wtorek, 29 maja 2018

bajka bałtycka ludów karelskich o mądrej wronie ( Europa Wschodnia/ Kraj Federacji Rosyjskiej)

O mądrej wronie 
bajka karelska


Ilustracja: Frank Wilson
Na wielkiej wyspie, gdzie żywności było dość i dla ludzi, i dla zwierząt, osiedliła się stara wrona. Wczesną wiosną zniosła trzy nakrapiane jajeczka, a kiedy wylęgło się z nich troje wiecznie głodnych, nieopierzonych piskląt, była bardzo zadowolona, że pożywienia jest w bród i że nie musi się po nie specjalnie nalatać, a mieszkając gdzie indziej, pewnie by musiała. 
Jednak niedługo się tym cieszyła. Pewnej nocy przyszła straszna burza i fale morskie zalały całą wyspę. Sięgały coraz wyżej i wyżej, aż do gniazda. 

legenda azjatycka z Dalekiego Wschodu o siwym koniu

Siwy koń
bajka (legenda) japońska



W Krainie Wschodzącego Słońca, w Japonii, koń był powszechnie czczonym zwierzęciem. Przy świątyniach, za drewnianym ogrodzeniem, nieraz można było zobaczyć białego konia lub przynajmniej jego drewniany posąg, pomalowany na biało i przystrojony kwiatami, papierowymi wstęgami przez pielgrzymów składających ofiary. Wnętrze świątyni często ozdabiano malowidłami przedstawiającymi rumaki. Zwyczaj ten powstał w bardzo dawnych czasach, kiedy w Japonii rozpowszechniona była wiara w duchy - kami. Rokrocznie w określony dzień wyznawcy religii shinto obchodzili święto oczyszczenia - Harai. Tego dnia od wczesnego ranka tłumnie spieszyli do świątyni, gdzie zwierzali koniowi swe troski, zmartwienia i zanosili prośby, bijąc głębokie pokłony W skromnej ofierze składali mu wiązki i naręcza siana. Koń był dla Japończyków symbolem czystości i szlachetności. Ma on czuły słuch, długie uszy i dobrą pamięć, potrafi więc wysłuchać wiernych, zapamiętać wszystko, co do niego mówią. Zdarzyło się raz, że Koseno-  Kanaoka, słynny malarz japoński lX wieku, który szczególnie lubił malować konie, ofiarował pewnej świątyni jedno ze swych cennych malowideł. Siwy rumak na obrazie był tak piękny, że sprawiał wrażenie żywego. Tłumy wiernych ściągały do świętego przybytku, by podziwiać wspaniałe zwierzę, Po jakimś czasie, kiedy minęły pierwsze zachwyty i ludzie rzadziej już zaglądali do świątyni, zauważono, że ktoś po nocach niszczy pola i ogrody. Wieśniacy postanowili schwytać nieznanego szkodnika. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy pewnej nocy ujrzeli na łąkach siwego konia, niezwykle podobnego do rumaka na obrazie Kose-no. Zaczęli go ścigać, ale silne i zwinne zwierzę z łatwością przesadzało najwyższe żywopłoty. Już-już mieli mu zarzucić pętlę na szyję, kiedy koń wymknął się zręcznie i popędził przed siebie. Innej nocy, gdy wieśniacy zawzięcie ścigali rumaka, ku zdziwieniu wszystkich ostatkiem sił schronił się w murach świątyni. Ludzie pobiegli za nim, lecz nigdzie go nie znaleźli. Zawiedzeni, chcieli już się rozejść, gdy nagle jeden z nich, przechodząc obok obrazu Kose-no, zawołał: - Spójrzcie, koń Kanaoki ledwie dyszy ze zmęczenia i cały jest pokryty pianą! Wieśniacy zgromadzili się dokoła i po chwili któryś z nich powiedział: - Jak można było, malując obraz, nie uwiązać siwego rumaka! Nic dziwnego, że nocami zrywa się z płótna i hasa po naszych polach. Przyniósł skądiś wiadro z farbą i jednym pociągnięciem pędzla namalował postronek. W ten sposób rumak został uwiązany do drzewa na obrazie. Od tego czasu siwy koń nigdy już nie zrywał się z płótna i nie wyrządzał szkód wieśniakom.

