Kaczątko

Blog "Z bajką przez świat", czyli: bajki, baśnie, bajeczki, legendy, mity i dawne książeczki. Poznaj opowieści z czterech stron świata i odkryj tajemnicze opowiadania: Ludów Zimnej Północy, rozległej Azji, odległej Australii i Oceanii, a także innych kontynentów. Powędruj z bajką do ciepłych krajów, wysp, wysepek oraz innych baśniowych zakątków. Zapraszam w podróż do dziecięcego świata bajki.
Spis treści bajek z różnych zakątków świata
piątek, 27 lipca 2018
Paw pyszałek - bajka azjatycka z Nepalu - buddyjska
Paw pyszałek
bajka nepalska
Dawno, bardzo dawno temu różne zwierzęta mieszkające w Indiach postanowiły wybrać swoich królów. Te, które miały cztery nogi, obrały na króla wielkiego lwa. Zwierzęta morskie wybrały wielką rybę. Ptaki zgromadziły się u podnóża Himalajów i ustaliły, że ich królem zostanie Złoty Łabędź. Kiedy minęło kilka lat, w rodzinie króla ptaków dorosła piękna panna – Złota Księżniczka. Ojciec bardzo ją kochał i ulegał wszystkim jej kaprysom. Zgodził się również, aby księżniczka sama wybrała sobie przyszłego męża. W tym celu król obwieścił, że wszyscy ptasi kawalerowie mają się zebrać na polanie u stóp dwudziestu ośmiu gór, w kraju, który nazywał się Nepal. Przybyły ptaki z całych Indii, a nawet niektórzy kawalerowie przylecieli aż z Tybetu. Były tam piękne łabędzie, zwinne sokoły, kolorowe bażanty, mądre sowy, śnieżnobiałe gęsi i wiele, wiele jeszcze innych ptaków. Księżniczce spodobał się jednak najbardziej kolorowy ze wszystkich — paw. Miał donośny głos, pióra na ciele mieniły się szmaragdowo, a wielki ogon mienił wszystkimi kolorami tęczy. Wszyscy ptasi kawalerowie zbliżyli się, aby pogratulować mu szczęścia. Przyjmował pochwały z zadowoleniem, a na koniec postanowił zaprezentować całą swoją krasę. Nadął się, rozstawił szeroko ogon i zaczął wykonywać dziwne pląsy. Tańczył tak i tańczył w koło, aż znudził wszystkie zebrane ptaki. Odwróciły się od niego i oddaliły, a on jeszcze tańczył zapamiętale. Zagniewał się ptasi król – Złoty Łabędź. Zawstydziła się księżniczka. Powiedziała ojcu: – Nie chcę mieć za męża takiego pyszałka. Nie chcę go więcej widzieć! Zgodziła się zostać żoną przyzwoitego, skromnego łabędzia, który przyleciał na uroczystości z sąsiedniego kraju.
Autor: Janusz Krzyżowski
Ilustrator: Surmaaja Chimeddorj
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie,
a także posty w zakładce bajka buddyjska/indyjska/dżataki
niedziela, 15 lipca 2018
Cztery motylki - poczytaj mi mamo
Cztery motylki
bajeczka polska
Na zielonej łące pod lasem fruwały wesoło cztery motylki.
Jeden był biały jak kwiatek rumianku.
Drugi - żółty jak kwiatek dziewanny.
Trzeci błękitny jak kwiatuszek cykorii.
A czwarty?
Czwarty był jeszcze inny.
Miał szarobrązowe skrzydełka
niby kora topoli rosnącej pod lasem.
Dobrze było motylkom na łące.
Fruwały z kwiatka na kwiatek i spijały słodki, wonny sok.
Wtem od strony lasu, łopocząc skrzydłami, nadleciała niby czarna chmura
– wrona. Głodna była. Z daleka dojrzała motylki i wielką miała na nie ochotę.
Ale motylki także spostrzegły grożące niebezpieczeństwo.
Przez chwilę kręciły się bezradnie, trzepotały skrzydełkami.
-Gdzie by tu się skryć?
A na łące pełno kwiatów…
Przysiadł więc biały motylek na rumianku-
– ani go widać.
Wtulił się żółty w kwiatuszek dziewanny –
-jakby jeszcze jeden płatek przyrósł.
Przycupnął błękitny na kwiatuszku cykorii,
co nad rowem rosła – i zniknął.
A ten czwarty, szarobrązowy, długo fruwał nad łąką.
Przerażony był bardzo, bo wrona była tuż... tuż!
Przysiadł więc prędziutko na pniu topoli,
przytulił się do szarobrązowej kory i już go nie ma.
Przyleciała wrona nad łąkę. Rozgląda się.
Co się stało? Gdzie podziały się cztery motylki?
Przecież fruwały tu przed chwilą.
Pokręciła zdumiona głową, zakrakała ze złości i, jak niepyszna, odleciała do lasu.
