poniedziałek, 26 listopada 2018

bajka niemiecka - "Opowieść o Małym Mouku"

Opowieść o Małym Mouku
bajka niemiecka


Dawno, dawno temu, w czasach kiedy istniały krasnoludki, żył sobie pewien człowiek imieniem Mały Mouk. Imię to doskonale do niego pasowało, ponieważ choć osiągnął siędziwy wiek, miał zaledwie trzy stopy wysokości. I chociaż był niewielkiego wzrostu, miał jednak wielką i okrągłą głowę, przez co wyglądał dość zabawnie. Mouk mieszkał sam w dużym domu. Dom był tajemniczy i osobliwy, a Mały Mouk wychodził z niego, tylko raz w miesiącu. Potrafił nie pokazywać się w mieście cały miesiąc, po czym wychodził z domu i obchodził dookoła całe miasto. To była okazja dla ulicznych chłopców, którzy gromadzili się wtedy w pobliżu domu Mouka i czekali aby go powitać. Gdy drzwi się otwierały, najpierw dało się zauważyć olbrzymią głowę krasnala, na której tkwił jeszcze większy turban. Potem, powoli wynurzała się zza drzwi, jego mała postać, otulona kolorowym płaszczem, przepasanym szeroką szarfą, do której przytwierdzony był duży sztylet. Sztylet był tak duży, że nikt nie był pewien, czy Mouk był przywiązany do niego, czy sztylet do Mouka. Kiedy ów krasnolud pojawiał się na ulicy, krzyki i owacje dało się słyszeć w całym mieście. 
Niektórzy rzucali czapki w powietrze, inni radośnie tańczyli wokół niego śpiewając: 

"Mały Mouk, Mały Mouk, 

wreszcie wyszedł stąd! 
Wreszcie opuścił dom 
po miesiącu Mały Mouk. 
Za dużą ma głowę 
jak na tak małą osobę 
Mały Mouk, Mały Mouk."

Mały Mouk nie złościł się na chłopców, ani też nie gonił za nimi, tak jak by sobie pewnie tego życzyli. Zawsze witał ich z dobrodusznym uśmiechem, po czym bardzo powoli, szurając nogami w swych wielkich pantoflach, szedł na comiesięczny obchód miasta. Za nim podążały całe tłumy mieszczan. Kiedy kończył swoją wędrówkę, wracał do domu i pozostał w nim przez kolejny miesiąc. 




I chociaż powszechnie uważano, że Mały Mouk jest zamożny, zawsze widywano go w tych samych szatach. 
Dlaczego tak było? Posłuchajcie...
Te ubrania były jedyną rzeczą, jaką Mały Mouk odziedziczył po swym zmarłym ojcu. Kiedy zmarł mu ojciec, Mouk miał około szesnastu lat. Ponieważ jego ojciec był pięknym i wysokim mężczyzną, aczkolwiek bardzo biednym, jego ubranie nie pasowało do takiego karzełka jak Mouk. Ale on nie chciał ich wyrzucać , bo nie posiadał żadnych innych ubrań, więc odciął części, które były zbyt długie, wyrzucił je, a resztę odzieży założył na siebie. Przywiązał sztylet do pasa, do ręki wziął kij i błąkał się w poszukiwaniu fortuny i szczęścia. Większość ludzi, z którymi się spotykał, była mu życzliwa i śmiał się serdecznie z jego komicznego wyglądu. Wydawałoby się, że Mouk tego nie zauważa. Cieszył się z wolności, ponieważ jego własny ojciec, kiedy jeszcze żył, bardzo wstydził się syna - krasnoludka i trzymał go ciągle w domu pod kluczem, nie pozwalając wychodzić. Teraz Mouk mógł robić co chciał i kiedy chciał. Wychodził więc do miasta i cieszył się słońcem, którego wcześniej nigdy nie widział. Kiedy po raz pierwszy w życiu zobaczył jak promienie słońca pozłacały kopułę meczetu i jak odbijały się w falach jeziora krasnolud był zachwycony. Myślał wtedy, że dotarł do jakiejś baśniowej krainy. Ale niestety! Przyjemności się skończyła, gdy przebywając zbyt długo na słońcu nabawił się bólu głowy. Przywróciły go to do smutnej rzeczywistości i sprowadziło na ziemię. Nie posiadając pieniędzy, przez dwa dni wędrował, żywiąc się dzikimi owocami i śpiąc na gołej ziemi. Trzeciego dnia rankiem, w oddali zobaczył mury dużego miasta.


