wtorek, 31 marca 2020

O błękitnym kocie - bajka / legenda indonezyjska

O błękitnym kocie 
(bajka / legenda indonezyjska)


Na dalekiej wyspie w Indonezji mieszkał ongiś król lubujący się w kotach. We dni i w nocy trzymał przy sobie kota. A każdy nowy jego ulubieniec przewyższał urodą poprzedniego. 

W czasach, z których pochodzi to opowiadanie, ulubiony kot króla był biały. Miał długą, miękką, jedwabistą sierść, kępki białych włosów na spiczastych uszach i takie same białe kępki na łapkach. Biały kot nosił na szyi obróżkę ze złota i rubinów, a długim, cienkim, złotym łańcuszkiem przywiązano go do napięstka króla. U stóp tronu królewskiego leżała jedwabna poduszka - posłanie dla kota.



Od czasu do czasu król podnosił z poduszki swego ulubieńca i brał go na kolana. Mówiono, że rozmawia z nim o sprawach królestwa. I wiedziano, że osobę, do której kot poczuł niechęć natychmiast wydalano ze dworu. Władca zwykle ustala modę dla swoich poddanych i wobec tego w każdym domu na wyspie także chowano kota. 
Możecie sobie wyobrazić, ile tych kotów było! Czasami istotnie nie dało się zrobić jednego kroku, żeby nie nadepnąć kotu na ogon. Od rana do wieczora rozprawiano o kotach i żadne dziecko nie miało równie miękkiego posłania i smacznego jedzenia, jak domowy kot. Bo tak sobie życzył król. Nic też dziwnego, że króla nawiedzały sny o kotach.
Pewnego ranka przed oblicze monarchy zawezwano wróżbitę. Mędrzec ten umiał tłumaczyć sny, jak gdyby czytał z otwartej księgi. Król zasięgał jego rady, jeśli sam nie potrafił odgadnąć znaczenia jakiegoś snu.
- Minionej nocy - powiedział król wróżbicie - miałem cudowny sen. Śniłem o błękitnym kocie. Kot przypominał kolorem pogodne niebo, miał zielonożółte oczy i nosił obróżkę z rubinów, taką samą jak mój biały kot. W tym śnie ja siedziałem na tronie, a błękitny kot u mnie na kolanach. Ludzie tłoczyli się w procesji, przynosząc mi dary. Tak wspaniałych darów nikt mi dotąd nie składał. Wszyscy ci ludzie w moim śnie byli uśmiechnięci i zadowoleni. To chyba oznacza, wieszczku, że błękitny kot przyniósłby mi szczęście, prawda? Jednak w dalszym ciągu snu kot nagle zeskoczył mi z kolan i uciekł z pałacu. A wszystkie wspaniałe dary znikły, znikli uśmiechnięci ludzie. Powiedz, wieszczku, co ten sen może znaczyć?
Sędziwy badacz snów, przywdziany w magiczne szaty, doskonale wiedział, że musi tak wytłumaczyć sen, aby zadowolić króla. 
Toteż szybko powziął decyzję:
- Twój sen, królu, istotnie był cudowny i przepowiada wielką radość dla twego państwa. Błękitny kot przyniesie wielkie bogactwa. Błękitny kot przyniesie uśmiech szczęścia dla wszystkich mieszkańców tej wyspy. W twoim śnie błękitny kot odszedł, a z nim twoje skarby. Trzeba znaleźć błękitnego kota;,aby powróciły szczęście i bogactwo.
Gadkę tę przewrotny wieszczek całkowicie wyssał z palca, ale opowiedział ją tak sprytnie, że król uznał jego słowa za wyrok zesłany przez niebiosa.
Któż jednak widział na ziemi błękitnego kota - kota koloru pogodnego nieba? 
Ani ja, ani wy, ani oczywiście wróżbita. Król natomiast nie podawał tego w wątpliwość.
- Przynieście mi błękitnego kota! - rozkazał. - Musi to być kot koloru pogodnego nieba. Żądam, aby go znaleziono bardzo szybko!
Wszyscy zatem szukali błękitnego kota ze snu króla. Szukali w pałacach i ubogich chatkach, na strychach i w piwnicach. Szukali dniem i nocą. Na ulicach łapano koty w pułapki sporządzone z worków. Przed każdym progiem stawiano spodeczek z mlekiem, aby zwabić zbłąkane, bezpańskie koty. Znajdowano koty czarne i białe, popielate i rude, koty pstre i łaciate. Na błękitnego kota jednak nikt nie mógł trafić.
Król obiecywał wspaniałe nagrody, coraz wspanialsze w miarę jak czas upływał, a błękitnego kota mu nie dostarczano. W końcu obiecał nawet rękę swej córki i pół królestwa temu młodzieńcowi, który odnajdzie błękitnego kota z jego snu. Na razie i to nie poskutkowało i wtedy król uciekł się do gróźb.  Gdy nadal nikt nie przynosił błękitnego kota. Codziennie wtrącał do pałacowego więzienia dziesięciu swoich poczciwych poddanych. Nieszczęśników wybierano ciągnąc losy.
Całą wyspę ogarnął strach. Z ludzkich twarzy zniknął uśmiech. Każdy drżał, że następnym razem usłyszy własne imię wywołane z kartki. 
Niecierpliwość króla rosła. Zupełnie zaniedbał swego ulubieńca, ślicznego białego kota. Biały kot leżał opuszczony na jedwabnej poduszce i gdy pewnego dnia gdzieś przepadł, król nawet o niego nie zapytał. 
Otóż trzeba wam wiedzieć, że w tej wyspiarskiej krainie żył szlachetny młodzian, który od dawna żywił tajemną miłość do królewny. Usłyszawszy o obietnicy króla, że jej rękę dostanie ten, kto znajdzie błękitnego kota, młodzieniec zamyślił się głęboko. 
Dumał i dumał, no i w końcu przyniósł królowi upragnionego kota z jego snu. Niektórym dworzanom kot wydał się podobny do poprzedniego, białego ulubieńca. Miał ten sam wzrost i zielonożółte oczy, tylko oczywiście, porastała go błękitna sierść. Nikt nigdy nie spotkał na świecie kociego futerka o tak nasyconej błękitnej barwie. Król wszakże żadnych pytań nie zadawał.
To był przecież niewątpliwie kot z jego snu! 
Gdy obudził się tego szczęśliwego poranka, na poduszce w nogach łóżka leżał błękitny kot o zielonożółtych oczach. Taki sam jak we śnie. A na szyi miał obróżkę z rubinów taką samą, jaką nosił jego biały poprzednik. Błękitny kot ocierał się mrucząc o ramie króla. Tak jakby zwierzątko od dawna było królewskim pieszczochem.