Motylki zerwały się po chwili z gościnnych kwiatków
i znów beztrosko fruwały nad pachnącą łąką.
Ach, ale wrona? Bardzo była zdziwiona.
A minę miała taką – O!…
Autor: Wiera Badalska
Ilustracje: Wanda Zawidzka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia, rok 1961 - z własnej kolekcji
Przeczytaj też inne bajki z serii: Poczytaj mi mamo oraz bajki z cyklu Książeczki z PRL-u
z serii Poczytaj mi mamo - Przepraszam smoku - bajka wierszowana polska
Przepraszam smoku
bajka polska wierszowana
Za górą wielką, stromą
w czasach niezmiernie dawnych
żył pewien mężny rycerz
ze swej grzeczności sławny.
Pan Kocicki i Kot Wojewoda - bajki ludowe
Pan Kocicki
bajka ukraińska - ludowa
Jeden człowiek miał starego kota, który nie był już zdolny łowić myszy. No, to gospodarz wziął go
i wywiózł do lasu. „Na co on mi się przyda? Będę go tylko na próżno karmił — niechaj sobie lepiej żyje
w lesie". Porzucił go, a sam odjechał. Ale oto przychodzi do kota lisiczka i pyta go:
— Ktoś ty taki?
A on na to:
— Jestem pan Kocicki.
Lisiczka mówi:
— Bądź mi za męża, a ja ci będę za żonę.
Zgodził się na to. Zaprowadziła go lisiczka do swego domu. Dogadza mu bardzo, jak gdzieś kurę złapie, to sama nie je, a jemu przyniesie.
A kiedyś zobaczył lisiczkę zajączek i mówi jej:
— Lisiczko-siostrzyczko, przyjdę do ciebie na wieczornicę.
A ona:
— Jest teraz u mnie pan Kocicki, on by ciebie rozszarpał.
Zając opowiedział o panu Kocickim wilkowi, niedźwiedziowi i dzikowi. Zeszli się razem, zaczęli myśleć, jakby tu zobaczyć tego pana Kocickiego i mówią:
— Najlepiej wydajmy obiad! I zaczęli się zastanawiać, co kto ma przynieść.
Wilk mówi:
Kot i głupie małpy
bajka indonezyjska
opowiadana też w Libanie
opowiadana też w Libanie
"Choć byś wronę kąpał w różanej wodzie, pióra jej nie zbieleją… "
Autor ilustracji: Surmaajav Chimeddorj |
Małpy zawsze czynią wiele hałasu, szczególnie gdy jest ich wiele. Był ciepły letni czas poobiedniej drzemki. Wielki kot, syty i zadowolony, rozciągnął się w cieniu na tarasie przed domem. Kłótliwe małpy zaczęły krzyczeć. Młodsze broiły
i psociły. Harmider się zrobił okropny. Obudzony kot ze złością rozejrzał się dokoła i rzekł:
i psociły. Harmider się zrobił okropny. Obudzony kot ze złością rozejrzał się dokoła i rzekł:
- Moje drogie. Możecie hałasować do woli, jednak nie wolno wam uderzyć
w dzwon, który gospodarz umieścił na drzewie mango. Tylko on sam może nim dzwonić kilka razy do roku w wielkie święto. Nikomu obcemu nie wolno go ruszać.
-Nam wszystko wolno - krzyknęły małpy i pobiegły do mangowego drzewa.
w dzwon, który gospodarz umieścił na drzewie mango. Tylko on sam może nim dzwonić kilka razy do roku w wielkie święto. Nikomu obcemu nie wolno go ruszać.
-Nam wszystko wolno - krzyknęły małpy i pobiegły do mangowego drzewa.
Afera - wierszyk o kotku
Afera
wierszyk polski
Jest afera niesłychana:
Na podłodze, obok biurka,
Trzy leżały ptasie piórka.
A gdzie ptaszek? Właśnie, gdzie?
Gdzie, biedaczek, podział się?
Może w chwili tej radości
Chciał skorzystać raz z wolności?
Lecz nikt okna nie otwierał...
I stąd właśnie ta afera,
No bo gdyby je otworzył
To by sobie ptaszek pożył,
A tak kot, niby leniwy,
Leży syty i szczęśliwy.
Autor: Krzysztof Roguski
Ilustracja: pochodzi z karty okolicznościowej z 1910 roku - autor nieznany
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz posty
w zakładce bajka o kotach.
w zakładce bajka o kotach.
sobota, 14 lipca 2018
niedziela, 8 lipca 2018
bajka łańcuszkowa z Anglii
Nieposłuszna świnka
bajka angielska,
łańcuszkowa
- Co mam zrobić z tą monetą? - zaczęła się zastanawiać. - Chyba pójdę na targ i kupię świnkę – i jak postanowiła, tak zrobiła.
Wracając do domu, trzeba było przejść przez płotek; ale świnka nie chciała przejść przez płotek. Staruszka poszła dalej i spotkała psa.