Autor: Maria Juszkiewiczowa 
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z Dalekiego Wschodu i inne bajki azjatyckie

bajka europejska w dwóch odsłonach o wyścigu żółwia z zającem

Żółw i zając
bajka francuska

Chyży, wysmukły i zwrotny zając
Ilustracja: Omar Rayyen
Napotkał żółwia jakoś przebiegając.
«Jak się masz, moja ty skorupo! – rzecze.
– Gdzie to się waszmość tak pomału wlecze?
Mój Boże! Cóż to za układ natury!
Mnie w biegu i sam wiatr nie upędzi,
Żółw na godzinę, w swym chodzie ponury,
Ledwo upełznie trzy piędzi».
«Hola! — opowie – mój ty wiatronogi,
Umiem ja chodzić i odbywam drogi:
Mogę i ciebie ubiec do celu».
Rozśmiał się zając: «Ha, mój przyjacielu,
Jeśli jest wola, ot, cel tej ochocie
Niech będzie przy owym płocie!».
To rzekł i rącze posunąwszy skoki
Stanął w pół drogi. Obejrzy się, a tam
Żółw ledwo ruszył trzy kroki. =

«I na cóż – rzecze – ja wiatry zamiatam?
Nim on dopełznie, tak siebie suwając,

Sto razy wyśpi się zając».
Tu swoje słuchy przymusnął,
Legnie pod miedzą – i usnął.
Żółw, gdy powoli krok za krokiem niesie,
Stawa na koniec w zamierzonym kresie.
Ocknie się zając – w czas właśnie!
Darmo się rzucił do prędkiego lotu,
Bo ten, co idąc, w pół drogi nie zaśnie,
«A kto z nas – mówi – pierwszy u płotu?».

Autor:
Jean de la Fontaine, 
opracował Franciszek Kniaźnin





O bogince Jemiole - Poczytaj mi mamo

Ta śliczna bajeczka, wydana została w 1962 roku przez wydawnictwo " Nasza Księgarnia". Posiadam ją i uwielbiam...



poniedziałek, 28 maja 2018

z serii " Poczytaj mi mamo" - Rybka

Rybka



Opowiem wam o chłopcu, który nie lubił być grzeczny. Chłopiec ten miał sześć lat, a nazywano go Rybka, bo był pieszczoszkiem swoich rodziców i babuni.
— Moja Rybeńko — mówiła na przykład babunia i wiązała mu na szyi ciepły szalik. — Moja Rybeńko, idź sobie teraz na dwór, ale uważaj, żebyś się nie spocił.
— No to po co mi dajesz szalik? — pytał chłodno Rybka.


Na to babcia, że za nic w świecie nie puści Rybki bez szalika, bo jest wczesna wiosna. Na to Rybka bez słowa zdejmował

z serii "Poczytaj mi mamo" - Bijacz

Bijacz

Przyszedł i od razu zaczął. Tak. Od pierwszego dnia.  Stłukł Wioletkę, bo pani ustawiła go z Wioletką w parze. Ona zawsze chodzi bez pary, bo ma brudne ubranie, bo jej tata pije. Bijaczowi nie podobało się, że musi z nią iść. A jak mu się coś nie podoba, to on bije.
Wtedy Wioletka powiedziała: 
„Bijacz” — i wszystkie dzieciaki zaczęły go tak nazywać.
Bijacz bije zawsze niespodziewanie albo kopie, z całej siły. Najczęściej od tyłu. A my jesteśmy słabsi i mniejsi od niego.
Wielki facet z tego Bijacza. Ma sześć lat, jak my wszyscy, ale wygląda na starszego. Jest największy z całej zerówki. Gruby. Mocny. Ręce wielkie ma. Oczy małe. Nos mały. Tylko usta duże. I ciągle się ruszają — albo Bijacz żuje gumę, albo coś je.
No, a ja się garbię. Tak. Jestem chudy. I noszę okulary. I łatwo płaczę. I jeszcze nie dostałem żadnej piątki, bo jak pani na mnie krzyknie, to ja się zaraz denerwuję i zapominam, co miałem powiedzieć.
Dlatego tak się chowam przed tym Bijaczem. Jak on kogoś bije, to udaję, że nie widzę i szybciutko odchodzę. A jak zobaczę Bijacza samego, to uciekam. Może dlatego tak mi się udawało. Aż do wczoraj.
Wczoraj słońce ślicznie świeciło od rana, na drzewach różowe kwiaty, trawa zielona. Szedłem taki wesoły przez podwórko i wymachiwałem workiem od kapci — aż doszedłem do zerówki i otworzyłem drzwi.
I co?... Wpadłem prosto na Bijacza.


niedziela, 27 maja 2018

bajka z Grenlandii

Śpiewający zajączek 
bajka eskimoska 


Pewnego razu młody myśliwy poszedł w tundrę i już z daleka zobaczył zajęczycę z zajączkami. Zaczął po cichutku podkradać się do zwierząt. Ale zajęczyca zauważyła myśliwego i krzyknęła: 
— Szybciej za mną, dzieciaki! 
I zajączki pobiegły za matką. Myśliwy zaś począł gonić zajęczą rodzinę. Długo gonił zające i był już całkiem blisko, gdy nagle zobaczył przed sobą bystrą rzeczkę i zające, które skakały jeden za drugim do wody. Zanim dobiegł do rzeczki, zajączki przepłynęły na drugi brzeg i schowały się za małym pagórkiem. 

