sobota, 30 czerwca 2018

bajka europejska z Wielkiej Brytanii o gnieździe sroki

Gniazdko sroki
bajka angielska


Wówczas, gdy kury w ostrogach chodziły, 
A małpy żuły tytoń, skacząc wśród listowia, 
A świnie wierszem do siebie mówiły, 
A kaczki zażywały tabakę dla zdrowia, 

wszystkie ptaki zleciały się do sroki, żeby je nauczyła, jak się wije gniazdo.
Sroka bowiem, jeśli chodzi o budowę gniazd, jest najmądrzejszym z ptaków. Zebrała więc wszystkie ptaki wokół siebie i zaczęła pokazywać, jak się to robi. Najpierw wzięła trochę błota i zrobiła z niego rodzaj okrągłego ciastka. 
- Ach, więc to tak się robi - rzekła jemiołuszka i odleciała. 

Dlatego to jemiołuszki do dziś budują takie gniazdka. Sroka wzięła parę gałązek i powtykała je naokoło w błoto. 
- Teraz już wszystko wiem - rzekł kos i odleciał. 
Dlatego kosy po dziś dzień w ten właśnie sposób budują gniazdka. Tymczasem sroka położyła jeszcze jedną warstwę błota na gałązki. 
- To całkiem proste - rzekła mądra sowa i odleciała. 
Dlatego sowy nigdy nie budowały lepszych gniazd. A sroka wzięła znów parę gałązek i oplotła nimi gniazdko.


- Więc o to chodzi! - rzekł wróbel i odleciał.

piątek, 29 czerwca 2018

bajka z Azji z Półwyspu Indochińskiego - Spotkanie z tygrysem - z serii Najkrótsze bajki

Spotkanie z tygrysem
bajka wietnamska


Pewnego dnia królik spotkał słonia.Słoń miał bardzo smutne oczy.
- Co ci jest? Czemuś taki zmartwiony? - spytał znany ze swej bystrości królik.
Lepiej o tym nie mówić, króliczku - odrzekł słoń i machnął żałośnie trąbą. - Tygrys kazał mi się stawić w południe u wodopoju.
- No, to pójdziesz i już. Spotkać się z tygrysem nie taki wielki trud - pocieszał słonia króliczek.
- Tak, ale tygrys powiedział, że mnie zje w południe u wodopoju.
Królik podrapał się w ucho, a potem powiedział do słonia:
- Masz się też kogo bać! Chwyć mnie trąbą i posadź na swojej głowie między uszami. Pójdziemy razem na umówione spotkanie. Tylko zapamiętaj sobie, co ci teraz powiem: gdy tylko uderzę cie łapką, masz się zwalić z nóg i udawać nieżywego.
Słoń i królik ruszyli w drogę. Ledwie słoń zjawił się na brzegu, zobaczył tygrysa.


Wydanie I z 1967 roku, Nasza Księgarnia
Królik ugryzł słonia w ucho i zawołał:
- Do niczego takie mięso! Nie nadaje się do jedzenia! - i palnął słonia łapką w czoło.
Słoń upadł i rozciągnął się jak długi, udając nieżywego.
Przeląkł się tygrys królika, zawył:
- Co za straszny zwierz! Jednym uderzeniem łapy powala słonia!
Nie czekał już na nic. Dał susa w najgęstsze zarośla. Słoń opowiedział o swojej przygodzie zwierzętom w dżungli, a zwierzęta długo się śmiały z tchórzliwego tygrysa.


Autor: Bolesław Zagała
Ilustracje: Zdzisław Witwicki
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie
W zakładce:  Najkrótsze bajki znajdziecie więcej bajeczek z tej serii.



czwartek, 28 czerwca 2018

bajka z Europy Wschodniej (wschodniosłowiańska) o grymaśnej czapli

Grymaśna czapla
bajka białoruska

Czapla spacerowała sobie po łące nad rzeką i namyślała się, co by tu zjeść. Woda płynęła płytko i spokojnie, wszystko było z góry widać jak przez szybę. Czapla dostrzegła szczupaka-zbója, kiedy przemykał się w pogoni za stadkiem maleńkich rybek. 
— Patrz, szczupak! — krzyknęła przelatująca czajka. — Widzisz go? Złap go i zjedz. 
Ale czapla pokłapała tylko długim dziobem i powiedziała: 
— Szczupak jest za chudy. 
Czekała, długo czekała, aż tu nadpłynął lin. 
— Lin, lin, widzisz go? — wołała czajka, trzepocząc skrzydłami. — Lin jest tłusty, złap go i zjedz. 
Ale czapla pokręciła tylko długą szyją i powiedziała: 
— Lin ma za wiele ości.
Ilustracja: John James Audubon
Czekała, jeszcze dłużej czekała, aż tu błysnęły w wodzie dwie srebrne płotki. 
— Płotki, płotki! — krzyknęła czajka. — Złap je i zjedz. 
Ale czapla przestąpiła z jednej długiej nogi na drugą długą nogę i powiedziała: 
— Płotki są za małe. Czajka zawołała: 
— Kiedy tak grymasisz, to już nie będę nic dla ciebie wypatrywać na śniadanie. Poluj sobie sama. Ki — wit! Ki — wit! 
I odleciała. Słońce wzeszło wysoko i grzało, ryby się pochowały. 
Czapla czekała, długo czekała, strasznie długo czekała. Wreszcie poczuła taki głód, że już nie mogła czekać dłużej. 
Pokiwała długim dziobem, pokręciła długą szyją, poszła na długich nogach nad rów i zjadła zwykłą żabę.


Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie
Ilustracje nie są oryginalnymi grafikami w wydaniach papierowych tej bajki.

bajka z Europy o dwóch niegrzecznych myszach

Dwie niegrzeczne myszy 
bajka angielska


Był raz sobie bardzo piękny dom dla lalek. Cały z czerwonej cegły, miał białe okna, prawdziwe, muślinowe firanki, drzwi frontowe i komin. Należał on do dwóch lalek: Lucyndy i Janki, a w każdym razie na pewno do Lucyndy. Janka była kucharką, ale nigdy niczego nie przyrządzała, bo w pudełku pełnym wiórków czekał już gotowy, kupiony obiad. Składał się on z dwóch czerwonych homarów, szynki, ryby, budyniu oraz kilku gruszek i pomarańcz. Nie można było ich wprawdzie zdjąć z talerzy, ale były nadzwyczaj piękne. 


środa, 27 czerwca 2018

bajka z Księgi 1000 i jednej nocy o myszy i łasicy

Opowiadanie o myszy i łasicy
(bajka arabska z Księgi Tysiąca i Jednej Nocy) 

Opowiadają, że w mieszkaniu pewnego człowieka gnieździły się mysz i łasica.
A człowiek ów był biedny. Pewnego razu, gdy któryś z

Ilustracja: Wiebke Rauers
jego przyjaciół zachorował, a lekarz zalecił mu łuskany sezam, dał mu ów przyjaciel pewną ilość sezamu, aby mu go wyłuskał. Ów biedny człowiek zaś powierzył ziarno sezamu swojej żonie, polecając jej, aby wykonała tę pracę, a ona spełniła polecenie i przyrządziła sezam. Tymczasem skoro tylko łasica spostrzegła ziarna sezamu, podbiegła i nie ustając przenosiła ziarna do swojej nory przez cały dzień, aż przeniosła tam większą jego część. A gdy przyszła żona owego biednego człowieka, zobaczyła, że sezamu z pewnością ubyło. Usiadła więc pilnując, kto po niego przyjdzie, aby poznać przyczynę braku. Gdy zaś przybiegła znowu łasica, aby przenieść trochę sezamu do swej nory, tak jak to przedtem czyniła, ujrzała siedzącą w mieszkaniu niewiastę i zauważyła, że ona się jej pilnie przygląda. 
Rzekła tedy do siebie:
- Zaiste, mój czyn mógłby mieć złe następstwa! A kto nie. baczy na skutki, temu los nie jest przyjacielem! Boję się, bo ta kobieta mnie już spostrzegła! Nie mam więc innego wyjścia, jak uczynić coś dobrego, 
przez co wykażę moją niewinność i usunę w cień wszystko, co źle zrobiłam!
I zaczęła wynosić z powrotem ów sezam, który zgromadziła w norze. 
Ilustracja: Sydney Hanson
A gdy kobieta zobaczyła, co robi łasica, tak rzekła do siebie:
- To nie ona jest sprawczynią tego braku, wynosi bowiem sezam z nory złodzieja i składa go tutaj. Oddaje nam przysługę wynosząc sezam z powrotem, a temu, kto dobrze czyni, nie płaci się inaczej, jak tylko dobrym uczynkiem. Ta łasica z pewnością nie zawiniła, że ubyło sezamu! Jednak nie odejdę stąd i będę czatowała, aż przyjdzie złodziej, i dowiem się, kto to taki.
A łasica wyczuła, co przyszło na myśl kobiecie, pobiegła prędko do myszy i powiedziała jej:
- Siostro moja, doprawdy, nic dobrego nie ma w takim, kto nie dba o sąsiadów i nie umacnia przyjaźni!
Rzekła mysz:
- Tak, przyjaciółko moja, cieszę się tobą i twoim sąsiedztwem. Ale z jakiej przyczyny mówisz mi to?
Łasica rzekła:
- Gospodarz tego domu przyniósł sezam i jadł go, on i jego rodzina nasycili się i nie potrzebują już sezamu. Zostawili go przeto i zabrały sobie z niego po trosze wszystkie żyjące stworzenia. Jeżeli więc ty jako ostatnia weźmiesz coś z tego, będziesz miała większe prawo niż inni, którzy już korzystali!
Zadziwiła się mysz, podskoczyła i pomerdała ogonkiem, a łakomstwo zaślepiło ją. Wstała natychmiast i wyszła ze swej nory, i oto ujrzała sezam wyłuskany i błyszczący białością. Kobieta zaś siedziała i pilnowała go, przygotowawszy sobie kij. Ale mysz nie zastanawiała się nad następstwami i nie mogła zapanować nad sobą, podbiegła więc do sezamu i zaczęła jeść. Wówczas kobieta uderzyła ją kijem i rozbiła jej głowę. Przyczyną zguby myszy stało się jej łakomstwo i to, że nie brała pod uwagę następstw swych czynów.


Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne baśnie z Księgi 1000 i jednej nocy

Ilustracje nie są oryginalnymi grafikami w wydaniach papierowych tej bajki.

Ach, te wilki...- bajka o głupim wilku, Głupie wilczysko, Wilczysko

Bajka o głupim wilku 
bajka ukraińska 

Szedł wilk drogą, zobaczył, że gęsi się pasą. A były to gęsi popa. 

Pyta się wilk: 
— Czyjeście wy, gęsi?
— Popowe — mówią.
A wilk na to:
— Wyście dla mnie już dawno gotowe, ja was zjem.
A gęsi mówią:
— My pójdziemy na górę, a ty stań w dolinie. Otwórz pysk, a my ci same do niego wlecimy.
Wzbiły się gęsi i poleciały. A wilk nie zjadł ani jednej. Poszedł dalej, spotkał kobyłę popa.
Pyta jej: 
— Czyjaś ty kobyło?
A ona mówi:
— Popowa.
Wilk: 
— Tyś już dla mnie dawno gotowa, ja cię zjem.
Ona:
 — Ja wyjdę na górę i sama ci wbiegnę do pyska. Bryknęła kobyła i pobiegła. A głupi wilk został sam i poszedł dalej.
Spotyka barany i owce:
— Czyjeście wy, owce? 
A one mówią:
— Popowe.
A wilk:

— Wyście już dawno gotowe, ja was zjem.
A jeden baran mówi do niego:
— Siedź tutaj, w dole, otwórz pysk, to ja ci sam do niego wbiegnę. Baran jak rozpędził się z góry, jak trzasnął wilka czołem w zęby, to wilk aż upadł na ziemię, aż mu krew poszła z pyska.
A baran zabrał się i poszedł. Kiedy się wilk opamiętał, to sam do siebie mówi: 
— Nie wiadomo, czy go zjadłem, czy nie. Zdaje mi się, że go zjadłem, bo z pyska krew mi leci.
Wilk jak był głodny, tak i jest dalej, bo był i jest głupi.



z Księgi 1000 i jednej nocy opowieść o pawiu i wróblu

Opowiadanie o pawiu i wróblu 

W dawnych czasach żył wróbel, który odwiedzał codziennie pewnego ptasiego króla. 
A tak długo zawsze przebywał u niego w gościnie, że był pierwszym, który do króla przychodził, i ostatnimi który od niego wychodził. I zdarzyło się kiedyś, że na pewnej wysokiej górze zebrała się gromada ptaków i tak między sobą mówiły: - Zaiste, rozmnożyliśmy się i wzrosła ilość sporów pomiędzy nami. Trzeba więc koniecznie, abyśmy wybrali króla, który by miał baczenie na nasze sprawy. Wtedy zapanuje wśród nas zgoda i ustaną kłótnie. 
A właśnie przelatywał koło nich ów wróbel i poradził im, aby uczynili królem pawia; bo właśnie paw był tym królem, którego wróbel tak często odwiedzał. I ptaki wybrały pawia czyniąc go swoim królem, a on wyświadczył im wiele dobrodziejstw, wróbla zaś mianował swym wezyrem i doradcą. Lecz bywało, że wróbel zaniedbywał czasem swoje obowiązki zajmując się innymi sprawami. Aż pewnego razu opuścił pawia, którego to bardzo zaniepokoiło, a gdy ów trwał w tym stanie, powrócił nagle wróbel. 
Spytał go paw: 
- Cóż cię zatrzymało z dala ode mnie? I to właśnie ciebie, który jesteś mi najbliższy z dworzan?
Odrzekł wróbel:
- Ujrzałem coś, co wydawało mi się podejrzane i napełniło mnie strachem!
Paw zapytał:
-A co takiego widziałeś?
Odrzekł wróbel:
- Widziałem człowieka z sidłami. Ustawił je przy moim gnieździe, przymocował kołki, nasypał do środka ziarna i usiadł obok, a ja usiadłem także, aby zobaczyć, co będzie robił. A gdy tak patrzyłem, wtem los i przeznaczenie zaprowadziły tam żurawia i jego małżonkę, tak że wpadli w sam środek sideł. Zaczęli krzyczeć, a wtedy myśliwy wstał i złapał ich oboje – i to mnie przeraziło. Z takiej właśnie przyczyny nie było mnie przy tobie, o królu czasu! Nie będę już mieszkał w tym gnieździe, gdyż wystrzegać się muszę sideł!
I rzekł mu paw:
- Na nic się nie przyda ostrożność przeciw przeznaczeniu. Nie opuszczaj przeto swego miejsca!
Wróbel usłuchał rozkazu pawia i rzekł:
- W imię posłuszeństwa dla króla wytrwam i nie oddalę się stąd!
Lecz cały czas wróbel był ostrożny i uważał. Przynosił pawiowi jedzenie, paw jadł do syta, a potem pił wodę – wówczas wróbel odchodził. A gdy pewnego dnia wyszedł od pawia, ujrzał dwa wróble bijące się zawzięcie na ziemi.
I rzekł do siebie:
- Jakże będąc wezyrem króla, mogę patrzeć na ptaki, które się przy mnie biją? Na Allacha, zaprowadzę między nimi zgodę!
I podszedł do nich, aby je uspokoić, a wtedy myśliwy zarzucił sieć na wszystkie trzy wróble, a wezyr pawia wpadł w sam jej środek. Myśliwy wstał, chwycił go, podał swojemu towarzyszowi i rzekł:
- Pilnuj go, bo jest tłusty, a ładniejszego od niego nigdy nie widziałem!
Rzekł wówczas do siebie wróbel:
- Oto wpadłem w to, czego się obawiałem! Bezpieczny byłem tylko u pawia! Nie pomogła mi przeciw przeznaczeniu ostrożność i nie ma od przeznaczenia ucieczki w ostrożność!
Cóż bowiem jest słuszniejsze od słów poety:
"Co się zdarzyć nie ma, nigdy zdarzyć się nie może, 
To zaś, co ma być, zaiste kiedyś będzie. 
Stanie się, co stać się miało, we właściwej porze, 
Ale głupiec jeno podstęp węszy wszędzie.”