- Piesku, piesku - powiedziała do niego - ugryź świnkę, świnka nie chce przejść przez płotek, a ja nie będę mogła wrócić do domu przed nocą.
Ale piesek nie chciał ugryźć świnki. Staruszka poszła dalej i zobaczyła kij.
Powiedziała do niego:
- Kiju, kiju, uderz psa! Pies nie chce ugryźć świnki, świnka nie chce przejść przez płotek, a ja nie będę mogła wrócić do domu przed nocą.
Ale kij nie chciał uderzyć psa. Staruszka poszła dalej i zobaczyła ogień.
bajka bengalska z Azji o łysej żonie i jej mężu
Łysa żona
bajka bengalska
Pewien człowiek miał dwie żony*. Młodszą z nich kochał bardziej od starszej. Młodsza miała na głowie dwa sploty włosów, starsza zaś tylko jeden.
Pewnego dnia mężczyzna wybrał się po towar do odległego miasta. Żony pozostały w domu same, a nienawidziły się nawzajem zaciekle. Ponieważ młodsza była ulubienica męża, dokuczała starszej. Kazała jej wykonywać czarną robotę w gospodarstwie, łajała dzień i noc, a na ostatek głodziła.
Tego dnia młodsza rzekła do starszej:
- Chodź mnie uczesać.
A kiedy już starsza czesał młodszą żonę, jeden z włosów odpadł przypadkiem z głowy jej rywalki. Młodsza, tak się tym rozwścieczyła, że wyrwała z głowy starszej jedyny jej splot włosów i wypędziła ją z domu. Starsza żona, teraz całkiem łysa, postanowiła pójść do lasu i tam albo umrzeć z głodu, albo rzucić się na pożarcie dzikim bestiom. W drodze natknęła się na krzew bawełny. Zatrzymała się przy nim, związała miotłę z leżących nieopodal gałęzi i zamiotła do czysta ziemię wokoło. Krzew, ogromnie zadowolony, pobłogosławił ją. Idąc dalej zobaczyła drzewo bananowe. Również wokół niego zamiotła ziemię, a drzewo, zadowolone, pobłogosławiło ją. Nieco dalej ujrzała w szopie byka bramińskiego, a ponieważ szopa była bardzo brudna, wyczyściła ją. Byk, zaś, bardzo tym uradowany, pobłogosławił ją. Następnie ujrzała świętą bazylię i pokłoniła się jej nisko. A gdy zmiotła wokół niej ziemię, roślina udzieliła jej swojego błogosławieństwa. Wędrując tak dalej, zobaczyła przed sobą chatkę skleconą z gałęzi i liści. Siedział przy niej ze skrzyżowanymi nogami świętobliwy mąż pogrążony w medytacji.
sobota, 7 lipca 2018
bajka z Dalekiego Wschodu Azji o wieśniaku Słomce
Wieśniak Słomka
bajka japońska
Dawno, dawno temu była sobie mała wioska, leżąca w samym środku żółtych pól ryżowych. Pod siedmioma klonami stało siedem chat. Ta siódma prawie się już rozlatywała. Tylko potężny pień klonowy jeszcze ją podtrzymywał. Pod jej dachem żył młody Szobei. Jego rodzice umarli. Był sam na świecie, a głód ssał mu żołądek. Kiedy wieśniacy szli rankiem na pola ryżowe, tak mówili między sobą:
- Biedny Szobei! Co też z nim będzie!
Ale, że sami wiedli nędzny żywot i każdy z nich zbierał tyle, że wystarczyło tylko na własny stół, nie wiedzieli jak mu mogą pomóc. Szobei patrząc na nich, myślał:
- Gdybym miał choć całkiem małe poletko ryżu nie musiałbym odżywiać się liśćmi paproci i korzeniami ostu, co rośnie na skraju pól.
Pewnego razu próg chaty Szobei przestąpił sąsiad. Był on najstarszy we wsi.
- Posłuchaj, Szobei, co ci powiem. Zanim głód odbierze ci ostatnie siły, spróbuj jeszcze na ostatek pójść do świątyni bogini miłosierdzia. może ona znajdzie jakieś wyjście. Musisz ją tylko dostatecznie długo prosić, wtedy ześle ci ona sen, w którym wyjawi ci swoją radę.
bajka azjatycka z Dalekiego Wschodu o Uraszima Taro
Uraszima Taro
bajka japońska (legenda)
W małej japońskiej wiosce rybackiej żyli przed wieloma, wieloma laty - rybak z rybaczką. Rybak zwał się Uraszima. Kiedy urodził im się syn, nazwali go Uraszima Taro, czyli po japońsku - syn morskiej wyspy. Każdego ranka, o bladym świcie, ojciec - rybak, wraz z innymi rybakami z wioski, wypływał na morze na połów. Kiedy słońce wstało i dał się słyszeć głos górskiej kukułki, mama małego Tary brała go na plecy i schodziła z nim z chaty na zboczu, przez sosnowy las, aż na brzeg morza. Tam czekali na powrót ojca. Matka wsadzała Tarę na białym piasku w cieniu sosen, gdzie bawił się muszelkami. Znad morza nadlatywały mewy i kucały obok niego. Morze miało wiele twarzy, niepodobnych całkiem do siebie. Raz było poorane falami, szarozielone i huczące. Innym razem leżało spokojnie w słonecznym żarze, jasne niczym srebro i przezroczyste.
niedziela, 1 lipca 2018
bajka z Argentyny (Ameryka Południowa) o księżniczce, kamieniu i ogniu.
