czwartek, 31 maja 2018

z serii: "Poczytaj mi mamo" Boję się"

Boję się 

Ja wszystkiego się boję.Psa na przykład się boję, bo tak okropnie szczeka i ma rozgniewane oczy. Albo wróbelka, który wypadł z gniazda i tak piszczy, i piszczy, a ja nie wiem, co robić — i płaczę. 

Boję się, jak milicjant wchodzi do naszej bramy. Pani w zerówce się boję. Ona krzyczy, że zaraz oszaleje. 

bajka europejska z Polski z cyklu:"Książeczki z PRL-u" o podróżach Pani Wrony

bajka europejska - pory roku w roli głównej (Baśń o dwunastu miesiącach, Bracia miesiące

Baśń o dwunastu miesiącach
bajka rosyjska
w opracowaniu Janiny Porazińskiej


Była w chacie gospodyni. Miała córkę i miała pasierbicę. Pasierbica była dobra, a córka była dokucznica. Pasierbica zawsze miała główkę gładko przyczesaną, liczko umyte, sukienkę, choć biedniutką, ale czystą. Córka była roztargana, często nieumyta, a jak jej się spódniczka ubłociła, to w takiej szargulicy wciąż chodziła. Ludzie na pasierbicę mówili: -” ładniuśka”; na córkę mówili: -„brzydulicha”. Więc macocha pasierbicy strasznie nie lubiła. Tak umyśliła sobie: "Pozbędę się jej, do lasu ją wyślę, niech ta gdzie w boru uśmiertnie." 
Nadszedł grudzień. 


Spadły śniegi i przyszedł mróz, a srogie wichury dujawice po polach pędziły i tumanami śniegu migotały. 
Raz co się dzieje… 
Woła macocha pasierbicę i mówi: 

bajka z europejskiej wyspy o jeżu i szakalu

Jak jeż szakala przechytrzył
bajka maltańska

Pewnego razu spotkał się jeż z szakalem. 
— Wiesz — powiada szakal — byłoby dobrze, gdybyśmy wspólnie uprawili kawał pola, mielibyśmy co jeść na zimę. 

— Co racja, to racja — odrzekł jeż. 

Zabrali się do roboty, zaorali pole i rzepy nasiali. Kiedy wszystko ładnie wzeszło, przyszli, popatrzyli, językiem mlasnęli. 
— Będzie co jeść, oj, będzie. 
Nadeszła pora zbiorów.


Jeż mówi do szakala:

bajka azjatycka z Dalekiego Wschodu o chytrym sąsiedzie i demonach

Demony i chytry sąsiad
baśń japońska



Ilustracja: Jacek Urbański
Na skraju wioski, pośród żyznych pól ryżowych, graniczących z gęstym czarnym lasem, stała bambusowa chatka, kryta słomianą strzechą. Żył w niej stary drwal - niegdyś człowiek pogodny i wesoły, lubiany przez wszystkich mieszkańców wioski. Od wielu lat jednak staruszek unikał ludzi i krył się w lesie, szukając samotnych ustroni. Miał bowiem olbrzymią narośl na prawym policzku i nie chciał jej widokiem razić sąsiadów. Pewnego dnia, kiedy drwal ścinał drzewo w lesie, zajęty pracą nie zauważył, jak chmury zaciągnęły niebo i dokoła zrobiło się ciemno. Nagle zerwał się wicher i pierwsze wielkie krople ulewy spadły na ziemię. Staruszek ukrył się w dziupli drzewa, którego szerokie gałęzie rozpościerały się nad polaną. Ulewa trwała długo i znużony drwal zasnął wreszcie w swoim przygodnym schronieniu. Kiedy się zbudził, była już noc. Deszcz przestał padać, gwiazdy zabłysły na niebie, nad wierzchołkami drzew jasno świecił księżyc. Nagle do uszu drwala doszły dźwięki wesołej muzyki. Nie, to nie był sen. W takt przedziwnej, urzekającej melodii w barwnym korowodzie tańczyły na polanie wokół drzewa demony. Noc stała się kolorowa - czerwona, niebieska, a w tańcu przesuwały się przed oczyma staruszka potworne głowy - jednookie, bez uste, rogate. Drwal ogromnie się przeraził ale bojąc się poruszyć, jednocześnie coraz bardziej poddawał się zachwytowi. Staruszek kochał muzykę i taniec, toteż zapominając o strachu, bezwiednie wysunął się z dziupli i przyłączył do korowodu. Tak tańczyli razem aż do świtu. Zaniepokojone nastającą jasnością demony przyjaźnie pożegnały drwala prosząc, aby znów przyszedł je odwiedzić. Dawno już nie widziały tak wesołego i ładnie tańczącego człowieka. - Czy tylko dotrzymasz swej obietnicy? - zapytał jeden z nich z powątpiewaniem. Aby się upewnić, iż drwal przyjdzie następnej nocy, po naradzie z innymi demonami odjął mu narośl z prawego policzka i zabrał jako zastaw. Nim pierwszy promień słońca rozświetlił leśną gęstwinę, demony znikły bez śladu. Staruszek pozostał sam w lesie. Nie czuł żadnego bólu w policzku, który był zdrowy i gładki jak niegdyś. Słońce jasno świeciło na niebie, gdy uszczęśliwiony drwal wracał do wioski. Po raz pierwszy od wielu lat nie krył się przed ludźmi, którzy cieszyli się widząc go uleczonym i zdrowym. Niedaleko chatki drwala mieszkał pewien wieśniak, który miał podobną narośl na lewym policzku. Kiedy posłyszał, że jego sąsiad łatwo pozbył się przykrego guza i że demony prosiły go, by je znów odwiedził - nic nikomu nie mówiąc, postanowił ubiec staruszka. Gdy zmrok spowił ziemię, udał się do lasu na tajemniczą polankę. Usiadł pod wielkim drzewem i czekał. O północy pojawiły się nagle demony i rozpoczęły swój taniec. Wieśniak przyłączył się do nich, wciąż myśląc o tym, jak chytrze pozbędzie się narośli. Nie potrafił jednak opanować strachu i tańczył tak brzydko, że wzbudził w demonach tylko niechęć. Nie chcąc już, by do nich przychodził, postanowiły zwrócić mu zastaw. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, prawy jego policzek ozdobiła narośl sąsiada, a tańczące demony zniknęły w jednej chwili.