Ze zmęczenia i ze złości usiadł myśliwy na kamieniu i gorzko zapłakał. A wtedy najmniejszy zajączek, wysunąwszy długie uszy zza pagórka, zaśpiewał niemiłą dla myśliwego piosenkę: 

Kiedy w tundrze dzisiaj rano 
hasaliśmy z naszą mamą, 
cicho podszedł nas myśliwy, 
więc ratował się, kto żywy, 
w leśnej rzeczki bystrej toni. 
On nie zdołał nas dogonić. 
Teraz siedzi nieboraczek 
i ze złości gorzko płacze. 
He, he, he! He, he, he!
He, he, he! He, he, he! 

Tak śpiewał zajączek. A myśliwemu nie pozostało nic innego, jak tylko włożyć strzały do kołczanu i wrócić do domu bez zdobyczy. Odchodząc, pogroził zającom swoim łukiem i powiedział: 
— No, zające, uważajcie, następnym razem nie nabierzecie mnie!

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:

Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek

bajka azjatycka z Dalekiego Wschodu o dobrej córce i okrutnym ojcu

Opowieść o Mansin Sindzu-  dobrej córce złego księcia Ubi 
bajka koreańska 

Przed wielu wiekami w dalekiej Korei żył pewien książę o imieniu Ubi. Był to młodzieniec nad wiek rozwinięty, mądry i marzący o tym, aby co rychlej rozpocząć życie.  Ponieważ jedną z widomych oznak dojrzałości jest założenie rodziny, Ubi postanowił, że się czym prędzej ożenić. Król i królowa nie tylko nie przeciwstawili się pomysłowi syna, mimo że miał on zaledwie piętnaście lat, ale wręcz go namawiali do tego aby poślubił godną swego stanu dziewczynę . Ich pragnienie było o tyle duże, że boje byli w wieku nader podeszłym i chcieli doczekać się wnuków, zamkną na zawsze oczy. Gdy więc któregoś dnia Ubi przedstawił im dziewczynę szlachetnego rodu, mówiąc że jest jego wybranką, ucieszyli się ogromnie i wezwali na dwór szamanów, aby ci spojrzeli w przyszłość i wybrali dzień najodpowiedniejszy na ślub dwojga młodych. Uderzyli szamani w czarodziejskie bębny. Gięły się ich ciała w dzikim tańcu, pieśń popłynęła z ich ust, twarze przybrały wyraz dziwny a oczy zobaczyły rzeczy materialne i bliskich w zaświatach. Coraz szybsze były uderzenia, coraz prędszy taniec zmieniający się w konwulsje, coraz krótsze okrzyki. Na koniec zaś jeden po drugim zastygli w tańcu, zamarł bełkot na ich ustach, oczy mgła zakryła, ciała jakiś czas jeszcze drgały. 
Król, królowa i młody książę z niecierpliwością czekali aż szamani odzyskają przytomności, by objawić wolę duchów, z którymi podczas owej podroży w zaświaty rozmawiali, oraz wyznaczyć dzień ślubu. Czarownicy budzili się powoli.
Gdy pierwszy z nich otworzył oczy i podniósł się na nogi, wyciągnął rękę w kierunku księcia Ubi i rzekł:
— Duchy gniewają się na ciebie, panie. Duchy uważają, że jesteś nazbyt młody, aby myśleć o małżeństwie...
— ...Jeśli nas nie usłuchasz, jeśli przeciwstawisz się woli duchów, wiedz iż nigdy nie doczekasz się dziedzica... — dopowiedział drugi z szamanów.
— ...Rodzić ci się będą same córki — rzekł na koniec trzeci. Książę zbladł i milczał zagryzając wargi, ale jego ojciec porwał się na nogi i rzucając rozkaz strażnikom, krzyknął:
— Przepędzić ich! Kopniakami wyrzucić z pałacu! Niech nie kraczą, nie straszą!
— Nie trzeba nas wypędzać kopniakami — ozwał się na to najstarszy z szamanów. — Sami odejdziemy, lecz pamiętaj, obrażasz duchy, które przemówiły naszymi ustami.
Gdy szamani odeszli, król i królowa rozkazali, aby wszem i wobec ogłoszono, iż książę Ubi, ich syn, za dziesięć dni poślubi wybraną przez siebie narzeczoną.
Dni owe przebiegały szybko i uroczystość się odbyła, później zaś życie na dworze jęło płynąć ustalonym nurtem i rychło zapomniano o przepowiedni.
Tak minął rok, a po roku, którejś wiosennej nocy, z komnat młodziutkiej małżonki księcia Ubi uszu dworzan dobiegł płacz niemowlęcia. Cały dwór zamarł w oczekiwaniu na wiadomość o dziecku i samopoczuciu księżnej. Gdy więc z jej sypialni wyszły kobiety umiejące pomagać przy porodach i dworscy medycy, zapanowała niczym nie zmącona cisza.
Przerwał ją poważny głos najstarszego z lekarzy:
— Dostojny książę Ubi został ojcem ślicznej i zdrowej córki.
— Nie rozpaczaj mój synu — mówiła stara królowa. — To nic, naprawdę nic, to zwykły przypadek. 

