Czarodziejski stół
bajka łotewska
Żył sobie kiedyś stary bednarz, a ponieważ podupadł na zdrowiu i nie mógł tyle pracować co dawniej, często nie miał co do ust włożyć. Któregoś dnia przypomniał sobie o nim dawny przyjaciel, który mieszkał za lasem. Niech mu staruszek zrobi ładną dzieżę, to za nią dostanie tyle chleba, ile unieść zdoła, a może nawet parę groszy na dodatek. Z ochotą więc stary bednarz wziął się do dzieła i niebawem nakładał na dzieżę ostatnie obręcze.
— Patrzcie no, jednak coś jeszcze potrafię — ucieszył się, kiedy skończył pracę, ale rychło posmutniał. — Jak ja, nieszczęsny, zaniosę tę dzieżę, aż za las, przecież jest tak ciężka, że ledwie mogę ją unieść.
Staruszek medytował przez cały dzień, ale nic nie wymyślił — chciał nie chciał, musi sam swoje dzieło zanieść. Wstał więc o świcie, wziął dzieżę na plecy i ruszył do lasu. Na początku jeszcze jako tako mu się szło, ale gdy słońce zaczęło prażyć, dziadek już nie był w stanie iść dalej. Zrzucił dzieżę z ramion, obrócił ją do góry dnem, wlazł pod nią i w mgnieniu oka usnął.
Było to pod starym dębem, gdzie krzyżowały się ścieżki i tropy wszystkich zwierząt leśnych.
Wkrótce skakał tędy zając, a skoro tylko zobaczył dzieżę, pomyślał sobie:
— Taki stół, jakby stworzony, żeby urządzić na nim przyjęcie, a pusty. Dobrze, poczekam — gdzie jest stół, tam znajdzie się też coś do jedzenia.
Dużo czasu nie minęło, a przy dębie znalazł się wilk.
Widzi szaraka na dzieży i pyta:
— Dlaczego zaraz mój! — odburknął zając. —Ale gdzie stół, tam będzie i przyjęcie. — i dalej sobie siedział.
— Chyba masz rację — zgodził się wilk i dołączył do szaraka, bo też chciałby być na przyjęciu.
Siedzieli, gapili się, rozglądali po porębie, aż tu przybiegł lis.
— Cóż tu obaj robicie? — natychmiast zaczął zwiady. — O, jakiż to piękny stół sobie sprawiliście!
A wilk na to:
— Nie widzisz, że czekamy na przyjęcie? Ten stół na pewno po to przygotowano. Lis za bardzo nie chciał w to wierzyć:
— Nie wiem, nie wiem — powiedział i podrapał się za uchem. — Tylko żeby w tym nie było jakichś czarów. Przecież mówią, że tu koło dębu diabli się w nocy kręcą...
— I to właśnie ty mówisz, ty, przekonany o swojej mądrości. Wierzysz w takie babskie plotki! — parsknął zając.
Lis wolał na to nie odpowiadać, żeby jeszcze bardziej nie kompromitować się przed szarakiem. Skoczył na dzieżę i wygodnie się usadowił, zaciekawiony, co będzie dalej. Nie siedzieli jednak samotnie zbyt długo. Na porębie usłyszano łomot, a
potem ciężkim krokiem wtoczył się tam stary niedźwiedź. — Co tu tak razem tkwicie, zamiast pilnować każdy swoich spraw? — zamruczał, zobaczywszy siedzące na dzieży zwierzęta.
Ale zając, nadzwyczaj dziś odważny, nawet w obecności niedźwiedzia,
natychmiast zrobił się rozmowny:
— Czekamy na przyjęcie! Widzisz przecież ten piękny stół, nie? Ten, kto go tu przyniósł, pewnie przyniesie także jedzenie!
Tak jak przedtem lisa, tak i teraz niedźwiedzia nie przekonały te słowa. Był najstarszy i najsilniejszy z obecnych, i każdy liczył się z jego zdaniem, więc ofuknął zająca:
potem ciężkim krokiem wtoczył się tam stary niedźwiedź. — Co tu tak razem tkwicie, zamiast pilnować każdy swoich spraw? — zamruczał, zobaczywszy siedzące na dzieży zwierzęta.
Ale zając, nadzwyczaj dziś odważny, nawet w obecności niedźwiedzia,
natychmiast zrobił się rozmowny:
— Czekamy na przyjęcie! Widzisz przecież ten piękny stół, nie? Ten, kto go tu przyniósł, pewnie przyniesie także jedzenie!
Tak jak przedtem lisa, tak i teraz niedźwiedzia nie przekonały te słowa. Był najstarszy i najsilniejszy z obecnych, i każdy liczył się z jego zdaniem, więc ofuknął zająca:
— Bzdury pleciesz! Jeszcze nigdy nikt mi nic nie przyniósł do jedzenia, zawsze musiałem sam o to zadbać. Ale skoro ten stół już tu jest, zróbmy sobie przyjęcie sami! Każdy z was przyniesie, co ma najlepszego, ale nie marudźcie zanadto.
Temu zając nie odważył się sprzeciwić. Inni też posłuchali niedźwiedzia i ruszyli szukać czegoś na ząb, tylko lis pod nosem mamrotał coś o dziwnym stole i o diabłach. Nie minęło wiele czasu, a znów zeszli się przy dzieży pod dębem. Wzięli sobie do serca słowa niedźwiedzia i udało im się zdobyć przysmaki na przyjęcie naprawdę najlepsze: wilk przyniósł tłustą owcę, lis gęś, niedźwiedź kilka plastrów najsłodszego miodu. A zając? Doturlał pod dąb główkę soczystej kapusty, większą chyba niż on sam. Ledwie jednak swe łupy złożyli na odwróconej dzieży, wewnątrz niej usłyszeli dziwny odgłos.
Dziadek właśnie się przebudził i zaczął się przeciągać.
— Słyszycie! — krzyknął lis. — To na pewno pod stołem diabli z piekła wyłażą. Wiedziałem o tym, przeczuwałem to!
Niedźwiedź już chciał wrzasnąć na lisa, gdyż sam nic nie słyszał, ale w tej chwili dzieża zaczęła się powoli podnosić! Tego już żadne ze zwierząt nie wytrzymało: wszyscy uciekali, co sił w nogach, a najszybciej zając.
Kiedy bednarz wreszcie wyszedł na światło dzienne i ziewając rozejrzał się dookoła, własnym oczom nie mógł uwierzyć. O takich pysznościach już dawno mu się nie śniło, a teraz jakby mu z nieba spadły, choć jeszcze nie oddał swego dzieła! Tak, to chyba jakieś zaczarowane miejsce, pomyślał i zadowolony wziął niespodziewane dary, żeby je zanieść do swojej chałupy. Dopiero po kilku dniach, kiedy najadł się do syta i nabrał sił, zaniósł dzieżę sąsiadowi.
Co wtedy za nią dostał, ani jak mu dalej się powiodło, o tym bajka już nie mówi. Wiem tylko tyle, że od tego czasu leśne zwierzęta ze strachu przed diabłami omijały stary dąb; dziadek odwrotnie, często tam zaglądał, myśląc, że znowu znajdzie coś dobrego.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek, a także inne bajki bałtyckie.
Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję:)
Usuń