sobota, 3 listopada 2018

bajka włoska o mądrej wieśniaczce

Sprytna Katarzyna
bajka włoska 
z Toskanii (gmina Montale)

Pewien chłop, okopując raz winorośl w swojej winnicy, uderzył motyką w coś twardego. Schyla się i widzi, że wykopał piękny moździerz. Podnosi go, zaczyna oskrobywać i spostrzega, że pod skorupą z ziemi jest cały ze złota.
- To coś dla Króla! - powiada. - Zaniosę go Królowi i ciekaw jestem, co mi da w nagrodę.
W domu czekała nań jego córka Katarzyna, a on pokazał jej złoty moździerz, mówiąc, że chce go podarować Królowi.
Katarzyna powiada:
- Piękne to piękne, nie można zaprzeczyć. Ale jeśli zaniesiesz go Królowi, znajdzie coś do zganienia, bo czegoś tu brakuje, i jeszcze na tobie się to skrupi. - A czegóż tu może brakować? Co tu może znaleźć do zganienia choćby sam Król, głuptasie?
A Katarzyna odpowiedziała:
- Zobaczysz, że Król powie „Piękny moździerz, ale gdzie Jest do niego tłuczek?”
Chłop wzruszył ramionami:
- Król miałby przemawiać w taki sposób? Zdaje ci się, że jest taki głupi, jak ty? I wziąwszy moździerz pod pachę, poszedł do pałacu królewskiego. Wartownicy nie chcieli go wpuścić, ale gdy powiedział, że przynosi cudowny podarek, zaprowadzili go przed oblicze jego królewskiej mości.
- Najjaśniejszy panie - rzekł chłop - znalazłem w swojej winnicy ten oto złoty moździerz i wydało mi się, że godzien jest stać tylko w pałacu waszej królewskiej mości, i dlatego przyniosłem go tutaj, bo chcę go podarować waszej królewskiej mości, jeśli wasza królewska mość raczy go przyjąć.

Król wziął moździerz do rąk i zaczął go obracać i przyglądać mu się ze wszystkich stron.
Potem potrząsnął głową i rzekł:
- Moździerz wielki, piękny, tak,
Ale tłuczka, tłuczka brak!
Całkiem tak jak powiedziała Katarzyna.
Chłop uderzył się ręką w czoło i powiedział mimo woli:
- Całkiem tak samo! Przepowiedziała!
- Kto taki przepowiedział?
- Wybacz, najjaśniejszy panie - odrzekł chłop. - To moja córka powiedziała, że Król mi tak odpowie, a ja nie chciałem jej usłuchać.
Król rzekł:
- Łebska musi to być dziewczyna, ta twoja córka. Chciałbym ją wystawić na próbę. Masz tu len. Powiedz jej, by mi z niego zrobiła - ale szybko, bo natychmiast mi trzeba - koszule dla pułku żołnierzy.
Chłop na ten rozkaz osłupiał; ale królewskich rozkazów się nie roztrząsa: wziął zawiniątko, w którym było wszystkiego trzy kądziele lnu, i pokłoniwszy się jego królewskiej mości, poszedł do domu, zostawiając moździerz, za który nie otrzymał ani grosza nagrody.
- Córko - rzekł do Katarzyny - ściągnęłaś sobie na głowę nie lada nieszczęście! I powiedział jej, co rozkazał Król.
- Strachasz się bez powodu - powiada Katarzyna. - Daj mi ten len.
Bierze len i zaczyna nim potrząsać. Wiadomo, że w lnie są paździerze, nawet kiedy go czesał mistrz; i na ziemię wypadły trzy paździerze, takie małe, że prawie ich nie było widać.
Katarzyna podniosła je i powiedziała ojcu:
- Weź to. Wracaj zaraz do Króla i powiedz mu ode mnie, że utkam mu płótno na koszule, ale ponieważ nie mam krosien, niech mi je każe zrobić z tych trzech paździerzy, a potem zostanie obsłużony wedle życzenia.
Chłop bał się wrócić do Króla z tym posłaniem, ale Katarzyna tak nalegała, że wreszcie się odważył. Król, widząc, jak chytra jest Katarzyna, zapragnął ją ujrzeć.
Powiedział:
- Zuch z tej twojej córki! Przyślij mi ją do pałacu, chciałbym z nią trochę porozmawiać. Ale niech pamięta: ma przybyć do mnie nie naga ani odziana, nie na czczo ani syta, nie w dzień ani w nocy, nie pieszo ani na koniu. Ma być posłuszna tym wszystkim warunkom, inaczej oboje zapłacicie głową.
Chłop wrócił do domu półżywy.
Ale córka, jak gdyby nigdy nic, powiada:
- Ojcze, wiem, co mi należy czynić. Znajdź mi tylko sieć rybacką.
Rano, przed świtaniem, Katarzyna wstaje z łóżka i wkłada na siebie sieć (w ten sposób nie była ani naga, ani odziana), zjada ziarnko łubinu (w ten sposób nie była ani na czczo, ani syta), bierze kozę i dosiada jej okrakiem dotykając jedną nogą ziemi, a drugą trzymając w powietrzu (w ten sposób nie była m1i pieszo, ani na koniu) i przybywa tak do pałacu króla, kiedy ledwie dniało (w ten sposób nie było to ani w dzień, ani w nocy).
Wartownicy wzięli ją za wariatkę i nie chcieli jej wpuścić, ale kiedy dowiedzieli się, że wypełnia rozkaz monarchy, zaprowadzili ją na królewskie pokoje.

