Żółw, krokodyl i szympans
bajka afrykańska
i jeszcze kilku innych, prosić go o pieniądze za żonę. Rzeczywiście, Żółw, biorąc sobie nową żonę, zapłacił za nią tylko część żądanej sumy, obiecując, że kiedyś, powoli wszystko spłaci. Ponieważ, według rodziny żony, trwało to już zbyt długo
i do tego jeszcze bardzo im były potrzebne pieniądze, postanowili sami przyjść o nie się upomnieć. Żółw czuł się jakby był złapany na gorącym uczynku.
Było mu głupio... Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie miał pieniędzy. Tłumaczenie się brakiem pieniędzy przed rodziną żony mogło się skończyć bardzo nieprzyjemnie. Mogli mu po prostu zabrać żonę...
Jedno było w tym wszystkim pewne, trzeba było coś robić i to szybko...
Kiedy żona była zajęta przygotowaniem posiłku, Żółw przyjmował gości winem palmowym. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, tak jak to zwykle bywa w takich
kłopotliwych sytuacjach. Kiedy jedzenie stało już na stole, Żółw życzył wszystkim smacznego i przeprosił, że nie będzie jadł
Poszedł prosto do krokodyla:
- Witaj, przyjacielu - powiedział wchodząc na jego podwórko. - Co dobrego u ciebie słychać?
- Nic specjalnego - odpowiedział siedzący na ziemi Krokodyl. - Życie toczy się powoli naprzód... A co u ciebie?- Nic dobrego, mam wielki kłopot i przyszedłem z nim właśnie do ciebie. Chcę, żebyś mi pożyczył trochę pieniędzy. Wiem, że mam duży dług u ciebie, ale obiecuję, że oddam wszystko razem... Przyszła do mnie rodzina żony po pieniądze i sam dobrze wiesz, że jeśli im nie zapłacę, to mi ją zabiorą. Bądź tak dobry i pożycz mi, proszę!...
- Mam trochę pieniędzy w zapasie, to prawda - przerwał Krokodyl - i na co jak na co, ale na kupienie żony to ci chętnie pożyczę. Sam byłem kiedyś w podobnym kłopocie...
Krokodyl wsunął się do wody, ich dom stał na samym brzegu rzeki, i zaraz był z powrotem z czarną muszlą w ręce. Otworzył ją i dał Żółwiowi wszystko, co w niej było.
Były to całe jego oszczędności...
- Nie wiem, jak ci dziękować - powiedział Żółw. - Bez twojej pomocy spotkałby mnie dzisiaj wielki wstyd. Nie wiem czy chcesz, ale możemy się tak umówić, że za wszystkie moje długi dam ci swojego służącego. To dobry służący... Jest bardzo silny i robi wszystko co mu każę...
- To wspaniale - przerwał uradowany Krokodyl - zawsze marzyłem o tym, żeby mieć w domu służącego...
- W takim razie - mówił dalej Żółw - przyjdź do mnie za tydzień w południe. Jeśli zdarzyłoby się, że nie byłoby mnie w domu, zostawię dla ciebie służącego na werandzie. Łatwo go rozpoznasz, jest czarny, cały pokryty włosami... Nazywa się Szympans...
- O, Szympans! - ucieszył się Krokodyl. - Słyszałem, że Szympansy szybko się wszystkiego uczą i są dobrymi służącymi...
- Tak jest naprawdę - tłumaczył dalej Żółw - Mam go już od kilku lat i szczerze mówiąc żal mi go oddawać, bo naprawdę przydaje się w domu do wielu robót... No, ale to tak między przyjaciółmi...
- Może chcesz, żebym ci jeszcze dopłacił? - zapytał Krokodyl.
- Nie, nie, nie trzeba - odpowiedział Żółw. - Niech to będzie przysługa za przysługę... To ja jeszcze będę twoim dłużnikiem...
Żółw jeszcze raz podziękował za pożyczone pieniądze i pożegnał się z bardzo uradowanym Krokodylem. Mimo że otrzymane od niego pieniądze mogłyby już wystarczyć na zapłacenie długu za żonę, nie poszedł do domu, ale do... Szympansa.
Zastał go spokojnie siedzącego na gałęzi.
- Jak to dobrze być mądrym - powiedział do niego - umieć znaleźć sobie czas na odpoczynek. Ja ciągle jestem taki zabiegany, a ty potrafisz mądrze zorganizować sobie czas. Co u ciebie słychać?
- Nic ciekawego - odpowiedział Szympans - schodząc na ziemię, ot, siedzę sobie i tyle. Żona poszła z dziećmi po banany, a ja pilnuję domu. Powiedz, co u ciebie? Jak żona?
- To właśnie z jej powodu do ciebie przyszedłem i potrzebuję twojej pomocy...
- Czy stało się coś? - zaniepokoił się Szympans.
