Gadające drzwi
bajka chińska
W bardzo bogatym i mądrze rządzonym królestwie żył sobie bardzo bogaty i mądry król. Jego mądrość polegała na tym, że miał mądrych doradców i urzędników, którym dawał szerokie uprawnienia i powierzał różne samodzielne zadania. Nie wtrącał się w wiele spraw i wszyscy byli zadowoleni. Posunął się nawet do tego, że kanclerzowi i kilku godnym najwyższego zaufania ministrom, nie zważając na protesty królewskiego skarbnika, powierzył klucze do skarbca (co warto zaznaczyć, miał bardzo duży i dobrze strzeżony skarbiec). Król ufał im bezgranicznie, dając pełnomocnictwa do swobodnego dysponowania dobrami - oczywiście na potrzeby królestwa. Całościową pieczę nad skarbcem sprawował królewski skarbnik, który był wieloletnim wiernym sługą króla, człowiekiem o nieposzlakowanej uczciwości i opinii.
Pewnego dnia poinformował monarchę, że comiesięczna inwentaryzacja wykazała brak kilkunastu sztuk złota. Król w pierwszej chwili zarządził powtórne przeliczenie złota i wszystko złożył na karb pomyłki. Tych kilkanaście sztuk stanowiło zresztą minimalny ułamek promila bogactwa znajdującego się w skarbcu.
Powtórne przeliczenie wykazało jednak, bez cienia wątpliwości, brak złota. Król, nie chcąc na nikogo rzucać pochopnych podejrzeń, całą sprawę postanowił zatuszować i nie nagłaśniać, a skarbnikowi polecił pilną obserwację skarbca. Minął spokojny miesiąc i nie zaobserwowano niczego dziwnego. Do skarbca wchodziły tylko uprawnione osoby oraz wpisywały, co wnoszą i wynoszą, w stosownej księdze.
Gdy jednak przyszła kolejna inwentaryzacja, zabrakło następnych kilkunastu sztuk złota. Nie było wątpliwości - w najbliższym otoczeniu króla, w gronie najbardziej zaufanych jest złodziej, który potajemnie zakrada się do skarbca. Król był w nie lada kłopocie. Śledztwo policji królewskiej nie wchodziło w grę ze względu na pozycję podejrzanych i rozgłos, jaki nadałoby ono sprawie. Jak zatem wykryć złodzieja, nie rzucając przy tym podejrzeń na uczciwych ludzi? Co z zaufaniem, którym ich obdarzył?
Nie może teraz wszystkim odebrać kluczy. Po wielu dniach przemyśleń i konsultacji ze skarbnikiem, który jako jedyny wiedział, co wydarzyło się w królewskim skarbcu, król zdecydował się wezwać do siebie wszystkie osoby posiadające klucze do skarbca. Najtaktowniej jak potrafił, poinformował o obserwacjach skarbnika, a jego samego poprosił o dokładne zreferowanie sprawy.
- To znaczy, że ktoś z nas kradnie? - krzyczał kanclerz. - Podejrzenie pada teraz na każdego nas, to oburzające!
Podobnie zachowywali się pozostali ministrowie. Wszyscy byli zbulwersowani sytuacją i posądzeniami. W zdenerwowaniu i silnym afekcie ministrowie zaczęli zwracać klucze, rzucając je na stół i podając się przy tym do dymisji. Atmosfera była niezwykle napięta. Król nie dosyć, że został okradziony, to jeszcze tracił znakomitych ministrów i przyjaciół, a zyskiwał wrogów. Pomimo że nie była to jego wina, chciał jakoś załagodzić całą sprawę i wysnuł przypuszczenie, że być może ktoś obcy dorobił klucze do skarbca.
Może skorzystał z okazji, nieuwagi i jest w posiadaniu dodatkowych kluczy? Takie postawienie sprawy spodobało się wszystkim zebranym i rozpoczęto dyskusję na ten temat. Przypominano sobie różne sytuacje, zdarzenia, dziwne zachowania giermków, paziów, służby. To było jedyne rozsądne wytłumaczenie i, co najważniejsze, nie rzucało podejrzeń na dostojnych zebranych. Król zarządził natychmiastową wymianę drzwi i zamków, a wręczając nowy pęk kluczy każdemu ze swoich ministrów, przykazał szczególną o nie troskę.
Po miesiącu w skarbcu znowu było jednak mniej o kilkanaście sztuk złota... Problem wydawał się nie do rozwiązania. Król, zupełnie zrezygnowany, zwrócił się po pomoc do swojego nadwornego maga, astrologa i alchemika.
Ten, wysłuchawszy władcy, powiedział:
- Powinieneś, królu, zamontować w skarbcu „gadające drzwi”, które powiedzą, kto jest złodziejem. Jeszcze raz wymień drzwi i klucze i poproś mnie na spotkanie z ministrami.
Gdy król po raz kolejny wręczył nowe klucze, astrolog poinformował wszystkich, że drzwi zamontowane do skarbca są jego specjalnej konstrukcji. Są to gadające drzwi, które wskażą ewentualnego złodzieja. Pomimo napiętej atmosfery informacja ta wywołała ogólną wesołość i pokpiwanie. Nietrudno się domyślić, że astrolog nie cieszył się poważaniem wśród zdroworozsądkowo myślących ministrów; sprawy nie potraktowano poważnie.
Minął miesiąc, a ze skarbca ubyło kolejne kilkanaście sztuk złota. Astrolog rozkazał wymontować drzwi i wnieść na salę na przesłuchanie. Król i ministrowie z zainteresowaniem patrzyli, jak mag zbliża się do drzwi i przykłada do nich ucho. Na sali zrobiło się bardzo cicho. Pomimo bezsensowności całej sytuacji, wyczuwało się pewne napięcie i oczekiwanie - a jeżeli coś jest w tej magii astrologa?...
Niestety, drzwi nie chciały nic powiedzieć. Astrolog rozzłościł się i nakazał wymierzyć drzwiom karę chłosty. Kat smagał drzwi batem, a astrolog pouczał je, że jeżeli nie zaczną mówić, to przejdzie do kolejnej fazy tortur, czyli przypalania ogniem. W końcu uznał, że drzwi są gotowe do składania zeznań.
Jeszcze raz przybliżył ucho i wykrzyknął:
- Drzwi mówią, że nie wiedzą, kto jest złodziejem, bo są nowe i nie znają imion, ale... - tu zawiesił głos - złodziejem jest mężczyzna, który ma dzisiaj pajęczynę na kapeluszu. Król ze zdziwieniem zauważył, jak jego ministrowie, kanclerz, a nawet skarbnik nerwowo i z dziwnym grymasem twarzy bezwiednie sięgają ręką do swoich kapeluszy....
I wszystko stało się jasne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)