Wiesław Majchrzak

- Najjaśniejszy panie, przybywam podług woli waszej królewskiej mości.
Król nie mógł się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem, i rzekł:
- Zuch z ciebie, Katarzyno! Jesteś naprawdę dziewczyną, jakiej szukałem: ożenię się z tobą i zrobię cię Królową. Ale pod jednym warunkiem. Pamiętaj: nie wolno ci nigdy mieszać się do moich spraw. 
(Król zrozumiał, że Katarzyna jest chytrzejsza od niego).
Chłop, dowiedziawszy się o tym, rzekł jej:
- Skoro Król chce cię pojąć za żonę, nie ma co się sprzeciwiać. Ale zważ, co robisz, bo jak się Królowi szybko zachciało, tak też może mu się szybko odechcieć. W każdym razie zostaw mi swoje zgrzebne odzienie, żebym powiesił je tu na kołku; gdybyś musiała wrócić do domu, znajdziesz je na swoim miejscu, by się w nie przebrać.
Ale Katarzyna była uszczęśliwiona i po kilku dniach odbyły się zaślubiny z wielkimi uroczystościami w całym Królestwie, a w mieście urządzono nawet wielki jarmark. Chłopi, którzy nie mogli nocować pod dachem, spali na placach, nawet pod oknami Króla.
Pewien chłop przyszedł sprzedać cielną krowę i nie znalazł obory, gdzie by ją mógł umieścić na noc. Karczmarz powiedział mu, że może trzymać ją pod podcieniem, przywiązaną do wozu drugiego chłopa. W nocy krowa urodziła cielę i rano właściciel przychodzi uradowany po dwoje swoich bydląt. Ale wyskakuje właściciel wozu i zaczyna gardłować:
- Krowa, zgoda, jest twoja, ale cielę zostaw, bo jest moje!
- Jak to: twoje? Skoro urodziła je w nocy moja krowa?
- To co z tego? - odpowiada tamten. - Krowa była uwiązana do wozu, wóz jest mój i cielę należy do właściciela wozu.
Powstała stąd nie kończąca się kłótnia; od słów do czynów droga niedaleka: złapali kłonice i dalejże walić się na oślep. Na hałas zbiegli się ludzie, przylecieli strażnicy miejscy, rozdzielili obydwóch i poprowadzili niezwłocznie przed sąd królewski. Trzeba wam wiedzieć, że w mieście królewskim był niegdyś zwyczaj, że w sądzie wypowiadała swoje zdanie także Królowa. Ale teraz, za królowej Katarzyny, tak się trafiało, że za każdym razem, kiedy Król wydawał wyrok, ona była zawsze przeciwna i Król szybko to sobie uprzykrzył. I powiedział jej:
- Ostrzegałem cię, byś się nie wtrącała do spraw państwowych! Nie będziesz więcej zasiadać w sądzie.
I tak też odtąd było, chłopi stanęli więc przed samym Królem.
Wysłuchawszy racji jednego i drugiego, Król orzekł:
- Cielę należy do wozu.
Właściciel krowy nie mógł pogodzić się z tak niesprawiedliwym wyrokiem, ale nie było sposobu, by się sprzeciwić: Król powiedział, że on tu rozkazuje i że jego słowo jest święte dla wszystkich. Karczmarz, widząc, że chłop jest taki strapiony, poradził mu, żeby udał się do Królowej, która znajdzie może jakąś radę.
Chłop poszedł do pałacu królewskiego, zbliżył się do lokaja i spytał:
- Możesz mi powiedzieć, czy dałoby się rzec kilka słów Królowej?
- To niemożliwe - odrzekł lokaj - bo Król zakazał jej dawać posłuchania.
Chłop zaczął wtedy krążyć wokół ogrodowego muru. Zobaczył Królową, przeskoczył przez mur i wybuchnął przed nią łkaniem, opowiadając o niesprawiedliwości, jakiej doznał od jej małżonka.
Królowa rzekła:
- Moja rada jest taka. Jutro Król jedzie na polowanie za miasto. Jest tam jezioro, które w tej porze roku jest suche, bez kropli wody. Zrobisz tak: przytroczysz sobie do pasa wydrążoną dynię rybacką, w ręce będziesz trzymał sieć i poruszał nią tak, jak gdybyś łowił. Król, zobaczywszy, że łowisz ryby w wyschłym jeziorze, najpierw się roześmieje, a potem spyta cię, dlaczego łowisz ryby tam, gdzie nie ma wody. Wtedy mu odpowiesz: „Najjaśniejszy panie, jeśli mogło się zdarzyć, że wóz urodził cielę, to może się także przytrafić, że złowię rybę w wyschłym jeziorze".
