sobota, 9 czerwca 2018

Naszyjnik Iny - bajka z ciepłych wysp, mórz i oceanów - Nowa Gwinea w Oceanii

Naszyjnik Iny
bajka nowogwinejska (Oceania)

Daleko na wschodzie, w kraju o nazwie Nukutere, u podnóża gór, mieszkał człowiek o imieniu Vaitoring z małżonką Negatuą oraz córką Iną, dziewczyną piękną jak kwiat. Wszyscy żyli szczęśliwie i pogodnie aż do chwili, kiedy do ich skromnego domku zakradł się złodziej Ngonene i zabrał rodzinny skarb, naszyjnik z biało-różowych muszelek.
- Dlaczego nie ustrzegłaś naszyjnika przed złodziejem? Wiedziałaś przecież, że to nasz rodzinny talizman - gniewała się na córkę Negatua.
- Oj, córko, jak mogłaś nam to zrobić? - narzekał również ojciec.



Łzy popłynęły po twarzy dziewczynki. Żal jej było utraconego naszyjnika, ale jeszcze bardziej bolały słowa rodziców. Czuła się winna, bo w czasie, kiedy przyszedł złodziej, ona słuchała śpiewu ptaków. Nie zadbała o jedyny rodzinny skarb.
- Muszę go odzyskać - postanowiła. - Udam się do króla mórz i lądów. On mi na pewno pomoże.
I jak postanowiła, tak zrobiła. Rankiem wymknęła się z domu i udała przed siebie. Wkrótce napotkała rajskiego ptaka.
- Powiedz mi, ptaszku drogi, gdzie mieszka król mórz i lądów? Idę do niego po pomoc.

bajka bałtycka z Łotwy (Europa Wschodnia) o pająku i muszce

Pająk i mucha 
bajka łotewska

Działo się to w pradawnych czasach, kiedy ludzie jeszcze nie znali ognia i żyli w ciemności, jedli surowe mięso i cały długi rok chodzili opatuleni w skóry, ponieważ było im zimno i nie wiedzieli, jak się ogrzać. 
Kiedy to wieczne zimno i najciemniejsza ciemność dokuczały już nawet wysoko urodzonym panom na królewskim zamku, mądry władca ogłosił, że nagrodę dostanie ten, kto przyniesie ogień z czeluści piekielnej. 
W tych czasach król był absolutnym panem w swoim kraju. Nie tylko ludzie, ale i wszystkie żywe stworzenia musiały go słuchać i szanować. Kiedy król kroczył, wszyscy ludzie przed nim klękali, wszystkie zwierzęta w ciszy czołgały się w kurzu przydrożnym, ptaki zatrzymywały się w locie, a wszystkie pszczoły i trzmiele przestawały bzyczeć. Tak oddawano cześć koronowanej głowie. 
Nagroda zatem nęciła wielu. 
Niejeden dzielny junak próbował przynieść królowi ogień, ale każdy ginął w czeluści piekielnej. Niektóre zwierzęta, na przykład mądry lis, odważny ryś i szybkonogi renifer też wybrały się po ogień, ale żadne z nich już nie wróciło. Orzeł także próbował chwycić ogień w swe silne szpony, ale spalił sobie przy tym skrzydła i spadł w płomienie. 
Król i jego poddani na próżno czekali. Już nikt nie chciał się wybrać w czeluść piekła. 
Wtedy jeden mądry dworzanin poradził królowi: 
— Musisz, królu, obiecać większą nagrodę. Ogłoś na przykład, że ten, kto przyniesie ogień, może z tobą siedzieć przy jednym stole podczas posiłku. Taki zaszczyt każdego skusi. 
Ten pomysł zbytnio się królowi nie podobał, bo dlaczego niby miałby z kimś siedzieć przy królewskim stole? W końcu trochę to zmienił i jego posłowie ogłosili wkrótce we wszystkich zakątkach państwa, że temu, kto przyniesie ogień, czy to człowiek, czy zwierzę, ptak czy owad, będzie wolno na wieczne czasy zasiadać przy jakimkolwiek stole. 

piątek, 8 czerwca 2018

z serii: "Bez pracy nie ma kołaczy" (Kłos, Siał kogut pszenicę oraz Konik polny i mrówka)

Kłos
bajka ukraińska
 (wschodniosłowiańska)


W pewnym gospodarstwie żyły sobie dwie małe Myszy i Kogut. Myszy zainteresowane były tylko i wyłącznie zabawą. Ciągle by tylko tańczyły i śpiewały i cały dzień nic innego nie robiły. 