bajka skandynawska z Europy o głupim lisie

O głupim lisie
bajka szwedzka


Był sobie kiedyś bardzo głodny lis. Spotkał klacz ze źrebakiem i rzekł:
 — Daj mi źrebaczka. Jestem straszliwie głodny. 
— Dobrze — odparła klacz. — Ale najpierw musisz przeczytać, co jest napisane pod moim tylnym prawym kopytem. 
Gdy lis zabrał się do czytania, klacz wierzgnęła i lis fiknął kilka koziołków i bardzo się potłukł. 
Potem spotkał maciorę z prosiętami. 
Rzekł do niej: 
— Daj mi jednego prosiaczka.
 — To ci nie wystarczy, skoroś taki duży i głodny — rzekła maciora. — Mam więcej prosiąt, ale pochowały się. Jeśli cię ugryzę w ucho, a ty głośno krzykniesz, zaraz tu przybiegną, a wtedy weźmiesz sobie tyle, ile zechcesz. 
Ale maciora ugryzła mocniej, niż się spodziewał, i o mało co nie stracił ucha, a prosiaka i tak nie dostał. 
Potem spotkał owcę z jagniętami. 
— Daj mi jedno jagnię — rzekł lis. 
— Czyż jedno jagnię ci wystarczy? — spytała owca. — Ale jeśli chcesz, to stań u stóp pagórka. Ja zaś stanę na górze i wpadnę na ciebie tak, że w ogóle odechce ci się jeść i będziesz miał spokój. 
Lis usiadł u stóp pagórka, owca zaś wzięła długi rozbieg i tak mocno łupnęła w lisa, że o mało nie wyzionął ducha. 
Wtedy usiadł pod świerkiem i powiedział sam do siebie: 
— Byłem wyjątkowo głupi, że dałem się nabrać klaczy na przeczytanie napisu na jej kopycie. Przecież napis się już zatarł, bo klacz stara. Jeszcze głupszy byłem, gdy dałem się nabrać maciorze i pozwoliłem, żeby ugryzła mnie w ucho. Ale najgłupszy byłem, wierząc takiej głupiej owcy, że uspokoję głód, gdy ona skoczy na mnie. Tak, wtedy byłem jednak najgłupszy. 
Na świerku siedział chłop i ścinał gałęzie. 
Gdy lis skończył, chłop upuścił siekierę, która spadając odcięła lisowi ogon. 
— O — rzekł lis — nie można nawet posiedzieć i pogadać ze sobą, bo zaraz przypłaca się to ogonem!

Autor: Robert Stiller

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz bajka Ludów Zimnej Północy i Skandynawii, a także inne bajki europejskie