Księżniczka ognia
bajka argentyńska

Kiedy publicznie ogłoszono jej decyzję pałac zapełnił się wonnymi kwiatami, cennymi i mniej cennymi prezentami, listami miłosnymi oraz wierszami zakochanych poetów. Księżniczka, przeglądając dary, znalazła wśród nich najzwyklejszy kamień.
- A cóż to za śmiałek podarował mi zwykły, brudny kamień? - zapytała wzburzona i rzuciła go w kąt.
Sprawa nieszczęsnego kamienia nie dawała jej spokoju. Intrygowało ją, co taki prezent może oznaczać. Kim jest ofiarodawca? Jak wygląda? Nie znając odpowiedzi na żadne z tych pytań, wezwała do siebie służbę.
- Kto mi ofiarował ten kamień? Chcę widzieć człowieka, który być może ze mnie zakpił - rozkazała.
I obrażona czekała na tego, który podarował jej tak niezwykły prezent.
- Proszę mi wyjaśnić, co oznacza ten twardy, szary kamień? - zapytała, gdy stanął przed nią urodziwy młodzieniec.
- Wybacz, księżniczko, jeśli cię obraziłem. Ten kamień symbolizuje moje serce, które mógłbym ci ofiarować na zawsze. Niestety, nie może być ono jeszcze twoje, bo jest za twarde i zamknięte jak ten kamień. Jeśli jednak napełniłoby się miłością, to z pewnością by zmiękło i stało się delikatne jak nic na świecie. Musiałby jednak znaleźć się ktoś taki, kto by to uczynił.
legenda indiańska o maskach tithu z Ameryki Północnej
Kacziny i tithu – indiańskie lalki
z Ameryki Północnej
Bardzo dawno temu, u zarania ludzkości bóstwa zwane Kaczinami zeszły na ziemię, aby żyć wśród indiańskich plemion na południowo-zachodnich obszarach Ameryki Północnej.
Początkowo bóstwa były nauczycielami i strażnikami ludzi, żyły otoczone powszechnym szacunkiem. Po pewnym czasie Kacziny zrozumiały, że straciły uwielbienie i szacunek i stały się czymś powszednim. Wtedy postanowiły wrócić w niebiosa. Jednak zanim odeszły, nauczyły ludzi robić maski. Maski te miały być podobne do Kaczinów. Było to niezwykle ważne i niezbędne do tego, by w czasie obrzędów i tańców wokół ogniska członkowie plemienia mogli przejąć moce bóstw. Kacziny poprzez maski udostępniły ludziom możliwość sprowadzania deszczu, a także uleczania chorych. Plemię Hopi do dziś wykonuje lalki Kaczinów, nazywane tithu. Dzięki temu zaznajamiają dzieci z duchami. Członkowie plemienia wierzą też, że lalki wciąż maja w sobie część mocy Kaczinów. Obecnie tithu wykonuje się najczęściej z topoli, maluje na jaskrawe kolory i ozdabia piórami oraz symbolami religijnymi. Ciekawostką jest to, że nie ma dwóch takich samych - dzięki ręcznemu wykonaniu każda jest wyjątkowa i niepowtarzalna.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki amerykańskie
bajka amerykańska z Ameryki Środkowej o zimie i o lecie
Zima i lato
bajka nikaraguańska
ludowa opowieść z Ameryki Łacińskiej
![]() |
Ilustracja: Michael Whelans |
Pewnego dnia zebrały się i razem udały się do Zimy, by poprosić ją, aby pogodziła się z Latem i aby wspólnie panowali na Ziemi. Przyniosłoby to wiele pożytku zarówno roślinom, jak i zwierzętom.
– Ale jesteś podła! – złościła się Królowa Suszy – Lato na Królową Deszczu – Zimę. – To przez Ciebie umierają zwierzęta i rośliny! Woda zalewa wszystko i dlatego nikt cię już nie kocha. A mnie kochają wszyscy, bo przynoszę ciepło i słońce!
Obrażona Zima odparła mu na to:
– Jeśli pozwolę, abyś to ty rządziła światem, wszystkie zwierzęta zginą z pragnienia i z gorąca, a rośliny uschną! Nie zgadzam się też, abyśmy rządziły Ziemią razem!
