niedziela, 19 sierpnia 2018

O trzy palce - bajka z Cypru

O trzy palce 
baśń cypryjska


Zdarzyło się to w pewnym księstwie za morzem. W jednym dniu i o tej samej godzinie, w książęcym pałacu i w chatce rybaka, przyszli na świat dwaj malusieńcy chłopcy. Księżna i żona rybaka zostały matkami i każda z nich cieszyła się z tego ogromnie. Syna książęcej pary nianie oraz służące wykąpały w różanej wodzie i odziały w leciutki jak mgła kaftanik z falbankami, owinęły w powijaki mięciutkie jak obłok. Potem ułożyły do snu w pięknie rzeźbionej kołysce z drzewa sandałowego, a nad kołyską zawiesiły złoty dzwoneczek, który cichutko podzwaniał, „dzyń, dzyń, dzyń, książę śpij”, a gdy chłopiec płakał: „dzyń , dzyń, smutku zgiń”. Csii, Chłopaczek zasnął. Śpi.

Rosa Warzilek

Zaś w chacie nad morzem baba zielarka otuliła syna rybaka kawałkiem czyściutkiego płótna i podała matce. A on zasnął w jej ramionach. Ćsiii, Już śpi. Śpi smacznie, równie zadowolony jak mały książę w pałacu, albo nawet bardziej. 

Maud i Miska Petersham

Chłopcy rośli szybko i wkrótce ludzie zobaczyli dziwną rzecz- ci dwaj, syn księcia i syn rybaka, są do siebie bardzo podobni, jak bracia. Nawet imiona nadano im prawie takie same: jednemu Cyryl, drugiemu Cyriak. Ale wystarczyło poznać ich choć trochę, by zobaczyć jak na dłoni, że różni ich wszystko. Wszystko oprócz wyglądu. Mały książę, choć śliczny jak z obrazka, miał paskudny charakter. Złościł się bez powodu, a przykrymi uwagami sypał, jak z rękawa. Na dodatek to temu, to tamtemu przypiął łątkę i jakby tego było mało, burmuszył się z lada powodu i spuszczał nos na kwintę. Często chodził zamyślony, ale co z tego? Wiecie o czym myślał? Myślał tylko o sobie i swoich potrzebach. Taki sobek, co myśli, że jest ósmym cudem świata. 
Syn rybaka był jego dokładnym przeciwieństwem. Miły z niego chłopak. Lubił ludzi, więc i oni go lubili. Dla każdego miał dobre słowo, a gdy mówił, to jego mowa była „przyprawiona solą”, a znaczy to, że umiał powiedzieć właśnie to, co w tej chwili należało powiedzieć. Nic więcej i nic mniej. Nie był pochlebcą, o nie! Po prostu umiał w każdym znaleźć to, co warte było odnalezienia i dostrzec dobro. Szanował ludzi i uważał ich za godnych uznania. Gdy ktoś potrzebował wsparcia, wspierał go, gdy pomocy pomagał. Po co dłużej się nad tym rozwodzić- po prostu postępował z ludźmi tak, jak chciałby, by z nim postępowano. 
Ludzie często mówili o tych dwóch astronomicznych bliźniakach tak: 
- Patrzcie no, tacy sami, a tacy różnią. 
Albo: 
- Ten to jakby miał w środku biało, a tamten czarno! 

Antonii Uniechowski

Gdy młody książę dowiedział się, że porównuje się go z synem rybaka, zawrzał gniewem: 
- Jak oni śmieli! Bezczelni głupcy! JA i ten…. Jak mu tam? JA! JA! i taki prostak! Już JA im wszystkim pokażę, już JA ich nauczę! A temu… temu, jak mu tam…, pokażę, gdzie raki zimują. 