Autor: Maria Juszkiewiczowa
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z Dalekiego Wschodu i inne bajki azjatyckie

z serii " Poczytaj mi mamo" - Kredki


Kredki 



Ja jestem najładniejsza z całej zerówki. I imię też mam najładniejsze: Paulinka. Mam najdłuższy warkoczyk. I babcia mi go co dzień zaplata wstążką i wiąże na końcu piękną kokardę. Mam fartuszek granatowy, z falbankami. Te falbanki są sztywne i namarszczone, i tak ślicznie szeleszczą. W zerówce jestem najlepszą uczennicą. Mam czyściuteńki zeszyt i pięknie rysuję, i umiem wszystkie cyferki i literki duże i małe. Lubię chodzić do zerówki. 



środa, 30 maja 2018

bajka azjatycka o kupieckiej córce

Córka kupca 

baśń gruzińska


Było to albo i nie było - żył na świecie pewien bardzo bogaty kupiec. Miał dwoje dzieci - córkę i syna. I córka i syn uczyli się. Córka uczyła się w tym mieście, gdzie żył jej ojciec, kupiec, a syn w sąsiednim miasteczku. Miał ten kupiec bliskiego przyjaciela, zakonnika. Tak mocno kochał kupiec tego zakonnika, niczym swego brata. Pewnego razu kupiec handlować w innym mieście, ale nie miał nikogo, kto zajął by się jego domem i zaopiekował się jego córką. Zaprosił do domu swego przyjaciela i pyta o radę: - Nie wiem co robić. Muszę jechać handlować, ale komu pozostawić córkę i całe moje bogactwo?
A zakonnik mówi:
- A ja dlaczego nazywam się Twoim przyjacielem? Z wielką radością oddam Ci przysługą i zaopiekują się i Twoją córką i całym Twoim bogactwem!
Ucieszył się kupiec, objął zakonnika i mówi:

- Jesteś moim aniołem, wybawcą!
I tak kupiec powierzył przyjacielowi dom i córkę i z lekkim sercem ruszył w daleką drogę. Minął jakiś czas. Zakonnik gorliwie zajmował się domem, a najwięcej uwagi poświęcał młodej dziewczynie. A dziewczyna była tak piękna, że nie ma piękniejszej od jej na świecie. I stracił zakonnik dla niej głowę zupełnie, i w końcu pewnego dnia powiedział do niej - kocham cię, chcesz czy nie chcesz będziesz moją żoną! Ale wszystkie jego prośby i błagania były daremne. Nawet nie patrzy na niego piękna dziewczyna i słowa czułego nie powie, tylko chmurzy się, opuszcza oczy i milczy.

 Zrozumiał wreszcie zakonnik, że prośbami nic nie osiągnie i zaczął w końcu jej grozić:
-Nie chcesz? Dobrze, napuszczę na ciebie ojca i brata, - wiesz przecież jakie mają do mnie zaufanie. Biada Ci, jeśli się nie zgodzisz zostać moją żoną!
Długo opierała się wstrętnemu zakonnikowi biedna dziewczyna, ale tak ja zastraszył i zatruł jej życie, że pewnego dnia powiedziała: - przychodź w taki a taki dzień do łaźni i wtedy się zgodzę.
Ucieszył się zakonnik i w wyznaczony dzień pobiegł do tej łaźni. Zanim się zjawił, przyszła do łaźni dziewczyna, poprosiła kąpielowego o pomoc. Dała mu kilka złotych monet, a on dał jej rozgrzany do czerwoności rożen i wpuścił do łaźni. Tylko weszła, zakonnik podskoczył z radości. Był pewien, że wreszcie złamał upartą dziewczynę i że od tej pory będą żyli razem jak mąż i żona. A tu ku jego wielkiemu zdziwieniu, wyskoczyła dziewczyna i krzyczeć zaczęła: - Diabeł w Ciebie wstąpił i do szaleństwa doprowadził, już ja Ci dam nauczkę! – i wypaliła złemu zakonnikowi na piersi krzyż rozpalonym żelazem. Zakonnik zawył z bólu i zanim doszedł do siebie, dziewczyny już nie było. Minęło trochę czasu, a mściwy zakonnik zapomnieć nie może 
krzywdy doznanej od pięknej dziewczyny, planuje srogą zemstę.

bajka azjatycka o bardzo strasznym wężu

Straszny wąż 
bajka azjatycka

Wydarzyło się to dawno, dawno temu w kraju wschodzącego słońca. 