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

wtorek, 26 czerwca 2018

Księżniczka z kamforowego drzewa - bajka z ciepłych wysp, mórz i oceanów - Azja Poł. - Wschodnia (Malezja)

Księżniczka z kamforowego drzewa
bajka malajska 

W dawnych czasach dużo więcej zajmowano się duchami i wróżkami niż obecnie. Powszechnie wierzono, że czarodziejskie istoty fruwają w powietrzu, przebywają w strumieniach i mieszkają we wnętrzu drzew. Wróżki i skrzaty mogły ludziom pomagać, ale mogły im również szkodzić. Czasami, powiadano, wróżka przybierała postać pięknej dziewczyny i zjawiała się w chacie młodego myśliwego jako jego żona. Tak właśnie zrobiła księżniczka z kamforowego drzewa: mówi o tym stara baśń, którą zaraz usłyszycie. Było to na Malajach, na drugim krańcu świata.
Ilustracja: Juliusz Makowski

Ze wszystkich zbieraczy kamfory w tej krainie stary Bongsu był z pewnością najmądrzejszy. Od wielu lat zbierał żywicę z drzew kamforowych w dżungli. Potem gotował ją długo nad ogniskiem, dopóki nie wytworzyły się kryształki białe jak obłoki na letnim niebie. Bongsu na pierwszy rzut oka rozpoznawał drzewo kamforowe obfitujące w soki, gdy tymczasem inni musieli dopiero wąchać odłupane wiórki albo wypatrywać grudki żywicy na korze.

Stary zbieracz kładł tylko dłoń na pniu drzewa i mówił: 
— Tu jest dużo kamfory.
I nigdy się nie mylił. Po okorowaniu pnia ostry zapach wypełniał cały las. Bongsu wytapiał mnóstwo kryształków i sprzedawał je tym, co używali kamfory do wyrobu leków i do innych celów. Rok za rokiem jednak Bongsu posuwał się w latach tak jak wszyscy ludzie. I w końcu przestał zbierać kamforę w dżungli razem ze swymi siedmioma synami. Młodzieńcy musieli zbierać ją sami.
Ilekroć bracia wyruszali do lasu z koszami na plecach i nożami w rękach, ojciec żegnał ich tymi samymi słowami:
— Uważajcie, synkowie, aby nie rozgniewać Bizanów, duchów kamforowych drzew. Strzeżcie się kłamstwa, bo Bizanie od razu je wykryją. Niech no tylko który z was weźmie sobie o jedno ziarnko ryżu więcej, niż mu się należy, duchy tak go otumania, że nie trafi na żadne kamforowe drzewo. Pracujcie pilnie. Jeśli przestaniecie pracować nawet na małą chwilę, żeby nasmarować oliwą włosy, niewiele zbierzecie do koszyków. A przede wszystkim — powtarzał za każdym razem stary ojciec — nie zapomnijcie co wieczór złożyć Bizanom ofiary z ryżu. Odmawiajcie na głos modlitwę, aby duchy prowadziły was prosto do drzew obfitujących w kamforę.

bajka z wyspy Haiti w Ameryce Północnej o hienie, która się głodziła

Ganida się głodzi
bajka haitańska

W lesie żyła hiena. Zwano ją Ganida, bo nocami, jak była głodna, strasznym głosem wyła do księżyca: gani-i-i, gani-i-i! Była drapieżna, silna i zła, tak że wszyscy jej się bali. I żył sobie też w tym lesie króliczek, imieniem Mali. Pewnego razu tygrys zabił słonia. Hiena tak się objadła, tak się objadła mięsem, że ruszać się nie mogła z obżarstwa, a była gruba jak hipopotam. 

"Ganida, Ganida Spaśna jak wieprz, Ganida, Ganida, Zjedz jeszcze pieprz! "— wołały papugi kakadu zanosząc się od śmiechu, a wszyscy mieszkańcy lasu im wtórowali.
 Ganida zawstydziła się bardzo i postanowiła się odchudzać. Kiedy tak rozmyślała nad tym, nagle z krzaków wyskoczył królik Mali. Skłonił się grzecznie i mówi: 
— Kumo Ganido, czemuś taka smutna? 
Ganida na to: 
— Wiesz co, mój mały? Postanowiłam schudnąć, tylko nie wiem, jak to zrobić. 
— Ależ to bardzo proste! — wykrzyknął Mali. — Wystarczy nie jeść dzień, dwa i już się schudnie. 
— Jak to? — pyta Ganida. — Nic nie jeść? 
— Nic a nic — mówi Mali. — O, dla mnie to nie nowina, ja czasem potrafię i tydzień nic do ust nie wziąć. Taką mam silną wolę. Jak sobie coś postanowię, to żeby tam nie wiem co, muszę to wykonać i kwita! Taki już jestem. Ale tyś, kumo, nieprzyzwyczajona, przywykłaś jeść dużo i tłusto, to ci będzie trudniej.
 — Głupiś — mruknęła hiena przeciągając się leniwie — zobaczysz, jeszcze ciebie prześcignę, jak się zacznę głodzić. 
— O nie rób tego, droga kumo, szkoda by cię było, gotowaś się rozchorować. Co innego ja, ja w ogóle nie potrzebuję jedzenia. 
— Jak to, nie potrzebujesz jedzenia? — wyszczerzyła zęby hiena. — Nie wierzę! 
— Wyobraź sobie, kumo Ganido, że ja po prostu jem dla towarzystwa, tylko dlatego, że inni jedzą, ale nie mam w ogóle apetytu i mógłbym wcale nie jeść, po prostu nie odczuwam nigdy głodu. 
— Et, gadanie — mówi hiena. — Nie wierzę. 
— Ano, załóżmy się — rzekł Mali — kto z nas dłużej wytrzyma bez jadła i picia. 
— Doskonale — mówi Ganida. — Załóżmy się. 
Królik podskoczył i powiada: 
— Moja przyjaciółka, małpka rezus, przybije zakład. 
Tak się też stało. Małpka rezus przybiła i wnet po całym lesie rozniosła się wieść o dziwnym wydarzeniu: Ganida się głodzi. Założyła się z Malim, kto dłużej wytrzyma. Wszędzie rozlegały się wołania, porykiwania, bzykania, ćwierkania, pohukiwania wśród buszu. Hienie i królikowi zbudowały zwierzęta, wybrane na świadków, specjalne dwie chatki, kryte trzciną, bez drzwi i okien, z małym, szczelnie zamkniętym otworem w dachu.