bajka azjatycka ludu Koriatów (Federacja Rosyjska) o chytrym lisie

Chytry lis
bajka koriacka 

Siedzi sobie lis nad brzegiem rzeki i myśli: „Co by tu zrobić, żeby pojeść sobie świeżej rybki?"
Patrzy: po rzece płynie kłoda, a na niej siedzą dwie mewy. 
Lis pyta:
— Co wy tam robicie?
— Łowimy ryby.
— Weźcie i mnie ze sobą!
— To skacz!
Lis skoczył. Kłoda się wywróciła, mewy odleciały, a lis wpadł do wody. Prąd porwał go ze sobą i uniósł na morze. Patrzy lis, a dookoła woda. Mówi:
Ilustracja: Line Dudaite
— Ano, łapy, bądźcie mi wiosłami, a ty, mój ogonie, bądź mi sterem.
Płynie lis jak łódka. Łapami wiosłuje, ogonem jak sterem zmienia kierunek — to tu, to tam. Tyle, że zapomniał powiedzieć ogonowi, żeby sterował w stronę brzegu. A ogon steruje w kierunku otwartego morza.
Płynie lis, płynie, a brzegu nie widać. Wypłynął na sam środek morza. I nie wie, co dalej robić. '
Nagle zobaczył fokę.
A foka pyta:
— Dokąd ty, lisie, przypłynąłeś? Na pewno zabłądziłeś. Nie dopłyniesz teraz do brzegu.
— Wiem, dokąd płynę — odpowiada lis. — Chcę sprawdzić, czy są jeszcze w morzu jakieś zwierzęta. Słyszałem, że zostało was już bardzo mało.
— Nie — odpowiada foka. — W morzu jest jeszcze wiele zwierząt. I nas — fok, i wielorybów, i morsów.
— Czy to aby prawda? — pyta lis. — Dopóki sam nie zobaczę, za nic nie uwierzę. Niech zatem z morskich głębin wypłyną wszystkie zwierzęta i ułożą się rządkiem do samego brzegu. A ja będę liczył.
Wypłynęły z głębin wszystkie foki, morsy i wieloryby i ustawiły się rządkiem do samego brzegu.

A lis pobiegł po ich grzbietach jak po moście. 
Biegnie i liczy:
— Jedna foka, dwie foki, trzy foki... Jeden mors, dwa morsy, trzy morsy... Jeden wieloryb, drugi wieloryb, trzeci wieloryb...
I tak dotarł lis do brzegu. Wyskoczył i woła do foki:
— Prawdę powiedziałaś, foko: wiele jeszcze głupich zwierząt żyje w morzu! W poprzek morza da się z was zbudować most! A teraz płyńcie, dokąd chcecie, a ja sobie odpocznę!

Odpłynęły morskie zwierzęta, a lis otrząsnął futerko z wody i usiadł na słoneczku. Ogon położył na kamieniu — niech schnie!

Opracowanie: Jan Brzechwa
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie i bajka Ludów Zimnej Północy i Skandynawii

bajka afrykańska- o kruku i zającu

O kruku przebieglejszym niż bakame
bajka rwandyjska 

Ilustracja: Amanda Clark
Bakame to przebiegły zając, bohater wielu bajek rwandyjskich. Jego imię w języku potocznym nadawano jako przydomek ludziom
chytrym i przebiegłym. Jest to odpowiednik sprytnego lisa w bajkach europejskich. 
Bakame pokłócił się z krukiem i wpadł w taką złość, że chciał go zabić. Kruk przestraszył się i odleciał. Bakame jednak poprzysiągł sobie: „Muszę dostać kruka w swoje ręce, zabić go i pożreć”.
Zły z powodu ucieczki kruka, postanowił się zemścić. Wspiął się na szczyt góry, gdzie kruk często szukał pożywienia. 
Spotkał tam krogulca i mówi do niego: 
- Jeśli zobaczysz kruka, powiedz mu, że nie żyję. Będę udawał martwego. 
Krogulec obiecał oddać Bakame taką przysługę. 
Wkrótce nadleciał kruk. Zobaczywszy go, krogulec krzyknął:
- Spójrz, tam leży nieżywy Bakame. Chodź, pożremy go.
Kruk zbliżył się do udającego Bakame i rzekł:
- Mój ojciec przed śmiercią wyjawił mi, że ogon martwego Bakanie sterczy do góry, a ten tutaj położył ogon na ziemi.
Bakame usłyszawszy te słowa szybko wyprostował ogon. 
Kruk zobaczył to i krzyknął:
- Nie zjem go, bo jeszcze żyje. 
I odleciał. 
Tak oto nasz Bakame spotkał przeciwnika jeszcze bardziej przebiegłego, niż on sam. 

Tłumaczył: ks. Henryk Cabała SAC

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek
Zobacz też: inne bajki afrykańskie

sobota, 26 maja 2018

bajka afrykańska- o żabie i hienie, która chciała być bardzo przebiegła

Jak żaba wywiodła hienę w pole
bajka etiopska ludowa 
opowiedziana przez misjonarkę

