Dlaczego sowy pohukują
bajka estońska
Autor ilustracji: Jan Marcin Szancer |
W owych czasach każdy ptak śpiewał tak, jak mu się podobało. Co usłyszał, to natychmiast wyśpiewywał, a każdy następny go naśladował, jeden drugiego chciał prześcignąć. Był z tego bałagan nad bałaganami. Wszystkie głosy się mieszały i tak jakoś poplątały. Słowik krakał, sroka ćwierkała, orzeł kukał, wrona szczebiotała — po prostu groch z kapustą, jak to się mówi. Biedny był ten, kto wtedy szedł przez las. Jeśli na czas nie wcisnął sobie czapki na uszy, to z miejsca ogłuchł od tej ptasiej muzyki. Kiedyś niedźwiedź zaczął rozmyślać, co by tu zrobić z tym hałasem. Był wtedy w lesie sołtysem i po pracy lubił się zdrzemnąć, ale ten ptasi wrzask często wyrywał
Autor ilustracji : Rudi Hurzlmeier |
Pewnego dnia zwołał więc na wielką polanę wszystkie ptaki, sam rozsiadł się wygodnie na dębowej beczce, którą przyturlał ze swego barłogu, machnął łapą, żeby się wszyscy uciszyli, i rzekł:
— Powiem krótko: w lesie ma być spokój, cisza i porządek. Nie możecie jedno przez drugie gwizdać, krakać i szczebiotać, jak wam się podoba. Przytoczyłem tu beczkę pełną ptasich piosenek. Niech każdy sobie wybierze nuty, według swego gustu i gardziołka. Ale pamiętajcie: taką piosenkę, jaką dziś sobie wybierzecie, będziecie śpiewać już na zawsze, nie żadną inną. Od dziś nie chcę słyszeć, żeby na przykład sójka próbowała piać. Zrozumiano?
Ptaki bardzo dobrze rozumiały, o co chodzi ich kudłatemu sołtysowi. Powiedział im przecież zupełnie jasno, czego sobie od nich życzy, a wiedziały, że z nim nie ma żartów.
Zleciały się wokoło ogromnej beczki dębowej, niedźwiedź z denka wyciągnął grubą zatyczkę, a z beczki zaczęły wylatywać ptasie piosenki, jedna za drugą. Ptaki je sobie wybierały według swych gardziołek, według upierzenia i według własnych gustów. Było przy tym trochę szmerania i popiskiwania, ale niewiele, bo nikt nie chciał rozdrażnić misia-sołtysa. W południe już każdy ptak miał swoją własną piosenkę; tylko sowy na polanie jeszcze się nie pokazały. To nikogo nie dziwiło, bo wiadomo, że sowa cały dzień przesypia, leniuchuje, a dopiero wieczorem nadaje się do rozmowy.
— Powiem krótko: w lesie ma być spokój, cisza i porządek. Nie możecie jedno przez drugie gwizdać, krakać i szczebiotać, jak wam się podoba. Przytoczyłem tu beczkę pełną ptasich piosenek. Niech każdy sobie wybierze nuty, według swego gustu i gardziołka. Ale pamiętajcie: taką piosenkę, jaką dziś sobie wybierzecie, będziecie śpiewać już na zawsze, nie żadną inną. Od dziś nie chcę słyszeć, żeby na przykład sójka próbowała piać. Zrozumiano?
Ptaki bardzo dobrze rozumiały, o co chodzi ich kudłatemu sołtysowi. Powiedział im przecież zupełnie jasno, czego sobie od nich życzy, a wiedziały, że z nim nie ma żartów.
Zleciały się wokoło ogromnej beczki dębowej, niedźwiedź z denka wyciągnął grubą zatyczkę, a z beczki zaczęły wylatywać ptasie piosenki, jedna za drugą. Ptaki je sobie wybierały według swych gardziołek, według upierzenia i według własnych gustów. Było przy tym trochę szmerania i popiskiwania, ale niewiele, bo nikt nie chciał rozdrażnić misia-sołtysa. W południe już każdy ptak miał swoją własną piosenkę; tylko sowy na polanie jeszcze się nie pokazały. To nikogo nie dziwiło, bo wiadomo, że sowa cały dzień przesypia, leniuchuje, a dopiero wieczorem nadaje się do rozmowy.
Tak samo było i tym razem. Kiedy sowy pod wieczór dowiedziały się, że każdy ptak ma teraz swoją własną melodię, natychmiast i one chciały coś dla siebie.
Była to jednak musztarda po obiedzie, bo na polanie znalazły beczkę dębową pustą. Wszystkie melodie ptaszki już zabrały, a śpiochom-sowom nic się nie dostało.
Było im smutno z tego powodu; nie wiedziały, co robić.
głęboki ton, takie ponure: hu-hu-hu.
— To jest ta jedyna piosenka, która została dla nas — rzekła mądra sowa. — Nie jest wprawdzie piękna, ale przynajmniej szybko się jej nauczymy.
Sowy przytaknęły, bo co innego mogły zrobić?!
Była to jednak musztarda po obiedzie, bo na polanie znalazły beczkę dębową pustą. Wszystkie melodie ptaszki już zabrały, a śpiochom-sowom nic się nie dostało.
Było im smutno z tego powodu; nie wiedziały, co robić.
Najstarsza i najmądrzejsza sowa poradziła:
— Nie pozostaje nam teraz nic innego, jak tylko latać za ludźmi. Oni ciągle sobie podśpiewują i znają chyba masę piosenek. Może nam jakąś dadzą.
Sowy zgodziły się i ruszyły do ludzi na wieś. Tam jednak świeciło się tylko w jednym budynku, bo było już grubo po północy. W tym domu akurat odbywało się wesele, ale większość gości już zmorzył sen. Niektórzy spali na stole, niektórzy pod stołem, baby pochrapywały na piecu, a muzykanci drzemali na ławach. W kącie pewien grajek trzymał jeszcze basetlę i sennie przeciągał smyczkiem po jednej strunie, która ostała się po tej hucznej zabawie. Z basetli wydobywał się stale jednakowy
— Nie pozostaje nam teraz nic innego, jak tylko latać za ludźmi. Oni ciągle sobie podśpiewują i znają chyba masę piosenek. Może nam jakąś dadzą.
Sowy zgodziły się i ruszyły do ludzi na wieś. Tam jednak świeciło się tylko w jednym budynku, bo było już grubo po północy. W tym domu akurat odbywało się wesele, ale większość gości już zmorzył sen. Niektórzy spali na stole, niektórzy pod stołem, baby pochrapywały na piecu, a muzykanci drzemali na ławach. W kącie pewien grajek trzymał jeszcze basetlę i sennie przeciągał smyczkiem po jednej strunie, która ostała się po tej hucznej zabawie. Z basetli wydobywał się stale jednakowy
Autor ilustracji: Matthew Rivera |
— To jest ta jedyna piosenka, która została dla nas — rzekła mądra sowa. — Nie jest wprawdzie piękna, ale przynajmniej szybko się jej nauczymy.
Sowy przytaknęły, bo co innego mogły zrobić?!
I od tego czasu rozlega się w lesie ich smutna piosenka: hu-hu-hu.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis wszystkich bajek. Zobacz też: inne bajki bałtyckie
Ilustracje nie są oryginalnymi obrazkami do tej bajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)