- Nie, nic się nie stało - zaczął odpowiadać Żółw - tylko mam bardzo poważny problem. Mówiłem ci kiedyś, że nie zapłaciłem wszystkiego za żonę... Nic by w tym pewnie wielkiego nie było, gdyby nie to, że dzisiaj zwaliła mi się na głowę cała jej rodzina. Siedzą i czekają na pieniądze... Znasz nasze głupie zwyczaje i wiesz, że jeśli dzisiaj ich nie dostaną, jutro zabiorą mi żonę... Jeśli możesz, to pożycz mi trochę pieniędzy... Trochę już mam, ale to jeszcze za mało...
- Znam ten ból - wtrącił Szympans. - A któż by to znowu od razu płacił za żonę?! Wszyscy tak robią i to niekoniecznie z braku pieniędzy... A gdyby okazało się, że nie może mieć dzieci, to co? Albo ma jakiś zwariowany charakter? Czy usłużyć dobrze mężowi nie potrafi? To co?! Strata pieniędzy, bracie! Dobrze zrobiłeś, że wszystkiego nie zapłaciłeś. Żona, to zawsze wielkie ryzyko... Teraz, po latach, skoro widzisz, że możesz ją zostawić, to co innego! Nie martw się, Szympans ci pomoże! Żółw ucieszył się w duchu, że haczyk został połknięty. Szympans wszedł na chwilę do domu i zaraz potem wrócił
z dość dużą ilością pieniędzy.
- Masz tu tyle, ile mam... - powiedział podając Żółwiowi małą paczuszkę... - Żona to kosztowny wydatek, bracie... Szympans dobrze to wie, bo za swoją nie dość, że płacił trzy razy, to potem jeszcze musiał dwa razy dopłacać. Takie to już nasze życie, bracie...
- Ty zawsze byłeś mądry i rozważny, Szympansie - odpowiedział biorąc pieniądze
Żółw. - Zawsze umiesz wszystko sobie dobrze poukładać. Nie wiem jak ci dziękować...
- Nie dziękuj! Idź i załatw swoją sprawę...
- Co do zwrotu tego długu - dodał jeszcze Żółw - nie wiem, czy nie zechciałbyś, żebym zamiast pieniędzy dał ci mojego służącego. Jest niezastąpiony na polowaniach, silny, zdrowy i wcale jeszcze nie stary...
- Toś wpadł na pomysł - przerwał Szympans - to tak jakbyś spadł mi prosto
z nieba. Szympans właśnie potrzebuje kogoś silnego do pomocy, a zwłaszcza na polowania... To świetna myśl, zgoda, bracie...
- Skoro się zgadzasz - kontynuował dalej Żółw - to przyjdź do mnie za tydzień
w południe. Gdyby się zdarzyło, że mnie nie będzie w domu, to spotkasz twojego służącego na werandzie! Zostawię go tam i będzie na ciebie czekał...
- Jak go rozpoznam?
- To wcale nie trudne... Jest długi i ma długi ogon... Cały pokryty jest grubą łuskowatą skórą... Ma długą głowę i paszczę pełną różnorodnych zębów...
Nazywa się Krokodyl...
Szympans poklepał się po piersi z zadowolenia. Już widział siebie spokojnie siedzącego na drzewie i czekającego na powrót swojego służącego z polowania. Dużej nagrody nigdy nie mógł się spodziewać...
Pożegnali się bardzo serdecznie i Żółw powoli wrócił do swojego domu.
Goście kończyli właśnie jedzenie obiadu.
Cała ceremonia wręczania pieniędzy nie trwała długo, bo pieniędzy nie brakowało i rodzina żony była bardzo zadowolona. Nie spodziewali się wcale tak pomyślnego zakończenia wizyty. Wuj i stryj, na zmianę, udzielili jeszcze młodej żonie różnych rad, życzyli obojgu dobrego współżycia i dużo dzieci, i zaraz potem cała rodzina wybrała się w drogę powrotną. Żółw był zadowolony, że udało mu się znaleźć pieniądze. Cały tydzień minął bardzo szybko… W umówionym z Krokodylem i Szympansem dniu, Żółw wysłał swoją żonę na targ. Sam pokruszył brązowy kamień do ostrzenia maczet i zmieszał go jeszcze z piaskiem...Potem zawołał dwójkę swoich małych dzieci i wyjawił im cały swój plan.
- Ktokolwiek dzisiaj do nas by nie przyszedł - mówił do uważnie słuchających go dzieci - i pytał o mnie, macie dawać wszystkim tę samą odpowiedź: Tata poszedł rano na pole i jeszcze nie wrócił. Proszę zaczekać na niego na werandzie.
Ja wcale na pole nie pójdę. Usmarujecie mnie zaraz i zostanę w kącie... Zrozumieliście?!
- Tak, tato — odpowiedziały dwa głosy.
- No to do roboty, południe już blisko.
Małe Żółwiki wymalowały i obsypały Żółwia kruszonym kamieniem i piachem tak, że po chwili wyglądał rzeczywiście jak kamień do ostrzenia maczet. Oczywiście, głowę i nogi, miał dobrze schowane w skorupie.