Ilustracja: Constanza Basaluzzo - Argentyna
Nad brzegiem pewnej rzeki mieszkały sobie żaby. Było ich pięć. Wiodły życie ciche i spokojne, nie wadząc nikomu, tak się im przynajmniej wydawało. Okazuje się bowiem, że krzywym okiem patrzyła na nie hiena, która często przychodziła do wodopoju. Widok żab wygrzewających się na brzegu, bardzo ją drażnił. 
Któregoś dnia nie wytrzymała i powiedziała do jednej z nich: 
- Prowadzicie śmiertelnie nudne życie! 
- My!? - zdziwiła się żaba. 
- Skądże! Nasze życie jest bardzo ciekawe i piękne. 
- Na dodatek jesteście leniwe! - ciągnęła hiena. 
Żaba jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. 
- My!? Wręcz przeciwnie, zawsze jesteśmy zapracowane. Nawet jak odpoczywamy, chwytamy muszki w locie - zaprzeczyła. 
- Heh, powiem nawet więcej, jesteście niezdarne, mało ruchliwe, a na dodatek głupie - hiena nie ustępowała. 
 A widząc ogromne zmieszanie żaby, wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu. Rzeczywiście, żabie na chwilę odebrało mowę. Była bardzo zaskoczona, że ktoś może mieć o nich tak złe mniemanie. 
- Jeśli chcesz, to udowodnię ci, jak bardzo się mylisz. Pokażę ci, że jesteśmy o wiele mądrzejsze i bystrzejsze od ciebie. A na dodatek o wiele szybsze - powiedziała w końcu. 

piątek, 25 maja 2018

Legendy polskie o kotach................

Legenda o kocie
chrześcijańska

Dawno, dawno temu, kiedy urodził się Pan Jezus zebrały się wszystkie zwierzątka. Każde chciało zobaczyć Dzieciątko i Mu się pokłonić. Noc była zimna, stajenka licha... Dziecię nie miało nic. Ani poduszeczki, ani kołderki... tylko troszkę sianka w starym, zniszczonym żłobku. Zziębnięte zaczęło żałośnie płakać. Matka Boża próbowała utulić maleńkiego Jezuska. Na daremno. Płakał coraz głośniej. Malutkie usteczka zsiniały z zimna a ciałkiem wstrząsały dreszcze. Maryja poprosiła o pomoc zgromadzone zwierzątka. Ptaszki słodko śpiewały, krówki i konie chuchały na Dzieciątko ciepłymi oddechami, owieczki pobrzękiwały dzwoneczkami...
Na próżno. Malutki Jezus wciąż płakał żałośnie.
I wtedy do stajenki przyszedł szarobury, stary kot. Zapchlone futro mocno mu liniało. Zaropiałe oczy trzymał mocno zmrużone, gdyż nawet tak mała ilość światła jaką wydawała oliwna lampa, drażniła mu źrenice. Nastawił poszarpane w wielu potyczkach uszka i z ciekawością zajrzał do żłóbka. Zastanawiał się bowiem cóż to za stworzenie tak kwili. Kiedy ujrzały go inne zwierzęta oburzyły się bardzo. Nie chciały, aby ten sparszywiały stary kot kalał swoim dotykiem boskie dziecię. Koń uniósł kopyto chcąc wyrzucić kocura ze stajenki...Stare i sterane życiem poczciwe kocisko zacisnęło chore ślepka czekając na cios. Ale on nie nadszedł. Kota osłoniła sama Najświętsza Panienka. Szarobury kot postanowił odwdzięczyć się za obronę. wskoczył do żłóbka i przytulił swoje wyliniałe ale miękkie i ciepłe futerko do Dzieciątka. Zamruczał. I wtedy Pan Jezus przestał płakać. Wtulił się w kocie futerko i słodko zasnął.Wszystkie zwierzątka zawstydziły się bardzo. Oto ten, którego miały w pogardzie dokonał tego czego one same dokonać nie mogły. Maryja uśmiechnęła się do kocura, pogłaskała go z wdzięcznością po łebku. I stał się cud. Zaropiałe oczy kotka ozdrowiały, poszarpane uszka zagoiły się a wyliniałe futerko stało się piękne i lśniące. Na pamiątkę tamtego zdarzenia wszystkie szarobure kotki noszą na czółkach literkę M.

Chory kotek - Poczytaj mi mamo....

Chory kotek
bajeczka polska

Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku,


I przyszedł pan doktor: "Jak się masz, koteczku"! -
"Źle bardzo..." - i łapkę wyciągnął do niego. -
Wziął za puls pan doktor poważnie chorego,
I dziwy mu śpiewa: "Zanadto się jadło,


Co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło;
Źle bardzo... gorączka! źle bardzo, koteczku!
Oj! długo ty, długo poleżysz w łóżeczku,
I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta:

Straszny zwierz

Straszny zwierz
bajeczka rosyjska 



Wybrała się mała myszka na przechadzkę po podwórku. 