W pewnej górskiej dolinie żył sobie ogromny wąż. Był bardzo niebezpieczny. Pożerał wszystko, co stanęło na jego drodze. Ludzie więc jak ognia unikali tego miejsca. Woleli nadrobić drogi, byle tylko nie przechodzić przez dolinę. Po drugiej stronie doliny, u podnóża wysokiej góry, znajdowała się niewielka wioska. Mieszkała tam matka z synem. Kiedy do ich domu zajrzała bieda, młodzieniec wyruszył na poszukiwanie pracy. Znalazł ją w odległej wiosce. Już prawie podjął się nowych obowiązków, kiedy dotarła do niego wiadomość, że matka ciężko zachorowała. Natychmiast spakował tobołek.

- Gospodarzu, nie mogę zostać. Muszę wracać do chorej matki - powiedział.

- Trudno, tylko nie chodź na skróty, przez dolinę. Zbliża się noc i wąż na pewno wyszedł już z ukrycia - gospodarz na pożegnanie ostrzegł jeszcze chłopaka.

Ten jednak nie chciał tracić czasu. Pragnął jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie posłuchał więc życzliwej rady gospodarza. Poszedł na skróty. Słońce już dawno zaszło, a on wciąż był w drodze. Nogi odmawiały mu 
posłuszeństwa, ale on nie spoczął. Dopiero przed północą zabrakło mu sił. Na szczęście na tym odludziu dostrzegł chatę. Tu postanowił spędzić resztę nocy. Już prawie zasypiał, gdy głośno trzasnęły drzwi.
Po chwili usłyszał czyjś głos:
- A cóż to za śmiałek odważył się wejść do mojego domu?
- A kto o to pyta? - zapytał młody człowiek.
- Jestem właścicielem chaty, a także postrachem całej okolicy.
W chacie zrobiło się widno od świecy, którą trzymał starzec z bardzo długą brodą
- Ha, ha, ha ... Ty postrachem okolicy - roześmiał się chłopak. - Postrachem jest ogromny wąż...

- Taaak! To ja nim jestem, ale tylko w dzień. Wszyscy się mnie boją i słusznie, bo nikomu nie daruję życia. Może tylko tobie, bo nie okazałeś strachu. Powiedz mi jednak, dlaczego znalazłeś się na mojej drodze?

- Wracam do chorej matki. Bardzo ją kocham i jak najszybciej muszę być przy niej. Nigdy bym jej nie opuścił, gdyby nie te nieszczęsne pieniądze - pożalił się.

- O, zdradziłeś, co jest dla ciebie najgorszą rzeczą! Pieniądze - powiedział wąż. - Znam więc twój sekret. Powiem ci, że dla mnie najgorszą na świecie rzeczą jest dym z tytoniu. I to on jest właśnie moją tajemnicą. Pamiętaj, nie wolno ci tego nikomu zdradzić. Jeśli komuś o tym powiesz, to zemszczę się na tobie.

Następnego ranka młodzieniec opuścił chatę węża. Wytrwale maszerował w stronę domu. Dotarł tam tuż przed zmrokiem. Matka widząc ukochanego syna, zaraz poczuła się lepiej. Radości było więc co nie miara.

Wbrew zakazowi chłopak zdradził jednak tajemnicę węża. Zbyt wiele strachu i strat przynosił on ludziom. Mieszkańcy wioski wykorzystali tę informację i przepędzili dymem z tytoniu groźnego intruza.

Wąż domyślił się, komu to zawdzięcza. I tak jak wcześniej obiecał, postanowił zemścić się na młodym człowieku. Pewnego wieczora udało mu się przemknąć pod jego chatę. Była już ciemna noc. Przez otwarte okno wrzucił do środka olbrzymią skrzynię z pieniędzmi, by go zniszczyły. Nawet przez chwilę nie przypuszczał, że w ten sposób odmieni jego życie i to na lepsze. Od tej bowiem pory młodzieniec ów oraz jego matka, a także cała wioska, żyli sobie w dostatku.

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie

wtorek, 29 maja 2018

bajka bałtycka ludów karelskich o mądrej wronie ( Europa Wschodnia/ Kraj Federacji Rosyjskiej)

O mądrej wronie 
bajka karelska


Ilustracja: Frank Wilson
Na wielkiej wyspie, gdzie żywności było dość i dla ludzi, i dla zwierząt, osiedliła się stara wrona. Wczesną wiosną zniosła trzy nakrapiane jajeczka, a kiedy wylęgło się z nich troje wiecznie głodnych, nieopierzonych piskląt, była bardzo zadowolona, że pożywienia jest w bród i że nie musi się po nie specjalnie nalatać, a mieszkając gdzie indziej, pewnie by musiała. 
Jednak niedługo się tym cieszyła. Pewnej nocy przyszła straszna burza i fale morskie zalały całą wyspę. Sięgały coraz wyżej i wyżej, aż do gniazda. 

