Wojownicza Zulfija
bajka ormiańska
bajka ormiańska
Żył sobie pewien król, który czując, że śmierć jest blisko, wezwał do siebie siedmiu synów i tak im rzekł:
- Moje dzieci, kiedy umrę, najstarszy z was zasiądzie na tronie. Jeśli coś mu się stanie, jego miejsce zajmie drugi z was. Jeśli i jemu coś złego się przytrafi, tron obejmie następny w kolejności, aż do najmłodszego. Nie martwcie się, wszystko się ułoży, pod warunkiem, że posłuchacie mojej rady i nigdy nie będziecie polować na Magicznej Górze. Jest to miejsce przeklęte, wielu moich towarzyszy stamtąd nie powróciło. Posłuchajcie więc do mojej rady, a będziecie żyli w szczęściu.
Po niedługim czasie król zmarł i najstarszy jego syn objął tron. Ponieważ był bardzo ciekawy jaką tajemnicę kryje Magiczna Góra, za wszelką cenę postanowił ją poznać. Wyruszył na polowanie na zbocza Magicznej Góry, nie bacząc na przestrogi ojca. Nigdy jednak stamtąd nie powrócił.
Jego następcą został drugi z braci. Idąc w ślady starszego brata, postanowił poznać tajemnicę. Ale i on zniknął na Magicznej Górze. Ten sam los spotkał pozostałych braci, aż w końcu ostał się z siedmiu tylko jeden, najmłodszy. Wydawałoby się, że los starszych braci powstrzyma najmłodszego króla od poznania tajemnicy Magicznej Góry. Ale tak się nie stało. Najmłodszy z braci, również postanowił tam zapolować. Cudem tylko zrezygnował z tego pomysłu, kiedy to prosty lud wyszedł na ulice i zaczął błagać na kolanach swego króla, aby tam nie jechał. Królowi zmiękło serce. Poddani na kilka lat zdołali tym sposobem powstrzymać ciekawość swojego króla.
Pewnego dnia, pragnienie władcy stało się jednak nie do pokonania. Długo walczył z pokusą, aż w końcu nie wytrzymał i z samego rana, bladym świtem wraz z niewielką grupą przyjaciół i oddanych sług, wyruszył na polowanie wprost na Magiczną Górę.
Jechali przez skalistą dolinę u podnóża Magicznej Góry, gdy nagle pojawił się jeleń i uciekł do lasu. Król i jego kompanii puścili się w pogoń. Ścigany przez jeźdźców jeleń uciekał przez cały dzień, aż o zmierzchu zwierzę zniknęło między drzewami, pozostawiając myśliwych daleko w tyle. Król miał przewagę nad swoimi towarzyszami i przez pewien czas wytrwale gonił za jeleniem w pojedynkę. Kiedy jednak jeleń uciekł i nie dało się go już wytropić, król wrócił do obozowiska. Rozchylił połę namiotu i zobaczył, że wszyscy jego towarzysze leżą martwi obok suto zastawionych stołów. Domyślił się, że jedzenie i wino, które spożywali musiało być zatrute.
- Moi biedni przyjaciele! - zawołał zrozpaczony król – zbyt późno przybyłem by was uratować, ale przysięgam, że was pomszczę!
Ukrył swojego konia w lesie, wrócił do wąwozu, w którym rozbity był obóz, wdrapał się na olbrzymie drzewo rosnące tuż obok namiotu i ukryty w jego gałęziach, tam spędził noc. O świcie usłyszał tętent końskich kopyt. Wychylił się ukradkiem zza gałęzi i zobaczył grupkę wojowników, która zaczęła rabować zwłoki jego towarzyszy, po czym zakopywać je w wąwozie. Rabusie załadowali łupy na pozostawione przez przyjaciół królewskich konie i odjechali.
Tymczasem wojownik, który jechał na bardzo pięknym rumaku, zwolnił nieco, zawrócił i wśród drzew odnalazł przywiązanego królewskiego rumaka.
- Jakie to dziwne!- wymruczał- było dziesięciu nieżywych ludzi i dziesięć konie. Każdy przyjechał na jednym koniu. Więc czyj to rumak?
- Mój! - krzyknął król, zeskakując z drzewa - ale kim ty jesteś? I kto dał ci prawo zabić moich ludzi? Więcej nie popełnisz takich okrucieństw! Ruszaj do swego zamku, a ja podążę za tobą. Tam przy świadkach, pomszczę moich przyjaciół.
