Bajka o złotym koguciku
bajka rosyjska
(wierszowana)
Za siedmioma królestwami, dziesięcioma granicami,
żył car Dadon. Od młodości, słynął dość w swej srogości,
by sąsiadów gnębić śmiało, kiedy tylko mu się chciało.
Lecz na starość zmienił zdanie, gdy mu zbrzydło wojowanie.
Zakosztować chciał pokoju. Tak sąsiedzi dla rozboju:
Aby w krańcach swym rubieży, nie dopuścić do grabieży,
musiałby mieć zgromadzone, wojsk zastępy niezliczone.
Dwoją, troją się wielmoże, żaden sprawić się nie może:
Południowych strzegą granic
– Wróg na wschodzie, wszystko na nic.
Skończą tam. Niechcianych gości
pełne morze, więc ze złości Dadon łzy wylewał cenne,
w noce ciemne i bezsenne. Żyć nie daje ten frasunek!
Przeto z prośbą o ratunek, umyślnego wysłał chłopca po starego maga - Skopca,
Carskim darząc go ukłonem, stanął mędrzec przed Dadonem
i wydobył z worka kurka, który miał ze złota piórka.
Potem rzekł:
- Chcąc wyjść z obierzy posadź, Panie, go na wieży.
Złoty kurek, gdy tam siędzie, stróżem twoim wiernym będzie.
Kiedy siedzieć będzie grzecznie, możesz czuć się tu bezpiecznie;
lecz gdy zaczną twą granicę nękać jakieś nawałnice,
czy to wrogich wojsk napaści, czy nieszczęścia innej maści,
w mig kogucik złotopióry, straszny krzyk podniesie z góry.
Wstrząśnie się, grzebieniem rzuci i w tę stronę się obróci.
Car raduje się, dziękuje, góry złota obiecuje:
- Za przysługę, dar zaklęty – mówi władca wniebowzięty-
– Każde pierwsze twe życzenie spełnię w jedno oka mgnienie.
Złoty ptak ze swojej wieży, zaczął carskich strzec rubieży.
Ledwie gdzieś się bieda zdarzy, w dzień i w nocy tkwiąc na straży.
Drgnie kogucik, łebkiem rzuci, w tamtą stronę się obróci,
„Kukuryku! – krzyknie duchem – rządź i leż do góry brzuchem!”
Tak sąsiedzi spokornieli, dłużej nękać go nie śmieli,
bowiem Dadon ostrzeżony dał im opór z każdej strony.
Rok za rokiem biegł bezpiecznie, siedział ptak na wieży grzecznie;
lecz pewnego dnia Dadona zrywa służba wylękniona:
„Panie! Zbudź się! Czasu szkoda! – płacze pierwszy wojewoda.
– Bieda! Ojcze nasz i zbawco!”
- Co takiego, co łaskawco? – pyta Dadon nieprzytomnie
– Jaka bieda? Co? Wy do mnie?
Takie usłyszał wyjaśnienie:
- Kurek wieści zagrożenie. Strach króluje w twej stolicy.
Car do okna :
– na iglicy ptak się miota jak szalony, na wschód dzióbkiem odwrócony.
Mniej słów, carze, więcej ruchu!
- Na koń!- krzyczy. – Ej, co duchu!
Wojsko śle, gdzie słońce wschodzi. Władcy starszy syn dowodzi.
Skończył strażnik pieśń kogucią, a car drzemkę sobie uciął.
Mija osiem dni po cichu, o wyprawie ani słychu...
- Gdzież-ci jesteś, synu gdzież-ci? - nie ma Dadon żadnych wieści.
Kurek pieje znów na wieży, więc zwołuje car żołnierzy.
Nakazuje wnet młodszemu, by z odsieczą szedł starszemu.
Znowu ósmy dzień nadchodzi; w strachu żyją starzy, młodzi.
Wtem ptak zapiał po raz trzeci i car szepcąc:
- Biedne dzieci!
Powiódł wojsko na wschód wraży, sam nie wiedząc, co los zdarzy.
Kroczy wojsko w dzień i w nocy, bezustannie, do niemocy.
Śladów ni pobojowiska, ni kurhanu, ni ogniska, okolica pusta, cicha.
Myśli Dadon:
- Co u licha?...
Oto ósmy dzień nadchodzi, car swe wojsko w góry wodzi.
Nagle z dzikich gór podnóża strojny namiot się wynurza.