Ostatkiem sił ruszył w jego kierunku i dotarł tam około południa. Pełen radości przeszedł przez bramę i ruszył przed siebie ulicami. Ale to co zastał, rozczarowało go bardzo. Myślał, że ludzie wyjdą ze swoich domów i powiedzą: "Mały Mouku, wejdź, napij się i zjedz z nami, daj odpocząć swym zmęczonym, kością” 
Ale nikt nie zaoferował mu gościny. W końcu dotarł pod drzwi dużego domu. W nim to otworzyło się okno i pojawiła się stara kobieta, która zawołała: 
- Obiad, obiad czeka!


Drzwi do domu otworzyły się, a Mouk zobaczył, że wbiegają do niego koty i piesek. Spokojnie podążył za nimi, a kiedy wszedł do środka, zobaczył starą kobietę, tą samą która wyglądała przez okno. 
- Zaprosiłaś mnie na ucztę - powiedział Mały Mouk- a, że jestem bardzo głodny z chęcią skorzystam z zaproszenia. 
Staruszka roześmiała się i powiedziała: 
- Skąd pochodzisz, śmieszny, mały człowieczku? Całe miasto wie, że gotuję tylko dla moich kotów i codziennie zapraszam na obiad ich znajomych.


Mały Mouk zasmucił się i opowiedział staruszce, jak to po śmierci ojca stał się bezdomny i w związku z tym bardzo nieszczęśliwy. Kobicie, której na imię było Aszawii, bardzo żal się zrobiło biednego Małego Mouka. Zaproponowała, żeby zamieszkał razem z nią i pomagał jej przy zwierzętach. 
Jego obowiązki nie były ciężki, ale okazały się bardzo monotonne. Aszawii miała sześć kotów i co rano Mouk musiał rozczesywać ich futerka, smarować je specjalną maścią, a wieczorem kłaść je na jedwabnych poduszkach i przykrywać haftowanymi kołderkami. Musiał także zajmować się małym pieskiem, ale było przy nim mniej roboty niż przy kotach. Ponadto Mały Mouk mógł robić co chciał, ale pod jednym warunkiem – nigdy nie można mu było wejść do pokoju zamykanego przez Aszawii na klucz. Przez pewien czas Mały Mouk był całkiem szczęśliwy. Miał co jeść i gdzie spać. Ale z czasem poczuł się zmęczony tym wszystkim i wielce znudzony. 
Pewnego dnia, kiedy Aszawii wybrała się na spacer, koty zaczęły bardzo dokuczać Małemu Moukowi. Biegały po pokojach, jak opętane, strącały przedmioty z półek i szafek, potłukły kilka pięknych kielichów. Nie słuchały swego opiekuna w ogóle, ale kiedy usłyszały, że ich pani wraca, w mgnieniu oka stały się znowu grzecznymi i milutkimi kotkami.


Gdy Aszawii zobaczyła swój dom w nieładzie i chaosie, zrzuciła całą winę na Małego Mouka, zbeształa go i poobijała mu kości! Nie chciała nawet słuchać wyjaśnień. W takiej sytuacji Mały Mouk postanowił opuścić służbę u starej Aszawii. Zanim jednak to zrobił, postanowił odkryć tajemnicę zamkniętego na klucz pokoju, do którego Aszawi nieustannie chodził, a który był ciągle zamknięty, bez względu na to, czy staruszka była w domu, czy też jej nie było. Któregoś ranka, kiedy wyszła na swój codzienny spacer, Mały Mouk zastanawiał się, jak może wejść do tajemniczego pokoju. Wtedy mały piesek, który zaprzyjaźnił się z Moukiem pociągnął go za nogawkę spodni, tak jakby chciał powiedzieć: "Chodź za mną". Mouk, który uwielbiał bawić się z pieskiem, poszedł z nim, a ten zaprowadził go przez sekretne drzwi do zamkniętego pokoju. 
Mouk wszedł, rozejrzał się, ale nie zobaczył nic szczególnie ciekawego poza starymi ubraniami i pięknie zdobionymi kielichami. Jeden z nich był kryształowy, z wyrzeźbionymi postaciami. Wziął go do ręki, aby mu się lepiej przyjrzeć i wtedy….Och, co za nieszczęście! Upuścił go i kielich rozbił się na tysiąc kawałeczków. Mouk stał przez chwilę przerażony. Teraz jego los był przesądzony i było jasne co ma zrobić. Musi natychmiast odejść, inaczej stara Aszawii zleje go na kwaśne jabłko. 
Gdy wychodził z pokoju, piesek odezwał się cicho: 
- Weź ze sobą tą dużą parę pantofli i laskę z wyrzeźbioną głową lwa, a fortuna uśmiechnie się do ciebie, przyjacielu. 
Mały Mouk zdjął swoje buty i włożył na nogi wielkie pantofle. Wziął też laskę z wyrzeźbioną głową lwa i szybko wybiegł z pokoju.