Przez chwilę wojownik zaniemówił, ale w końcu odpowiedział:
-Przyjmuję wyzwanie! Jedź za mną jeśli masz odwagę! Jestem bowiem Zulfija!
Król stanął jak posąg, kiedy to usłyszał. Z wielkim zdziwieniem, ujrzał, że wojownik był piękną młodą kobietą. Ale ona, nie dając mu czasu na odpowiedź, wbiła ostrogi w boki konia i pogalopowała jak strzała przed siebie. Król natychmiast dosiadł swego rumaka i pogalopował za nią, ale Zulfija miała dużą przewagę. Król kontynuował pogoń, aż poczuł się tak zmęczony, głodny i wyczerpany, że zatrzymał się odpocząć. W tym momencie, wśród drzew dostrzegł mały domek. Pojechał więc w jego kierunku pewny, że może tam znajdzie gościnę. Okazało się, że był to domek domami trzech wróżek, z których każda miała trójkę dzieci. Widząc przybysza, wróżki przyjęły go życzliwie i ugościły.
Kiedy król posilił się nieco zapytał:
- Szukam Zulfiji . To ona zabiła moich braci i wielu moich przyjaciół...
- Niestety – odpowiedziała jedna z wróżek- Zulfija pojawia się tu bardzo rzadko. Może i udałoby nam się ją znaleźć, ale to bardzo niebezpieczne. Radzimy ci młodzieńcze, żebyś jej nie szukał, o ile ci życie miłe.
- Zulfija jest bardzo niebezpieczna. O mało nie porwała naszych dzieci!– dodała druga wróżka.
- Zostań z nami młodzieńcze i bądź nam przyjacielem, a i mu nie pozostaniemy dłużne – rzekła trzecia z wróżek.
-Nie mogę - odpowiedział król - muszę szukać Zulfiji - ale zostawię wam na pamiątkę moje lusterko. Jeśli zobaczycie na nim skazę, będziecie wiedziały, że moje życie jest w niebezpieczeństwie. Wtedy przyjdziecie mi z pomocą.
- Tak też zrobimy! – odpowiedziały wróżki.
Król odjechał, a gdy księżyc świecił na niebie, przybył do wspaniałego pałacu, którego wieża była cała ze szkła, ale nie miała drzwi. Wkrótce potem, gdy wciąż szukał wejścia, usłyszał głośne chrapanie i odkrył staruszka śpiącego na dnie głębokiego dołu. Zszedł i potrząsnął staruszkiem, aż ten się obudził.
- Co jest? - warknął – nikogo nie było tu od lat, przychodzą tu tylko ptaki i żmije!
- Nie jestem ptakiem i nie jestem też żmiją! Jestem człowiekiem - odpowiedział król, nie skrzywdzę cię. Szukam Zulfiji.
- Zulfija! Przekleństwo ziemi! - jęknął mężczyzna - postawiła mnie przy życiu, mimo że zabiła tysiące ludzi. Nie mogę tego zrozumieć. I na dodatek więzi mnie w tej dziurze! Tego też nie rozumiem!
- Pomóż mi! Wiesz jak ją znaleźć? Powiedz, błagam cię! - prosił król i opowiedział mu swoją historię.
-Pomogę ci, jeśli i ty mi pomożesz- odparł staruszek - powiem ci pokonać Zulfiję, ale obiecaj, że poprosisz ją o moje uwolnienie!
- Dobrze, poproszę, tylko powiedz jak mam się do niej dostać.
- Posłuchaj mnie więc uważnie – powiedział staruszek - każdego ranka, gdy słońce wschodzi, Zulfija wchodzi na wieżę widokową. Wieża ta cała pokryta jest perłami. Stamtąd obserwuje swoje ziemie i pilnuje czy nikt na nie nie wtargnął. Jeśli kogoś dostrzeże swym bystrym wzrokiem, wyje przeraźliwie i krzyczy tak okropnie, że ten, kto ją usłyszy umiera z przerażenia. Ty schowaj się w małej jaskini pod wieżą. Tam będziesz bezpieczny. Kiedy usłyszysz pierwszy jej wrzask - złap mocno swój miecz i siedź cicho, kiedy usłyszysz jak krzyczy drugi raz – trzymaj miecz mocno i siedź w jaskini nadal, ale gdy krzyknie po raz trzeci, wyjdź i śmiało patrz w jej stronę. Pamiętaj jednak, aby rękę trzymać na mieczu. Wtedy złamiesz zaklęcie i nic ci się nie stanie.
- Będę pamiętał - odrzekł król.
