piątek, 3 lipca 2020

Gadający sum - bajka angolska

Gadający sum
bajka z Angoli


Ilustracja: Carl-Werner Schmidt-Luchs

Dawno, dawno żyli mąż i żona. Kobieta była bardzo wybredna i wybrzydzała jeśli chodziło o jedzenie. Nic jej nie smakowało: ani kurczak, ani mięso antylopy, ani ryby - z wyjątkiem suma.
Zamęczała więc męża:
- Złap mi suma, chcę suma i tylko suma będę jadła!. Jeśli nie go dla mnie nie złapiesz, umrę z głodu!
Mąż postanowił spełnić jej życzenie. Poszedł na brzeg rzeki, rzucił przynętę, złowił dużo ryb, ale tylko suma nie złowił. Był już zmęczony staniem z wędką w rękach przez cały dzień. I nagle poczuł, jak żyłka w wędce się napina.
- Oooo! - pomyślał mąż – pewnie złapała się duża ryba!
Delikatnie wyciągnął przynętę i zobaczył w wodzie głowę ogromnego suma. Sum był tak potwornie wielki, że mężczyzna przestraszył się i zaczął uciekać.
- Nie bój się!- zawołała za nim ryba ludzkim głosem - Jeśli już mnie złowiłeś, zabierz mnie do swojego domu.
Mężczyzna ostrożnie zbliżył się do brzegu i wyciągnął z wody suma, który już chciał powiesić go na patyku, gdy nagle ryba powiedziała:
- Nie nabijaj mnie na kij bo tym zrobisz mi krzywdę. Idź do gaju palmowego, zerwij kilka liści i upleć dla mnie matę.

czwartek, 2 lipca 2020

Koguci kamień - bajka włoska

Koguci kamień
bajka włoska

Ilustracja: Paul Kidby

Za głębokimi rzekami, za wysokimi górami jest we włoskiej krainie miasteczko Grottanegra. W tym miasteczku żył kiedyś, bardzo dawno, stary Tomasz Aniello. Tomasz Aniello nie miał nic własnego oprócz nędznej odzieży i koguta, którego sam wyhodował.
Pewnego ranka, kiedy głód dokuczał mu bardziej niż zwykle — a pamiętajcie, że głód potrafi nawet wilka wygnać z lasu — Aniello z ciężkim sercem postanowił sprzedać koguta. Zaniósł go na targ. Spotkał tam dwóch czarnoksiężników w czarnych szatach i w czarnych kapeluszach. Czarnoksiężnicy wytargowali od niego koguta za pół lira i w dodatku pod warunkiem, że Aniello odniesie im go do domu i dopiero tam odbierze zapłatę. Czarnoksiężnicy poszli przodem, a Tomasz Aniello za nimi.
Kiedy tak szli, Aniello usłyszał, co tamci dwaj mówili. Chociaż rozmawiali w swoim tajemnym języku, Aniello ich zrozumiał, bo kręcił się sporo po świecie i z niejednego pieca chleb jadał.
Jeden z czarnoksiężników powiedział do swego towarzysza:
— I kto by to pomyślał, Dżennajo, że spotkamy na nasze szczęście takiego półgłówka, który sam nie wie, co ma?
— Tak, to nasze szczęście — zgodził się Dżennajo. — Kiedy wyjmiemy czarodziejski kamień z głowy tego koguta i zrobimy z niego pierścień, będziemy mieli wszystko, o co go poprosimy.
“Oho", pomyślał Aniello, “nie dam się nabrać. Wolę, żeby to szczęście było moje, a nie wasze".

wtorek, 30 czerwca 2020

Dzielny Marcin - bajka rosyjska Tatiany Makarowy

Dzielny Marcin 
bajka rosyjska


Była raz sobie mrówka, a ściślej mówiąc mrówczak. Chcielibyście pewnie wiedzieć, jak miał na imię, jak nazywali go przyjaciele, czterdzieścioro synów i córek, stara matka i czuła, kochająca żona. Istnieje wiele mrówczych imion, ja sama znam ich więcej niż sto. Znałam mrówki, które miały na imię Antoni i Barnaba, i Cezary. Słyszałam też o takich, które nazywały się Damazy, Eugeniusz i Franciszek…. Zresztą, żeby wymienić wszystkie ich imiona, musiałabym mówić przez trzy dni i trzy noce. Ale mrówczak, o którym chcę wam opowiedzieć, nie nazywał się ani Andrzej, ani Konrad, ani Maniuś, tylko po prostu - Marcin. 
O świcie mrówki zwykły spać słodko w swych przytulnych mrowiskach... Ale nasz Marcin nawet pogrążony we śnie rozważał: „Jest nas w mrowisku dwadzieścia rodzin. W poniedziałek Antoni z żoną i z dziećmi nosili z lasu igły sosnowe. We wtorek Barbara, która mieszka piętro nade mną, przywlókł źdźbło trawy. W środę był dyżur Mikołaja, w czwartek Cezary z rodziną wyruszył po skrzydło, aby oszklić okna, a w piątek, choć był to dzień deszczowy, Eugeniusz odszukał i przyciągnął osobiście do mrowiska trzy patyczki. I choć okropnie nie chce mi się wstawać, nie ma rady – wstaję! Takie jest życie mrówek.” 