Kogut natomiast był pracowity i miał swoje obowiązki, chociażby wskakiwanie co rano na płot i pianie donośnego "ku-ku- ryku." Wszyscy wtedy wiedzieli, że nastał świt i pora wstawać do pracy. Kogut pilnował również porządku na podwórzu i miał na wszystko oko. Tymczasem Myszy od rana do nocy harcowały i swawoliły do woli. 


Pewnego dnia kogut patrolował dziedziniec i dojrzał na ziemi kłos pszenicy. 

- Hej! Myszy! - zawołał Kogucik - spójrzcie, co znalazłem! 

Myszy podbiegły i powiedziały:

czwartek, 7 czerwca 2018

bajka wschodniosłowiańska z Iwanuszką- głuptaskiem (Siwka- Burka, O Iwanuszce głuptasku, O Iwanuszce głuptaski i jego braciach)

Siwka- Burka
bajka ludowa rosyjska

Za górami, za lasami, żył sobie pewien starzec. Miał trzech synów: dwóch było mądrych, a trzeciego wszyscy nazywali Iwanuszką-głuptaskiem.  Posiał starzec razu pewnego pszenicę. Wyrosła piękna, dorodna, ale co z tego, skoro ktoś ją zaczął deptać i niszczyć.




poniedziałek, 4 czerwca 2018

bajka z Ameryki Łacińskiej - żółw i tygrys jako malarze swoich ciał w innej amerykańskiej wersji

Tygrys i żółw 
bajka nikaraguańska 

Dawno, dawno temu zwierzęta wyglądały zupełnie inaczej niż teraz – wszystkie żółwie miały czarne skorupy, a tygrysy białą sierść. Żółwie i tygrysy żyły wtedy w różnych miejscach - tam, gdzie im było wygodnie. Białe tygrysy i czarne żółwie przyjaźniły się z ptakami, ludźmi i zwierzętami.
Pewnego dnia Żółw spotkał Tygrysa i tak do niego powiedział:
– Przyjacielu, czy mógłbyś pomalować moją skorupę? Jestem cały czarny i przez to nie lubią mnie ani ludzie, ani zwierzęta.
Tygrysowi zrobiło się żal biednego czarnego Żółwia i zgodnie z prośbą zaczął dekorować i malować jego skorupę. Właśnie dlatego skorupa i skóra żółwi jest dzisiaj kolorowa, pomalowana w piękne zielono-brązowe plamki, kropki i pręgi.



Wkrótce po tym Tygrys stwierdził, że on sam jest zdecydowanie zbyt biały i postanowił zmienić kolor swojej skóry.

