poniedziałek, 24 grudnia 2018

bajka rosyjska - "Bajka o Złotym Koguciku"

Bajka o złotym koguciku

bajka rosyjska 
(wierszowana)


Za siedmioma królestwami, dziesięcioma granicami, 
żył car Dadon. Od młodości, słynął dość w swej srogości, 
by sąsiadów gnębić śmiało, kiedy tylko mu się chciało. 
Lecz na starość zmienił zdanie, gdy mu zbrzydło wojowanie. 
Zakosztować chciał pokoju. Tak sąsiedzi dla rozboju: 
wojów słać na jego grody jęli, czyniąc straszne szkody.


Aby w krańcach swym rubieży, nie dopuścić do grabieży, 
musiałby mieć zgromadzone, wojsk zastępy niezliczone. 
Dwoją, troją się wielmoże, żaden sprawić się nie może: 
Południowych strzegą granic 

– Wróg na wschodzie, wszystko na nic.
Skończą tam. Niechcianych gości 
pełne morze, więc ze złości Dadon łzy wylewał cenne, 
w noce ciemne i bezsenne. Żyć nie daje ten frasunek!


Przeto z prośbą o ratunek, umyślnego wysłał chłopca po starego maga - Skopca, 

Carskim darząc go ukłonem, stanął mędrzec przed Dadonem 
i wydobył z worka kurka, który miał ze złota piórka. 


Potem rzekł: 
- Chcąc wyjść z obierzy posadź, Panie, go na wieży. 
Złoty kurek, gdy tam siędzie, stróżem twoim wiernym będzie. 
Kiedy siedzieć będzie grzecznie, możesz czuć się tu bezpiecznie; 
lecz gdy zaczną twą granicę nękać jakieś nawałnice, 


czy to wrogich wojsk napaści, czy nieszczęścia innej maści, 
w mig kogucik złotopióry, straszny krzyk podniesie z góry. 
Wstrząśnie się, grzebieniem rzuci i w tę stronę się obróci. 
Car raduje się, dziękuje, góry złota obiecuje: 
- Za przysługę, dar zaklęty – mówi władca wniebowzięty- 
– Każde pierwsze twe życzenie spełnię w jedno oka mgnienie. 


Złoty ptak ze swojej wieży, zaczął carskich strzec rubieży. 
Ledwie gdzieś się bieda zdarzy, w dzień i w nocy tkwiąc na straży. 
Drgnie kogucik, łebkiem rzuci, w tamtą stronę się obróci, 
„Kukuryku! – krzyknie duchem – rządź i leż do góry brzuchem!” 
Tak sąsiedzi spokornieli, dłużej nękać go nie śmieli, 
bowiem Dadon ostrzeżony dał im opór z każdej strony. 


Rok za rokiem biegł bezpiecznie, siedział ptak na wieży grzecznie; 
lecz pewnego dnia Dadona zrywa służba wylękniona: 
„Panie! Zbudź się! Czasu szkoda! – płacze pierwszy wojewoda. 
– Bieda! Ojcze nasz i zbawco!” 
- Co takiego, co łaskawco? – pyta Dadon nieprzytomnie 
– Jaka bieda? Co? Wy do mnie?


Takie usłyszał wyjaśnienie: 
- Kurek wieści zagrożenie. Strach króluje w twej stolicy. 
Car do okna : 
– na iglicy ptak się miota jak szalony, na wschód dzióbkiem odwrócony.

Mniej słów, carze, więcej ruchu! 
- Na koń!- krzyczy. – Ej, co duchu! 
Wojsko śle, gdzie słońce wschodzi. Władcy starszy syn dowodzi. 
Skończył strażnik pieśń kogucią, a car drzemkę sobie uciął. 


Mija osiem dni po cichu, o wyprawie ani słychu... 
- Gdzież-ci jesteś, synu gdzież-ci? - nie ma Dadon żadnych wieści. 
Kurek pieje znów na wieży, więc zwołuje car żołnierzy. 
Nakazuje wnet młodszemu, by z odsieczą szedł starszemu. 