Wszystko w dziwnym trwa bezruchu w stromym żlebie zbrojnych zuchów.
Trupy ścielą się pokotem. Stanął Dadon przed namiotem…
Słowo tego nie opowie! Zmarnowali się synowie:
Bez pancerzy, bez puklerzy, dwóch rycerzy martwych leży,
godząc w piersi swe żelazem. Ich rumaki błądzą razem,
po zdeptanej w boju trawie, po zbrukanej krwią murawie…
Car zaszlochał:
-Dzieci, dzieci! Biada mi! Och, wpadły w sieci
Dwa sokoły, bracia młodzi! Biada! Moja śmierć nadchodzi.
Płaczą wszyscy nad Dadonem. Zajęczały głuchym tonem
piargi i zabiło młotem serce gór. Wtem, pod namiotem ruch się
zrobił i dziewica, szamachańskich stron caryca,
w blasku zorzy cudna mara, wyszła na spotkanie cara.
Jakby w słońce spojrzał w mroku, ścichł car, topiąc wzrok w jej wzroku.
Zaraz poszło w zapomnienie synów obu zatracenie.
A caryca do Dadona śmieje się rozpromieniona,
dyga i pod rękę bierze, chcąc go podjąć w swej kwaterze.
Sadza cara jegomości, jadłem i napitkiem gości,
a gdy zalśni nowiem, ściele łóżko złotogłowiem.
Potem tak przez tydzień cały, na jej władzę osłupiały,
zniewolony, zachwycony, car ucztował jak u żony.
Nadszedł w końcu czas powrotu. Ruszył w drogę car z namiotu
z całą swoją zbrojną siłą i carycą roztomiłą.
Orszak plotki poprzedzały, fałsz i prawdę rozgłaszały.
Pod stolicą, u bram grodu, wrzawa wita ich narodu.
Wszyscy biegną za karetą, wa władyką i kobietą,
Wszystkich car łaskawie wita… Nagle spośród głów wykwita
Saraceński kołpak biały – stary Skopiec gna z mozołem.
- Czołem, mój ojczulku, czołem - rzecze Dadon,- bez urazy,
chodź tu, czekam na rozkazy!
- Carze – mędrzec odpowiada – nam rozliczyć się wypada.
Czy pamiętasz? Dałeś słowo, za zasługę narodową,
każde pierwsze me życzenie spełnić w jedno oka mgnienie.
Teraz oddaj mi dziewicę, szamachańskich stron carycę…
Car oniemiał ze zgryzoty:
- Co ty? – rzekł do starca. – Co ty?
Co się z twym rozumem stało? Czy cię licho opętało?
Co też przyszło ci do głowy? Chociaż jestem honorowy,
wszystko swoje ma granice. Śmieszne! Ty byś chciał dziewicę?
Zapomniałeś, kim-że jestem? Poproś tylko, jednym gestem
dam ci konia, tytuł księcia, złota nie do udźwignięcia,
Choćby pół cesarstwa mego.
- Nie chcę, Panie, nic innego. Pragnę tylko tej dziewicy
– Szamachańskich stron carycy. – mędrzec w odpowiedzi rzecze.
Plunął car:
- Ech, nie, człowiecze!
Mogąc bogactw mieć bez liku, dręczysz siebie sam, grzeszniku.
Zmykaj starcze, pókiś cały, nie chcę wiedzieć tej zakały!
Chciał staruszek coś powiedzieć, lecz z kim spór wieść, trzeba wiedzieć.
Car go berłem palnął w ciemię, Skopiec plackiem padł na ziemię
– I cześć pieśni. Tu stolicę zgroza zdjęła.
A dziewica:
- „Hi-hi, ha-ha”- cała w śmiechu! Widać się nie boi grzechu.
Car, choć był wzruszony silnie, to uśmiechnął się przymilnie.
Orszak wjechał za rogatki… Nagle brzęk się ozwał rzadki
i zobaczył lud stolicy, kurka, który znad iglicy
zleciał, śmignął nad ulicą, siadł za carską potylicą,
zadrżał, dziobem ją przyszpilił i wzbił w górę.
W tejże chwili władca Dadon spadł z karety,
westchnął raz i …. zmarł niestety.
A caryca się rozwiała, jakby nigdy nie istniała.
Choć to bajka, zawsze przecie jakaś prawda w nią się wplecie.
Autor: Aleksander Puszkin
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek, a także inne bajki europejskie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)