sobota, 12 maja 2018

bajka azjatycka z Birmy o misce do kąpieli słonia

Miska do kąpieli słonia

bajka birmańska

Dawno, dawno temu, na drugim krańcu świata mieszkał Mindo Min, król Birmy. Był dobrym władcą, ale nie posiadał zbyt wiele rozumu, o czym wkrótce was przekona to opowiadanie.
W owych czasach król miał wielkie znaczenie w Birmie. Nad głową trzymano mu zawsze parasol ze złota. I to nie tylko wtedy, gdy przechadzał się po pałacowych ogrodach w piekącym żarze słońca — Mindo Min siedział w cieniu złotego parasola nawet w głębi komnaty pełnej przepychu, na tronie, od którego bił oślepiający blask. Złoty parasol stanowił oznakę jego królewskiego majestatu.


Wszakże jeszcze bardziej oczywistym znakiem potęgi władcy Birmy był słoń, który go nosił na grzbiecie, gdy monarcha

raczył wyjść poza bramy pałacu.
— Witaj, o władco tysiąca słoni!Tymi słowy Birmańczycy pozdrawiali swego króla. I niziutko, dotykając czołem ziemi, skłaniali głowy przed jego wspaniałym słoniem.
Mindo Min nie posiadał aż tysiąca słoni. Z pewnością jednak miał ich wiele, bo w dżunglach Birmy żyją całe stada tych olbrzymich zwierząt. I król Mindo Min bardziej cenił swoje słonie niż złoty monarszy tron, spiczastą koronę wysadzaną drogimi kamieniami i parasol ze złota.Bo w południowo-wschodniej Azji słonie stanowiły największy skarb wszystkich władców. A już specjalną wagę każdy z nich przywiązywał do posiadania w pałacowych stajniach białego słonia. 
Powiadano, że te rzadkie okazy trafiały na ziemię wprost z Krainy Niebios. Przypisywano im też niezwykłą potęgę — białe słonie mogły nawet sprowadzić deszcz, gdy pola ryżowe potrzebowały wilgoci.Król Mindo Min nie posiadał, niestety, ani jednego białego słonia w pałacowych stajniach. I po prostu chorował z zazdrości, ile razy pomyślał o swoim sąsiedzie, królu Syjamu, który miał ich tyle, że jak świat długi i szeroki Syjam słynął pod nazwą Krainy Białych Słoni.
W skarbcu króla Birmy czekały w pogotowiu sakiewki pełne złotych monet dla tego myśliwego, który przyprowadzi z dżungli słonia o jasnopopielatej skórze z różowymi punkcikami na kłapciastych uszach i na długiej trąbie. Bo trzeba wam wiedzieć, że „białe słonie" z Dalekiego Wschodu nie są w istocie białe. Skóra ich ma tylko nieco jaśniejszy odcień niż ciemnoszara maść ich pospolitych braci.
Z tego opowiadania dowiecie się, jak bardzo Mindo Min pragnął mieć białego słonia. Dowiecie się również o człowieku znacznie mniej ważnym niż król Birmy, wszakże w tym do niego podobnym, że tak jak i on zazdrościł sąsiadowi, któremu szczęście bardziej sprzyjało.
Ten drugi zazdrośnik, Po Bah, był garncarzem i mieszkał nad brzegiem rzeki płynącej przez stolicę królestwa Mindo Mina. W dawnych czasach mieszkańcy Birmy kupowali kubki i garnki, czarki do ryżu, wielkie dzbany do noszenia wody i misy do mycia u takich właśnie garncarzy, jak Po Bah.Po Bah lepił piękne czarki i misy. Gdy rozkładał swoje wyroby na rynku, mnóstwo ludzi przybiegało, aby je kupić. A więc powinien być zadowolony. Powinien również cieszyć się z wygodnego domu, ze swojej dobrej żony i z dzieci.Kto wie, czy Po Bah nie byłby całkiem szczęśliwy i zadowolony, gdyby jego najbliższy sąsiad, Saw Ka, nie miał ładniejszego domu. Do lepienia garnków garncarz Po Bah potrzebował gliny z brzegów rzeki, woda jej natomiast służyła praczowi Saw Ka do usuwania brudu z odzieży. Z tej właśnie przyczyny obydwaj wybudowali sobie domy tuż nad rzeką.
Uważano powszechnie, że najlepsze garnki w mieście wyrabia Po Bah. Uważano również, że nikt tak dobrze nie pierze, jak Saw Ka. Z jego balii odzież wychodziła biała jak obłoki na niebie. Saw Ka ślęczał nad praniem od rana do nocy i z czasem zgromadził pokaźny majątek.Po Bah byłby tak samo bogaty, gdyby równie pilnie pracował. Ale przeszkadzała mu zazdrość. Na myśl o powodzeniu sąsiada żółć zalewała go do tego stopnia, że nie był w stanie ukopać gliny potrzebnej do wyrobu garnków i mis na sprzedaż.