bajka z Oceanii ( Malenezja) - O pięknej Inie, dzielnym Tuanie i Wyspie Znikąd-Donikąd

O pięknej Inie, dzielnym Tuanie i Wyspie Znikąd-Donikąd 
bajka nowogwinejska 


Daleko na morzach Południa leżał atol maleńki jak pierścień z koralu, zewsząd oblany błękitnymi wodami tworzącymi u brzegów płytkie mielizny. Pośrodku atolu lśniło w blaskach słońca jeziorko pokryte kwieciem błękitnych lotosów. Nad brzegiem jeziorka stała chatka z bambusu kryta palmowymi liśćmi. W tej chatce mieszkała uboga wdowa wraz ze swym synem Tuanem.
Pewnego razu poszła wdowa ze dzbanem po wodę do jeziora. Patrzy, a tu na liściach lotosu leży jak w gniazdku maleńka, śliczna dziewczynka i rzewnie płacząc wyciąga do niej rączki. Zabrała wdowa dziewczynkę do chaty, utuliła, nakarmiła, napoiła i ułożyła do snu w kołysce z trzciny cukrowej.
Ilustracja: Gizela Bachtin - Karłowska
Dziecko wyrosło po latach na piękną dziewczynę. Drugiej takiej nie było na calutkim świecie. Przybrana matka nadała jej imię Ina i kochała ją jak własną córkę, a młody Tuan nazwał ją Kwiatem Lotosu i świata poza nią nie widział, znosił jej najcudniejsze korale i konchy perłowe, pióra dzikich łabędzi i flamingów, naszyjniki z zębów rekina, grzebienie z szylkretu. Z dalekich morskich wypraw przywoził jej nanizane na sznury maleńkie białe muszelki, tkaniny barwione jak tęcza i maty tkane z najdelikatniejszych włókien białej tapy.
Kiedy czas nadszedł, rzekła wdowa do Iny:
— Pora pomyśleć o zaślubinach. Ciężko mi będzie na sercu, gdy opuścisz moją chatę, ale tak już jest na świecie, że dziewczyna idzie za tym, który jej przeznaczony na męża.
— Albo mi tu źle u ciebie, matko? — zaśmiała się Ina. — Nie chcę odchodzić. Tu jest moje miejsce i mój dom — dodała spoglądając na Tuana.
Słyszał to młody żeglarz i, nie posiadając się z radości, zawołał:

Dżataki o lekkomyślności...

Lekkomyślny magik 
bajka buddyjska

Dawno, dawno temu, gdy Brahmadatta panował w Benares, Bodhisattwa urodził się w rodzinie bogatego bramina. Gdy osiągnął pełnoletność, udał się na studia do Taksaszila, gdzie otrzymał pełną edukację. W Benares jako nauczyciel zyskał światową sławę i miał pięciuset młodych braminów jako uczniów. Wśród nich był jeden bardzo zdolny o imieniu Sandżiwa, którego Bodhisattwa nauczał zaklęcia, jak wskrzeszać zmarłych. Młody człowiek nie posiadł jednak wiedzy, jak odwołać to zaklęcie. 
Dumny ze swojej nowej umiejętności udał się pewnego dnia z kolegami do lasu po drewno i tam napotkali martwego tygrysa.
– Teraz patrzcie, przywrócę temu tygrysowi życie – powiedział młodzieniec – chcąc popisać się swą umiejętnością. 
– Nie potrafisz tego zrobić – odpowiedzieli towarzysze. 
– Patrzcie i zobaczycie, jak to zrobię.
– Cóż, jeśli potrafisz, zrób to – odpowiedzieli i wspięli się na drzewo. 
Wtedy Sandżiwa wypowiedział zaklęcie i dotknął tygrysa skorupą z kubeczka do herbaty. Tygrys poderwał się i szybki jak błyskawica skoczył nań, przegryzł mu gardło, zabijając na miejscu. Śmierć ponownie złapała tygrysa w tym samym momencie, tak więc leżeli obaj martwi obok siebie. Młodzi bramini wzięli drewno i wrócili do swojego mistrza, któremu opowiedzieli całą historię. 
– Moi drodzy uczniowie – odpowiedział – zauważcie, jak z powodu karygodnej pychy i dla zaszczytów, tam gdzie nie było to potrzebne, wasz kolega ściągnął na siebie nieszczęście. Taka była nauka Bodhisattwy dla młodych braminów, a po życiu pełnym dobrych uczynków, odszedł on, tak jak na to zasłużył. 

bajka indyjska i tybetańska o małpach i ksieżycu w studni

Małpy i księżyc
bajka indyjska 
opowiadana także w Tybecie

W gęstym lesie było liczne stado małp. Którejś nocy weszły one do wsi i węsząc za pożywieniem natrafiły na studnię. Zajrzały i zobaczyły w głębi odbicie księżyca w wodzie. 



Ilustracja: Zdzisław Witwicki

bajka wschodniosłowiańska o dziesięciu krowach

Dziesięć krów
bajka ukraińska

Żyli sobie mąż z żona z byli bardzo biedni — mieli tylko jedną krowinę. Urodziło im się dziecko i ów człowiek poszedł do popa, żeby je ochrzcił. Pop, który zdzierał z żywych i umarłych, zaśpiewał taką cenę, że chłop podrapał się w potylicę i mówi:
— Bójcie się Boga, ojcze, skąd ja wezmę tyle pieniędzy? Mam w obejściu tylko jedną krowinę. 




