Domek zapomnienia
Był raz sobie polny skrzatek,
oczka modre miał jak kwiatek,
główkę żółtą, głos jak muszka
i papucie też na nóżkach
z krasnymi podeszewkami.
A przyjaźnił się ten skrzatek, ze wszystkimi zwierzątkami.
Niech przepiórce, czy jej córce,
cierń w skrzydełko wlazł przypadkiem,
posyłają wnet po skrzata:
- Radźże, mądrym jesteś skrzatkiem!
Niech w chomiczej też rodzinie,
do obiadu zbraknie zboża,
weszło w zwyczaj, posyłają wnet po skrzatka:
- Radź, jak możesz!
I tak skrzatek ciągle gnany,
niby wiatrem babie latko,
tu szczypawce bańki stawia,
tam da lekcje mysim dziatkom.
Stare kosy, młode koski,
powierzają mu swe troski,
a najstarsze żabie ciotki,
zapraszają go na plotki.
Aż skrzat zmęczył się tym wszystkim, w falującym przysiadł polu,
i rzekł:- Już mam wyżej uszu cudzej nędzy i niedoli.
Nie chce mi się więcej słuchać, pojękiwań, biadolenia.
Wiem, co zrobię, wybuduję mały domek zapomnienia.
Będę mieszkał w nim cichutko, bom zmęczony jest ogromnie.
Ja zapomnę tam o wszystkim, wszyscy niech zapomną o mnie.
I skrzat wybudował domek. Cichy, domek, błękitnawy.
Zaplątany w wilcze łyko, zagubiony pośród trawy.
- Jak to dobrze, że nie słyszę stękań szpaczych, raczych, ziębich...
- i w fotelu z wilczomlecza skrzat wygodnie się zagłębił.
Z dziesięć minut chyba siedział, myśląc o stu leśnych rzeczach,
gdy wtem nagle się poderwał z fotelika z wilczomlecza.
Oto kędyś, gdzieś w oddali, poprzez gęstwę wilczołyka,
jakiś głos się biedny żalił: świerszcza czy pasikonika..
- Cóż tu robić, koniec świata,
skrzat potrzebny, nie ma skrzata!
- Chcę zapomnieć, że na świecie, troski są pasikonicze.
Mieszkam w domku zapomnienia, z żadną troską się nie liczę.
I znów usiadł w foteliku, co był z wilczomlecza kwiatka,
lecz co chwila różne głosy dochodziły z lasu skrzatka.
I szarpały skrzatka duszę, jęki ptasie, stęki musze.
Aż skrzat wreszcie nie wytrzymał, domku swego drzwi otwiera.
- Oj! Zapomnieć można wszystko, chyba kiedy się umiera!
Ale póki siła we mnie tli się jeszcze, choć tyciutko,
chcę pomagać wszystkim wkoło, w ich zgryzotach, biedach, smutkach.
I znów skrzat popędził z wiatrem, gnany niby latko babie,
poprzez pole to jesienne, strojne w powój jak w jedwabie.
Autor: Lucyna Krzemieniecka
Ilustracje: Jerzy Flisak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia, 1987 rok
Z mojego dzieciństwa pamiętam jednak inne wydanie tej bajeczki ! z 1960 roku) z ilustracjami Moniki Morysińskiej:
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z serii Poczytaj mi mamo, a także bajki z cyklu Książeczki z PRL-u.
Ja pamiętam tę bajeczkę z wydania z lat pięćdziesiątych. To była moja pierwsza książeczka,która sama czytałam.
OdpowiedzUsuńMiło było sobie powspominać.
Magia rysunków z dawnych lat- nieoceniona:)
OdpowiedzUsuńMoja ukochana bajka z dzieciństwa... może to jeden z powodów, że dużo działam społecznie? ;)+
OdpowiedzUsuńNa pewno nasze wspomnienia z dzieciństwa kształtują naszą osobowość - to pewne. Na szczęście istnieją cudowne bajeczki, które pomagaja nam stać się dobrymi ludźmi:) Serdecznie pozdrawiam.
UsuńTeż moja ukochana książeczka! Też w tej starszej wersji. Wybrała mi mój zawód. Też pomagam wszystkim wkoło, w ich zgryzotach, biedach, smutkach... I też miewam dosyć, ale... Szukałam tej książeczki. I taka jestem wzruszona, że znalazłam. Dziękuję :))
OdpowiedzUsuńWspaniała książeczka ucząca empatii i pomocy innym. Wspominam ją z ogromnym sentymentem. I ja też nadal lecę niczym mały skrzat i pomagam dokoła siebie w różnych niedomaganiach, skargach i bolączkach. Też chciałam mieć swój domek zapomnienia usiąść w foteliku i zapomnieć....ale nie wytrzymałam i znów lecę poprzez świat niby latko babie pomagając innym.
OdpowiedzUsuń