Założył swój płaszcz, nałożył turban ojca na głowę, wetknął sztylet zza pas i wybiegł z domu. 
Biegł tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu i zdawało mu się, że niesie go i gna jakaś tajemnicza moc. Nie mógł zwolnić, nawet wtedy gdy tego chciał. W końcu domyślił się, że to sprawka wielkich pantofle, które miał na stopach. Zdawało mu się, że kierują go tam, gdzie same chcą. Próbował kilka razy zatrzymać się, ale nie mógł. 
W końcu z wielkiej rozpaczy i bezradności rozpłakał się : 
- Och, och, przestańcie już! Nie mam siły dalej biec! 
Gdy tylko powiedział te słowa, pantofle zwolniły bieg i Mały Mouk się zatrzymał. Padł wyczerpany na ziemię ciężko dysząc, zdjął z nóg pantofle, cisnął je w krzaki i zasnął ze zmęczenia. Śniło mu się, że mały piesek szepcze mu do ucha: 
"Kochany Mały Mouku, kiedy obrócisz się raz na prawej pięcie mając na niej pantofle – będziesz mógł polecieć, gdziekolwiek chcesz. A za pomocą laski możesz stać się bardzo bogaty. Gdy zapragniesz złota - uderz trzy razy w ziemię, gdy zapragniesz srebra – uderz w ziemię dwa razy.” 
Mały Mouk obudził się i od razu pomyślał o swoim śnie. Postanowił sprawdzić, czy było to tylko sen, czy może to jakiś czar, który może się spełnić w rzeczywistości? Włożył więc pantofle na stopy, podniósł lewą nogę, a zaczął obracać się na prawej pięcie. Natychmiast upadł i rozbił nos. Postanowił więc podeprzeć się magiczną laską. I w ten sposób z łatwością zaczął obracać się na pięcie. Pomyślał, że chciałby znaleźć się w dużym mieście z daleka od domu starej Aszawii i jej kotów. 
I ledwo sobie o tym pomyślał, pantofle uniosły go do góry i Mały Mouk poszybował w powietrzu.


Zanim Mały Mouk zorientował się co się dzieje, już był w mieście przed Pałacem Królewskim. Pod bramą wejściową stał Kapitan Straży, który zapytał Małego Mouka czego tu szuka i czy przypadkiem nie jest żebrakiem. 
Mouk odpowiedział: 
- Prawdopodobnie mogę zostać najszybszym królewskim gońcem. 
- Ty, krasnoludku masz być gońcem? Ha,ha! - zaśmiał się Kapitan Straży – ty, ze swoimi małymi stopami i maleńkim wzrostem? Odejdź stąd pókim dobry!