Ale kiedy Zima została sama i miała czas, aby spokojnie pomyśleć, stwierdziła, że rzeczywiście zbyt wiele ziemskich stworzeń jest niezadowolonych z jej rządów.
– Już wiem, co zrobię. – powiedziała Zima sama do siebie. – Będę rządzić przez jakiś czas, a potem odpocznę trochę, aby woda mogła wsiąknąć w ziemię. Nikt już nie będzie cierpiał z nadmiaru wody.
Jak powiedziała, tak zrobiła, ale zwierzęta i rośliny wciąż umierały.
Wtedy Zima – Królowa Deszczu zawołała do siebie Lato – Królową Suszy i tak powiedziała:
– Podzielimy rok na dwie równe części i każde z nas będzie rządziło w swojej połowie roku.
Królowa Suszy, choć rozwiązanie nie wydawało jej się idealne, zgodziła się na taki podział obowiązków. Zima pracowała i pracowała bez chwili odpoczynku przez pierwsze sześć miesięcy roku. Rzeki znowu zaczęły wylewać, morza i jeziora występować z brzegów. Zalewająca wszystko woda sprawiała, że życie na Ziemi zamierało.
– Widzisz, co się dzieje? Twoja praca nie jest dobra! – powiedziało Lato i zabrało się do działania.
Pracowało i pracowało bez wytchnienia przez kolejne sześć miesięcy. Było tyle słońca, że rośliny zaczęły usychać, a zwierzęta umierać z pragnienia i braku wody. Również bardzo wielu ludzi umarło z powodu upałów.
Wtedy Zima powiedziała:
– Twoja praca też nie jest dobra! Przez Ciebie umierają rośliny, zwierzęta i ludzie!
W końcu, po długich rozmowach, obie pory roku doszły do porozumienia i wymyśliły nowe rozwiązanie.
Zima i Lato miały razem rządzić na Ziemi.
– Kiedy ja pracuję, ty odpoczywasz – zaproponowało Lato.
– A kiedy ja pracuję, odpoczywasz ty – odparła na to Zima.
Od tej pory, kiedy Zima - Królowa Deszczu pracuje, deszcze nawilżają ziemię, a zwierzęta i rośliny mogą do woli pić życiodajną wodę.
A kiedy do pracy zabiera się Lato - Królowa Suszy, wszystkie stworzenia mogą cieszyć się ciepłem i wygrzewać w promieniach słońca. Czasem, kiedy Lato zmęczone pracą potrzebuje odrobiny odpoczynku, Zima przychodzi mu z pomocą i przysyła trochę deszczu, który nawilża ziemię. Dlatego latem od czasu do czasu pada deszcz.
– Ale jesteś podła! – złościła się Królowa Suszy – Lato na Królową Deszczu – Zimę. – To przez Ciebie umierają zwierzęta i rośliny! Woda zalewa wszystko i dlatego nikt cię już nie kocha. A mnie kochają wszyscy, bo przynoszę ciepło i słońce!
Obrażona Zima odparła mu na to:
– Jeśli pozwolę, abyś to ty rządziła światem, wszystkie zwierzęta zginą z pragnienia i z gorąca, a rośliny uschną! Nie zgadzam się też, abyśmy rządziły Ziemią razem!
Ale kiedy Zima została sama i miała czas, aby spokojnie pomyśleć, stwierdziła, że rzeczywiście zbyt wiele ziemskich stworzeń jest niezadowolonych z jej rządów.
– Już wiem, co zrobię. – powiedziała Zima sama do siebie. – Będę rządzić przez jakiś czas, a potem odpocznę trochę, aby woda mogła wsiąknąć w ziemię. Nikt już nie będzie cierpiał z nadmiaru wody.
Jak powiedziała, tak zrobiła, ale zwierzęta i rośliny wciąż umierały.
Wtedy Zima – Królowa Deszczu zawołała do siebie Lato – Królową Suszy i tak powiedziała:
– Podzielimy rok na dwie równe części i każde z nas będzie rządziło w swojej połowie roku.
Królowa Suszy, choć rozwiązanie nie wydawało jej się idealne, zgodziła się na taki podział obowiązków. Zima pracowała i pracowała bez chwili odpoczynku przez pierwsze sześć miesięcy roku. Rzeki znowu zaczęły wylewać, morza i jeziora występować z brzegów. Zalewająca wszystko woda sprawiała, że życie na Ziemi zamierało.
– Widzisz, co się dzieje? Twoja praca nie jest dobra! – powiedziało Lato i zabrało się do działania.
Pracowało i pracowało bez wytchnienia przez kolejne sześć miesięcy. Było tyle słońca, że rośliny zaczęły usychać, a zwierzęta umierać z pragnienia i braku wody. Również bardzo wielu ludzi umarło z powodu upałów.