Franklin Booth

Zdarzyło się kiedyś, że obaj wędrowali brzegiem morza z przeciwnych stron. Jeden z lewa na prawo, drugi z prawa na lewo. Szli zamyśleni, a gdy podnieśli głowy stanęli jak wryci: książę zobaczył rybaka, rybak zaś księcia. Stali obok siebie o krok, książę patrzył wrogo na rybaka, rybak zaś na księcia z zaciekawieniem. 
- Z drogi!- krzyknął książę i podniósł rękę do uderzenia. 
Cyryl uchylił się prze ciosem, spojrzał pod nogi i… zobaczyłś połyskującego w słońcu. Podniósł, ogląda, toż to pióro ptaka, złote! Szczerozłote! 
Ale i książę Cyriak je zobaczył. 
- Służba, służba!- krzyczy- Do mnie, do mnie, niezguły jedne. Trutnie! Co się tak guzdrzecie?! Nieudacznicy! No już, już bez tłumaczeń, bo szkoda czasu. Mojego cennego czasu. Pojmać tego oberwańca żywo i wtrącić do więzienia… To złodziej! 
- Nie jestem złodziejem- oburzył się Cyryl 
- Patrzcie go, nie jest złodziejem! A to co trzymasz w ręce, to co?- zakpił książę. 
- Ptasie pióro, znalazłem je.
 - Złote pióro! Nie udawaj, że nie wiesz, że wszystko, co poddany książęcy znajdzie na książęcej ziemi należy do księcia! Odbierzcie mu to pióro!
 - Ależ ja sam z przyjemnością oddam to pióro, bardzo proszę. 
Słysząc tak grzeczną odpowiedź, książę rozzłościł się jeszcze bardziej.
 - I tak wtrącić go do więzienia. I nie dawać mu jeść. 
Już dwaj halabardnicy prowadzą chłopaka do zamkowego lochu, gdy książę nagle rozmyślił się. 
- Stać!- krzyczy.- Z powrotem do mnie! Szybciej, ofermy! 
- Stać, iść, wracać…- szepnął jeden ze strażników do drugiego. 
- Bo z naszym księciem już tak jest- odszepnął mu tamten. 
- Jak? 
- Ano tak, jak to mówią: na dwoje babka wróżyła, albo jeszcze gorzej. 
- Hi, hi- zachichotał cicho.
 - Co to za szepty?!- rozdarł się książę- Spiskujecie? 
- Więzień doprowadzony, według rozkazu waszej książęcej mości- zawołali chórem strażnicy i stuknęli obcasami, aż ostrogi zadźwięczały. 
-No!- powiedział książę podejrzliwie, a potem ciągnął, nie patrząc w stronę Cyryla.- Powiedzcie temu oberwańcowi, że jeśli nie chce stracić głowy, niech mi do jutra rana przyniesie tego ptaka, który zgubił złote pióro. 
- Jego książęca mość rozkazał…- powiedzieli strażnicy, ale nie dokończyli, bo Cyryl im przerwał.
- Nie kończcie, bo szkoda czasu i przekażcie jego książęcej mości, że już idę. No może za chwilę, bo muszę się przygotować do drogi- ukłonił się księciu, obrócił na pięcie i odszedł. 
Książę zbaraniał. 

Franklin Booth

- Niech się śpieszy…- bąknął do strażników ni w pięć ni w dziewięć, i zadzierając wysoko nosa dla dodania sobie pewności, ruszył do pałacu.
„Gdzie szukać tego ptaka? A nawet jak znajdę, to jak go schwytać?” rozmyślał Cyryl po drodze do chaty. 
Ale chyba coś wymyślił, bo oczy mu rozbłysły i uśmiechnął się wesoło. Nie zabawił długo w chacie, czegoś tam szukał, coś szykował i po chwili wyszedł gotów do drogi. Ruszył raźnym krokiem, niosąc na plecach cztery cztery bukłaki z koźlej skóry napełnione młodym winem. Szedł brzegiem morza aż do zachodu słońca i od zachodu do wschodu, a gdy zaświtał ranek, w pierwszych promieniach słońca coś zalśniło złotym blaskiem. To były pióra czarodziejskiego ptaka, który nadleciał znad morza i zmęczony przysiadł na piasku. Skradając się bezszelestnie, dotarł Cyryl do miejsca, gdzie przysiadł złoty ptak. Krok po kroku zbliżył się ostrożnie i… hop! Skoczył do ptaka, ale ten był szybszy. Odleciał i tylko niebo zarysował jak złota strzała. - Co ja najlepszego zrobiłem, przecież miałem taki dobry plan. A no cóż! Poszkapiłem się, to fakt. Teraz już będę mądrzejszy. 