bajka cygańska o lisie i deszczu

Lis – zaklinacz deszczu 
bajka cygańska

To było upalne lato! Liście na gałęziach, trawa na łąkach wszystko powiędło i pożółkło, czekając nadaremnie na deszcz. Nie chciał przyjść i ludzie martwili się, że złe będą plony, że nie ma gdzie paść koni ani owiec. Aż pewnego dnia zjawił się we wsi stary dziad, co tak się znał na zamawianiu pogody jak koń na fruwaniu. Ale że był stary i mruczał do siebie rozmaite czarodziejskie zaklęcia, ludzie błagali go, aby sprowadził deszcz.
– Dobrze – zgodził się dziad. – Ale dacie mi za to sto kilo gruszek. 
Bo dziad był bardzo łasy na gruszki. Zaprowadzili go ludzie w pole, żeby wziął się jak najszybciej do ściągania deszczu. Dziad usiadł sobie w ocienionym miejscu, poskrobał się w głowę i zamruczał: 
- Jek – szmek, trin – gin, szow – bow, efta – cefta, ochto – mochto! 
Wszyscy ludzie przeżegnali się nabożnie, a dziad kazał im wracać do domów. 
Kiedy odeszli, rzekł sam do siebie: " Jakże ja im sprowadzę ten deszcz? Choćbym mruczał tydzień cały, to i tak ani jednej kropelki nie wycisnąłbym z czystego nieba. Boję się, że nie tylko nie dostanę ani jednej ulęgałki, ale jeszcze mnie ludzie w dodatku kijami wytłuką...” 
Spojrzał dziad w lewo, spojrzał w prawo, przed siebie i za siebie, ale nie znalazł na niebie ani kawałeczka chmurki. W pobliżu siedział lis w swojej kryjówce i czatował na jakąś zdobycz. 
Słyszał, co dziad powiedział, rzekł więc do siebie: 
-„Poczekaj no, dziadu! Już ja ci ściągnę taki deszcz, że ci ucho ogłuchnie, gęba oniemieje, a oko zbieleje!” 
Wyskoczył z kryjówki, pomerdał kitą i rzekł do dziada: 
– Kłaniam się uniżenie wielmożnemu panu! Słyszałem, że prosisz o deszcz. Chętnie w tym dopomogę, jako że znam świetnie sztukę sprowadzania deszczu. Musisz mi tylko przyrzec, że nikomu nie piśniesz o tym ani słówka. Przyjdę do ciebie wieczorem. Przygotuj dla mnie tłustą, pieczoną gęś, a ściągnę deszcz jeszcze tej nocy. 
Dziad z radością zgodził się na to i w te pędy pobiegł do wsi. 
Tam oznajmił wszystkim ludziom: 
– Dziś w nocy będzie padać! Ja sprowadzę deszcz! Szykujcie sto kilo gruszek! 
Poszedł dziad do karczmy, kazał upiec tłustą gęś i nakryć do stołu. 
Wieczorem przyszedł lis i najadł się do syta, a potem wypił jeszcze dzban piwa. 
– No, a teraz, kochany gościu – rzekł dziad – zrób coś, żeby zaczęło padać, bo ludzie czekają na deszcz. 
– Zaraz, wielmożny panie! – powiedział lis. – Wyjdę teraz, a kiedy cię zawołam, wybiegnij na dwór. 
Poszedł lis na podwórze i znalazł tam stojącą u drzwi drabinę i beczkę piwa. Zanurzył swój puszysty ogon w piwie, wlazł na drabinę i zawołał:
– Chodź już, wielmożny panie, i popatrz tylko, jaki deszcz! 
Dziad wybiegł przed próg, a lis zdzielił go z całej siły mokrym ogonem między oczy, aż zamroczył dziada. 
Uciekł więc z powrotem do izby, a lis za nim. 
– Brrr! – otrząsnął się lis. – To dopiero psia pogoda! Futro mi całkiem przemokło! Spójrz no! l podsunął dziadowi pod nos swoją mokrą kitę. 
– Tak, tak! – pisnął dziad. – Niezła pogoda! Właśnie o to mi chodziło. 
Wytarł dziad mokrą twarz i usiadł przy stole. 

bajka cygańska o Cyganie i czerwonym wężu

O Cyganie i czerwonym wężu 
bajka cygańska 

Miał Cygan Phuro dwóch synów. Młodszy z nich był posłuszny i dobry, a starszy nierób i zły. Co dzień powozili synowie końmi – raz starszy, a raz młodszy, na zmianę. Właśnie przyszedł czas jazdy i Phuro dał lejce swemu młodszemu synowi.
– Jedźmy – powiedział. – Ty dziś będziesz powoził.
Weszli dwaj Cyganie pod płócienną budę wozu, a młodszy syn trzasnął z bicza i konie ruszyły w drogę. Droga była piaszczysta i konie z trudem ciągnęły wielki cygański wóz. Koła skrzypiały miarowo i sennie, jakby ktoś śpiewał kołysankę. Toteż młodszy syn usnął wkrótce, a konie szły same prosto przed siebie. Kiedy się młodszy Cygan ocknął, było już południe. Konie stały na rozstajach dróg.
– Wio! – zawołał Cygan. – Jedźcie w prawo!




