Jak Zabłocki wyszedł na mydle
bajka polska wierszowana
To było dawno, dawno tak,
Że już nikomu się nie uda
Przypomnieć, jak się zwał ten kraj,
W którym panował książę Brudas.
Było w tym kraju wiele miast
I choć już nie ma śladu po nich,
Wiemy, że władca zamek miał
W stolicy państwa, w Obrudonii.
Ponoć w tym kraju były wsie
Takie, gdzie ludzie żyli schludnie,
Ale stolicą został gród,
W którym od lat było najbrudniej.
Nikt się nie kąpał w grodzie tym
I nigdy nie mył rąk i twarzy,
A po ulicach krążył tłum
Niby korowód kominiarzy.
Gdzie rzucisz okiem, brud i brud.
I tak ogromne sterty śmieci.
Jakby ich nie wywoził nikt
Co najmniej już od trzech stuleci.
A gdy nad miastem siąpił deszcz,
Wnet się rozlegał straszny lament,
Bo bulgotała wokół maź
A książę z baszty w zamku swym
Spoglądał na ten świat radośnie
I pytał wciąż ministrów, czy
Już rzepa mu na uszach rośnie.
Kiedy się zbliżał uczty czas,
Władyka śmiał się gromko, szczerze,
Patrząc, jak sfora dworskich psów
Liże półmiski i talerze.
Tak minął rok. Któregoś dnia
Książęcy okrzyk przerwał ciszę:
— Służba! Medyka wezwać tu,
Chyba ogłuchłem, nic nie słyszę!
Zjawił się medyk, spojrzał i
Słów parę wymamrotał z trudem:
― Wybacz mi, książę, uszy twe
Zarosły całkowicie brudem.
― Co mi wyrosło? Głośniej mów,
Bo skórę każę ci przetrzepać!
Przyjrzyj się dobrze, może już
Na uszach mych dojrzała rzepa!
Albo nic nie mów, lepiej mi
Z poddasza lustro tu przynieście,
Nigdym nie widział twarzy swej,
Więc niech obejrzę ją nareszcie.
Spełniono rozkaz. Książę zbladł:
― Wyglądam gorzej niż straszydło.
Któż mnie wyleczyć zdoła, któż?
A medyk rzeki: — Woda i mydło.
― No cóż, niech będzie tak, jak chcesz,
Nie widzę żadnej w tym przeszkody,
By się namydlić jeszcze dziś
I na chwileczkę wejść do wody.
― Niestety, książę — medyk rzekł —
Twój rozkaz dawno każdy zna już.
Ty przecież zabroniłeś sam
Wyrabiać mydło w naszym kraju.
― Więc odwołuję rozkaz ten,
Od dziś niech z nim się nikt nie liczy.
Tymczasem zaś sprowadźcie mi
Sto wozów mydła z zagranicy.
Na kąpiel mam ogromną chęć
I taka wzięła mnie ochota,
Że za wóz mydła dam aż pięć
Sakiewek pełnych złota.
A teraz gońcy śpieszcie w świat
I głoście wszędzie me orędzie:
Kto chce fortunę zdobyć, niech
Czym prędzej z mydłem tu przybędzie.
Ruszyli gońcy skoro świt,
Nie szczędząc własnych sił ni koni,
I wkrótce poznał cały świat
Orędzie księcia z Obrudonii.
Mieszkał w czasach tych w Warszawie.
Tuż przy bramie Grodzkiej,
Kupiec wielce szanowany,
Hilary Zabłocki.
Gdy dotarło doń orędzie
Władyki Brudasa,
Zatarł dłonie i zawołał:
— Wiwat! Dobra nasza!
Monotonne życie w mieście
Już mi dawno zbrzydło,
Czas wyruszyć w świat nareszcie,
Zwłaszcza że mam mydło.
Mam co prawda zapas skromny,
Lecz gdy go potroję,
Całe złoto Obrudonii
Wpadnie w ręce moje.
Nie powiozę mydła w wozach,
Lecz jakem Hilary,
Załaduję cały towar
Na rzeczne galary.
Zamiast wlec się po bezdrożach,
Po wiślanej toni
Pożegluję tak, że pierwszy
Będę w Obrudonii.
Słów na wiatr nie rzucał nigdy,
Więc dotrzymał słowa
I przez trzy dni trzy galary
Mydłem załadował.
Tłum się zebrał na przystani,
Padają przestrogi:
― Przykryj mydło, bo cię może
Złapać deszcz w pół drogi!
A Hilary odpowiedział:
― Wiem, drodzy sąsiedzi,
Że kto z nas nie ryzykuje,
Ten w kozie nie siedzi.
Lecz popatrzcie na to niebo,
Na błękitną wodę,
Taka jasność zapowiada
Słoneczną pogodę.
Hej, kamraci, czas już na nas! —
Przywołał załogę
I po chwili trzy galary
Wyruszyły w drogę.
Nie minęło pół godziny
Tej wodnej podróży,
A już niebo ponad Wisłą
Zaczęło się chmurzyć.
Wiatr się zerwał i przypędził
Chmurę taką czarną,
Że natychmiast całą ziemię
Gęsty mrok ogarnął.
Potem grom gdzieś blisko trzasnął,
Niby bicz ze srebra,
I na mydło Zabłockiego
Lunęło jak z cebra.
Choć się kupiec zaczął zwijać
Jak mucha w ukropie,
Choć na mydle sam układał
Worki i konopie,
Choć z załogą przeskakiwał
Z galaru na galar,
Mydło mokło coraz bardziej,
Bo deszcz wszystko zalał.
Wkrótce ludzie zobaczyli
Rzeczy niesłychane:
Mydło zmieniać się zaczęło
W gęstą, białą pianę
I powstała ślizgawica
Taka, że załoga
Już nie mogła bez oparcia
Stać na własnych nogach.