Wtedy Zima powiedziała:
– Twoja praca też nie jest dobra! Przez Ciebie umierają rośliny, zwierzęta i ludzie!
W końcu, po długich rozmowach, obie pory roku doszły do porozumienia i wymyśliły nowe rozwiązanie.
Zima i Lato miały razem rządzić na Ziemi.
– Kiedy ja pracuję, ty odpoczywasz – zaproponowało Lato.
– A kiedy ja pracuję, odpoczywasz ty – odparła na to Zima.
Od tej pory, kiedy Zima - Królowa Deszczu pracuje, deszcze nawilżają ziemię, a zwierzęta i rośliny mogą do woli pić życiodajną wodę.
A kiedy do pracy zabiera się Lato - Królowa Suszy, wszystkie stworzenia mogą cieszyć się ciepłem i wygrzewać w promieniach słońca. Czasem, kiedy Lato zmęczone pracą potrzebuje odrobiny odpoczynku, Zima przychodzi mu z pomocą i przysyła trochę deszczu, który nawilża ziemię. Dlatego latem od czasu do czasu pada deszcz.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki amerykańskie
z serii "Poczytaj mi mamo" - Ptasie ulice
Ptasie ulice
bajeczka polska wierszowana
Przemoczyła kaczka nóżki na ulicy Gęsiej,
Pewnie będzie miała katar. A to mi nieszczęście!
Więc pobiegła, by się podgrzać prosto na Słoneczną.
Siedzi sobie, nóżki suszy, pije ciepłe mleczko.
bajka azjatycka o walecznym zającu
Wdzięczny zając
bajka baszkirska
Rodzice posłali swojego synka, żeby zaprosił gości na świąteczny obiad.
— Zaproś dziadka Chisama, wuja Urmana, naszego zięcia Aminbeka...
I tak dalej i tak dalej... Powtarzał sobie po drodze, kogo mu kazano zaprosić i szedł wzdłuż płotu, ale powiedzieli chłopcu tyle imion, że je pozapominał, zanim płot się skończył.
Co robić? Bał się wrócić do domu, póki nie wypełni rozkazu, więc pomyślał: “Najlepiej zaproszę wszystkich ludzi z całej wioski. Będę pukał do wszystkich domów po obu stronach ulic, wtedy nie opuszczę nikogo z tych, których miałem zaprosić".
Jak pomyślał, tak zrobił. Wszyscy mu dziękowali i powiedzieli, że przyjdą, a chłopiec wrócił do domu.
W południe goście zaczęli się schodzić. Szli i szli, aż zebrali się wszyscy mieszkańcy wsi. Kto nie mieścił się w domu, ten siadał przed domem. Wszyscy czekali na poczęstunek.
Kiedy ojciec i matka zobaczyli tylu gości, przestraszyli się:
— Co to ma znaczyć? Skąd wziąć dość jadła dla wszystkich?
Zaczęli wypytywać chłopca, aż się przyznał, że zapomniał kogo ma zaprosić, więc zaprosił całą wieś.
Rodzice zgromadzili wszystkie zapasy, jakie mieli: mało! Ojciec się rozgniewał i zawołał do syna:
— Tyś nabroił, to teraz poradź coś na to!
Chłopiec zapłakał i wybiegł z domu. Przebiegł przez pustą wieś i schował się w lesie. Usiadł na pieńku i rozpłakał się jeszcze rzewniej.
![]() |
Ilustracja: Margaret Tarrant |
— Czego płaczesz? — zapytał zając.
Chłopiec opowiedział mu, co się stało. Zając posłuchał, pomyślał, poruszał długimi uszami. Potem stanął słupka, pogłaskał chłopca po ręce przednimi łapkami i pisnął:
— Nie płacz. Wracaj do domu, wszystko będzie dobrze — i pokicał w głąb lasu.
Chłopiec posłuchał zająca i wrócił do domu. Tam już goście wszystko zjedli i wypili, a nie wystarczyło nawet dla połowy zaproszonych i rodzice bardzo się martwili, że nie mają czym częstować.
Niektórzy goście niecierpliwili się, ktoś nawet zawołał:
— Czemu zaprosiliście nas, skoro nie macie dość jedzenia? Narobiliście wstydu sobie i nam.
Wtem jeden z tych, którzy siedzieli przed chatą, spojrzał w stronę lasu i przestraszył się. Pokazał drugiemu, drugi trzeciemu, z izby też ludzie zaczęli wyglądać, co się dzieje.
Patrzą, a tu pełno wszelakiego zwierza ciągnie wioską i każdy coś niesie. Niedźwiedzie toczą beczułki z miodem. Jelenie ostrożnie dźwigają wiadra z mlekiem uwieszone u rogów. Lisy niosą w zębach kury i gęsi, wiewiórki — orzechy w kobiałkach, zające — jagody w torebkach z liści.