- Musisz też wiedzieć - dodał starzec w dole - że od tej chwili twój miecz nie będzie już zwykłym mieczem. Od niego będzie zależało twoje życie. Musisz go nosić zawsze przy sobie. Kiedy go zgubisz - umrzesz!
Król zrobił dokładnie to, co powiedział staruszek. Kiedy usłyszał pierwszy krzyk, ścisnął mocno miecz w dłoni i pozostał niewzruszony. Kiedy wrzask dobiegł go po raz drugi, ani drgnął ściskając miecz w ręce. Kiedy krzyknęła po raz trzeci, król złapał miecz wyskoczył z jaskini. Spojrzał śmiało na piękną młodą kobietę w kryształowej wieży.
-Pokonałeś mnie... - powiedziała Zulfija - jesteś pierwszym człowiekiem, który usłyszał mój głos i nie umarł. Podejdź, zostaniesz moim mężem i będziesz władał wraz ze mną wszystkimi moimi krajami.
I to mówiąc, spuściła swoje bardzo długie, złote włosy z wieży, a król pochwycił je i wspiął się na nich niczym po linie na sam szczyt kryształowej wieży.
- Kiedy się ze mną ożenisz, będziesz mógł poprosić mnie o co tylko zechcesz - powiedziała mu Zulfija.
Król przystał na tą propozycję i w chwilę po zaślubinach powiedział:
- Uwolnij staruszka z dziury i odeślij go do jego kraju. A potem uwolnij moich braci.
Zgodziła się. Staruszek powrócił do swego kraju, a bracia do królestwa, gdzie oczekiwali powrotu najmłodszego z braci.
- Nie będę już polować, ani strzec moich ziem – dodała Zulfija- teraz wszystko należy do ciebie i cały kraj jest w twych rękach – i wskazując ręką na swego konia dodała - mój ognisty rumaku! Oto twój nowy pan, jedyny pan. Służ mu tak jak mi służyłeś. Pocałował zwierzę między oczy i włożył lejce w ręce króla.
Król od tej pory często wyjeżdżał na wędrówki po lesie i doglądał swych ziem. Zawsze miał przy sobie małe perłowe pudełeczko, w którym trzymał pukiel włosów swojej żony.
Pewnego dnia, ścigając jelenia, musiał przebrnąć przez szeroką i głęboką rzekę. Nawet się nie zorientował, jak nurt rzeki zerwał mu z szyi perłowe pudełeczko i poniósł w dal. Prąd płynął gładko, a pudełeczko unosiła się na wodzie niczym łódeczka. Znalazł je przewoźnik rzeczny z sąsiedniej krainy, wyłowił i pokazał swojemu władcy.
- Powiedz mi, do kogo należą te cudne włosy- zapytał władca swego doradcy, kiedy otworzył pudełeczko – masz na to trzy dni, jeśli się nie dowiesz, skrócę cię o głowę!
Wystraszony doradca udał się w te pędy starej do wiedźmy, która powiedziała:
- To włosy wojowniczej Zulwizji z Magicznej Góry.
Doradca powrócił na zamek i przekazał tą wiadomość swojemu władcy.
- Udaj się więc do nie i zapytaj czy zostanie moją żoną- rozkazał władca - mam nadzieje, że odpowiedź będzie twierdząca, bo jak nie - skrócę cię o głowę, jeśli się zgodzi - obsypię cię złotem.
Doradca w te pędy powrócił do wiedźmy i zażądał od niej sprowadzenia Zulfiji na zamek swego władcy. Obiecał wiedźmie, że dostanie tyle złota i klejnotów, że nie będzie wiedziała co z nimi zrobić. Wiedźma zgodziła się i pogwizdując wesoło odeszła w stronę rzeki. Pod jej nogami pełzały wielkie węże, które wiedźma dokarmiała i rozpieszczała od małego. Były to jej sługi uniżone. Wierni druhowie. Kiedy doszła do rzeki, wlazła na tratwę, a węże wpłynęły do wody i na swych grzbietach unosiły tratwę po wodzie.
Kiedy opowiedział żonie o napotkanej biednej kobiecie, ta kazała kobietę nakarmić i dać jej nocleg. Na następny dzień, zawołała ją do siebie. I w ciągu kilku minut rozmowy wiedźma tak oczarowała Zulfiję, że dziewczyna od tego momentu uważała ją za najlepszą przyjaciółkę i powierzała jej swe sekrety. Wiedźma zadomowiła się w pałacu na dobre.