Szarpnął lejcami, krzyczał, ale nic z tego. Konie szarpały wozem, przebierały nogami w miejscu – i tyle. Wóz stał nieporuszony, jakby korzenie w ziemię zapuścił. Zeskoczył Cygan z kozła, żeby zobaczyć, co się stało, i ujrzał wielkiego, czerwonego węża, który wplótł się między szprychy tylnego koła, a ogonem owinął luśnię u wozu tak mocno, że koło wcale nie chciało się kręcić. Sięgnął Cygan do swojej torby, wyjął kawałek pieczonego mięsa i dał wężowi. 

Wąż pomerdał ogonem z zadowolenia i połknął mięso, a potem odezwał się w te słowa:

niedziela, 3 czerwca 2018

bajka azjatycka rybach z dziwnymi nosami

O rybach ze zgiętym nosem
bajka kambodżańska





W Kambodży, dalekiej azjatyckiej krainie, wielkie deszcze nadchodzą zawsze o tej samej porze roku. Rybacy zarzucają wtedy sieci w poprzek szerokiej rzeki Mekong, czatując na osobliwe ryby zwane „zgiętonosymi". Ryby ze zgiętym nosem wpływają tam z Morza Południowochińskiego wraz z nastaniem pory deszczów. Wpływają setkami, ba! tysiącami i ławicą kierują się w górę rzeki. Kambodżańskie babunie powiadają wtedy dzieciom:
— Ryby ze zgiętym nosem znowu próbują dotrzeć do świątyni Wielkiego Buddy. Ale nasi rybacy nie przepuszczą ich. Tyle ryb złowią w swoje sieci, że starczy nam strawy na wiele, wiele miesięcy. 
— Dlaczego, babciu, ryby ze zgiętym nosem chcą dopłynąć do świątyni Buddy? — niezmiennie pada z ust dzieci pytanie. 
— Bo pragną prosić o przebaczenie za brzydki postępek swego przodka, który był złodziejem. Ryba-złodziej ściągnęła zły los na swoich pobratymców. To przez nią właśnie nosy całego rodu zagięły się w dół. 
...Dawno, dawno temu żył w Kambodży książę imieniem Sotat. Był dobry, młody i bardzo urodziwy. Miał duże oczy i pełne wargi i wyglądał szlachetnie, niby niektórzy bogowie wykuci z kamienia w Angkor-Wat, gdzie stoi wspaniała świątynia. Mówiono nawet, że dobry książę był w istocie świątobliwym. Bo przecież Budda z pewnością go sobie umiłował, jak się sami wkrótce przekonacie...

Dżataka o niezadowolonym ośle

Niezadowolony osioł 
bajka indyjska 






Dawno, bardzo dawno temu w pewnej rodzinie, która mieszkała niedaleko indyjskiego miasta Benares, żyły dwa rude osły. Jeden był większy, więc nazywano go Duży Rudy, a drugi, mniejszy, nosił przezwisko Mały Rudy. Właśnie pod postacią Dużego Rudego narodził się tu i rósł Bodhisattwa. Oba osły pracowały wytrwale w zagrodzie i w dni targowe nosiły ciężkie paczki do miasta. Tak jak wszystkie osły nie były zadowolone ze swego losu, ale mniejszy był szczególnie rozczarowany swoim oślim życiem. 

Pewnego razu powiedział do swego brata:
 – Nasi gospodarze to bardzo niesprawiedliwi ludzie. Spójrz tylko, mają oni świnkę o imieniu Munika i ta nic nie robi przez całe dnie, tylko się bawi. Za to dostaje najlepsze jedzenie. My, którzy ciężko pracujemy, karmieni jesteśmy tylko owsem i suchą trawą. A i tego jadła nie dostajemy tyle, ile potrzeba. To bardzo nieładnie ze strony gospodarzy. 
Powinno ich spotkać za to jakieś nieszczęście!
 – Nie mów tak, mój bracie – odparł Duży Rudy. – Wiesz zapewne, że niedługo nasi gospodarze wydają córkę za mąż i będą urządzać wesele. Zejdzie się wielu gości. Trzeba będzie ich godnie nakarmić. Teraz dbają o Munikę, bo chcą, aby do wesela była duża i gruba. Wtedy ją zabiją i uraczą nią gości. Wierz mi, mój Mały Rudy, że lepiej nieraz gorzej jadać, ale dłużej żyć, niż być dobrze karmionym, a żyć krótko. 
Tuż przed weselem stało się tak, jak powiedział Duży Rudy. Dwa skąpo karmione osiołki żyły i pracowały w gospodarstwie jeszcze przez długie lata.

