. Już-już mieli mu zarzucić pętlę na szyję, kiedy koń wymknął się zręcznie i popędził przed siebie. Innej nocy, gdy wieśniacy zawzięcie ścigali rumaka, ku zdziwieniu wszystkich ostatkiem sił schronił się w murach świątyni. Ludzie pobiegli za nim, lecz nigdzie go nie znaleźli. Zawiedzeni, chcieli już się rozejść, gdy nagle jeden z nich, przechodząc obok obrazu Kose-no, zawołał: - Spójrzcie, koń Kanaoki ledwie dyszy ze zmęczenia i cały jest pokryty pianą! Wieśniacy zgromadzili się dokoła i po chwili któryś z nich powiedział: - Jak można było, malując obraz, nie uwiązać siwego rumaka! Nic dziwnego, że nocami zrywa się z płótna i hasa po naszych polach. Przyniósł skądiś wiadro z farbą i jednym pociągnięciem pędzla namalował postronek. W ten sposób rumak został uwiązany do drzewa na obrazie. Od tego czasu siwy koń nigdy już nie zrywał się z płótna i nie wyrządzał szkód wieśniakom.

Autor: Maria Juszkiewiczowa 
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z Dalekiego Wschodu i inne bajki azjatyckie

bajka europejska w dwóch odsłonach o wyścigu żółwia z zającem

Żółw i zając
bajka francuska

Chyży, wysmukły i zwrotny zając
Ilustracja: Omar Rayyen
Napotkał żółwia jakoś przebiegając.
«Jak się masz, moja ty skorupo! – rzecze.
– Gdzie to się waszmość tak pomału wlecze?
Mój Boże! Cóż to za układ natury!
Mnie w biegu i sam wiatr nie upędzi,
Żółw na godzinę, w swym chodzie ponury,
Ledwo upełznie trzy piędzi».
«Hola! — opowie – mój ty wiatronogi,
Umiem ja chodzić i odbywam drogi:
Mogę i ciebie ubiec do celu».
Rozśmiał się zając: «Ha, mój przyjacielu,
Jeśli jest wola, ot, cel tej ochocie
Niech będzie przy owym płocie!».
To rzekł i rącze posunąwszy skoki
Stanął w pół drogi. Obejrzy się, a tam
Żółw ledwo ruszył trzy kroki. =

«I na cóż – rzecze – ja wiatry zamiatam?
Nim on dopełznie, tak siebie suwając,

Sto razy wyśpi się zając».
Tu swoje słuchy przymusnął,
Legnie pod miedzą – i usnął.
Żółw, gdy powoli krok za krokiem niesie,
Stawa na koniec w zamierzonym kresie.
Ocknie się zając – w czas właśnie!
Darmo się rzucił do prędkiego lotu,
Bo ten, co idąc, w pół drogi nie zaśnie,
«A kto z nas – mówi – pierwszy u płotu?».

Autor:
Jean de la Fontaine, 
opracował Franciszek Kniaźnin





O bogince Jemiole - Poczytaj mi mamo

Ta śliczna bajeczka, wydana została w 1962 roku przez wydawnictwo " Nasza Księgarnia". Posiadam ją i uwielbiam...



poniedziałek, 28 maja 2018

z serii " Poczytaj mi mamo" - Rybka

Rybka



Opowiem wam o chłopcu, który nie lubił być grzeczny. Chłopiec ten miał sześć lat, a nazywano go Rybka, bo był pieszczoszkiem swoich rodziców i babuni.
— Moja Rybeńko — mówiła na przykład babunia i wiązała mu na szyi ciepły szalik. — Moja Rybeńko, idź sobie teraz na dwór, ale uważaj, żebyś się nie spocił.
— No to po co mi dajesz szalik? — pytał chłodno Rybka.


Na to babcia, że za nic w świecie nie puści Rybki bez szalika, bo jest wczesna wiosna. Na to Rybka bez słowa zdejmował

z serii "Poczytaj mi mamo" - Bijacz

Bijacz

Przyszedł i od razu zaczął. Tak. Od pierwszego dnia.  Stłukł Wioletkę, bo pani ustawiła go z Wioletką w parze. Ona zawsze chodzi bez pary, bo ma brudne ubranie, bo jej tata pije. Bijaczowi nie podobało się, że musi z nią iść. A jak mu się coś nie podoba, to on bije.
Wtedy Wioletka powiedziała: 
„Bijacz” — i wszystkie dzieciaki zaczęły go tak nazywać.
Bijacz bije zawsze niespodziewanie albo kopie, z całej siły. Najczęściej od tyłu. A my jesteśmy słabsi i mniejsi od niego.
Wielki facet z tego Bijacza. Ma sześć lat, jak my wszyscy, ale wygląda na starszego. Jest największy z całej zerówki. Gruby. Mocny. Ręce wielkie ma. Oczy małe. Nos mały. Tylko usta duże. I ciągle się ruszają — albo Bijacz żuje gumę, albo coś je.
No, a ja się garbię. Tak. Jestem chudy. I noszę okulary. I łatwo płaczę. I jeszcze nie dostałem żadnej piątki, bo jak pani na mnie krzyknie, to ja się zaraz denerwuję i zapominam, co miałem powiedzieć.
Dlatego tak się chowam przed tym Bijaczem. Jak on kogoś bije, to udaję, że nie widzę i szybciutko odchodzę. A jak zobaczę Bijacza samego, to uciekam. Może dlatego tak mi się udawało. Aż do wczoraj.
Wczoraj słońce ślicznie świeciło od rana, na drzewach różowe kwiaty, trawa zielona. Szedłem taki wesoły przez podwórko i wymachiwałem workiem od kapci — aż doszedłem do zerówki i otworzyłem drzwi.
I co?... Wpadłem prosto na Bijacza.


niedziela, 27 maja 2018

bajka z Grenlandii

Śpiewający zajączek 
bajka eskimoska 


Pewnego razu młody myśliwy poszedł w tundrę i już z daleka zobaczył zajęczycę z zajączkami. Zaczął po cichutku podkradać się do zwierząt. Ale zajęczyca zauważyła myśliwego i krzyknęła: 
— Szybciej za mną, dzieciaki! 
I zajączki pobiegły za matką. Myśliwy zaś począł gonić zajęczą rodzinę. Długo gonił zające i był już całkiem blisko, gdy nagle zobaczył przed sobą bystrą rzeczkę i zające, które skakały jeden za drugim do wody. Zanim dobiegł do rzeczki, zajączki przepłynęły na drugi brzeg i schowały się za małym pagórkiem. 

Ze zmęczenia i ze złości usiadł myśliwy na kamieniu i gorzko zapłakał. A wtedy najmniejszy zajączek, wysunąwszy długie uszy zza pagórka, zaśpiewał niemiłą dla myśliwego piosenkę: 

Kiedy w tundrze dzisiaj rano 
hasaliśmy z naszą mamą, 
cicho podszedł nas myśliwy, 
więc ratował się, kto żywy, 
w leśnej rzeczki bystrej toni. 
On nie zdołał nas dogonić. 
Teraz siedzi nieboraczek 
i ze złości gorzko płacze. 
He, he, he! He, he, he!
He, he, he! He, he, he! 

Tak śpiewał zajączek. A myśliwemu nie pozostało nic innego, jak tylko włożyć strzały do kołczanu i wrócić do domu bez zdobyczy. Odchodząc, pogroził zającom swoim łukiem i powiedział: 
— No, zające, uważajcie, następnym razem nie nabierzecie mnie!

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:

Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek