niedziela, 18 listopada 2018

Piernikowy rycerz - Poczytaj mi mamo

Piernikowy rycerz  


Dawnymi czasy mieszkały w chatce pod lasem dwie babuleńki. Rzekła jedna do drugiej:
- Nie tak znów daleko stąd do Torunia, a krewna nasza, torunianka, często nas zapraszała. Wybiorę się chyba. Trzeba raz chociaż zobaczyć miasto słynnego pana Kopernika.
- I miasto pierników - dodała druga. - Musisz przywieźć mi stamtąd najładniejszy piernik.
Pojechała babulka do kuzynki. Wróciła zachwycona.
- Pojęcia nie masz, siostrzyczko, jakie to piękne miasto, ze świecą drugiego takiego szukać. Są tam stare mury obronne z bramami: Żeglarską, Mostową, Klasztorną, i basztami, co dziwne nazwy mają: Monstrancja, Koci Łeb, Krzywa 
Wieża, skąd Wisłę widać jaknadłoni. Jest Ratusz z zegarem pozłocistym, ruiny zamku, spichrze i kamieniczki ozdobne. Kościołów nie brak najprzedniejszych, a niektóre, jak Marii Panny, Świętego Jana, Jakuba, ogromne nad wyobrażenie. Odwiedziłam też gospody: 
Murarską i Pod Modrym Fartuchem...
- Modry fartuch! Muszę sobie taki sprawić!
- ... a w aptece Pod Lwem kupiłam ci plaster na bóle krzyża.



- O pierniku, siostruniu, nie zapomniałaś?
- Jakże! Ze straganów na Nowym Mieście wybrałam najładniejszy piernik: wojak na koniu, lukrowany kolorowo, z mieczem, w szyszaku na głowie, a koń gniady z siwą grzywą i ogonem. Patrz!
Plasnęła siostra w ręce z podziwu: 
- Tak pięknego piernika zjeść się nie godzi! 



Postawimy go na półeczce w kuchni, nad malowaną skrzynią.
I postawiły. Że zaś pogwarkom ożywionym nie było tego dnia końca, o zamknięciu drzwi kuchennych na skobelek nie pomyślały.
Śpią babulki w swej sypialni, zdrzemnął się też i piernikowy rycerz. Aż tu wiatr wpadł przez okno, dmuchnął-świsnął przeciągiem, uchylił drzwi. I oto w środku nocy zabrzmiał nagle donośny okrzyk:
- Kikkirikk!
Wyrwany z drzemki wojak rozwarł piernikowe oko i w blasku księżyca ujrzał na progu jakieś rozkrzyczane, grzebieniaste stworzenie z nastroszonym ogonem, które powtórzyło jeszcze głośniej: „kikkirikk!"



Nie wiedząc, czy zmykać, czy ruszyć do boju, wojak zachwiał się i spadł z półki na malowaną skrzynię. Prawdę rzekłszy, nie na skrzynię on spadł, tylko na coś miękkiego, czarnego, co poruszyło się pod nim gwałtownie i wrzasnęło: „mrraau!" Rycerz zobaczył tuż przy sobie szpiczaste uszy, rozwartą paszczę z białym wąsem i okropnie błyszczące zielone oczy. Nie zdzierżył. Poderwał do skoku gniadego konia, dał susa ze skrzyni na okno i z okna w las.Piernikowe serce rycerza stuka mocno, trochę z przestrachu, trochę ze wstydu. 




Bo oto on, wojak dzielny, stchórzył i czmychnął - przed kim? Ba, żeby to wiedzieć, kto był ten białowąsy i zielonooki, ot!
Konik z piernika żwawo kłusuje wąską leśną ścieżką. Kopytka postukują w takt kłusa o kamyki i korzenie:



- Ot, ot, ot, ot!
Echo leśne odpowiada:
- Kot, kot, kot, kot...
«Kot? - myśli rycerz. - W piekarniku u mistrza Mikołaja Ziółko w Toruniu piernikowe koty stały niedaleko ode mnie. Tyle, że żaden nie był czarny i nie mówił: „mrraau!" Jakże mogłem nie poznać kota? Ale kto był ten krzykliwy na progu?»