A gdy wróciła, tak powiedziała:
- Oj, mamusiu, widziałam na podwórku dwa przedziwne stworzenia. Jedno - naprawdę straszny zwierz, a drugie -
bardzo miłe zwierzątko.
- Opowiedz, jak wyglądały?" - pyta mama.
A myszka na to:
Ten zły chodził po podwórzu: nogi miał czarne, grzebień czerwony, oczy wyłupiaste, a nos jak hak. Kiedy przechodziłam obok, stanął na jednej nodze, otworzył paszczę i wrzasnął tak straszliwie, że mi serce w pięty uciekło.
-To tylko kogut - rzekła stara mysz. - Nie zrobi ci krzywdy, możesz go się nie bać. No, a ten drugi?.
-Ten był prześliczny, leżał sobie i wygrzewał się na słonku. Łapki miał szare, gładziutkie, a karczek bielusieńki. Lizał sobie łapkę, ruszał ogonkiem i zerkał na mnie".
-Oj, głuptasie, głuptasie - powiedziała mama. - To właśnie był kocur!



Przeczytaj także bajki z innych zakątków świata:
Autor: Lew Tołstoj
Ilustracje: W. Sutiejew

Jak kotek mlekiem zwierzęta częstował

Jak kotek zwierzęta mlekiem częstował
bajka polska

To jest Filik – kotek bury. 
Ma wąsiki i pazury.
Dobry jest ten kotek Filik: 
chce, by wszyscy mleko pili.


Stanął Filik przy kurniku.
- Czy chcesz mleka, koguciku?
Lecz kogucik z kurką czarną 
na śniadanie jedli ziarno.


Koło żłobu stoi konik. 
Filik ładnie się ukłonił.
- Lubisz mleko?
- Nie, ja rano,
smaczny owies jem i siano.


Do królika kotek podszedł.
- Pij, pij mleczko, bardzo proszę!
Ale królik siadł pod drzewkiem: 
chrupu, chrupu – gryzł marchewkę.


Przed gołąbkiem Filik staje, 
słodkie mleko mu podaje.
- Wypij mleczko sam, Filiku, 
ja mam groszek w gołębniku.


Więc do krówki poszedł kotek.
Czy na mleko masz ochotę?
Nie, Filiku, bo ja przecież 
jem zieloną trawkę w lecie.


Koło furtki kózka biała 
także mleka pić nie chciała.
Zabierz sobie kotku dzbanek!
Ja jem liście kapuściane. 


Poszedł kotek do motyla 
i dzbanuszek mu nachyla.
Ale motyl tam na łące 
pije z kwiatka sok pachnący.


Teraz kotek mleko niesie 
do wiewiórki w ciemnym lesie.
Na sosence wiewióreczka 
gryzie orzech, nie chce mleczka.


Wraca kotek. Koło płotka 
Na ścieżynce jeża spotkał.


Jeżyk woła go z daleka:
- Bury kotku, daj mi mleka!
O, bo jeże, tak, jak kotki, 
bardzo lubią mleczko słodkie.

Przeczytaj także bajki z innych zakątków świata:
Autor: Helena Bechlerowa

Ilustracje: Maria Orłowska - Gabryś

Król kotów

Król kotów
bajka angielska


Pewnego zimowego wieczoru przy kominku siedziała żona grabarza, a obok niej rozłożył się wielki, czarny kot, Stary Tom. 
Drzemiąc, oboje czekali na powrót gospodarza. Czekali tak i czekali, a jego wciąż nie było widać. Wreszcie grabarz z hałasem wpadł do domu.
- Kto to jest Tom Tildrum? - zawołał tak zmienionym głosem, że aż żona i kot ze zdumienia wytrzeszczyli oczy i oniemieli.
- Co się stało? - pyta wreszcie żona. - I dlaczego chcesz wiedzieć, kto to jest Tom Tildrum?
- Och, co za przygoda mi się wydarzyła! Kopałem właśnie grób dla starego pana Fordyce i chyba musiałem zasnąć. Obudziłem się dopiero wtedy, gdy coś koło mnie zamiauczało jakby kot.
- Miau! - odezwał się na to Stary Tom.
- O, właśnie tak! Spojrzałem więc ponad grobem i jak myślisz, co widzę?
- Doprawdy nie wiem - rzekła żona.
- Dziewięć czarnych kotów, akurat takich samych, jak nasz przyjaciel Tom. Wszystkie miały białą łatkę z przodu. I jak myślisz, co niosą? Otóż niosą trumienkę przykrytą czarnym aksamitem, a na tym aksamicie leży mała korona, cała ze złota. Co ujdą trzy kroki, chórem zaczynają miauczeć: Miau!
- Miau! - powtórzył Stary Tom.
- O, właśnie tak - powtórzył grabarz. - Kiedy zbliżyły się do mnie, zobaczyłem je wyraźniej, bo z ich oczu padał jakiś zielony blask. Wszystkie koty szły wprost na mnie. Osiem niosło trumienkę, a największy prowadził orszak - ale spójrz na naszego Toma, jak on
na mnie patrzy! Można by pomyśleć, że rozumie, co mówię.
- Mów dalej, mów - rzekła żona. - Nie zwracaj uwagi na Toma.
- Otóż, jak już powiedziałem, zbliżały się ku mnie wolno i uroczyście i co trzy