Ale kiedy Mouk zapewnił go, że mówi prawdę, Kapitan Straży udał się do króla i opowiedział mu o małym, śmiesznym człowieku. Król, był bardzo ciekaw co to za żartowniś i postanowił go wypróbować. Polecił poddanym i całemu dworowi zebrać się za murami miasta, po czym głosił konkurs na najszybszego biegacza. Szybko wyznaczono trasę i pod murami miejskimi zgromadziły się tłumy. Król z rodziną zajął honorowe miejsca, a kiedy już się usadowili, Mały Mouk ze swoimi konkurentami, którzy byli najlepszymi biegaczami w królestwie, ustawili się w miejscu ustalonym jako początek trasy. Dał się słyszeć powszechny okrzyk rozbawienia, gdy wszyscy zobaczyli tego zabawnego małego człowieczka, ponieważ nikt nigdy jeszcze nie widział kogoś tak małego. Ale kiedy wystartowali ich śmiech zamienił się w zdumienie. Mały Mouk wyprzedził innych biegaczy o kilka dobrych jardów. Pierwszy przybył na metę, podparł się o słupek i czekał na swoich konkurentów, podczas gdy ci z trudem łapali oddech, dobiegając do mety ledwo żywi. 
Rozentuzjazmowany tłum porwał zwycięzcę na ręce i wołał radośnie: 
- Niech żyje Mały Mouk, mistrz biegaczy!
Król wezwał go do siebie i powiedział: 
- Mały Mouku, będziesz moim osobistym gońcem i zawsze musisz być blisko mnie. Jako nagrodę otrzymasz sto sztuk złota i co dziennie będziesz jadał przy moim stole. 
Mały Mouk pomyślał, że nareszcie dopisało mu szczęście. Wkrótce jednak zrozumiał, że dworzanie byli zazdrośni o łaskę jaką okazał mu król. To go bardzo zasmuciło i ciągle zastanawiał się w jaki sposób mógłby zdobyć ich przyjaźń i zaufanie. 
Pewnego wieczoru, gdy tak rozmyślał jak może zaprzyjaźnić się z dworzanami, zamyślony, zawędrował do ogrodu królewskiego. Nagle poczuł, że laska, którą trzyma w ręce, sama trzykrotnie uderzyła w ziemię. Przypomniał sobie o jej tajemniczej mocy i sztyletem zrobił znak na drzewie pod którym laska uderzyła w ziemię, chcąc sprawdzić, czy znajdzie obiecane złoto.  Gdy tylko zapadła noc, wziął łopatę i poszedł w to miejsce, aby wykopać złoto. Kopał i kopał, aż w końcu wykopał garnek pełen złotych dukatów.


Mały Mouk wziął tyle, ile mógł unieść. Starannie zakopał dziurę, zabrał swój skarb do komnaty i ukrył pod poduszką. Następnego dnia podzielił złoto między dworzan, myśląc w ten sposób, zdobędzie ich zaufanie i przyjaźń. Ale mylił się. Gdy dworzanie zobaczyli, że ma tyle pieniędzy, byli jeszcze bardziej zazdrośni niż wcześniej. 
- On musi być jakimś czarodziejem! - stwierdził jeden z dworzan. 
- Nie - powiedział drugi z dworzan - to na pewno jakiś złodziejaszek, który ukradł pieniądze ze skrzyni królewskiej. Na pewno brakuje tej kwoty w królewskim skarbcu!


I dworzanie donieśli królowi na Małego Mouka, robiąc z niego złodzieja. Król bardzo się zdenerwował i nakazał, aby Mały Mouk był obserwowany, tak aby można byłoby mu udowodnić kradzież. Kiedy nadszedł wieczór i Mouk, trzymając w ręku łopatę, poszedł odkopać resztę złota, podążyli za nim królewski doradca oraz skarbnik o imieniu Archaz. W momencie, kiedy Mały Mouk upychał złoto w kieszeniach, ci chwycili go i zaprowadzili przed królewskie oblicze. Ponieważ przerwali królewską drzemkę, król był bardzo rozdrażniony. Szpiedzy pokazali królowi garnek ze złotem, który był zakopany w ziemi i płaszcz, w którego kieszeniach było mnóstwo złotych monet. Skarbnik dodał, że kiedy śledzili Małego Mouka, ten od razu skierował się do miejsca, w którym złoto było ukryte.