Pierwszy przyszedł Szympans.
- Dzieci, czy wasz tata jest w domu? - zapytał. — Miał na mnie czekać w południe...
- Tata poszedł rano na pole i jeszcze nie wrócił. Ostrzenie maczety na tym kamieniu zajęło mu dużo czasu... Proszę zaczekać na niego na werandzie. Mówił, że wróci w południe...
Szympans usadowił się wygodnie na stojącym na werandzie krześle. Oczy miał szeroko otwarte, bo zaraz miał się pojawić jego służący. Długo nie czekał, bo zaraz przyszedł Krokodyl. Serce zabiło Szympansowi na widok tak wielkiego zwierzęcia. Krokodyl usłyszał od dzieci tę samą odpowiedź co Szympans i wyszedł na werandę. Dopiero teraz zauważył Szympansa. Rzeczywiście, było to ładne zwierzę jak na silnego służącego. Przez kilka minut siedzieli bez słów czekając na Żółwia.
Ale ponieważ Żółw był im właściwie niepotrzebny, obaj myśleli o tym samym, że trzeba po prostu wziąć swojego służącego
i wrócić do domu.
Pierwszy zaczął Krokodyl. Złapał zębami za krzesło i groźnie, bo do służącego trzeba groźnie, powiedział:
- No to idziemy! Od dzisiaj należysz do mnie! Zeskakuj, idziemy!
Szympans poczuł się bardzo urażony tymi słowami:
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?! Już ja cię nauczę ja służący ma zwracać się do swojego pana. Jeśli to żart, to bardzo głupi! Ma to być naprawdę ostatni raz! Idziemy, ale do mnie! O dzisiaj jesteś mój!
Szympans wskoczył Krokodylowi na plecy i uderzył go nogą, żeby już ruszał. Oczywiście, takie manewry nie mogły podobać się dostojnemu Krokodylowi... Sprzeczka przerodziła się w prawdziwą kłótnię, kłótnia w bójkę... Obaj byli naprawdę bardzo źli... Zaczęli rozumieć, że zostali oszukani przez Żółwia. Ze złości wyrzucili jego kamień przez okno. Ich krzyki usłyszeli sąsiedzi i przyszli zobaczyć co się dzieje. U Żółwia był zawsze spokój i cisza... Dopiero właśnie oni, sąsiedzi Żółwia, rozdzielili szarpiących się ze sobą Krokodyla i Szympansa. Kiedy ci wyjaśnili powód ich kłótni i bójki, nadszedł, jak gdyby nigdy nic, Żółw, oczywiście umyty, z maczetą w ręku...
- Cóż się dzieje, drodzy?! - zawołał wchodząc na podwórko.
Ktoś z sąsiadów zaczął mu wszystko wyjaśniać. Żółw przerwał mu mówiąc, że miał schowany swoją maczetę obok kamienia, bo w tym bałaganie, jeszcze gdzieś się zagubi... wszedł do domu i jak mógł najgłośniej krzyknął:
- Kto ukradł mi mój kamień do ostrzenia maczety?
- Nikt go nie ukradł - odpowiedział Szympans. - Ze złości wyrzuciliśmy go przez okno na ogród.
- Ja chcę tu zaraz widzieć swój kamień z powrotem - powiedział głośno Żółw. — Najpierw kamień, potem sprawa służącego...
Krokodyl i Szympans poszli pod okno szukać kamienia, ale, niestety, bezskutecznie. Nic też nie pomogła pomoc sąsiadów... Kamień zginął jak wrzucony w wodę...
- Skoro ukradliście mi mój kamień - powiedział znowu Żółw - nie mogę wam tego darować. To zbyt wielka dla mnie strata. Przykro mi, ale musimy pójść do sądu...
Udali się więc wszyscy do sądu. Sędzia Słoń słuchał wszystkich bardzo uważnie, wreszcie wydał wyrok:
„Krokodyla i Szympansa uznaje się za winnych ukradzenia kamienia do ostrzenia maczet u Żółwia. Z tego powodu Żółw nie musi im zwracać pożyczonych od nich pieniędzy. Może sobie za nie kupić nowy kamień".
Żółw podniósł głowę, popatrzył na Krokodyla i Szympansa z szyderczym uśmiechem... Krokodyl kłapnął tylko zębami ze złości... Kiedy już wszyscy opuścili sąd, Szympans i Krokodyl, którzy pogodzili się w międzyczasie, czekali przy wyjściu na Żółwia.
Kiedy był blisko nich, Krokodyl powiedział półgłosem:
- Ciesz się, oszuście! Dzisiaj ci się udało, ale wiedz, że się jeszcze spotkamy! Damy ci nowy kamień!!! Czekaj, jeszcze ty nas popamiętasz, zdrajco!
Żółw powoli przeszedł obok nich i równie powoli, jak gdyby nigdy nic, wrócił do domu.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis wszystkich bajek
Zobacz też:
inne bajki afrykańskie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)