Gdy król siedział na tronie, błękitny kot wskakiwał mu na kolana, jakby od niepamiętnych czasów tu siadywał. Król promieniał teraz szczęściem. Ludność wyspy również promieniała. Nikt już nie obawiał się wiezienia i wobec tego znoszono do stóp króla bogate dary. Do sali tronowej ciągnęła nie kończąca się procesja ofiarodawców tak właśnie jak w jego cudownym śnie.
- Obiecałem, że temu kto mi znajdzie błękitnego kota oddam córkę za żonę, trzeba urządzić wesele.
I tak szlachetny młodzian poślubił swoją ukochaną i otrzymał połowę królestwa.
Mieszkańcy wyspy jednakże dziwowali się skrycie, patrząc na błękitnego kota. Niektórzy powiadali, że jego futerko wcale nie jest z natury błękitne. Szeptano, że poprzedniego faworyta, białego kota, przefarbowano po prostu na błękitny kolor. Niejeden kiwał głową z niepokojem na myśl o śmiałości młodego oblubieńca, który odważył się spłatać takiego figla samemu władcy. 
Życie na wyspie toczyło się teraz spokojnie i gładko. Odkąd król miłą błękitnego kota i trzymał go stale na kolanach, nigdy nie wpadał w gniew ani z zły humor. Któż więc z jego poddanych mógł okazać taki brak rozsądku, aby zadawać pytania na temat błękitnego kota, któremu wyspa zawdzięczała spokój i szczęśliwość?
I podstęp nigdy nie wyszedłby na jaw, gdyby pewnej nocy kot nie wysunął łebka z rubinowej obróżki i gdyby nie wyskoczył przez okno, udając się na przechadzkę po ogrodowym murze! 
Jego nieobecność zauważono dopiero rano.
Cały pałac został przewrócony do góry nogami w czasie poszukiwań. Król nie miał wątpliwości, że jeśli błękitny kot zginie, kraj nawiedzi jakaś straszna klęska. Służebnicy przeszukiwali cały pałac, komnatę po komnacie. Zaglądali pod łóżko króla i za jego tron. Ale błękitny kot przepadł bez śladu.
W końcu przyszło komuś do głowy przeszukać ogród. 
I tam, koło pralni, w beczce, do połowy wypełnionej mydlinami znaleziono przedziwne stworzenie. Kot króla wpadł do beczki i niestety, jego futerko przypominało teraz błękit nieba nakrapiany białymi obłoczkami. Bo prawie cała błękitna farba, którą przemalowano białą sierść dawnego ulubieńca, została w mydlinach.