Pop pomyślał i rzekł:
— Przyprowadź tu krowę.
Zmartwił się chłop, ale co miał robić? Przyprowadził krowinę. Pop siedzi na ganku, kawę popija i pociesza chłopa:
— Nie martw się, bracie, pomodlę się do Boga i da ci za twoją ofiarę dziesięć razy więcej. Ochrzcił pop dziecko.
Chłop tak się nim cieszył, że zapomniał o krowie. Aż tu pewnego razu weszła na podwórze jego krowina i przyprowadziła za sobą jeszcze dziesięć innych krów. A krowy te należały do popa. Chciał je pastuch wygnać, ale chłop powiedział:
— To moje krowy!
Przyszedł sam jegomość.
— Oddaj krowy, człowiecze! — mówi do biedaka.
Na to chłop chytrze się uśmiecha:
— One są moje, moje, proszę dobrodzieja. Sam przecież dobrodziej powiedział, że Pan Bóg mi odda dziesięć razy więcej. I słowo dobrodzieja się spełniło.
I pop sam podreptał do domu, bez krów. A za nim pastuch.



Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: 
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie

bajka z Grenlandii o suśle i kruku

Suseł i kruk
bajka eskimoska 

Powiadają, że było to tak. Pewnego razu poszedł suseł do stawu, aby napić się wody. Tymczasem kruk przyleciał do jego nory i usiadł przed wejściem. Gdy suseł ugasił pragnienie, wrócił do swojej nory, a tu czeka już na niego kruk.
Suseł mówi do kruka:
— Zejdź mi z drogi, chcę wejść do domu! A kruk odpowiada:
— Nie, nie wpuszczę cię! Najpierw spróbuję tłuszczyku z twoich boków.
Suseł powiada:
— Lepiej posłuchaj wesołej piosenki. Ja będę śpiewać, a ty rób, co każe piosenka. Teraz słuchaj!
Kruk podniósł się, wyciągnął szyję, a suseł zaczął śpiewać:
Nie spróbujesz ty
mojego tłuszczyku.
Hej, ha! Hej, ho! Hej, hu!
Łapy rozsuń,
oczy zmruż.
Hej, ha! Hej, ho! Hej, hu!

Kruk zacisnął oczy, rozstawił szeroko nogi, a suseł myk! — między jego nogami wprost do swojej norki. Ale kruk zdążył chwycić go za ogon i zdarł z niego skórkę. Ach, jak strasznie boli susła skaleczony ogon! 

Ilustracja: Krystyna Witkowska
Suseł zawołał swoją córkę i powiada:

bajka skandynawska o zwierzętach ratujących świat

Jak zwierzęta ratowały świat
bajka duńska

Pewnego dnia zwierzęta postanowiły zrobić coś dla rozwiązania problemów współczesnego świata. 
Podjęły decyzję o pilnej potrzebie założenia szkoły. Powołano Komitet Szkolny złożony z niedźwiedzia, sarny i bobra. 
Dyrektorem mianowano jeża. W programie szkolnym umieszczono następujące przedmioty: bieganie, wspinanie się, latanie i pływanie. W celu lepszej organizacji nauczania postanowiono, że wszystkie zwierzęta będą uczyły się wszystkich przedmiotów w ten sam sposób. 

Ilustracja: Ian Brett
Kaczka osiągnęła najlepsze wyniki w pływaniu, okazała się nawet lepsza od nauczyciela. Niestety, z latania otrzymała tylko 3+, a z bieganiem zupełnie nie dawała sobie rady. Z tego powodu została skierowana na dodatkowe zajęcia wyrównawcze. Podczas gdy inni trenowali pływanie, kaczka uczyła się biegać. Po pewnym czasie jej powykrzywiane nóżki były tak zmęczone, że osiągała tylko przeciętne wyniki w pływaniu. Wiewiórka otrzymała 6 z wspinania się, ale bardzo frustrowały ją lekcje latania, ponieważ nauczyciel wymagał startu z czubka drzewa. Długie ćwiczenia spowodowały znaczne obniżenie ocen. 

Ilustracja: Molly Brett

Orzeł był dzieckiem problemowym, często strofowanym. Na lekcjach wspinania potrafił znaleźć się na szczycie drzewa szybciej niż inni uczniowie, tyle, że chciał to robić na własny sposób. Królik rozpoczął zajęcia z biegania jako najlepszy w klasie, ale dodatkowe lekcje pływania były powodem jego załamania nerwowego. Został skierowany do szkoły specjalnej na obserwację psychologiczną. W tej szkole jedynym przedmiotem było pływanie.
Ilustracja: Wiebke Rauers
 Pies preriowy trzymał się z daleka od szkoły, ponieważ komitet szkolny nie zaakceptował kopania jako przedmiotu. Zaprzyjaźnił się z borsukiem i został jego pomocnikiem. Później dogadali się z dzikami, świniami i założyli szkołę prywatną, która wkrótce okazała się sukcesem. 
Szkoła, która pragnęła zająć się rozwiązywaniem problemów współczesnego świata, została zamknięta. 
Zwierzęta odzyskały wolność.