Gdy wiedźma spostrzegła, że że Zulfija pozostaje w jej mocy, zaczęła wcielać swój okrutny plan w życie.
- Taki mądry król jakim jest twój mąż zna pewnie wiele magicznych zaklęć...- powiedziała podstępnie.
-Ależ skąd! - odrzekła Zulfija - nie zna żadnego! Wiedziałabym o tym!
- Nie ma żadnej tajemnej mocy? - krzyknęła wiedźma - Ach, biedna królowo, chyba jednak skrywa przed tobą jakiś sekret. Jeśli król nie posiadałby magicznej mocy, nie mógłby być teraz przy tobie!. Przecież każdy wie jak zabójczy był twój krzyk dla zwykłego śmiertelnika. Oczywiście, że musi skrywać przed tobą jakąś tajemnicę.
- Niesądzę - odpowiedział już mnie pewni Zulfija.
- Jeśli naprawdę by cię kochał, to by ci o tym opowiedział, widocznie jego miłość do ciebie nie jest zbyt silna - kłamała wiedźma.
Urzeczona czarami Zulfija, wierzyła we wszystko co mówiła jej wiedźma. Zaniepokoiły ją więc wypowiedziane słowa. I dotąd pytała męża o to czy posiada jakieś magiczne dary, aż powiedział:
- Ten magiczny miecz jest tym, co daje mi moją moc- powiedział król, gdy żona przekonała go, w końcu aby zdradził jej swój sekret. Nigdy go nie opuszczam ani w dzień, ani w nocy. Teraz przysięgnij na ten pierścień, że nikomu nie powiesz.
Zulfija przysiegła, ale nie mogła zachować przysięgi, bo pod wpływem uroku wiedźmy, szybko o przysiedzę zapomniała. Tak wiec, bardzo szybko i wiedźma wiedziała o królewskim sekrecie. Cztery noce później czarownica ukradła miecz i pognała z nim nad rzekę do swej wężowej tratwy.
- Ty mi ju nie będziesz potrzebny - zaśmiała się skrzekliwie i wrzuciła królewski miecz na środek rzeki.
Rankiem król był umierający. W pałacu rozległy się krzyk i lament. Zulfija i jej dwórki próbowały ratować króla, ale wszystko na próżno. Był słaby i coraz słabszy z godziny na godzinę. Nikt nie wiedział co mu dolega.
Nagle jej płacz zamieniły się w okrzyki przerażenia, gdy zobaczyła, wślizgujące się do komnaty węże. Węże szybko oplotły szyję, biodra i ramiona dwórek. Spętały je swymi śliskimi ciałami. Za nimi pojawiła się wiedźma i zagwizdała. Na ten znak, gady zaatakowały swymi jadowitymi kłami biedne dwórki, i tak je długo kąsały, dopóki te nie padły na ziemię martwe. A wiedźma zabrała Zulfiję, strzeżoną przez węże, do tratwy i popłynęła rzeką do sąsiedniego kraju. Tam czekał na nią doradca. Kiedy tylko zobaczyła go wiedźma, odebrała zapłatę i zagwizdała. Natychmiast jej wężowe sługi pokąsały śmiertelnie doradcę. A wiedźma udała się wprost do władcy zamku i sprzedała mu Zulwizję, otrzymując dodatkowy worek złota. Tego samego dnia, gdy rozchorował się król, a Zulfiję porwała wiedźma, wróżki zobaczyły, że coś dziwnego dzieje się z podarowanym im przez króla lustrem. Pojawiła się na nim długa rysa. Zdawało się, że lustro za moment pęknie na pół.
- Niebezpieczeństwo zagraża naszemu bratu!- wykrzyknęły przerażone - wyruszajmy od razu na ratunek!
Włożyły na nogi latające buty, wezwały na pomoc swe dzieci i po kilku minutach przybyły do pałacu. Zobaczyły umierającego króla, ale nigdzie nie mogły znaleźć jego magicznego miecza. Nastała noc i poczuły głód. Ale w pałacu nie było nic do jedzenia. Tylko bowiem król polował, a w związku z tym że zaniemógł spiżarnia była pusta.
- Ale jesteśmy głupie!- odrzekły wróżki - obok jest rzeka, a w rzece ryby. Możemy kilka złowić i upiec! - ucieszyły się.
Pobiegły więc nad rzekę łowić rybi, aby zaspokoić głód. Próbowały złapać ogromna rybę, która wiła się przy brzegu ze zranionym bokiem.
- Och! - rzekła jedna z wróżek - ktoś już tu przed nami polował na ryby.