Kot i myszka

Kot i myszka
bajka angielska 

Kot i mysz razu pewnego, bawili się w chowanego.
Autor ilustracji: Beatrix Potter

Kot odgryzł myszce ogonek.
- Kotku, proszę, oddaj mi mój ogonek.
- Nie - powiedział kot - nie oddam ci ogonka, dopóki nie pójdziesz do krowy i nie przyniesiesz mi mleka.
Myszka co tchu pośpieszyła i do krowy przemówiła:
- Krowo, proszę cię, daj mi mleka, żebym mogła je zanieść kotu, żeby mi oddał mój ogonek.
- Nie - rzekła krowa. - Nie dam ci mleka, dopóki nie pójdziesz do gospodarza i nie przyniesiesz mi siana.
Myszka co tchu pośpieszyła i tak do niego przemówiła:
- Gospodarzu, proszę, daj mi siana, żebym mogła siano zanieść krowie, żeby mogła mi dać mleka, żebym mogła zanieść mleko kotu, żeby mi oddał mój ogonek.
- Nie - odpowiedział gospodarz. - Nie dam ci siana, dopóki nie pójdziesz do rzeźnika i nie przyniesiesz mi mięsa.
Myszka co tchu pośpieszyła i do rzeźnika tak przemówiła:
- Rzeźniku, proszę, daj mi mięsa, żebym mogła je zanieść gospodarzowi, żeby gospodarz dał mi siana, żebym mogła siano zanieść krowie, żeby krowa dała mi mleka, żebym mogła zanieść mleko kotu i żeby on mi oddał mój ogonek.
- Nie - odpowiedział rzeźnik - nie dam ci mięsa, dopóki nie pójdziesz do piekarza i nie przyniesiesz mi chleba.
Myszka co tchu pośpieszyła i do piekarza tak przemówiła:
- Piekarzu, proszę, daj mi chleba, żebym mogła chleb zanieść rzeźnikowi, żeby rzeźnik dał mi mięsa, żebym mogła zanieść mięso

Kot świętoszek

Kot świętoszek 
bajka buddyjska 

Dawno, dawno temu, w pewnym miejscu żyło stado myszy, liczące pięćset sztuk. W tym samym miejscu żył też stary kot, niegdyś znany ze swej zręczności i siły. Nazywano go Wielkim i Nieubłaganym Łowcą Myszy, bowiem w pobliżu jego domu nie mogła się pojawić żadna myszka, jeśli chciała zachować życie. Kot się jednak zestarzał. Jego mięśnie zwiotczały, oczy osłabły, zęby się stępiły. Myszy mogły hasać do woli, bo gdy rzucał się na nie, nie mógł ich dopaść, a gdy je gonił, nie mógł

ich dopędzić.
Martwił się kot i gniewał na swój los.
- Kiedyś – mruczał do siebie – byłem Wielkim i Nieubłaganym Łowcą Myszy. Żadnej nie przepuściłem. Zabijałem wszystkie, które ośmieliły się pojawić na moim terenie. Dziś jestem stary i słaby, nie mogę podczas polowania korzystać 

z siły moich mięśni. Muszę więc wymyślić jakiś sposób łowienia tych bezczelnych zwierzaków.
Ukrył się w zaroślach w pobliżu mysiej nory i udając – na wszelki wypadek – że śpi, spod oka obserwował poczynania myszy. A że w młodości nauczył się liczyć, wkrótce już wiedział, że tych myszy jest pięćset. Gdy już skończył wypatrywać 
i liczyć, zjawił się opodal mysiej nory i zaczął udawać pustelnika, który rozmyśla o potędze niebios i pragnie okupić złe uczynki popełnione za życia.
Myszy, zobaczywszy pogrążonego w modłach, kajającego się za grzechy kota, zgromadziły się na polance, dość daleko jednak od wroga i zawołały:
- Co czynisz, dziadku kocie?
- Spójrzcie na mnie, myszki, dziatki moje – odparł im kot, a w głosie jego brzmiały nutki skargi i żalu. – Oto widzicie przed sobą występnego kota.