Nazajutrz rano chłop z dynią dyndającą na biodrze i z siecią w ręce poszedł do bezwodnego jeziora, usiadł na brzegu i zaczął zarzucać sieć i wyciągać ją, jak gdyby były w niej ryby. Nadjeżdża Król ze swoją świtą i widzi to. Roześmiał się, a potem spytał chłopa, czy postradał rozum. A chłop odpowiedział, jak mu poradziła Królowa.
Król, usłyszawszy odpowiedź, krzyknął:
- Mój gospodarzu, to nie jest mąka z twojego młyna! Chodziłeś po radę do Królowej!
Chłop nie zaprzeczył, a Król zmienił wyrok i przysądził mu cielę.
Potem zawołał Katarzynę i rzekł jej:
- Wtrąciłaś się do moich spraw, a wiesz, że ci tego zabroniłem. Możesz więc zaraz wracać do ojca. Zabierz z pałacu, co ci się najbardziej podoba, i wracaj dziś wieczorem do domu, do swych wieśniaczych zajęć.
Katarzyna odpowiedziała pokornie:
- Jak wasza królewska mość sobie życzy; pozostaje mi jedynie być posłuszną. Proszę tylko o tę jedną łaskę, żebym mogła poczekać z odejściem do jutra. Wieczorem byłby to zbyt wielki wstyd i dla waszej królewskiej mości, i dla mnie, i wiele by stąd było gadania wśród ludu.
Król powiada:
- Łaska ta będzie ci użyczona. Będziemy po raz ostatni wieczerzać razem, a jutro rano odejdziesz.
Cóż robi ta szczwana Katarzyna? Każe kucharzom przygotować pieczone mięsiwo, szynki, wszystko, co głowę czyni ciężką i wzbudza pragnienie, i podać do stołu najlepsze wino z królewskich piwnic. Na wieczerzę Król zjadł tyle, że więcej już nie mógł, a Katarzyna otwierała mu jedną butelkę po drugiej. Najpierw zaczęło mu się mącić przed oczami, potem zaczął mu się plątać język i wreszcie usnął jak świnia w swoim fotelu.
Wtedy Katarzyna powiedziała lokajom:
- Bierzcie fotel razem ze śpiącym i idźcie za mną. Biada temu, który odezwie się choćby jednym słowem.
I wyszła z pałacu, skierowała się za bramę miejską i zatrzymała się dopiero przed ojcowską chatą, kiedy była już późna noc.
- Otwórz, ojcze, to ja! - zawołała.
Stary chłop, usłyszawszy głos córki, wyglądnął natychmiast.
- To ty, o tej porze! Ach, mówiłem ci! Dobrze zrobiłem, że zachowałem twoje zgrzebne odzienie. Ciągle tu jest, wisi na kołku w twojej izbie.
- Otwórz mi, szybko! - rzekła Katarzyna. - I nie gadaj tyle!
Chłop otwiera i widzi lokajów trzymających fotel z Królem. Katarzyna każe zanieść go do izby, rozebrać i położyć do swojego łóżka. Potem odprawia lokajów i kładzie się także ,do łóżka obok Króla.
Koło północy Król się zbudził: zdawało mu się, że materac jest twardszy niż zwykle, a prześcieradła bardziej szorstkie. Poruszył się i poczuł obok żonę. Spytał:
- Katarzyno, czyż nie powiedziałem ci, żebyś sobie poszła do swego domu?
- Tak, najjaśniejszy panie - odpowiedziała - ale jeszcze nie dnieje. Śpij, śpij. Król zasnął znowu; rano zbudził go ryk osła i bek owiec, zobaczył światło słońca poprzez dach, poderwał się i nie poznał swej królewskiej komnaty. Spytał żony:
- Katarzyno, gdzie my jesteśmy?
A ona:
- Czyż nie powiedziałeś mi, najjaśniejszy panie, że mam wrócić do domu i zabrać ze sobą to, co najbardziej mi się podoba? Zabrałam ciebie i zatrzymam. Król zaczął się śmiać i pogodzili się. Wrócili do pałacu królewskiego i jeszcze dziś tam żyją, a od owego dnia Król nigdy nie przychodzi na sąd bez żony.

Odpowiednikiem tej bajki jest Mądralinka - bajka rosyjska. 
W oryginale tytuł brzmi: "La contadina furba", co znaczy "Chytra wieśniaczka". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)