czwartek, 31 maja 2018

bajka z europejskiej wyspy o jeżu i szakalu

Jak jeż szakala przechytrzył
bajka maltańska

Pewnego razu spotkał się jeż z szakalem. 
— Wiesz — powiada szakal — byłoby dobrze, gdybyśmy wspólnie uprawili kawał pola, mielibyśmy co jeść na zimę. 

— Co racja, to racja — odrzekł jeż. 

Zabrali się do roboty, zaorali pole i rzepy nasiali. Kiedy wszystko ładnie wzeszło, przyszli, popatrzyli, językiem mlasnęli. 
— Będzie co jeść, oj, będzie. 
Nadeszła pora zbiorów.


Jeż mówi do szakala:
— Teraz podzielimy się plonem, jeden z nas weźmie górną część, drugi dolną. Wybieraj, co chcesz! 

— Wezmę to, co jest na górze — rzecze po namyśle szakal. 
— Zgoda, no to bierz się do kosy — powiada jeż. 
Szakal kosi, kosi zielone liście, a za nim jeż wyrywa z ziemi korzenie — piękne, zdrowe rzepy. 
Następnego roku znów spotkał się jeż z szakalem. 
— Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to moglibyśmy znowu wspólnie uprawić kawał pola — powiada szakal. 
— Z przyjemnością — jeż mówi. — W tym roku posiejemy zboże. 
Ostro wzięli się do roboty. Zaorali, zbronowali, pszenicę zasieli. 
Gdy nadeszła pora żniw, rzecze jeż do szakala: — Teraz podzielimy się plonem. Co wybierasz, górną część czy dolną? 
— Oho, nie dam się teraz nabrać, zmądrzałem — śmieje się szakal. — Już mnie nie nabierzesz więcej, niegłupim brać to, co na górze, wezmę korzenie. 


Jeż spokojnie żnie sobie pszenicę, szakal korzenie za nim wyrywa z ziemi. Jeż zboże ustawił w stogi, zmłócił chwacko, plewy odwiał, czyste, złociutkie ziarno w wory przesypuje. Będzie miał co jeść, oj, będzie! A szakal ogon podwinął i zaczął wyć ze złości. Widząc się oszukanym, podał szakal jeża do sądu. 


Po namyśle sędzia wydał taki wyrok: 

— Pobiegniecie razem wzdłuż pola pszenicy, co się ciągnie aż pod tę górę, kto pierwszy łany zboża wymierzy i na szczyt góry zajdzie, ten cały plon weźmie. 
— Dobrze — mówią jeż z szakalem. 
A miał jeż dziewięciu braci jak kropla wody do siebie podobnych. Przywołał ich do siebie, cały plan z nimi omówił. Jeden miał się ukryć zaraz na początku pola, drugi troszkę dalej, trzeci jeszcze dalej i tak aż do wierzchołka góry, gdzie się pole kończyło. 
Podchodzi jeż do szakala. 
— No, czyś gotów? To zaczynajmy nasz bieg. 
Sędzia dał znak i obaj zawodnicy rzucili się pędem wzdłuż łanów pszenicy. Przeleciał szakal migiem kawał drogi, ale jeża przegonić ani rusz nie może, zawsze go przed sobą widzi, jak łany mierzy. 
Jeszcze szybciej szakal pędzi, aż mu tchu brak w piersiach, a jeż ciągle na przedzie, ciągle na przedzie biegnie i krzyczy: 
— Piętnaście, szesnaście, siedemnaście łanów! 
Już szczyt góry niedaleko, pole się kończy niebawem, a szakal gdzie tam! 
Dopiero w środku dziesiąty łan liczy, aż dyszy z wysiłku, bokami robi, jakby paść miał. 
— Dwudziesty łan! — krzyczy jeż z góry. 
Sędzia go zwycięzcą ogłasza i cały plon mu przyznaje. 
A szakal znów ogon podwinął i wyje do księżyca.

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)