Marcin zerwał się z łóżka i zaczął budzić swoją rodzinę. 

- Rodzino, pobudka! Rodzino, do mycia! Idziemy do lasu po igły! 


Marcin i jego rodzina cały dzień trudzili się w pocie czoła i dopiero o zmierzchu wrócili do domu. 
Marcin dźwigał na grzbiecie sześć igieł świerkowych, a jego żona trzy. Synowie nieśli patyczki, które znaleźli pod strumieniem, a córki łuski od szyszek. Nawet najmłodszy synek ciągnął dzielnie ogonek od listka, a najmłodsza córeczka, dźwigała grudkę pyłku kwiatowego. 

poniedziałek, 29 czerwca 2020

Dlaczego Księżyc nie widzi na jedno oko - bajka amerykańska z Gwatemali

Dlaczego Księżyc nie widzi na jedno oko?
bajka z Ameryki Południowej

Nasi pra pra pradziadowie byli synami Matki Księżyc – kobiety o jasnych włosach i bladej cerze. Matka Księżyc bardzo kochała swoich synów, choć byli oni psotnikami. Szczególnie lubili dokuczać swojemu najmłodszemu bratu, o imieniu Ahau. Bracia nie zapraszali go do zabawy, nie chcieli także z nim rozmawiać i zawsze zlecali mu najgorsze prace. Ahau znosił to wszystko ze spokojem i wykonywał polecenia bez złości. Kochał swoich braci i zawsze się do nich uśmiechał, nawet kiedy byli dla niego niemili.
Czas mijał niepostrzeżenie. Synowie i córki Matki Księżyc szybko dorastali. Wszyscy pracowali w polu, gdzie uprawiali kukurydzę, ziemniaki, trzcinę cukrową oraz inne zboża, warzywa i owoce. Hodowali również zwierzęta. I choć wszyscy stawali się coraz starsi, to niezmiennie źle traktowali Ahaua. 
Ahau był wyjątkowy. Cokolwiek robił, wychodziło mu wspaniale. Zbierał obfite plony, zwierzęta się go słuchały, a stada pod jego opieką niebywale się rozrastały. We wszystkich dziedzinach odnosił sukcesy. Bracia tego wszystkiego bardzo mu zazdrościli.
Pewnego dnia synowie Matki Księżyc postanowili urządzić radosne święto. By przygotować się do tego wydarzenia odpowiednio, poszli w góry, skąd przynieśli mech, liście i skóry zwierząt, które miały być ich strojem do zatańczenia Tańca Jelenia. I choć wyglądali śmiesznie w tych leśnych przebraniach, to i tak świetnie się bawili. W trakcie zabawy Matka Księżyc przyglądała się ich tańcom z pobłażliwym uśmiechem.
Tego samego dnia Ahau poszedł w góry i spędził tam całą noc. O świcie, gdy pozostali tańczyli, dołączył do nich. Był ubrany we wspaniały strój, ozdobiony wielobarwnymi piórami, a jego głowę zdobiło piękne poroże jelenia. Wyglądał imponująco. Bracia nie mogli oderwać od niego wzroku, tak byli zachwyceni jego strojem i tańcem.
Kiedy Ahau skończył tańczyć, bracia dopytywali:
– Gdzie zdobyłeś taki piękny strój?
Na co Ahau odpowiedział:
– Tam, w górach.
Kiedy bracia to usłyszeli, zaczęli nalegać i prosić, by Ahau zaprowadził ich w to miejsce, gdyż chcieli zrobić sobie równie piękne stroje. 
Matka Księżyc także poprosiła syna:
– Zaprowadź braci, by mogli przygotować sobie nowe wspaniałe przebrania.
Ahau posłuchał Matki, i zgodził się pokazać braciom, gdzie zdobył swój strój. 
Szli długo przez las, aż znaleźli się u podnóża góry Jakskalamte. 
Tam Ahau powiedział do braci:
– Popatrzcie w górę.
Bracia spojrzeli w stronę nieba i zobaczyli piękne stroje zawieszone na gałęziach sosny.
– Wejdźcie na drzewo – zachęcał Ahau. – Wejdźcie i wybierzcie sobie stroje.
Bracia nie zastanawiali się długo. Szybko zaczęli wspinać się na sosnę. Jednak gdy tylko dosięgli gałęzi, zorientowali się, że drzewo urosło, a oni oddalili się od ziemi. Z przerażaniem zaczęli krzyczeć ile sił w płucach.
Nagle spostrzegli, że pod sosną pojawiło się ogromne jezioro. Teraz jeszcze mocniej trzymali się gałęzi, ponieważ bali się, że spadną do głębokiej wody. Gdy nadeszła noc Ahau wrócił do domu. Kiedy Matka Księżyc zapytała go o pozostałych synów, odpowiedział spokojnie:
– Wkrótce wrócą.
Mijały godziny, Matka Księżyc była coraz bardziej zaniepokojona i stawała się coraz smutniejsza. W końcu ubłagała Ahaua, by poszli poszukać zaginionych. Wyruszyli razem w drogę. Gdy dotarli na miejsce, Matka Księżyc, widząc swoich synów uwięzionych wysoko na drzewie, rozpłakała się. Patrzyła na nich z dołu, gdy jeden z synów odciął gałąź i rzucił nią trafiając swą Matkę w lewe oko.
Ahau bardzo się zdenerwował na swych wyrodnych braci i powiedział:
– Niech wyrosną wam ogony, niech wasza skóra pokryje się sierścią, niech wydłużą się wasze uszy! Od tej pory będziecie mieszkać na drzewach, będziecie żywić się wyłącznie owocami i tym, co uda wam się znaleźć w górach!
W tej samej chwili bracia zamienili się w małpy.
Od tamtej pory, gdy księżyc na niebie maleje, gdy przechodzi od pełni do nowiu, zmieniając się z okrągłej tarczy w wąski rogalik, Matka Księżyc patrzy na świat tylko jednym okiem.