Znowu ósmy dzień nadchodzi; w strachu żyją starzy, młodzi. 
Wtem ptak zapiał po raz trzeci i car szepcąc: 
- Biedne dzieci! 
Powiódł wojsko na wschód wraży, sam nie wiedząc, co los zdarzy. 
Kroczy wojsko w dzień i w nocy, bezustannie, do niemocy. 
Śladów ni pobojowiska, ni kurhanu, ni ogniska, okolica pusta, cicha. 
Myśli Dadon: 
- Co u licha?... 
Oto ósmy dzień nadchodzi, car swe wojsko w góry wodzi. 
Nagle z dzikich gór podnóża strojny namiot się wynurza. 
Wszystko w dziwnym trwa bezruchu w stromym żlebie zbrojnych zuchów. 
Trupy ścielą się pokotem. Stanął Dadon przed namiotem… 
Słowo tego nie opowie! Zmarnowali się synowie: 


Bez pancerzy, bez puklerzy, dwóch rycerzy martwych leży, 
godząc w piersi swe żelazem. Ich rumaki błądzą razem, 
po zdeptanej w boju trawie, po zbrukanej krwią murawie… 


Car zaszlochał: 
-Dzieci, dzieci! Biada mi! Och, wpadły w sieci 
Dwa sokoły, bracia młodzi! Biada! Moja śmierć nadchodzi. 
Płaczą wszyscy nad Dadonem. Zajęczały głuchym tonem 
piargi i zabiło młotem serce gór. Wtem, pod namiotem ruch się 
zrobił i dziewica, szamachańskich stron caryca, 
w blasku zorzy cudna mara, wyszła na spotkanie cara. 


Jakby w słońce spojrzał w mroku, ścichł car, topiąc wzrok w jej wzroku. 
Zaraz poszło w zapomnienie synów obu zatracenie. 
A caryca do Dadona śmieje się rozpromieniona, 
dyga i pod rękę bierze, chcąc go podjąć w swej kwaterze. 
Sadza cara jegomości, jadłem i napitkiem gości, 
a gdy zalśni nowiem, ściele łóżko złotogłowiem. 


Potem tak przez tydzień cały, na jej władzę osłupiały, 
zniewolony, zachwycony, car ucztował jak u żony. 


Nadszedł w końcu czas powrotu. Ruszył w drogę car z namiotu 
z całą swoją zbrojną siłą i carycą roztomiłą. 

Orszak plotki poprzedzały, fałsz i prawdę rozgłaszały. 
Pod stolicą, u bram grodu, wrzawa wita ich narodu. 


Wszyscy biegną za karetą, wa władyką i kobietą, 
Wszystkich car łaskawie wita… Nagle spośród głów wykwita 
Saraceński kołpak biały – stary Skopiec gna z mozołem. 
- Czołem, mój ojczulku, czołem - rzecze Dadon,- bez urazy, 
chodź tu, czekam na rozkazy! 


- Carze – mędrzec odpowiada – nam rozliczyć się wypada. 
Czy pamiętasz? Dałeś słowo, za zasługę narodową, 
każde pierwsze me życzenie spełnić w jedno oka mgnienie. 
Teraz oddaj mi dziewicę, szamachańskich stron carycę… 


Car oniemiał ze zgryzoty: 
- Co ty? – rzekł do starca. – Co ty? 
Co się z twym rozumem stało? Czy cię licho opętało? 
Co też przyszło ci do głowy? Chociaż jestem honorowy, 
wszystko swoje ma granice. Śmieszne! Ty byś chciał dziewicę? 
Zapomniałeś, kim-że jestem? Poproś tylko, jednym gestem 
dam ci konia, tytuł księcia, złota nie do udźwignięcia, 
Choćby pół cesarstwa mego. 
- Nie chcę, Panie, nic innego. Pragnę tylko tej dziewicy 
– Szamachańskich stron carycy. – mędrzec w odpowiedzi rzecze. 
Plunął car: 
- Ech, nie, człowiecze! 
Mogąc bogactw mieć bez liku, dręczysz siebie sam, grzeszniku. 
Zmykaj starcze, pókiś cały, nie chcę wiedzieć tej zakały!
Chciał staruszek coś powiedzieć, lecz z kim spór wieść, trzeba wiedzieć. 


Car go berłem palnął w ciemię, Skopiec plackiem padł na ziemię 
– I cześć pieśni. Tu stolicę zgroza zdjęła. 


A dziewica: 
- „Hi-hi, ha-ha”- cała w śmiechu! Widać się nie boi grzechu. 
Car, choć był wzruszony silnie, to uśmiechnął się przymilnie. 
Orszak wjechał za rogatki… Nagle brzęk się ozwał rzadki 
i zobaczył lud stolicy, kurka, który znad iglicy 
zleciał, śmignął nad ulicą, siadł za carską potylicą, 
zadrżał, dziobem ją przyszpilił i wzbił w górę. 
W tejże chwili władca Dadon spadł z karety, 
westchnął raz i …. zmarł niestety. 


A caryca się rozwiała, jakby nigdy nie istniała. 
Choć to bajka, zawsze przecie jakaś prawda w nią się wplecie.



Autor: Aleksander Puszkin
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek, a także inne bajki europejskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)