— Muszę coś wymyślić, żeby Saw Ka tak ciągle nie zbijał majątku — postanowił wreszcie gnębiony zazdrością garncarz.
Myślał i myślał, aż w końcu wymyślił sposób.
- Nie będzie Saw Ka uważał się za takiego pysznego - powiedział pewnego dnia do żona,
.Żona garncarza była także zazdrosna. Żona pracza miała ładniejszy jedwabny kaftan i kosztowniejszy naszyjnik ze złota niż ona. I w jednym nozdrzu nosiła prawdziwy rubinowy guz. Z tego powodu żona Po Baka nawet me próbowała przeszkodzić mu na spłataniu brzydkiego figla sąsiadowi.
Po Bali dotarł do samego króla i przedstawił mu swój plan.
— O władco tysiąca słoni! — powiedział czołgając się na kolanach do stóp złotego tronu, gdzie Mindo Min siedział pod połyskliwym parasolem. — O władco słońca, dziecię księżyca, naród twój wielce boleje, że nie posiadasz białego słonia. Myśliwym z dżungli zaiste nie sprzyja szczęście. Za to ja obmyśliłem sposób, jak mógłbyś uzyskać takie zwierzę.
— Jakiż to sposób? Mów, garncarzu!
Żółtą twarz króla rozjaśniła nadzieja. Widział już siebie na grzbiecie „białego słonia", o jasnej, mysiej skórze i z mnóstwem różowych punkcików na uszach i trąbie.
— Mój sąsiad Saw Ka, pracz — powiedział garncarz — wyczynia różne czary nad brzegiem naszej rzeki. Odzież ciemna jak skóra słonia wychodzi z jego balii bielutka jak obłoki na letnim niebie. Dlaczegóż by pracz Saw Ka nie miał spróbować tych czarów na jednym z twoich słoni, o królu? Niech ci wybieli słonia, a wtedy Mindo Min zyska zaszczytne miano Władcy Białego Słonia.
Zazdrosny garncarz z radością zobaczył uśmiech na twarzy króla i pomyślał:„Gdy Saw Ka nie potrafi zrobić tego, co mu nakażą, rozgniewa króla.
 Król go wypędzi het! w północne góry i nie będę już patrzył, jak ten pyszałek z każdym dniem się bogaci".Takie to brzydkie myśli chodziły garncarzowi po głowie.
Król, niemądry Mindo Min, natychmiast posłał po pracza.
— Saw Ka! Rozkazuję ci wyszorować do białości mojego największego słonia! — krzyknął władca bardzo głośno. — Gdy go wybielisz, dostaniesz dwie sakiewki złota.
— Cha, cha, cha! Hi, hi, hi!Co za wyśmienity żart! Wszyscy dworzanie w tronowej komnacie wybuchnęli śmiechem.
 A najgłośniej śmiał się Po Bah, podstępny zazdrośnik.
Pracz Saw Ka o mały włos również nie parsknął śmiechem, ale w porę spojrzał na zachmurzoną twarz króla.
— Saw Ka! — powiedział surowo Mindo Min. — Jeśli nie wybielisz mi słonia, wypędzę cię w północne góry. 
Saw Ka stracił więc ochotę do śmiechu, a zauważywszy na twarzy sąsiada uśmiech od ucha do ucha, odgadł, że to zazdrosny Po Bah zastawił na niego takie sidła.
— Synu Słońca! Dziecię Księżyca! — zaczął chyląc nisko głowę i czołem dotykając podłogi. — Użyję wszystkich moich umiejętności, aby wykonać twój rozkaz.
I gorączkowo szukał w myśli jakiegoś wybiegu, który by go uratował.
— Władca wszystkich słoni — ciągnął — z pewnością wie, że do prania potrzebna jest miska. Każdą rzecz, która ma być wyprana do czysta, trzeba zanurzyć w gorącej wodzie z mydłem. Otóż, niestety, nie posiadam miski tak wielkiej, aby pomieściła słonia. Wszakże to bagatela! Mój zacny sąsiad, garncarz Po Bah, z łatwością zrobi takie naczynie. Gdy dostarczy mi miskę do kąpieli twego słonia, zaraz spróbuję wybielić go szorowaniem.Dworzanie przysłonili dłońmi usta, aby ukryć drwiący uśmiech. Wiedzieli przecież, że wykonanie z gliny naczynia, w którym pomieściłby się słoń, jest równie niemożliwe, jak zmiana koloru jego skóry.Niemądry król jednakże skwapliwie przytaknął praczowi, bo jego słowa uznał za słuszne. Ulepienie miednicy do kąpieli słonia należało niewątpliwie do człeka, który trudnił się wyrobem naczyń z gliny.
— Garncarzu! — zawołał więc Mindo Min. — Zrobisz miskę tak dużą, aby zmieścić w niej mego największego słonia. 
Zrób ją natychmiast, bo wtedy dopiero pracz będzie mógł wziąć się do swojej roboty.
— Dlaczego pracz nie wyszoruje słonia w rzece? — zapytał Po Bah widząc, że gotów wpaść we własne sidła.