Bajka pochodzi ze strony oficjalnej Stowarzyszenia "Jeden Świat"
Ilustracje są dobrane przeze mnie tematycznie, 
ale nie są ilustracjami do w/w bajeczki. 

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:

Dlaczego iskrzy się Kolumbia?- bajka indiańska z Ameryki Północnej i Południowej

Dlaczego iskrzy się Kolumbia?
bajka indiańska z Ameryki Północnej  i Południowej

Marynka - Kruszynka - bajka rosyjska

Marynka - Kruszynka
bajka rosyjska

Są na świecie ludzie dobrzy, są nieco gorsi, a są też i tacy, którzy wstydu za grosz nie mają. Do takich właśnie trafiła Marynka-Kruszynka, biedna sierota. Wzięli ją do siebie, odkarmili i przy robocie głodem zamorzyli: ona tka, ona przędzie, ona sprząta i wszystkiego dogląda. 
A miała jej gospodyni trzy córki: najstarszą zwali Jednooczką, bo miała jedno oko pośrodku; średnią Dwuoczką, bo miała dwoje oczu, a najmłodszą – Trójoczką, bo trojgiem oczu patrzyła. Córki gospodyni nic nie robiły, u wrót siedziały i na drogę patrzyły, a Marynka-Kruszynka na nie pracowała: tkała, prała, wyszywała i dobrego słowa nie słyszała.
Bywało, że pójdzie Marynka na łąkę, obejmie łaciatą krówkę za szyję, przytuli się i użali na swą niedolę:
- Krasulko-matulko! Biją mnie i łają, płakać nie pozwalają i kromki chleba nie dają. Na jutro kazali mi naprząść pięć pudów przędzy, utkać z niej płótna, pobielić je i pozwijać w zwoje.
A krowa mówi ludzkim głosem:
- Dziewczątko, jasne słonko, wejdź w jedno moje ucho, wyjdź przez drugie, a wszystko będzie dobrze.



Zrobiła Marynka-Kruszynka, jak jej krowa poradziła: weszła do jednego ucha, wyszła drugim, patrzy – a płótno już utkane, pobielone i w zwoje pozwijane. Odniosła Marynka płótno gospodyni. A ta chwilę popatrzyła, pomruczała i płótno do kufra wrzuciła, a sierocie jeszcze większą robotę zadała.