Król zapytał małego krasnoludka, czy to prawda, i skąd zdobył złoto, które zakopał. Mały Mouk, zdając sobie sprawę na jak przegranej pozycji przyszło mu stanąć powiedział, że znalazł garnek ze złotem w ogrodzie, i że nigdy wcześniej go tam nie zakopał. 
Szpiedzy zaśmiali się głośno z tej odpowiedzi, ale królowi nie było do śmiechu i wrzasnął: 
- Co, ty sobie wyobrażasz nikczemniku! Myślisz, że twój król jest na tyle głupi, by uwierzyć w te kłamstwa! Co to, to nie! Skarbniku Archazie, chcę, żebyś powiedział, czy ta znaleziona przy Mouku suma pieniędzy zgadza się z brakami w moim skarbcu! 
Skarbnik odpowiedział, że wie ile pieniędzy brakuje w królewskim skarbcu, ale musi mieć trochę czasu, aby dokładnie przeliczyć monety z garnka, który wykopał Mały Mounk. Postanowiono więc, na ten czas umieścić Małego Mouka w żelaznej klatce i zamknąć go w zamkowej wieży.


Kiedy skarbnik wysypał złote monety z garnka pragnąc je policzyć, ku zaskoczeniu wszystkich wyleciał z niego papier, na którym napisano: 
- Ktokolwiek znajdzie ten skarb, musi pamiętać, że jest on przeznaczony dla mojego syna. Podpisano, królu Said " 
Król Said, był ojcem panującego władcy i zakopał ten skarb podczas trwającej za jego panowania wojny. Nie zdążył przed śmiercią powiedzieć o tym swojemu synowi. To przekonało króla o niewinności Małego Mouka i król zrozumiał, że padł ofiarą spisku. Już od dawna podejrzewał, że to jego skarbnik podkrada złoto ze skarbca i teraz, kiedy się w tym upewnił, kazał go powiesić. 
Po czym zwrócił się do Małego Mouka: 
- Odzyskasz wolność, jeśli zdradzisz mi swój sekret szybkiego biegania. 
Mały Mouk przyznał, że jego moc leży w zaczarowanych pantoflach, ale nie ujawnił w jaki sposób można się w nich zatrzymać. Król pragnąc sprawdzić czy pantofle są naprawdę czarodziejskie, założył je na nogi i obrócił się na prawej pięcie. Gdy tylko to uczynił, pantofle poniosły go przed siebie. Król jak oszalały biegał po ogrodzie i nie mógł się zatrzymać. Biegał tak długo, aż padł na ziemię z wyczerpania. Kiedy odzyskał przytomność, był straszliwie wściekły na Małego Mouka. 
- Obiecałem ci zwrócić wolność i dotrzymam słowa! Masz jednak natychmiast opuścić moje królestwo, bo jeśli cię tu zobaczę, zawiśniesz na tej samej szubienicy, co skarbnik! – zawrzeszczał. 
I tak biedny Mały Mouk opuścił królestwo, biedniejszy, niż był kiedy tu przybył, bo jego pantofle i magiczną laskę król kazał umieścić w swym skarbcu. 
Wędrując, Mały Mouk dotarł do gęstego figowego lasu, przez który płynął strumyk. Tutaj postanowił odpocząć. Usiadł pod wielkim figowcem i patrzył na dojrzałe figi, które kołysały się na gałęzi. Zerwał owoce i posilił się, błogosławiąc Allacha za to dobrodziejstwo. Potem udał się do strumyka, aby ugasić pragnienie. Ale oniemiał z przerażenia kiedy w wodzie zobaczył swoje odbicie. Po dwóch stronach swojej głowy zobaczył ogromne uszy, a na środku swej twarzy długi nos. Przerażony, chwycił się za uszy obiema rękami. Wydawało się, że mają metr długości! 
- Mam ośle uszy! - zawołał – no tak, jakże by inaczej! Tylko głupi osioł dałby w ten sposób co ja, odebrać sobie szczęście!