Kiedy udało im się wyłowić rybę, coś błysnęło w jej boku ...
- Magiczny miecz! - wykrzyknęły wróżki.
W jednej chwili pognały do pałacu i podały miecz królowi.
- Gdzie jest Zulfija? - zapytał, siadając powoli, czując powracające siły.
- Nie wiemy- odpowiedzieli ze smutkiem wróżki - wiedźma wywiozła ją na wężowej tratwie w dół rzeki, ale nie wiemy dokąd i po co...
- Przyprowadźcie mi mojego ognistego rumaka - rozkazał, król a kilka chwil później galopował z prędkością błyskawicy.
Po jakimś czasie dotarł do chaty na obrzeżach miasta i poprosił o gościnę. Tam jakaś kobieta dała mu świeżego mleka i przekazała wieści, które obiegały miasto.
- Ach! Przybyłeś w sam raz na wielkie święto! -powiedziała radośnie - nasz władca poślubi w ciągu pięciu dni piękna dziewczynę. Wyprawi ucztę dla wszystkich mieszkańców miasta! Mówią jednak, że jego oblubienica ciągle płacze i nie chce za niego wyjść. Ciągle trzyma przy sobie truciznę, woląc śmierć od ślubu...Dziwne to wszystko, bo była przecież tylko biedną niewolnicą, którą wiedźma sprzedała naszemu władcy....
- To Zulwizja! - krzyknął przejęty król.
- Tak, tak, to jest jej imię - przytaknęła kobieta - jutro ją zobaczę, ponieważ każdy z jej przyszłych poddanych musi osobiście wręczy jej upominek. Taka u nas tradycja.
- Jeśli przyniesiesz dla mnie wiadomość od Zulwizji, obsypię cię złotem - powiedział król.
- Oczywiście, że przyniosę tym bardziej jeśli w grę wchodzi złoto - zachichotała kobieta - tylko o co mam ją zapytać?
- O nic, daj jej tylko ten pierścień- i to mówiąc dał kobiecie swój pierścień zdejmując go z palca - ona będzie wiedziała do kogo należy i co ma mi przekazać.
Zulwizja tymczasem szykowała się na śmierć. Nie była wiec zainteresowana prezentami, które dzień po dniu przynosili jej poddani w ślubnym prezencie. ... Nagle zobaczyła, że jakaś staruszka wciska jej do ręki pierścień. Serce Zulwizji zamarło, a potem zaczęło szybko bić.
- Skąd go masz? I gdzie jego właściciel? - zapytał z niepokojem Zulwizja, zakładając pierścień na palec.
- W mojej chacie, czeka na wieści od ciebie - odpowiedziała stara kobieta.
- Przekaż mu- rzekła Zulwizja - że w dniu mojego ślubu mój orszak będzie przejeżdżał przez królewskie ogrody nad rzeką.
- Tylko tyle? - zdziwiła się kobieta.
- Tak. On będzie wiedział co robić - uśmiechnęła się Zulwizja.
Od tej chwili w Zulwizję wstąpiła nadzieja. Odrzuciła od siebie myśl zażycia trucizny i zdawało się, że na jej twarz wstąpił uśmiech. Była tak szczęśliwa i radosna. Wszyscy na zamku myśleli, że dziewczyna poszła po rozum do głowy i w końcu dotarło do niej jakie to jest szczęście zostać władczynią kraju nad rzeką. Nadszedł dzień ślubu i weselny orszak pana młodego wyruszył przy akompaniamencie muzyki i śpiewu po pannę młodą. Czekała na nich w ogrodzie. Spowita w złotą tunikę, spacerowała wśród kwitów. Piękny był to widok.
Nagle nad ich głowami, pojawiła się świetlista błyskawica, jakby iskra spadła z nieba i wszyscy z krzykiem zaczęli uciekać w popłochu. Był to ognisty rumak. Kiedy wszyscy otworzyli oczy i ponownie spojrzeli w górę, zobaczyli, jak rumak spowity ognistą chmurą, oddala się prędko, niosąc na plecach jeźdźca i pannę młodą w złotej tunice.
Zulwizja i jej mąż powrócili do swej krainy i wyprawiono wielką ucztę dla mieszkańców. A Zulfija i jej mąż od tej pory pilnowali swojego szczęścia nie pozwalając mu już uciec.
Na podstawie bajki Rogera Lancelina ze zbioru baśni "Omce two ago" - opracowanie i tłumaczenie Agnieszka Jasińska
Ilustracje: Vojtech Kubasta
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)