W pobliżu miejsca, gdzie siedział ptak, biło źródełko, ot, tycie oczko wodne. Cyryl zaczął czerpać wodę z sadzawki, czerpał i czerpał, aż pokazało się dno. Wtedy wlał do niej całe młode wino, co je dźwigał w bukłakach. Minęła krótka chwila, a złoty ptak sfrunął, by się napić wody. Przysiadł na piasku i pił, pił, pił. A trzeba wam wiedzieć, że wino było mocne, jeden łyk szedł do głowy, a co dopiero tyle, i to do ptasiego łebka! Nie minęły więc trzy chwilki, a złoty ptak rozłożył szeroko skrzydła, niepewnie zachwiał się z boku na bok i padł jak długi. Zasnął z otwartym dziobem. Cyryl ostrożnie owinął go w koszulę i ruszył w powrotną drogę. Ale im bliżej było domu, tym więcej miał wątpliwości, czy oddać złotego ptaka młodemu księciu… Znał go przecież jak zły szeląg, wiedział jaki jest złośliwy, jaki chciwy. „Co robić? Jeśli oddam ptaka, a książę zrobi mu krzywdę? Oddać czy nie oddawać?” 
I już miał zwrócić wolność ptakowi, już zaczął odwijać płótno koszuli, gdy dopadli go słudzy książęcy, siłą zawlekli przed oblicze księcia i powiedzieli, że Cyryl chciał uwolnić ptaka, ale mu w tym przeszkodzili. 
- Wprawdzie obiecałem ci życie, jeśli przyniesiesz mi ptaka, ale nie wiem, czy powinienem dotrzymać słowa- powiedział Cyriak.- Przecież gdyby nie słudzy, ptak poszybowałby sobie teraz po niebie… 
Cyryl spojrzał tylko smutno i nic nie powiedział. Słudzy podali księciu owiniętego w koszulę ptaka, a gdy ten zaczął ją gorączkowo rozwijać, ptak nagle wyszarpnął mu się z rąk, wzbił w powietrze i przez otwarte okno komnaty poszybował wysoko i daleko. Poleciał aż na ptasią wyspę, gdzie na tronie wyrzeźbionym przez ptaki siedziała władczyni wyspy, królowa ptaków. Zapłonęła gniewem, gdy złoty ptak opowiedział jej o tym, co go spotkało. Uniosła się z tronu, zaćwierkała jak ptak i zewsząd zleciała się chmara ptaków, ptaszków i ptaszysk, a wtedy zaćwierkała po raz drugi, wydając im rozkaz. Chmara uniosła się i zniknęła w przestworzach. 
Po kilku chwilach powróciła, przynosząc Cyryla i Cyriaka.
 - Czy przyznajecie się do porwania mojego złotego ptaka?- spytała patrząc surowo. 
- Tak pani- odparł Cyryl.- Jestem winien. Użyłem podstępu i schwytałem złotego ptaka, aby… 
- A ty?- przerwała mu królowa, zwracając się do Cyriaka. 
- Ja nie miałem z tym nic wspólnego! Nie porywałem żadnego ptaka złotego, srebrnego, ani zwykłego. A w ogóle czy ty wiesz, kim ja jestem? 
Królowa była mądra i potężna, ale nie wszechwiedząca.



Spojrzała głęboko w oczy każdemu z młodzieńców, a potem wręczyła każdemu z nich gałązkę i powiedziała: 
- Oto dwie gałązki z drzewa czarów. Mają one magiczną właściwość. W rękach kłamcy wydłużają się o jakieś trzy palce. Do lochu z nimi! Rano przekonamy się, który mówi prawdę. 
I ptasi słudzy wtrącili Cyryla i Cyriaka do lochu. Choć było w nim wilgotno i nieprzyjemnie Cyryl zasnął, jak niemowlę. Cyriak zaś po raz pierwszy wystraszył się i nie mógł zasnąć. Godziny wlokły się nieznośnie, Cyriak przewracał się z boku, na bok, kładł się, zrywał, to znowu kładł. A gdy pierwsze promienie słoneczne oświetliły celę Cyriak spojrzał na swoją gałązkę i porównał z gałązką Cyryla. Był już pewien, wydłużyła się o jeden, dwa, trzy… palce! Bez chwili wahania odłamał długi na trzy palce kawałek i wyrzucił go pod pryczę. Ledwie zdążył to zrobić, kiedy słudzy ptasiej władczyni otwierali drzwi. Stanęli obaj więźniowie przed obliczem królowej. Cyriak z pewną siebie miną wyciągnął rękę pokazując krótką gałązkę i uśmiechnął się szyderczo, widząc o ile dłuższa jest gałązka Cyryla. 

Ethel Franklin Betts

Królowa zaś patrząc surowo na Cyriaka powiedziała: 
- Gałązki to był mój podstęp. One wcale nie wydłużały się same. To twoje nieczyste sumienie wydłużyło gałązkę, dlatego ją ułamałeś. Nie unikniesz kary, nikczemny człowieku. 
Klasnęła w dłonie i do komnaty wpadły trzy sępy. Pochwyciły Cyriaka w szpony i poniosły tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. A Cyryl zamieszkał na wyspie wraz z ptakami. Pomagał w ptasich pracach, a one karmiły go ptasim mleczkiem i już wkrótce – tak jak królowej- wyrosła mu para pięknych łabędzich skrzydeł. Mógł teraz latać, tak jak wszyscy na ptasiej wyspie. Wkrótce on i królowa pokochali się. Odtąd razem królowali ptakom zgodnie i sprawiedliwi.

Autor: Joanna Laskowska
Ilustracje nie są oryginalnymi grafikami w wydaniach papierowych tej bajki. Zostały przeze mnie dobrane przypadkowo.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z ciepłych wysp, mórz i oceanów i inne bajki europejskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)