legenda azjatycka z Dalekiego Wschodu o siwym koniu

Siwy koń
bajka (legenda) japońska



W Krainie Wschodzącego Słońca, w Japonii, koń był powszechnie czczonym zwierzęciem. Przy świątyniach, za drewnianym ogrodzeniem, nieraz można było zobaczyć białego konia lub przynajmniej jego drewniany posąg, pomalowany na biało i przystrojony kwiatami, papierowymi wstęgami przez pielgrzymów składających ofiary. Wnętrze świątyni często ozdabiano malowidłami przedstawiającymi rumaki. Zwyczaj ten powstał w bardzo dawnych czasach, kiedy w Japonii rozpowszechniona była wiara w duchy - kami. Rokrocznie w określony dzień wyznawcy religii shinto obchodzili święto oczyszczenia - Harai. Tego dnia od wczesnego ranka tłumnie spieszyli do świątyni, gdzie zwierzali koniowi swe troski, zmartwienia i zanosili prośby, bijąc głębokie pokłony W skromnej ofierze składali mu wiązki i naręcza siana. Koń był dla Japończyków symbolem czystości i szlachetności. Ma on czuły słuch, długie uszy i dobrą pamięć, potrafi więc wysłuchać wiernych, zapamiętać wszystko, co do niego mówią. Zdarzyło się raz, że Koseno-  Kanaoka, słynny malarz japoński lX wieku, który szczególnie lubił malować konie, ofiarował pewnej świątyni jedno ze swych cennych malowideł. Siwy rumak na obrazie był tak piękny, że sprawiał wrażenie żywego. Tłumy wiernych ściągały do świętego przybytku, by podziwiać wspaniałe zwierzę, Po jakimś czasie, kiedy minęły pierwsze zachwyty i ludzie rzadziej już zaglądali do świątyni, zauważono, że ktoś po nocach niszczy pola i ogrody. Wieśniacy postanowili schwytać nieznanego szkodnika. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy pewnej nocy ujrzeli na łąkach siwego konia, niezwykle podobnego do rumaka na obrazie Kose-no. Zaczęli go ścigać, ale silne i zwinne zwierzę z łatwością przesadzało najwyższe żywopłoty. Już-już mieli mu zarzucić pętlę na szyję, kiedy koń wymknął się zręcznie i popędził przed siebie. Innej nocy, gdy wieśniacy zawzięcie ścigali rumaka, ku zdziwieniu wszystkich ostatkiem sił schronił się w murach świątyni. Ludzie pobiegli za nim, lecz nigdzie go nie znaleźli. Zawiedzeni, chcieli już się rozejść, gdy nagle jeden z nich, przechodząc obok obrazu Kose-no, zawołał: - Spójrzcie, koń Kanaoki ledwie dyszy ze zmęczenia i cały jest pokryty pianą! Wieśniacy zgromadzili się dokoła i po chwili któryś z nich powiedział: - Jak można było, malując obraz, nie uwiązać siwego rumaka! Nic dziwnego, że nocami zrywa się z płótna i hasa po naszych polach. Przyniósł skądiś wiadro z farbą i jednym pociągnięciem pędzla namalował postronek. W ten sposób rumak został uwiązany do drzewa na obrazie. Od tego czasu siwy koń nigdy już nie zrywał się z płótna i nie wyrządzał szkód wieśniakom.

Autor: Maria Juszkiewiczowa 
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z Dalekiego Wschodu i inne bajki azjatyckie

bajka europejska w dwóch odsłonach o wyścigu żółwia z zającem

Żółw i zając
bajka francuska

Chyży, wysmukły i zwrotny zając
Ilustracja: Omar Rayyen
Napotkał żółwia jakoś przebiegając.
«Jak się masz, moja ty skorupo! – rzecze.
– Gdzie to się waszmość tak pomału wlecze?
Mój Boże! Cóż to za układ natury!
Mnie w biegu i sam wiatr nie upędzi,
Żółw na godzinę, w swym chodzie ponury,
Ledwo upełznie trzy piędzi».
«Hola! — opowie – mój ty wiatronogi,
Umiem ja chodzić i odbywam drogi:
Mogę i ciebie ubiec do celu».
Rozśmiał się zając: «Ha, mój przyjacielu,
Jeśli jest wola, ot, cel tej ochocie
Niech będzie przy owym płocie!».
To rzekł i rącze posunąwszy skoki
Stanął w pół drogi. Obejrzy się, a tam
Żółw ledwo ruszył trzy kroki. =

«I na cóż – rzecze – ja wiatry zamiatam?
Nim on dopełznie, tak siebie suwając,

Sto razy wyśpi się zając».
Tu swoje słuchy przymusnął,
Legnie pod miedzą – i usnął.
Żółw, gdy powoli krok za krokiem niesie,
Stawa na koniec w zamierzonym kresie.
Ocknie się zając – w czas właśnie!
Darmo się rzucił do prędkiego lotu,
Bo ten, co idąc, w pół drogi nie zaśnie,
«A kto z nas – mówi – pierwszy u płotu?».