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: 
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz bajka Ludów Zimnej Północy i Skandynawii, a także inne bajki europejskie

bajka azjatycka z Bliskiego Wschodu o czarodzieju z przypadku

Rzekomy czarodziej
bajka arabska

W bardzo dawnych czasach żył w Arabii pewien człowiek, który miał mało rozumu, a jeszcze mniej ochoty do pracy. Na imię mu było Kassim i powszechnie go znano w mieście Wielkiego Kalifa. „Jesteś leniwy jak Kassim" — mawiali ojcowie do synów, gdy ci opieszale przynosili wodę ze studni. A jeśli chłopcy nie przykładali się do nauki czytania i pisania, zaraz ich pytano: „Czy chcecie wyrosnąć na jeszcze większych głupców niż Kassim?"
Ludzi litość brała na widok biednego Kassima, stokroć bardziej jednak współczuli jego żonie, kobiecie dużo od męża mądrzejszej. Wszakże nadszedł czas, kiedy litość ludzka stała się zupełnie nie na miejscu. Bo — dziw nad dziwy! — Kassim nagle zbił majątek i zyskał łaski Wielkiego Kalifa.
Zawdzięczał to częściowo szczęśliwemu trafowi, częściowo rozumowi swojej żony, a resztę sprawiło osobliwe imię tej kobiety, które, brzmiało: „Jarada". A „jarada” w staroarabskim języku znaczy: szarańcza. Chociaż Jarada dokładała wszelkich starań, ani rusz nie mogła skłonić małżonka do pracy. Wynajdywała mu raz po raz jakieś zajęcie, ale Kassim tylko ziewał i stwierdzał, że praca będzie o wiele za ciężka na jego siły.
— W domu nie ma nic do jedzenia, Kassimie! — powiedziała wreszcie do próżniaka Jarada. — Musisz postarać się o jakiś zarobek, bo inaczej umrzemy z głodu.
— Czyżby znalazł się ktoś taki, kto Kassimowi zapłaci za jego pracę? — odparł Kassim ze śmiechem. Wcale się nie wstydził swojej złej sławy.
I dodał:

bajka o poskromieniu Słońca prosto z ciepłych wysp i oceanów - Pacyfik w Oceanii

Jak wódz Manuj poskromił Słońce
bajka nowozelandzka


W dawnych, bardzo dawnych czasach Słońce nie było życzliwe dla ludzi. Nie uśmiechało się pogodnie do dzieci. Nie sprzyjało rolnikom. W ogóle zachowywało się tak, jakby ludzi, a nawet zwierząt i ptaków na świecie nie było. Mieszkało w ogromnej pieczarze. Każdego ranka wychodziło z pieczary, potem jak strzała przebiegało niebo i zaraz pogrążało się znów w swej kryjówce. Ledwie ten i ów zdążył przygotować sobie śniadanie, a już musiał jeść je w ciemnościach nocy.  

Wódz Mauj postanowił poskromić nieżyczliwe ludziom Słońce, zmusić je, by nie biegało tak szybko po niebie, by więcej blasku użyczyło dolinom i górom, polom i lasom. Wódz Mauj zaprosił wszystkich braci do siebie, naradził się z nimi. Potem zaczęli razem wiązać ogromną sieć, jakiej jeszcze nie było. Żmudna to była robota. Długo pracowali, zanim uporali się z nią. gdy już sieć była gotowa, wódz Mauj wraz z braćmi powędrowali daleko, tam gdzie ukryło się Słońce. Pod otworem pieczary rozciągnęli sieć. Ledwo Słońce wychyliło głowę, natychmiast wpadło w zastawioną sieć. Ale Słońce było mocne. Nie myślało się poddać. Toteż walka z nim była długa i zacięta. Raz górą był dzielny Mauj i jego bracia, a raz Słońce. Wreszcie Słońce dało za wygraną i opadło bez sił, Dopiero wtedy bracia puścili powrozy sieci. Właśnie od tego czasu Słońce nie biega niecierpliwie po niebie, ale posuwa się powoli, przyświeca rano, w południe, a chowa się dopiero wieczorem. 


Autor: Bolesław Zagała ze zbioru "Najkrótsze bajki"

Ilustracje: Zdzisław Witwicki

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 


Wydanie I z 1967 roku, Nasza Księgarnia
Wydanie II z 1973 roku i Wyd, III z 1989 roku, Nasza Księgarnia
W zakładce "Najkrótsze bajki " znajdziecie więcej postów z tej książeczki. 


bajka azjatycka z Półwyspu Indochińskiego o kokoszce

Jak kokoszka została znowu kokoszką
bajka wietnamska


Wujaszek Ana hodował przepiękną kokoszkę. Wujaszek Ana uważał, że nie ma na świecie piękniejszej kokoszki, dlatego wybrał dla niej najpiękniejsze imię, jaki znał. Wołał na nią  - Niebo. Ale pewnego dnia do wujaszka Any przyszedł wujaszek Ba i zapytał:
- Jak nazwałeś swoją kokoszkę?
- Dałem jej imię Niebo. 
Wujaszek Ba zamyślił się, potem odrzekł:


- Widzisz, Niebo to ładne imię ale nie takie znowu pewne. Pomyśl: przyjdą chmury, zakryją niebo i tyle!

bajka z Azji Środkowej o kogucie i jego śnie

Co się śniło kogutowi?
bajka uzbecka

Był sobie kiedyś kogut i słoń. Kogut miał czerwony grzebień na głowie, zielonkawe, lśniące pióra na szyi, ogon błyszczał kolorami tęczy. A słoń był jak słoń: ogromny, szary z uszami wielkimi jak liście łopianu. Kiedy kogut piał - a robił to dość często- słoniowi świdrowało w uszach. 
- Taki mały kogutek, a taki ma silny głos - mówił do siebie słoń wachlując się uszami. 
Kogut ledwie kończył pianie, już zabierał się do grzebania.
Przy okazji dogadywał słoniowi:
- Może ziarenko, może robaczka, co wolisz skosztować, słoniu? 
Słoń udawał, że nie słyszy. W końcu się zdenerwował i powiedział:
- Posłuchaj, kogucie, zrobimy zakład kto więcej zje.
- Dobrze- odparł kogut - lubię wszelkie zakłady. 
Zaraz zabrali się do roboty. Słoń zrywał czubki krzewów i pakował je do swojej gęby. Żuł, mlaskał bardzo głośno. Robił to z takim zapałem, że szybko się zmęczył. Trąba mu zwisała do ziemi, uszy opadły. Zasnął. Jak długo spał? - nie wiedział. Ale gdy tylko otworzył oczy, zobaczył koguta dziobiącego pokarm,potrząsającego koralowym grzebieniem. Słoń z miejsca rzucił się do jedzenia. Łamał gałęzie, odzierał drzewa z liści. Coraz szersza, coraz większa pustka powstawała wokół niego. Ptaki z łopotem skrzydeł i krzykiem przelatywały  obok słonia pałaszującego wszystko, co na drodze. W końcu słoń już nie mógł ruszyć gębą, znieruchomiał na chwilę i od razu zasnął. 

