wtorek, 8 stycznia 2019

bajka amerykańska - "Fernando"

Fernando
bajka amerykańska



.… Otóż moi kochani, dawno temu, w Hiszpanii

Mieszkał sobie pewien młody byczek imieniem Fernando.



Inne młode byki Fernanda rówieśniki
Skakały po łące, bodły się rogami, brykały całą bandą…
Ale nie Fernando.
Fernando lubił spokój.


Lubił wąchać kwiatki – storotki i bławatki.
W ciche wieczory letnie chadzał pod drzewo stuletnie
I w jego cieniu siadywał.
I wąchał polne kwiatki – stokrotki i bławatki.


Jego mamusia, krowa, patrzyła na to za smutkiem.
Fernandziu, – mówiła – zobacz, ty stajesz się odludkiem!
Muczała bardzo żałośnie: – Popatrz, co z ciebie wyrośnie?!
Czemu nie skaczesz, nie brykasz i towarzystwa unikasz?
Czemu rogami nie bodziesz? Popatrz na inną młodzież! –
I ciągle w kółko to samo.


Fernando na to: – Mamo, na co mi bójki i wojny?
Ja jestem byczek spokojny i stokroć bardziej wolę bławatki i kąkole!
Jego mamusia, choć krowa, była wyrozumiała:
– Niech mi się tylko uchowa, już na nic nie będą zważała!
Mijały lata.
Fernando, chociaż nie skakał, nie brykał,
Lecz mimo to wyrósł nad podziw na całkiem tęgiego byka.
Często inne młode byki, Fernanda rówieśniki,
Przystawały przed afiszem i czytały co tam pisze.
Każdy z nich pragnął szalenie walczyć kiedyś na arenie.
– Ach w Madrycie, ach w Madrycie, tam jest – myślą – bycze życie!!


– Tysiąc ludzi bije brawo, ty się kłaniasz w lewo, w prawo,
– Ty się wściekasz, gra muzyka!… To dopiero raj dla byka!!
A Fernando siadał w cieniu i przyglądał się w milczeniu,
Małym chmurkom i kwiatuszkom, przysłuchiwał ptaszkom, muszkom…


Kiedyś przyszło pięciu ludzi w bardzo dziwnych kapeluszach
Najsroższego wybrać byka, który wściekle sie rozjusza.
Ten, co wierzga należycie, będzie walczyć dziś w Madrycie!


Byki na to jak na lato.
Zaczęły się bóść rogami, skakać, wierzgać kopytami,
Ryczeć, kopać ile sił i spod kopyt wzbijać pył.


A Fernando odszedł skromnie, myśląc: – Co tam komu po mnie?
– Na co ja się komu przydam, jeszcze się przy tamtych wydam
Słabym i wątłym chucherkiem…
I odszedł sobie spacerkiem pod ulubione drzewo.


Siadł sobie wśród trawy zielonej, tam gdzie stokrotki się bielą,
A że był zamyślony, więc przez nieuwagę usiadł na… Panu Trzmielu.
Pan Trzmiel, choć mniejszy od byka, ale jest z tych jegomości
Z którymi znajomości należy raczej unikać,


Bo gdy się taki rozzłości, to nogi brać za pas i zmykać.
Pan Trzmiel czuł się mocno dotknięty i miał zwichnięte skrzydełko,
Więc z zemsty w ogon Fernanda wbił swoje ostre żądełko.
– Aj!!! – Fernando strasznie ryknął, z bólu wierzgnął, kozła fiknął,
Skacze w górę, łeb pochyla, tak jak by miał lada chwila
Świat calutki wziąść na rogi.


– Patrzcie, jaki to byk srogi!!! Ten się wścieka, ten się rusza!!
Zawołało pięciu ludzi w bardzo dziwnych kapeluszach.
– Jakie groźne ma spojrzenie! Ten by walczył na arenie!
Krzyczą – Hurra!! Hej!! – z zachwytu. – Jedzie z nami do Madrytu!!


Wzieli wózek, wiązkę siana, siedem koni i furmana.
I Fernando – ładny los to – do Madrytu jedzie prosto.


Tam – orkiestry przygrywają, w oknach flagi powiewają.
Uroczyście niesłychanie grzmią okrzyki i wiwaty.


W lożach siedzą piękne panie i we włosach mają kwiaty.
Trębacz konny zapowiada: – Byk Fernando, tromtarada,
Byk Fernando, tromtadrata, najgroźniejsza bestia świata!!


– Pierwsi idą banderylierzy.
Noga za nogą, jak się należy
Idą, idą, idą parami.
Będą byka kłuli pikami.


Trzeba bestię najwpierw rozdrażnić!
I drżą im łydki, choć są odważni.
Potem na koniach strasznie buńczucznie,
W rękach trzymając ogromne włócznie
Stępa za nimi – pikadorzy.
Będzie Fernando miał się niezgorzej!!


Na samym końcu kroczy Matador,
a za nim chłopak z błyszczącą szpadą.
Matador dumnie kręci wąsika:
Tą właśnie szpadą przebije byka!
Nosi czewoną pelerynę i bardzo pewną siebie ma minę.
Znowu okrzyki, znowu wiwaty, panie mu do nóg rzucają kwiaty.


Ścielą się kwiaty wonną girlandą…
I kto się zjawia wreszcie?….. Fernando!!
Banderylierom twarze pobladły i ostre piki z rąk im wypadły.
Z galerii słychać głośne okrzyki: – Fernando groźny! Fernando dziki!!
Bali się także i pikadorzy..… A sam Matador – chyba najgorzej!


Fernando na środek areny wbiega i burza oklasków i wrzask się rozlega.
Nawet Matador troszeczkę zbladł…
Takiego byka, co by tak brykał nie widział Madryt od trzystu lat!


– O! – słychać wszędzie i każdy truchleje.
– O!! Co to będzie?! Krew się poleje!!
Ale Fernando – byczek spokojny, unikał zwady, nie lubił wojny,
Nie cierpiał bójek, nie znosił gwaru i walczyć z nikim nie miał zamiaru.
Usiadł na piasku, niczym na łące,
spojrzał wokoło I – co mu tam,
Bo widział tylko kwiaty pachnące,
Nic tylko kwiaty we włosach dam!


Nie chciał być wściekły, groźny i dziki!
Nic nic nie pomogły włócznie i piki.
Banderylierzy ze złości skaczą,
I nawet konie omal nie płaczą.
Na czym świat stoi klną pikadorzy,
A sam Matador – chyba najgorzej!
– A niech to zwierze biją granaty!!
– Zamiast się ciskać to wącha kwiaty!!
– Ach co za hańba!! Ach, jaki skandal!!!
Znowu na wózek wzięli Fernanda.


Powędrowało dobre byczysko przez pola, łąki, na swe pastwisko.
Pod ulubionym usiadło drzewem, chłodząc się lekkim wiatru powiewem.
I odtąd, chociaż może to plotka, zawsze w tym miejscu można go spotkać,
Jak sobie siedzi i wącha kwiatki, maki, stokrotki, jaskry, bławatki…



Słucha jak szumią lasy i niwy… 
I jest podobno bardzo szczęśliwy.


Autor: Munro Leaf
Tłumaczenie: Irena Tuwim
Ilustrator: Maria Orłowska

Bajeczka pochodzi z 1939 roku a jej oryginalny tytuł brzmi: "The story of Ferdinand", a ilustracje do tej wersji wykonał Robert Lawson.

 Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)