Autor: Janusz Krzyżowski
Ilustracje: Surmaajav Chimeddorj
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne dżataki z zakładki bajka buddyjska/indyjska/dżataki


Dżataka o żółwiu, który dużo mówił


O gadatliwym żółwiu
bajka buddyjska




Dawno, dawno temu, kiedy w Benares rządził mądry król Brahmadatta, Bodhisattwa urodził się w rodzinie dworzan. Gdy dorósł, został doradcą następcy tronu. Ten był pilnym uczniem, ale miał jedną wielką wadę: był bardzo gadatliwy. Pewnego dnia zaniepokojeni słudzy przybiegli do pałacu i oznajmili, że jakiś żółw spadł z nieba, pękł na dwoje i zdechł. Jest to pewnie zły omen. Królewicz ze swym doradcą pobiegli również zobaczyć to dziwne zjawisko.
– Mój guru, ty znasz odpowiedź na wszystkie trudne pytania. Jak to się stało, że żółw spadł z nieba? – pytał książę. 
– Było to tak, mój panie. Dwie gęsi przyjaźniły się z żółwiem. Opowiadały mu, jak pięknie jest w Himalajach. On jednak biadał, że nigdy tam nie dojdzie i nie przekona się na własne oczy o tych wszystkich cudach. Życzliwe gęsi zaproponowały mu, że go przeniosą. Trzeba, aby chwycił pyskiem gałąź, a one tę gałąź przeniosą w Himalaje. Jednak pod żadnym pozorem w drodze nie może się odzywać, gdyż wtedy spadnie. Jak uradzili tak i zrobili. Zadziwiony żółw oglądał świat z wysoka. Przelatywali akurat nad ogrodem pałacowym, kiedy dzieci ujrzały ich lecących. Zaczęły krzyczeć, jakie to dziwy, że żółw leci w powietrzu. Zdenerwował się gadatliwy pasażer podniebny i chciał krzyczeć do dzieci, aby się zajęły swymi sprawami. Ledwie otwarł pysk i już leciał na ziemię z wysokości. – Tak oto, książę, żółw nie umiał utrzymać języka na wodzy i sam widzisz, jak skończył. Książę wziął sobie tę naukę do serca i od tej pory wystrzegał się gadulstwa. 

Autor: Janusz Krzyżowski
Ilustracje: Surmaajav Chimeddorj
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne dżataki w zakładce bajka buddyjska/indyjska/dżataki


Dżataka o królu, gołębiu i sokole

Król, gołąb i sokół 
bajka buddyjska


W królestwie Sibi żył sprawiedliwy król Usinara. Miał syna, który odziedziczył po ojcu wszystkie jego cnoty. Król był ponadto bardzo miłosiernym władcą i starał się chronić każde życie na świecie. Pewnego dnia los poddał króla trudnej próbie. Zdarzyło się, że w czasie przejażdżki króla jakiś sokół gonił zawzięcie gołębia. Ten w lęku schronił się, siadając królowi na ręce, i poprosił o opiekę. Sokół jednak uważał, że król chroni gołębia bezprawnie, gdyż ptaki te stanowią pożywienie sokołów i bez tego rodzina sokola zginie. Król był jednak zdania, że skoro gołąb prosi go o pomoc, to nie może on jej odmówić. Sokół jednak upierał się przy swej racji i nie chciał ustąpić. Król był w wielkiej rozterce. 
Na koniec zaproponował sokołowi, że odetnie sobie rękę, aby ten zaniósł ją swej rodzinie. Postawiono gołębia na wadze, a na drugiej szali król położył swoją rękę. Okazało się jednak, że gołąb jest taki ciężki, iż żadna część ciała króla nie może go przeważyć. Wtedy król zdecydował się oddać całego siebie sokolej rodzinie w zamian za gołębia.
W tym momencie indyjscy bogowie ujawnili swe prawdziwe oblicze, porzucając ptasie postacie. Stwierdzili, że chcieli tylko wypróbować sprawiedliwość króla Usinary. Uznali go za najbardziej miłosiernego władcę, jakiego dotąd udało im się spotkać.