Przed innymi biegnie znajomy zając i pokazuje drogę. Bo to on poprosił leśnych przyjaciół, żeby pomogli w nieszczęściu temu chłopcu, który
bajka azjatycka z Czeczenii o mulle
Jak mułłe rozumu nauczono
bajka czeczeńska
Żył niegdyś w pewnej wiosce ubogi wieśniak imieniem Chamid. Jedynym jego bogactwem była piękna żona, Zejnaj. Oboje najmowali się do pracy, harowali od świtu do nocy, a mimo to nadal żyli w biedzie. Ale za to kochali się tak bardzo, że we wiosce wszyscy nie mogli się nadziwić:
- Patrzcie no, taka bieda u nich, a żyją w zgodzie i pogodzie – nikt nie słyszał, żeby się kłócili!
Radowali się ludzie widząc to, jeden tylko mułła (duchowny muzułmański) krzywym okiem patrzył na ich szczęście.
„I po cóż temu nędzarzowi Chamidowi taka piękna żona?” - myślał.
Pewnego razu wybrał się Chamid do lasu po drzewo. Wychodzi na leśną polankę za wioską, patrzy – rosną dwa arbuzy, a tak ogromne, jakich jeszcze w życiu nie widział. Zdumiał się biedak, tym bardziej, że wyrosły w porę najmniej oczekiwaną, bo zimą.
Zerwał wieśniak jeden arbuz i pośpieszył do swojej chaty.
Położył go przed żoną i mówi:
- Popatrz, jaki arbuz ci przyniosłem!
Wziął do ręki nóż i chciał rozciąć arbuz, lecz Zejnaj powstrzymała go:
- Arbuzy w naszej okolicy to rzadkość, tym bardziej o tej porze roku. Czy nie lepiej byłoby sprzedać go komuś zamożnemu i kupić chleba?
- Słusznie – zgodził się Chamid – ale komu? Kto go kupi?
- Zanieś go mulle, to najbogatszy człowiek w naszej wiosce.
bajka cygańska o księżycu
Dlaczego księżyc to rośnie, to maleje
bajka cygańska
Stary Cygan, mieszkający na skraju podgórskiej wioski, miał już tyle lat, że dobrze zdążył poznać życie. Ale najlepiej poznał głód. Im Cygan był starszy, im mniej miał sił, tym trudniej mu było zarobić, tym mocniej głód dawał mu się we znaki. Wędrował w góry, zbierał chrust na rozpałkę i sprzedawał go za grosze wieśniakom. Niewiele miał z tego, ale zawsze starczało mu na kupno kukurydzy. Co dzień gotował sobie zupę kukurydzianą i zjadał jej pełną miskę. Pewnego wieczoru wrócił do domu, dźwigając wielki wór chrustu. Kiedy zbliżył się do swej chaty, przeraził się, bo zobaczył, że drzwi do izby są otwarte szeroko. Światło księżyca zaglądało do środka i widać było siedzącego przy stole jakiegoś starca z długą, popielatą brodą. Siedzi i najspokojniej zajada zupę kukurydzianą. Zanurza w misie wielką drewnianą łyżkę i czerpie nią żółtą, gęstą, rozgotowaną kukurydzę.
Gdy to stary Cygan zobaczył, cisnął wór chrustu na ziemię i wrzasnął:
Gdy to stary Cygan zobaczył, cisnął wór chrustu na ziemię i wrzasnął:
– Złodziej! Rabuś! Jak śmiesz jeść moją kukurydzę? Kto ci pozwolił?!
Starzec odpowiedział:
– Jestem zmęczony i głodny. Kiedy zobaczyłem tę żółtą i smakowitą kukurydziankę, nie mogłem się powstrzymać, żeby jej nie spróbować.
– Patrzcie go! – zawołał Cygan. – Zobaczył misę z żółtą strawą i język mu zaczął skakać z łakomstwa! Jeśli tak lubisz żółty kolor, to idź i jedz to!
To mówiąc, Cygan wskazał palcem księżyc, który właśnie wisiał za oknem, wielki jak dynia. Nie odpowiedział starzec ani słowa, tylko dźwignął się z ławy, wziął swój kostur i chciał odejść.
Ale Cygan zastąpił mu drogę i wrzasnął:
– Hola, złodziejaszku! Nie wyjdziesz, póki mi nie zapłacisz za zjedzoną kukurydziankę! Należy mi się siedem grajcarów.
– Nie mam ani grosza – odpowiedział starzec. – Daruj mi. Byłem naprawdę bardzo głodny.
– Nie daruję ci! – krzyknął Cygan. – Musisz zapłacić mi za to!
Starzec odpowiedział:
– Jestem zmęczony i głodny. Kiedy zobaczyłem tę żółtą i smakowitą kukurydziankę, nie mogłem się powstrzymać, żeby jej nie spróbować.
– Patrzcie go! – zawołał Cygan. – Zobaczył misę z żółtą strawą i język mu zaczął skakać z łakomstwa! Jeśli tak lubisz żółty kolor, to idź i jedz to!