— Woda w rzece poniosłaby mydliny z prądem — odparł Saw Ka. Teraz on był górą. — Ponadto woda w rzece jest zimna. Aby wyszorować do białości słonia naszego króla, muszę mieć ciepłą wodę z mydlinami.
Garncarzowi przeciągnęła się mina. Nie było jednak rady — nie ośmieli się przecież wyznać królowi, że plan wybielenia słonia, który mu przedstawił, miał na celu wyłącznie podstawienie stołka sąsiadowi. 
— Nigdy jeszcze nie zrobiłem tak wielkiego naczynia, ale spróbuję — powiedział w końcu.
Po Bah wezwał wszystkich znajomych i krewnych do pracy przy kopaniu gliny i wspólnymi siłami ulepili z niej miskę.
 Miska była rzeczywiście olbrzymia, w sam raz dla słonia. Dwudziestu ludzi musiało pomóc garncarzowi zanieść ją do pałacu.
— Dobrze się spisałeś, Po Bah! — zawołał Mindo Min. — A teraz przyprowadźcie słonia — rozkazał dozorcy stajen.
Olbrzymią miskę napełniono wodą, a naokoło rozpalono ogień, aby ją zagrzać. Do środka wrzucono mydło i mieszając ubito je na gęstą pianę.
— Hop! — krzyknął do słonia dozorca.
Słoń postawił ogromną nogę w misce i od razu rozległ się trzask — gliniane naczynie pękło na tysiąc kawałków. Mydliny pociekły na lewo i na prawo, opryskując nawet jedwabne szaty króla, który stał tuż obok pod parasolem ze złota.
— Twoja miska, garncarzu, była za mało solidna! — powiedział Mindo Min i gniew zabrzmiał w jego głosie. — Zrób nową, ale mocniejszą, żeby tak od razu nie pękła.
I znowu Po Bah zaprzągł do roboty znajomych i krewnych. Następna miska była tak solidna, że nie pękła nawet, gdy słoń wszedł do niej wszystkimi czterema nogami. Natomiast dno jej było tak grube, że żar ognia rozpalonego naokoło wcale nie dosięgnął wody.
— W nie ogrzanej wodzie, o Mindo Min, nie wymyje się słonia do czysta!I tym razem Saw Ka był górą.
— A więc niech Po Bah ulepi jeszcze jedną miskę, której dno będzie ani za grube, ani za cienkie.Król nie myślał zrezygnować z wybielenia słonia
.I tak nieszczęsny garncarz raz po raz próbował ulepić miskę do kąpieli królewskiego słonia. 
Zawsze jednak następowało to samo: jeśli naczynie miało dno na tyle cienkie, aby ogień przez nie przeniknął i ogrzał wodę — miska pękała pod ciężarem słonia. Jeśli zaś dno było dość solidne i utrzymało go — woda wcale się nie ogrzewała.
Kto wie, jaki ta sprawa wzięłaby obrót dla biednego, zazdrosnego garncarza, gdyby myśliwi królewscy nie złowili właśnie 
w dżungli tak długo poszukiwanego słonia. 
Słoń był jasnopopielaty, a na uszach i trąbie miał różowe plamki, tak jak trzeba. I przy każdej olbrzymiej nodze miał pięć palców, a nie cztery, jak zwykłe słonie.Uszczęśliwiony Mindo Min zarządził uroczystości, które trwały cały miesiąc. I zajęty wybieraniem imienia i nadawaniem go białemu słoniowi, podarunkowi z Krainy Niebios, zupełnie zapomniał o kąpieli i wybieleniu zwykłego słonia.Wszakże kłopoty zazdrosnego garncarza nie skończyły się jeszcze. Bo pracując przez długie tygodnie nad lepieniem mis do kąpieli słonia, nie wypalił na sprzedaż ani jednego garnka czy nawet kubeczka. Wydał wszystkie swoje zasoby, w domu brakło już jadła i dzieci płakały z głodu.
Wtedy to wyszło na jaw dobre serce pracza, Saw Ka, który przyniósł sąsiadom duży kosz ryżu.
— Nie żywię do ciebie urazy, Po Bah — powiedział — chociaż chciałeś mnie doprowadzić do ruiny. Nie możesz mnie winić za swoje obecne położenie. Czyż to moja wina, że pracowałem pilniej niż ty? Każdy z nas musi żyć i pracować według swoich własnych upodobań! Pogódźmy się więc, dobrze?
A co nastąpiło potem? 

Któż może wiedzieć? 
Całe to zdarzenie miało przecież miejsce tak dawno temu!
Czy garncarz przestał zazdrościć praczowi? Czy sąsiedzi rzeczy -wiście żyli później w zgodzie? 

Jedno jest pewne: zarówno garncarz, jak i pracz odmawiali dziękczynne modły za zdrowie białego słonia, którego dostał ich król. I żaden już nigdy więcej nie chciał słyszeć słów: „Miska do kąpieli słonia".

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis wszystkich bajek
Zobacz też:
inne bajki azjatyckie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)