Autor:
Jean de la Fontaine, 
opracował Franciszek Kniaźnin





O bogince Jemiole - Poczytaj mi mamo

Ta śliczna bajeczka, wydana została w 1962 roku przez wydawnictwo " Nasza Księgarnia". Posiadam ją i uwielbiam...



poniedziałek, 28 maja 2018

z serii " Poczytaj mi mamo" - Rybka

Rybka



Opowiem wam o chłopcu, który nie lubił być grzeczny. Chłopiec ten miał sześć lat, a nazywano go Rybka, bo był pieszczoszkiem swoich rodziców i babuni.
— Moja Rybeńko — mówiła na przykład babunia i wiązała mu na szyi ciepły szalik. — Moja Rybeńko, idź sobie teraz na dwór, ale uważaj, żebyś się nie spocił.
— No to po co mi dajesz szalik? — pytał chłodno Rybka.


Na to babcia, że za nic w świecie nie puści Rybki bez szalika, bo jest wczesna wiosna. Na to Rybka bez słowa zdejmował

z serii "Poczytaj mi mamo" - Bijacz

Bijacz

Przyszedł i od razu zaczął. Tak. Od pierwszego dnia.  Stłukł Wioletkę, bo pani ustawiła go z Wioletką w parze. Ona zawsze chodzi bez pary, bo ma brudne ubranie, bo jej tata pije. Bijaczowi nie podobało się, że musi z nią iść. A jak mu się coś nie podoba, to on bije.
Wtedy Wioletka powiedziała: 
„Bijacz” — i wszystkie dzieciaki zaczęły go tak nazywać.
Bijacz bije zawsze niespodziewanie albo kopie, z całej siły. Najczęściej od tyłu. A my jesteśmy słabsi i mniejsi od niego.
Wielki facet z tego Bijacza. Ma sześć lat, jak my wszyscy, ale wygląda na starszego. Jest największy z całej zerówki. Gruby. Mocny. Ręce wielkie ma. Oczy małe. Nos mały. Tylko usta duże. I ciągle się ruszają — albo Bijacz żuje gumę, albo coś je.
No, a ja się garbię. Tak. Jestem chudy. I noszę okulary. I łatwo płaczę. I jeszcze nie dostałem żadnej piątki, bo jak pani na mnie krzyknie, to ja się zaraz denerwuję i zapominam, co miałem powiedzieć.
Dlatego tak się chowam przed tym Bijaczem. Jak on kogoś bije, to udaję, że nie widzę i szybciutko odchodzę. A jak zobaczę Bijacza samego, to uciekam. Może dlatego tak mi się udawało. Aż do wczoraj.
Wczoraj słońce ślicznie świeciło od rana, na drzewach różowe kwiaty, trawa zielona. Szedłem taki wesoły przez podwórko i wymachiwałem workiem od kapci — aż doszedłem do zerówki i otworzyłem drzwi.
I co?... Wpadłem prosto na Bijacza.


niedziela, 27 maja 2018

bajka z Grenlandii

Śpiewający zajączek 
bajka eskimoska 


Pewnego razu młody myśliwy poszedł w tundrę i już z daleka zobaczył zajęczycę z zajączkami. Zaczął po cichutku podkradać się do zwierząt. Ale zajęczyca zauważyła myśliwego i krzyknęła: 
— Szybciej za mną, dzieciaki! 
I zajączki pobiegły za matką. Myśliwy zaś począł gonić zajęczą rodzinę. Długo gonił zające i był już całkiem blisko, gdy nagle zobaczył przed sobą bystrą rzeczkę i zające, które skakały jeden za drugim do wody. Zanim dobiegł do rzeczki, zajączki przepłynęły na drugi brzeg i schowały się za małym pagórkiem. 

Ze zmęczenia i ze złości usiadł myśliwy na kamieniu i gorzko zapłakał. A wtedy najmniejszy zajączek, wysunąwszy długie uszy zza pagórka, zaśpiewał niemiłą dla myśliwego piosenkę: 

Kiedy w tundrze dzisiaj rano 
hasaliśmy z naszą mamą, 
cicho podszedł nas myśliwy, 
więc ratował się, kto żywy, 
w leśnej rzeczki bystrej toni. 
On nie zdołał nas dogonić. 
Teraz siedzi nieboraczek 
i ze złości gorzko płacze. 
He, he, he! He, he, he!
He, he, he! He, he, he! 

Tak śpiewał zajączek. A myśliwemu nie pozostało nic innego, jak tylko włożyć strzały do kołczanu i wrócić do domu bez zdobyczy. Odchodząc, pogroził zającom swoim łukiem i powiedział: 
— No, zające, uważajcie, następnym razem nie nabierzecie mnie!

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:

Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek

bajka azjatycka z Dalekiego Wschodu o dobrej córce i okrutnym ojcu

Opowieść o Mansin Sindzu-  dobrej córce złego księcia Ubi 
bajka koreańska 

Przed wielu wiekami w dalekiej Korei żył pewien książę o imieniu Ubi. Był to młodzieniec nad wiek rozwinięty, mądry i marzący o tym, aby co rychlej rozpocząć życie.  Ponieważ jedną z widomych oznak dojrzałości jest założenie rodziny, Ubi postanowił, że się czym prędzej ożenić. Król i królowa nie tylko nie przeciwstawili się pomysłowi syna, mimo że miał on zaledwie piętnaście lat, ale wręcz go namawiali do tego aby poślubił godną swego stanu dziewczynę . Ich pragnienie było o tyle duże, że boje byli w wieku nader podeszłym i chcieli doczekać się wnuków, zamkną na zawsze oczy. Gdy więc któregoś dnia Ubi przedstawił im dziewczynę szlachetnego rodu, mówiąc że jest jego wybranką, ucieszyli się ogromnie i wezwali na dwór szamanów, aby ci spojrzeli w przyszłość i wybrali dzień najodpowiedniejszy na ślub dwojga młodych. Uderzyli szamani w czarodziejskie bębny. Gięły się ich ciała w dzikim tańcu, pieśń popłynęła z ich ust, twarze przybrały wyraz dziwny a oczy zobaczyły rzeczy materialne i bliskich w zaświatach. Coraz szybsze były uderzenia, coraz prędszy taniec zmieniający się w konwulsje, coraz krótsze okrzyki. Na koniec zaś jeden po drugim zastygli w tańcu, zamarł bełkot na ich ustach, oczy mgła zakryła, ciała jakiś czas jeszcze drgały. 
Król, królowa i młody książę z niecierpliwością czekali aż szamani odzyskają przytomności, by objawić wolę duchów, z którymi podczas owej podroży w zaświaty rozmawiali, oraz wyznaczyć dzień ślubu. Czarownicy budzili się powoli.
Gdy pierwszy z nich otworzył oczy i podniósł się na nogi, wyciągnął rękę w kierunku księcia Ubi i rzekł:
— Duchy gniewają się na ciebie, panie. Duchy uważają, że jesteś nazbyt młody, aby myśleć o małżeństwie...
— ...Jeśli nas nie usłuchasz, jeśli przeciwstawisz się woli duchów, wiedz iż nigdy nie doczekasz się dziedzica... — dopowiedział drugi z szamanów.
— ...Rodzić ci się będą same córki — rzekł na koniec trzeci. Książę zbladł i milczał zagryzając wargi, ale jego ojciec porwał się na nogi i rzucając rozkaz strażnikom, krzyknął:
— Przepędzić ich! Kopniakami wyrzucić z pałacu! Niech nie kraczą, nie straszą!
— Nie trzeba nas wypędzać kopniakami — ozwał się na to najstarszy z szamanów. — Sami odejdziemy, lecz pamiętaj, obrażasz duchy, które przemówiły naszymi ustami.
Gdy szamani odeszli, król i królowa rozkazali, aby wszem i wobec ogłoszono, iż książę Ubi, ich syn, za dziesięć dni poślubi wybraną przez siebie narzeczoną.
Dni owe przebiegały szybko i uroczystość się odbyła, później zaś życie na dworze jęło płynąć ustalonym nurtem i rychło zapomniano o przepowiedni.
Tak minął rok, a po roku, którejś wiosennej nocy, z komnat młodziutkiej małżonki księcia Ubi uszu dworzan dobiegł płacz niemowlęcia. Cały dwór zamarł w oczekiwaniu na wiadomość o dziecku i samopoczuciu księżnej. Gdy więc z jej sypialni wyszły kobiety umiejące pomagać przy porodach i dworscy medycy, zapanowała niczym nie zmącona cisza.
Przerwał ją poważny głos najstarszego z lekarzy:
— Dostojny książę Ubi został ojcem ślicznej i zdrowej córki.
— Nie rozpaczaj mój synu — mówiła stara królowa. — To nic, naprawdę nic, to zwykły przypadek. 

bajka skandynawska z Europy o głupim lisie

O głupim lisie
bajka szwedzka


Był sobie kiedyś bardzo głodny lis. Spotkał klacz ze źrebakiem i rzekł:
 — Daj mi źrebaczka. Jestem straszliwie głodny. 
— Dobrze — odparła klacz. — Ale najpierw musisz przeczytać, co jest napisane pod moim tylnym prawym kopytem. 
Gdy lis zabrał się do czytania, klacz wierzgnęła i lis fiknął kilka koziołków i bardzo się potłukł. 
Potem spotkał maciorę z prosiętami. 
Rzekł do niej: 
— Daj mi jednego prosiaczka.
 — To ci nie wystarczy, skoroś taki duży i głodny — rzekła maciora. — Mam więcej prosiąt, ale pochowały się. Jeśli cię ugryzę w ucho, a ty głośno krzykniesz, zaraz tu przybiegną, a wtedy weźmiesz sobie tyle, ile zechcesz. 
Ale maciora ugryzła mocniej, niż się spodziewał, i o mało co nie stracił ucha, a prosiaka i tak nie dostał. 
Potem spotkał owcę z jagniętami. 
— Daj mi jedno jagnię — rzekł lis. 
— Czyż jedno jagnię ci wystarczy? — spytała owca. — Ale jeśli chcesz, to stań u stóp pagórka. Ja zaś stanę na górze i wpadnę na ciebie tak, że w ogóle odechce ci się jeść i będziesz miał spokój. 
Lis usiadł u stóp pagórka, owca zaś wzięła długi rozbieg i tak mocno łupnęła w lisa, że o mało nie wyzionął ducha. 
Wtedy usiadł pod świerkiem i powiedział sam do siebie: 
— Byłem wyjątkowo głupi, że dałem się nabrać klaczy na przeczytanie napisu na jej kopycie. Przecież napis się już zatarł, bo klacz stara. Jeszcze głupszy byłem, gdy dałem się nabrać maciorze i pozwoliłem, żeby ugryzła mnie w ucho. Ale najgłupszy byłem, wierząc takiej głupiej owcy, że uspokoję głód, gdy ona skoczy na mnie. Tak, wtedy byłem jednak najgłupszy. 
Na świerku siedział chłop i ścinał gałęzie. 
Gdy lis skończył, chłop upuścił siekierę, która spadając odcięła lisowi ogon. 
— O — rzekł lis — nie można nawet posiedzieć i pogadać ze sobą, bo zaraz przypłaca się to ogonem!