ilustracja z Wydania I Nasza Księgarnia, 1967 rok
- Kukuryku! - zapiał gwałtownie kogut, aż zaświdrowało w uszach słonia. 

bajka z Azji Środkowej o pawim ogonie

Oddaj mi mój ogon
bajka mongolska

Jeśli ktoś was spyta: "Czyj ogon jest najładniejszy?" - odpowiecie bez wahania: "Oczywiście pawia". I będziecie mieli całkowitą słuszność. Wystarczy tylko popatrzeć, jak paw stąpa dumnie po ogrodzie, jak rozpościera swój ogon, jak ten ogon mieni się barwami tęczy - żeby ocenić, że nie ma piękniejszego ogona na świecie. Ale czy wiecie, że pawi ogon to nie pawi ogon? Czy wiecie, że ten wspaniały ogon został skradziony kogutowi? Nie wiecie? To posłuchajcie...
Pewnego razu paw, który zwał się Kiki - Riki, wybierał się na wielki bal. Tuż przed wyjściem paw przeglądał się jeszcze w lustrze.Podnosił ogon, opuszczał, przekręcał z każdej strony wydawał mu się mały i nie dość strojny. 
- Nie, nie mogę się pokazać na balu z takim ogonem - zdecydował i pobiegł czym prędzej do koguta. 

Ilustracja z Wydania I z 1967 roku, Nasza Księgarnia
Ilustracja z Wydania II z 1973 roku i Wyd, III z 1989 roku, Nasza Księgarnia

Jak chłop wywiódł w pole króla - bajka z pogranicza Europy i Azji - Kaukaz Południowy

Jak chłop wywiódł w pole króla
bajka ormiańska


Był sobie kiedyś taki król, który z nudów wymyślał przeróżne dziwne historie, a przy tym lubił się naśmiewać ze swoich poddanych.
Pewnego dnia wezwał marszałka dworu i rozkazał:
- W całym królestwie ogłoś niezwłocznie następujące postanowienie jego Królewskiej Mości:
" Kto wymyśli historię, o której powiem, że jest niemożliwa, że to kłamstwo, temu dam połowę swojego królestwa". 
Po tej wieści zaraz zaczęli się zgłaszać na dwór królewski śmiałkowie z różnych stron kraju. Pierwszy zjawił się pastuch. Król siadł na tronie. Wokół niego ustawili się dworzanie. 
Pastucha zaczął swoją opowieść:
- Otóż, królu, kiedy mój ojciec pasał owce na halach, zawsze trzymał przy sobie laskę. A laska była tak długa, że mógł nią dosięgnąć nieba. Kiedyś nawet przyszła mu wielka ochota potrącać tą laską gwiazdy. 
- Tak, zdarzają się podobne rzeczy - odparł król- na przykład mój dziadek miał tak długą fajkę, że przypalał ją od słońca. 
Dworzanie przyklasnęli królowi, zaczęli się głośno śmiać i pastuch odszedł z niczym. 

Potem przyszedł krawiec. 
- Bardzo przepraszam cię królu, za małe spóźnienie. Wczoraj zerwała się straszna burza. Błyskawice i pioruny latały po niebie i porozrywały chmury. Całą noc musiałem je zszywać i cerować.
- Bardzo ci się chwali - odpowiedział król - tylko widzisz, kiepsko się starałeś. Pozostawiłeś szpary i jeszcze dzisiaj kapie na,m deszcz na głowy. 
Krawiec zrozumiał, że już nie ma co robić na dworze królewskim. Wycofał się więc szybko, bijąc co chwila pokłony. Wielu śmiałków stawało przed obliczem królewskim. Ale król za każdym razem wymyślał taką odpowiedź, ze jego było na wierzchu. 
Pod koniec dnia, pokłonił się królowi biedny chłop, trzymając pustą baryłkę pod pachą. 
- A ty z czym przychodzisz? - zapytał śmiejąc się król. 
- Przyszedłem, żeby odebrać od ciebie baryłkę złota, którą jesteś mi winien.
- Co takiego?! Ja tobie winien jestem złoto?! - oburzył się król- Bezczelny kłamca!
- Jeśli to, co powiedziałem, jest nieprawdą, jeśli to kłamstwo, to oddaj mi królu, tak jak ogłosiłeś, połowę twojego królestwa -odparł spokojnie chłop. 
- Zaraz, poczekaj, na żartach się nie znasz? Oczywiście prawdę powiedziałeś - przestraszył się król.
- A wiec w takim razie dasz mi baryłkę złota - odparł chłop. 

Autor: Bolesław Zagała ze zbiorku " Najkrótsze bajki". 
Ilustracje: Zdzisław Witwicki

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 


ilustracja z wydania I, Nasza Księgarnia, 1967 rok

ilustracja z wydania II (1973 rok) i III (1989 rok), Nasza Księgarnia

W zakładce "Najkrótsze bajki " znajdziecie więcej postów z tej książeczki.