Myślał i myślał, a kiedy myślał podszedł do drugiego z wielkich figowców, odruchowo zerwał figę i zjadł ją. Postanowił, że spróbuje ukryć swoje długie, ośle uszy pod turbanem. Ale kiedy chciał je tam wcisnąć, spostrzegł, że ośle uszy zniknęły! Szybko podbiegł do strumienia i jeszcze raz przejrzał się w wodzie. Wielka była jego radość, gdy zobaczył, że jego uszy i nos są takie same jakie miał od urodzenia. Teraz dostrzegł, jedną możliwą tego przyczynę. 
„Musiała być to sprawka fig rosnących w lasku. Figi z jednego drzewa oszpeciły mi twarz, po czym figi z drugiego drzewa zlikwidowały oszpecenie” - stwierdził Mouk. 
Nie namyślając się długo, zerwał z drzewa tyle fig, ile mógł unieść i wrócił do miasta. Kupił, sztuczną brodę, pomalował twarz mazidłem, usiadł przed bramą królewskiego pałacu i rozłożył przed sobą dojrzałe i piękne figi. Nie czekał długo, aż zjawił się doradca królewski, który zobaczywszy tak smakowicie wyglądające owoce, postanowił podać je na kolację królowi. 
Kiedy nastał wieczór i cały dwór zasiadł do uczty, nagle drzwi się otworzyły i na złotych tacach wniesiono figi. 
Zaraz też rozległy się głosy zachwytów: 
- Och, jakie dojrzałe owoce! 
- Och, jakie wielkie figi! 
- Ach! Jak apetycznie wyglądają! 
- Och! Jakie smaczne i soczyste!- zawołał król - jesteś skarbem mój doradco i zasługujesz na najwyższe pochwały! 
Zadowolony król własnoręcznie podawał figi biesiadnikom, i tak :każdy książę i księżniczka otrzymali po dwie figi, dworskie damy i wezyry po jednej, a resztę król zarezerwował wyłącznie dla siebie. Rozkoszował się ich smakiem, aż nagle jego córka zawołała: 
- Ach! Mój drogi ojcze! Jak dziwnie wyglądasz! 
Wszyscy spojrzeli na króla i zamarli z przerażenia.


Po obu bokach głowy, zwisały mu wielkie, ośle uszy, a długi nos tkwił po środku królewskiej twarzy. Ale nie tylko króla to spotkało! Wszyscy, uczestnicy uczty, również mogli się poszczycić oślimi uszami i długimi nosami! Możecie sobie tylko wyobrazić co działo się na dworze? Księżniczki płakały i mdlały, książęta krzyczeli.


Król natychmiast zwołał wszystkich medyków jacy tylko byli w mieście. Niestety ich pigułki, mikstury i maści nie zmniejszyły, ani oślich uszu, ani długich nosów. Zrozpaczony król złapał miecz i odciął jedno swoje ośle ucho, ale ono natychmiast odrosło! Co robić?!


Teraz nadszedł moment, aby do akcji wkroczył Mały Mouk. Zjawił się na dworze przebrany za medyka i kazał zaprowadzić się przed królewskie oblicze. Kapitanowi Straży powiedział, że ma odpowiednie lekarstwo na dworską dolegliwość i wie jak uzdrowić chorych. Na początku nikt nie chciał mu wierzyć, ale nie mając już nic do stracenia król zaprowadził Mouka do swego skarbca i rzekł: 
- Oto moje skarby, bierz, co chcesz, tylko wylecz nas z tej strasznej choroby!


Mały Mouk tylko na to czekał. Złapał pantofle i magiczną laskę, które należały wcześniej do niego, włożył je na nogi, zerwał brodę i pokazał zdumionemu królowi, kim naprawdę jest. 
- To kara za to jak mnie potraktowałeś!- zawołał - zostawiam ci ośle uszy i długi nos na pamiątkę!


Potem odwróci się trzy razy na prawej pięcie i już go nie było. Trochę tylko żałował, że nie zdołał zobaczyć zdziwionej miny króla. 
Gdzie udał się Mały Mouk ? Nikt na dworze nigdy się tego nie dowiedział. Pewne jest jednak to, że dzięki lasce stał się majętnym człowiekiem. Osiedlił się w swoim rodzinnym mieście i mimo wielkiego bogactwa żył skromnie i nie opuszczał swojego domu.


A może jednak wędrował po kryjomu w swych czarodziejskich pantoflach? 


Prawdą jest, jak już wiecie z początku tej historii, że Mały Mouk wychodził z domu tylko raz w miesiącu ku uciesze ulicznych chłopców. Ciągle w tym samym płaszczu, turbanie i oczywiście pantoflach.


Opracowanie: Agnieszka Jasińska na podstawie bajki Wilhelma Hauffa.
Ilustracje: Anton Lomaev
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek, a także inne bajki europejskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)