Możecie sobie wyobrazić gniew króla, gdy dowiedział się, że go oszukano.
- Mąż mojej córki musi umrzeć - rozkazał - Nawet więzienie jest dla niego zbyt łagodną karą. Sprowadził klęskę na cały kraj, bo nasz 1os zależy przecież od prawdziwego, a nie od farbowanego błękitnego kota!
Królewna kochała swego młodego małżonka. Kochała go bardzo mocno i nie chciała go stracić.
A więc padła na kolana przed rozgniewanym ojcem i zawołała:
- Co on zrobił złego, ojcze? Chciałeś mieć błękitnego kota i on ci takiego kota dostarczył. Chciałeś, aby kraj był szczęśliwy i błękitny kot przyniósł wszystkim spokój.
- Ale ja chciałem mieć błękitnego kota z moich snów, kota, który według zapewnień wróżbity miał mi przynieść szczęście.
- Tamten kot, ojcze, to był tylko sen - mówiła królewna z płaczem - Mój mąż pokazał ci, że sen jest jedynie snem. Szczęście przychodzi wtedy, gdy się w nie wierzy. Ty uzyskałeś szczęście dzięki przekonaniu, że twój biały ulubieniec jest błękitnym kotem. Przecież twój biały kot wcale nie jest gorszy, jeśli się nad tym zastanowisz. 
I wtedy właśnie biały kotek ze śladami niebieskiej farby wskoczył na kolana króla. Gniew monarchy rozproszyły już częściowo słowa ukochanej córki. A teraz roześmiał się głośno. Potarł ręką miejsca, które pozostały jeszcze błękitne na futerku ulubieńca i roześmiał się znowu.
- Trzeba tego kota jeszcze raz zanurzyć w beczce z mydlinami rozkazał - Zmyjcie z niego wszelkie ślady mojej nierozwagi. Biały kot wcale nie jest gorszy od błękitnego. Od tej chwili w moim królestwie nie będzie już miejsca dla kotów, które pojawiły się tylko we śnie.

Autor: Frances Carpenter 
bajka pochodzi z książki "Księżniczka z kamforowego drzewa" 


Wydanie z 1966


Ilustracje pochodzą z pl.pinterest.com i nie są oryginalnymi ilustracjami z książki.

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)