Autor: Robert Stiller

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz bajka Ludów Zimnej Północy i Skandynawii, a także inne bajki europejskie




bajka azjatycka ludu Koriatów (Federacja Rosyjska) o chytrym lisie

Chytry lis
bajka koriacka 

Siedzi sobie lis nad brzegiem rzeki i myśli: „Co by tu zrobić, żeby pojeść sobie świeżej rybki?"
Patrzy: po rzece płynie kłoda, a na niej siedzą dwie mewy. 
Lis pyta:
— Co wy tam robicie?
— Łowimy ryby.
— Weźcie i mnie ze sobą!
— To skacz!
Lis skoczył. Kłoda się wywróciła, mewy odleciały, a lis wpadł do wody. Prąd porwał go ze sobą i uniósł na morze. Patrzy lis, a dookoła woda. Mówi:
Ilustracja: Line Dudaite
— Ano, łapy, bądźcie mi wiosłami, a ty, mój ogonie, bądź mi sterem.
Płynie lis jak łódka. Łapami wiosłuje, ogonem jak sterem zmienia kierunek — to tu, to tam. Tyle, że zapomniał powiedzieć ogonowi, żeby sterował w stronę brzegu. A ogon steruje w kierunku otwartego morza.
Płynie lis, płynie, a brzegu nie widać. Wypłynął na sam środek morza. I nie wie, co dalej robić. '
Nagle zobaczył fokę.
A foka pyta:
— Dokąd ty, lisie, przypłynąłeś? Na pewno zabłądziłeś. Nie dopłyniesz teraz do brzegu.
— Wiem, dokąd płynę — odpowiada lis. — Chcę sprawdzić, czy są jeszcze w morzu jakieś zwierzęta. Słyszałem, że zostało was już bardzo mało.
— Nie — odpowiada foka. — W morzu jest jeszcze wiele zwierząt. I nas — fok, i wielorybów, i morsów.
— Czy to aby prawda? — pyta lis. — Dopóki sam nie zobaczę, za nic nie uwierzę. Niech zatem z morskich głębin wypłyną wszystkie zwierzęta i ułożą się rządkiem do samego brzegu. A ja będę liczył.
Wypłynęły z głębin wszystkie foki, morsy i wieloryby i ustawiły się rządkiem do samego brzegu.

A lis pobiegł po ich grzbietach jak po moście. 
Biegnie i liczy:
— Jedna foka, dwie foki, trzy foki... Jeden mors, dwa morsy, trzy morsy... Jeden wieloryb, drugi wieloryb, trzeci wieloryb...
I tak dotarł lis do brzegu. Wyskoczył i woła do foki:
— Prawdę powiedziałaś, foko: wiele jeszcze głupich zwierząt żyje w morzu! W poprzek morza da się z was zbudować most! A teraz płyńcie, dokąd chcecie, a ja sobie odpocznę!

Odpłynęły morskie zwierzęta, a lis otrząsnął futerko z wody i usiadł na słoneczku. Ogon położył na kamieniu — niech schnie!

Opracowanie: Jan Brzechwa
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie i bajka Ludów Zimnej Północy i Skandynawii

bajka afrykańska- o kruku i zającu

O kruku przebieglejszym niż bakame
bajka rwandyjska 

Ilustracja: Amanda Clark
Bakame to przebiegły zając, bohater wielu bajek rwandyjskich. Jego imię w języku potocznym nadawano jako przydomek ludziom
chytrym i przebiegłym. Jest to odpowiednik sprytnego lisa w bajkach europejskich. 
Bakame pokłócił się z krukiem i wpadł w taką złość, że chciał go zabić. Kruk przestraszył się i odleciał. Bakame jednak poprzysiągł sobie: „Muszę dostać kruka w swoje ręce, zabić go i pożreć”.
Zły z powodu ucieczki kruka, postanowił się zemścić. Wspiął się na szczyt góry, gdzie kruk często szukał pożywienia. 
Spotkał tam krogulca i mówi do niego: 
- Jeśli zobaczysz kruka, powiedz mu, że nie żyję. Będę udawał martwego. 
Krogulec obiecał oddać Bakame taką przysługę. 
Wkrótce nadleciał kruk. Zobaczywszy go, krogulec krzyknął:
- Spójrz, tam leży nieżywy Bakame. Chodź, pożremy go.
Kruk zbliżył się do udającego Bakame i rzekł:
- Mój ojciec przed śmiercią wyjawił mi, że ogon martwego Bakanie sterczy do góry, a ten tutaj położył ogon na ziemi.
Bakame usłyszawszy te słowa szybko wyprostował ogon. 
Kruk zobaczył to i krzyknął:
- Nie zjem go, bo jeszcze żyje. 
I odleciał. 
Tak oto nasz Bakame spotkał przeciwnika jeszcze bardziej przebiegłego, niż on sam. 