To mówiąc, Cygan wskazał palcem księżyc, który właśnie wisiał za oknem, wielki jak dynia. Nie odpowiedział starzec ani słowa, tylko dźwignął się z ławy, wziął swój kostur i chciał odejść.
Ale Cygan zastąpił mu drogę i wrzasnął:
– Hola, złodziejaszku! Nie wyjdziesz, póki mi nie zapłacisz za zjedzoną kukurydziankę! Należy mi się siedem grajcarów.
– Nie mam ani grosza – odpowiedział starzec. – Daruj mi. Byłem naprawdę bardzo głodny.
– Nie daruję ci! – krzyknął Cygan. – Musisz zapłacić mi za to!
bajka cygańska (romska) o krótkiej bajeczce
Krótka bajeczka
bajka cygańska
![]() |
Ilustracja: Rob Barnes |
Był raz sobie chłop
i zaprzągł pewnego dnia swoje woły do pługa. A kiedy już woły
były zaprzęgnięte, pognał je w pole na orkę. Na polu pług
wyorał ze skibą ziemi skrzynkę z żelaznym wieczkiem. Uniósł
chłop żelazne wieczko tej skrzynki znalezionej w ziemi, aż tu
nagle wyskoczył z niej zając i pobiegł w pole. Zając ten miał
maleńki króciutki ogonek. A że ogonek zajęczy był taki krótki
to i ta bajka musi być krótka. Z pewnością gdyby zając miał
ogonek dłuższy, dłuższa byłaby i moja bajka, ale mały ogonek
miał zajączek więc już maleńką bajkę kończę...:)
Autor: Jerzy Ficowski ze zbiorku " Gałązka z Drzewa Słońca".
bajka cygańska o wygnanych dzieciach
Wygnane dzieci
bajka cygańska
W gęstym lesie mieszkał raz Cygan z dwojgiem dzieci – chłopcem i dziewczynką. Przez cały dzień pracował przy spławianiu drzewa, aby zarobić na kawałek razowca. Dzieci na długie dnie pozostawały w pustym namiocie i wychowywały się same jak leśne zwierzęta.
Wreszcie rzekł do siebie Cygan:
– Muszę się ożenić jeszcze raz, bo odkąd mi zmarła żona, źle jest moim dzieciom. Ożenię się, a na pewno lepiej będzie nam się wiodło. Jak powiedział – tak też zrobił.
Ożenił się ze starą panną z pobliskiej wsi i wybudował małą chatkę. Od tej chwili zmieniło się wszystko, jakby w domu sam diabeł zagościł! To była zła kobieta! Całymi dniami i nocami zrzędziła i kłóciła się o byle co, biła dzieci i mówiła Cyganowi, że powinien je wypędzić z domu.
Spierał się z nią Cygan i prosił, aby pozwoliła dzieciom zostać przy nim, ale ona nie chciała słuchać nawet, tylko wrzeszczała: – Musisz je wygnać! Nie każę ci robić im nic złego, tylko wyprowadzić daleko w las i porzucić w dalekim lesie. O resztę możesz się już nie troskać, byleś tylko zrobił to, co ci każę. Jeśli mnie nie posłuchasz, zginiesz marnie. Pamiętaj!
Cóż miał zrobić biedny Cygan? Dręczył się, popłakiwał, aż wreszcie jednego wieczoru powiedział żonie:
– Dobrze. Spełnię to, czego żądasz. Jutro wezmę dzieci ze sobą do lasu i tam je zostawię. Bóg im dopomoże.
Usłyszała to córeczka Cygana. Zbudziła swojego brata i powtórzyła mu wszystko.
Brat odrzekł jej na to szeptem:
bajka cygańska o złotych owcach
Złote owce
bajka cygańska
W wielkim mieście żył król bogaty i okrutny. Okrucieństwo pomnożyło jego bogactwa, bo kazał zabić wszystkich majętnych ludzi i przywłaszczył sobie ich skarby, pieniądze i posiadłości.
A potem rzekł swoim poddanym:
– Teraz nie musicie już się kłócić. Jesteście szczęśliwi, nie potrzebujecie zazdrościć sobie wzajemnie, bo żaden z was nic nie ma. Za to wszyscy macie wielkiego, bogatego króla. To jest wasze szczęście prawdziwe! To jest wasze bogactwo!
Poddani potakiwali chórem i bili czołem o ziemię, bo gdyby ktoś ośmielił się sprzeciwić słowom władcy, król natychmiast kazałby go uśmiercić. Poza innymi skarbami, ukrytymi w skarbcu, miał król tysiąc złotorunych owiec, jakimi żaden król na całym świecie nie mógł się pochwalić. Nikt nie mógł ich pasać na łące, bo rozbiegały się i same wracały do domu.
Kiedy król przyjmował pasterza na służbę, mówił mu:
Subskrybuj:
Posty (Atom)