Autor: Janusz Krzyżowski
Ilustracje: Surmaajav Chimeddorj

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne dżataki w zakładce bajka buddyjska/indyjska/dżataki


Dżataka o lwie i dzięciole

Lew i dzięcioł 
bajka hinduska 





Dawno temu, kiedy w Benares rządził król Brahmadatta, wysoko w Himalajach żył zdobny w kolorowe piórka dzięcioł. Pracowicie biegły mu dnie. Mówiono, że leczył wszystkie chore drzewa, wydziobując z nich larwy korników. 
Pewnego razu spostrzegł lwa budzącego zawsze strach, który cierpiąc, ryczał i bezradnie biegał po puszczy.
- Co ci jest przyjacielu? - zagadnął dzięcioł pełen współczucia. 
- Kość mi utkwiła w gardle. Może ty mi pomożesz? Nie bój się, nic ci nie zrobię - jęczał król zwierząt.
Dzięcioł zastanowił się przez chwilę, na koniec jednak sfrunął z drzewa. Lew rozwarł szeroko paszczę. Ptak wsadził mu w poprzek niej kawał gałęzi i wtedy wydobył tkwiącą głęboko kość. Później wyjął zabezpieczającą gałąź i odfrunął na drzewo.
- A teraz, co z zapłatą panie lwie? - pytał dzięcioł. 
- Kto z życiem uszedł z mej paszczy, ten już powinien być zadowolony. Oto zapłata - zaryczał lew groźnie. 
- Więcej już ci nie pomogę - odparł ptak. - Kto nieużyty i niewdzięczny, temu nikt, nigdy nie pomoże.


Autor: Janusz Krzyżowski
Ilustracje:  Surmaajav Chimeddorj
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne dżataki w zakładce bajka buddyjska/indyjska/dżataki


bajka wschodniosłowiańska o Śnieżce - śniegowej dziewczynce

Śnieżka
ludowa bajka rosyjska

Bardzo dawno temu żył sobie mąż z żoną. Nic by im nie brakowało do szczęścia, gdyby mieli dzieci. Byli już bardzo starzy, a dzieci jak nie mieli, tak nie mieli. Nadeszła zima, spadł puszysty śnieg prawie po kolana. Dzieci wybiegły na ulicę, krzycząc z uciechy, i zaczęły lepić bałwana. Staruszkowie patrzą przez okno myślą ze smutkiem o swej doli… 
– A może i my ulepimy sobie bałwana? – powiada dziadek. 
– Staryś a głupi, i po cóż nam bałwan? – śmieje się babka. 
– Będziemy mieli dziecko ze śniegu, skoro nam los innego odmówił. 
– Niech i tak będzie – zgodziła się staruszka. 


Wyszli z chałupy i zaczęli lepić bałwanka z bielutkiego śniegu. Zrobili tułów, utoczyli rączki, nóżki, a najpiękniej udała się główka. Ulepili nosek, usta, zamiast oczu wsadzili dwa czarne węgielki, namalowali nawet brwi i rzęsy. Stoją, patrzą, przyglądają się swojemu dziełu. Staruszka gładzi bałwanka po głowie i wzdycha: 
– Ach, gdybyśmy mieli taką córeczkę! 

bajka azjatycka o trzech córkach ich starej matce

Trzy córki 
bajka tatarska


Była sobie raz kobieta, która miała trzy córki. Pracowała i w dzień, i w nocy, byle je wszystkie nakarmić i przyodziać porządnie. 
Wyrosły trzy dziewczynki zwinne jak jaskółki,a śliczne niby księżyc w pełni. Jedna po drugiej powychodziły za mąż i odjechały. 