Gdy ktoś pragnął krok postawić
Albo unieść wiosło,
Wnet na mydle jechał, jakby
Sto koni go niosło.
A tymczasem na galarach
Rosły góry piany.
Ludzie w pianie wyglądali
Jak śnieżne bałwany.
Każdy krztusił się i kichał,
Krzyczał gromkim głosem
I choć to nie było miłe,
Puszczał bańki nosem.
A tu piany wciąż przybywa —
Cała Wisła w pianie,
Więc na brzegu tłumy praczek
Urządziły pranie.
Dwa dni trwała ta ulewa,
Tak że w górnym biegu
Nawet Wisła porywista
Wystąpiła z brzegów.
Dnia trzeciego, gdy deszcz ucichł,
Gdzieś koło obiadu,
Na galarach już po mydle
Nie zostało śladu.
— Nie udało nam się umknąć
Spod deszczowej młocki —
Do załogi przemokniętej
Zawołał Zabłocki. —
Lecz nie myślcie, że do zmiany
Planów deszcz mnie skłoni.
Za dni parę znów wyruszę
Wprost do Obrudonii.
A że wyszła na wierzch prawda
Niby z worka szydło,
Że najlepiej wozić lądem,
A nie wodą mydło,
Więc tym razem niech mnie traktem
Wiedzie los łaskawy.
Zanurzajcie wiosła głębiej,
Wracam do Warszawy!
Choć Zabłocki do stolicy
Wrócił rano w piątek,
Do wieczora zdążył sprzedać
Dom swój i majątek,
A w sobotę po południu
Miał na wozach prawie
Caluteńki zapas mydła,
Jaki był w Warszawie.
Stoi sto ładownych wozów
Na ulicy w rzędzie.
Konie szyje wyginają
Jak czarne łabędzie,
Stu woźniców trzyma lejce
I czeka komendy
Zabłockiego, co w karocy
Ma przejechać tędy.
Oto zbliża się karoca,
Już po bruku dzwoni.
— Jazda za mną! — krzyknął kupiec. ―
Nie żałujcie koni!
I nim noc przykryła niebo
Granatowym skrzydłem,
Już daleko od Warszawy
Były wozy z mydłem.
A Zabłocki uśmiechnięty
Podśpiewywał sobie:
— Jeśli podróż dobrze pójdzie,
To nieźle zarobię.
Poszczęściło się tym razem
Panu Hilaremu,
Wprawdzie deszczyk raz pokropił,
Ale nikt nie przemókł,
Bo natychmiast jasne słońce
Miotełką promieni
Pościerało każdą kroplę
I z wozów, i z ziemi.
Szybko dni mijały w drodze
I czas się nie dłużył,
Aż dotarła kawalkada
Do kresu podróży.
Wyjechały wozy z borów
I wtem jak na dłoni
Zobaczyli jeźdźcy mury
Sławnej Obrudonii.
Pierwszy wjechał do grodziska
Zabłocki w kolasie.
A tuż za nim stu woźniców
Wprost na rynek pcha się.
Tu Zabłocki zdębiał. Nagle
Oczom przestał wierzyć,
Gdzie nie spojrzy, dookoła
Pełno mydła leży.
Sterty mydła w oknach domów,
W zaułkach i w bramach
I ogromne piramidy
Na ulicznych kramach.
Krzyknął: — Skąd się tutaj wzięła
Mydła taka masa?! —
I rozkazał stangretowi
Jechać do Brudasa.
Książę Brudas przyjął kupca
W kolumnowej sali
I zapytał: — Co przywozisz,
Czym się chcesz pochwalić?
A Zabłocki odpowiedział:
― Zgodnie z twym orędziem
Sto ładownych wozów z mydłem
Ustawiłem w rzędzie
I przywiozłem do twych włości
Z niemałą ochotą,
Aby mydło jak najprędzej
Wymienić na złoto.
— Oj, za późno przyjacielu —
Westchnął książę Brudas. —
Sprzedać mydła w żaden sposób
Tu ci się nie uda,
Bo przed tobą tu już byli
Kupcy z Czech, z Wenecji,
Z Niemiec, z Danii, z Macedonii
I z dalekiej Szwecji.
Byli także i z Italii,
Byli i Francuzi.
Nakupiłem tyle mydła,
Ze mam w skarbcu guzik,
Ale nie miej do mnie żalu,
Bo się musisz zgodzić
Z tym, że kto przychodzi późno,
Ten sam sobie szkodzi.
Prócz guzika nic darować
Nie mogę nikomu.
Krótko mówiąc, jedź z tym mydłem
Z powrotem do domu.
Jak się później potoczyły
Zabłockiego sprawy,
Trudno zgadnąć, ponoć wrócił
Z mydłem do Warszawy.
A że tam na każdym kroku
Gromki śmiech go witał,
Dnia pewnego dosiadł konia
I ruszył z kopyta.
Czy się udał hen za Dunaj,
Czy też jeszcze dalej,
Nie udało się nikomu
Już nigdy ustalić.
Byli tacy, co mówili,
Że morzem popłynął
Tak daleko, że na zawsze
Ślad po nim zaginął.
Gdy w Warszawie o tych sprawach
Doszła wieść do króla,
Król rzekł: — Trudno nad Zabłockim
Zbytnio się rozczulać,
Ale warto to opisać
Gdzieś w zamkowym skrzydle,
By pamiętał lud, jak wyszedł
Zabłocki na mydle.
Dworski skryba rzecz tę spisał
Z ogromnym zapałem,
A ja właśnie jego słowa
Wiernie przepisałem.
Autor: Igor Sikirycki
Ilustracje: Andrzej Bartczak
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)