Lukrowany konik rozpędził się i biegnie galopem.
- Na progu, na progu, na progu... - galopują kopytka. . .
- .... stał kogut, stał kogut, stał kogut... - śmieje się
leśne echo w gęstwinie.
«Kogut? - zastanawia się wojak. - W piekarni mistrza Ziółko na Starym Mieście, koło kamienicy Pod Gwiazdą, wypiekano śliczne koguty, kolorowo zdobione. Tak, to był kogut. Nie wiedziałem tylko, że wykrzykuje on: „kikkirikk!"»
A wtem w górze, pośród gałęzi, ozwał się głos gruby, ponury i groźny:
- Uha! Uha!
Mały rumak, spłoszony, przeszedł z galopu w cwał. Cztery kopytka, ledwie dotykając ziemi, postukują rytmicznie:
- Uha, uha, uha...
A gęstwina leśna podpowiada:



- ...puchacz, puchacz, puchacz...
«Coo? - dziwi się cwałujący wojownik. - W piecu mistrza Ziółko wypiekały się też piernikowe puchacze, żółtookie, pstre, ze sterczącymi uszami...»
Lecz nie zdążył dokończyć tych wspomnień, bo nagle cień skrzydeł zakrył tarczę księżyca. Wielkie ptaszysko nocne zawisło nad ścieżką i dostrzegłszy bystrym okiem małego jeźdźca, porwało w dziób jego lukrowany kołpak, aby bezszelestnym 
zdobycz wysoko między drzewa.lotem unieść. O, nie! Tego już nadto dzielnemu toruńskiemu wojakowi. Choć w całym swoim piernikowym życiu nie przemówił słowa, teraz wzrok podniósł ku groźnemu obliczu rabusia i krzyknął mu prosto w żółte oczy:
- Toruń! Toruń! Kikkirikk! Mrraau! Uha! 
Rozwarł puchacz ze zdumienia zakrzywiony dziób.



Rycerz spadł z wysokości w krzaki i zarył się w coś miękkiego.
- Ach, ach, ach! - zawołał.
- Piach, piach, piach! - zaśmiało się psotne leśne echo.
A że właśnie świt rozbłysnął nad lasem srebrnie i różowo, puchacz, który widzi tylko w nocy, zawrócił jak niepyszny w stronę gniazda. I stał sobie toruński rycerz pod giętką gałązką jałowca, zagrzebany w piasku aż po końską głowę. Trochę mu się nudziło, więc dla rozrywki powtarzał co rano miauczenie kota, pianie koguta i hukanie sowy.Stałby tak pewnie aż do dziś, gdyby Michałko, wnuczek, który odwiedził babunię, nie wybrał się ranną rosą z koszykiem w las. Wśród szumiącej ciszy wydało mu się, że gdzieś znad ziemi dobiega go cienki głosik:



- Kikkirikk! Mrraau! Uha!
Spojrzał w tę stronę, mignęło mu coś kolorowo pod jałowcem, rozgarnął krzewy - i cóż to ? Wojownik lukrowany na kupce piasku siedzi! Gdy go chwycił w ręce, ukazał się konik gniady z siwą grzywą i ogonem, za-piaszczony, zachwaszczony, ale wesoły!
Ileż było w leśnej chatce zdziwienia, radości i klaskania w dłonie. Umieszczono podróżnika wśród różnobarwnych palm wielkanocnych pośrodku ściany. Stąd mógł patrzeć na cały pokój, a nawet dalej, przez okno.Od tego czasu, wczesnym rankiem, zdaje się nieraz babulce to jednej, to drugiej, że słyszy gdzieś cichutkie a melodyjne odgłosy: „uhu! miaau! kikkirikk!"... 
Ludzie, jak to ludzie - nie bardzo w to wierzą: ot, śni się coś miłym staruszkom o rannej godzinie! Ale Michałek, wnusio, wie, co o tym sądzić: słyszał przecież takie same odgłosy pod jałowcem w lesie. Niekiedy więc cichaczem zdejmuje na noc ze ściany jeźdźca 
i rumaka: może będą chcieli pobrykać sobie w ciemności? 
Wiadomo: w toruńskich 
piernikach od wieków kryją się czasem najróżniejsze moce i czary...

Autor: Hanna Łochocka
Ilustracje: Anna Stylo - Ginter
Wydawnictwo Nasza Księgarnia 1983 rok
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z serii Poczytaj mi mamo, a także bajki z cyklu Książeczki z PRL-u.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)