Matka została sama. Minęło kilka lat. Stara matka ciężko zachorowała, a nikogo przy niej nie było, tylko przyjaciółka, ruda wiewióreczka, zaglądała do niej przez okno. 
Więc staruszka poprosiła wiewiórkę:
— Powiedz córkom, moja miła, żeby co prędzej do mnie przyjechały, bo jestem bardzo, bardzo chora i samotna.

bajka wschodniosłowiańska o koziej chatce

Kozia chatka 
bajka białoruska

Ilustracja: Zdzisław Witwicki
Żył na świecie biedny drwal. Stary już był, pracować nie mógł, nie miał rodziny ni przyjaciół, ni krewnych, ni skrawka ziemi. Poszedł wiec w świat szukać chleba. Cóż, biedakowi nietrudno zebrać się w drogę: kij do ręki, torba za pas i wędruj, człecze, dokąd oczy poniosą. Szedł dziadek przez pola i łąki, a w końcu znalazł się w gęstym lesie. Las był stary, ciemny, a im dalej, tym bardziej ponury. Idzie biedak, idzie, a ścieżka w lesie wciąż głębiej się wije, aż w końcu znika zupełnie w zaroślach. Przestraszył się dziadek, rad by wrócić, idzie tędy, idzie owędy, ale nijak nie może wydostać się z lasu. Długo wędrował w gąszczu, ostre jeżyny raniły mu ręce, kolce tarniny drapały po twarzy, darły odzież ubogą. Już myślał starzec, że przyjdzie mu zginąć w tej głuszy, gdy nagle patrzy, a tu przed nimi zieleni się polanka. Na polanie stoi chatka, ale jakaś dziwna, maleńka, na kozich nóżkach. Staruszek podchodzi bliżej i dziwuje się: ściany chatki zrobione są z sera bielutkiego jak śnieg, komin – z masła, piec – z blinów, a okienka – z cukru.
Ucieszył się dziadek i nie namyślając się wiele zjadł bliny, poprawił serem i zagryzł cukrem. Najadł się do woli i

bajka afrykańska- o lwie i odważnym świerszczu

Świerszcz i lew
bajka afrykańska

Pewnego razu Świerszcz siedział przed swoim nowo wybudowanym domem i grał na skrzydłach. Zawsze tak robił, kiedy był zadowolony. Zresztą granie na skrzydłach to była cała jego rozrywka. Pech chciał, że przechodził tamtędy Lew, który nie tylko, że nie słuchał świerszczowego grania, ale do tego jeszcze nastąpił swoją grubą łapą na nowy, ledwie co zbudowany dom Świerszcza.
Całe szczęście, że Świerszcz zdążył odskoczyć na bok, bo pewnie byłoby po nim.
Ilustracja: Juliet Docherty
- Zniszczyłeś mój dom, drapieżniku! - krzyknął wystraszony Świerszcz.
- No i co z tego!? — odpowiedział spokojnie Lew.
- Jak to co z tego!? - zapytał Świerszcz. - Czy wiesz, ile czasu musiałem pracować przy budowaniu mojego domu?! Ile sił i pieniędzy mnie to kosztowało?! Mógłbyś trochę uważać! Co ja teraz zrobię?!
- A cóż to znowu za dom?! - roześmiał się Lew - parę patyków i trochę trawy...
- Ty i takiego nie masz- przerwał mu Świerszcz - bo jesteś leniem i nieukiem...
- Zaraz, zaraz - warknął Lew - ty mnie tu nie obrażaj, bo może się to bardzo źle dla ciebie skończyć...
- Tylko mnie nie strasz - wtrącił Świerszcz - bo ja się wcale ciebie nie boję. Źle to się może rzeczywiście skończyć, ale dla ciebie, jeśli mnie zaraz za zniszczenie mojego domu nie przeprosisz...
- Co? - zdziwił się Lew. - Ja mam ciebie przepraszać?! Za kogo ty się uważasz?! Chyba zapomniałeś z kim rozmawiasz...
- Wcale nie zapomniałem - odpowiedział Świerszcz  -Jesteś dumny i pyszny Lew, leń i nieuk! Należy ci się porządna nauczka!
- Tego to już za wiele — warknął Lew. - Nauczkę to właśnie ty zaraz dostaniesz...
Lew zaczął deptać ze złością resztki domu Świerszcza, wyrywać pazurami trawę i rozrzucać na wszystkie strony.
- No to teraz nauczysz się szacunku dla Lwa - warknął stawiając łapę na miejscu, gdzie był domek Świerszcza.
- Tego to już naprawdę za dużo - krzyknął Świerszcz- wzywam cię do walki, bo zasługujesz na karę...
- Chcesz ze mną walczyć? - roześmiał się Lew - Nie zapominaj się!