Tłumaczył: ks. Henryk Cabała SAC

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek
Zobacz też: inne bajki afrykańskie

sobota, 26 maja 2018

bajka afrykańska- o żabie i hienie, która chciała być bardzo przebiegła

Jak żaba wywiodła hienę w pole
bajka etiopska ludowa 
opowiedziana przez misjonarkę

Ilustracja: Constanza Basaluzzo - Argentyna
Nad brzegiem pewnej rzeki mieszkały sobie żaby. Było ich pięć. Wiodły życie ciche i spokojne, nie wadząc nikomu, tak się im przynajmniej wydawało. Okazuje się bowiem, że krzywym okiem patrzyła na nie hiena, która często przychodziła do wodopoju. Widok żab wygrzewających się na brzegu, bardzo ją drażnił. 
Któregoś dnia nie wytrzymała i powiedziała do jednej z nich: 
- Prowadzicie śmiertelnie nudne życie! 
- My!? - zdziwiła się żaba. 
- Skądże! Nasze życie jest bardzo ciekawe i piękne. 
- Na dodatek jesteście leniwe! - ciągnęła hiena. 
Żaba jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. 
- My!? Wręcz przeciwnie, zawsze jesteśmy zapracowane. Nawet jak odpoczywamy, chwytamy muszki w locie - zaprzeczyła. 
- Heh, powiem nawet więcej, jesteście niezdarne, mało ruchliwe, a na dodatek głupie - hiena nie ustępowała. 
 A widząc ogromne zmieszanie żaby, wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu. Rzeczywiście, żabie na chwilę odebrało mowę. Była bardzo zaskoczona, że ktoś może mieć o nich tak złe mniemanie. 
- Jeśli chcesz, to udowodnię ci, jak bardzo się mylisz. Pokażę ci, że jesteśmy o wiele mądrzejsze i bystrzejsze od ciebie. A na dodatek o wiele szybsze - powiedziała w końcu. 

piątek, 25 maja 2018

Legendy polskie o kotach................

Legenda o kocie
chrześcijańska

Dawno, dawno temu, kiedy urodził się Pan Jezus zebrały się wszystkie zwierzątka. Każde chciało zobaczyć Dzieciątko i Mu się pokłonić. Noc była zimna, stajenka licha... Dziecię nie miało nic. Ani poduszeczki, ani kołderki... tylko troszkę sianka w starym, zniszczonym żłobku. Zziębnięte zaczęło żałośnie płakać. Matka Boża próbowała utulić maleńkiego Jezuska. Na daremno. Płakał coraz głośniej. Malutkie usteczka zsiniały z zimna a ciałkiem wstrząsały dreszcze. Maryja poprosiła o pomoc zgromadzone zwierzątka. Ptaszki słodko śpiewały, krówki i konie chuchały na Dzieciątko ciepłymi oddechami, owieczki pobrzękiwały dzwoneczkami...
Na próżno. Malutki Jezus wciąż płakał żałośnie.
I wtedy do stajenki przyszedł szarobury, stary kot. Zapchlone futro mocno mu liniało. Zaropiałe oczy trzymał mocno zmrużone, gdyż nawet tak mała ilość światła jaką wydawała oliwna lampa, drażniła mu źrenice. Nastawił poszarpane w wielu potyczkach uszka i z ciekawością zajrzał do żłóbka. Zastanawiał się bowiem cóż to za stworzenie tak kwili. Kiedy ujrzały go inne zwierzęta oburzyły się bardzo. Nie chciały, aby ten sparszywiały stary kot kalał swoim dotykiem boskie dziecię. Koń uniósł kopyto chcąc wyrzucić kocura ze stajenki...Stare i sterane życiem poczciwe kocisko zacisnęło chore ślepka czekając na cios. Ale on nie nadszedł. Kota osłoniła sama Najświętsza Panienka. Szarobury kot postanowił odwdzięczyć się za obronę. wskoczył do żłóbka i przytulił swoje wyliniałe ale miękkie i ciepłe futerko do Dzieciątka. Zamruczał. I wtedy Pan Jezus przestał płakać. Wtulił się w kocie futerko i słodko zasnął.Wszystkie zwierzątka zawstydziły się bardzo. Oto ten, którego miały w pogardzie dokonał tego czego one same dokonać nie mogły. Maryja uśmiechnęła się do kocura, pogłaskała go z wdzięcznością po łebku. I stał się cud. Zaropiałe oczy kotka ozdrowiały, poszarpane uszka zagoiły się a wyliniałe futerko stało się piękne i lśniące. Na pamiątkę tamtego zdarzenia wszystkie szarobure kotki noszą na czółkach literkę M.

Chory kotek - Poczytaj mi mamo....

Chory kotek
bajeczka polska

Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku,


I przyszedł pan doktor: "Jak się masz, koteczku"! -
"Źle bardzo..." - i łapkę wyciągnął do niego. -
Wziął za puls pan doktor poważnie chorego,
I dziwy mu śpiewa: "Zanadto się jadło,


Co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło;
Źle bardzo... gorączka! źle bardzo, koteczku!
Oj! długo ty, długo poleżysz w łóżeczku,
I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta: