czwartek, 31 maja 2018

bajka europejska - pory roku w roli głównej (Baśń o dwunastu miesiącach, Bracia miesiące

Baśń o dwunastu miesiącach
bajka rosyjska
w opracowaniu Janiny Porazińskiej


Była w chacie gospodyni. Miała córkę i miała pasierbicę. Pasierbica była dobra, a córka była dokucznica. Pasierbica zawsze miała główkę gładko przyczesaną, liczko umyte, sukienkę, choć biedniutką, ale czystą. Córka była roztargana, często nieumyta, a jak jej się spódniczka ubłociła, to w takiej szargulicy wciąż chodziła. Ludzie na pasierbicę mówili: -” ładniuśka”; na córkę mówili: -„brzydulicha”. Więc macocha pasierbicy strasznie nie lubiła. Tak umyśliła sobie: "Pozbędę się jej, do lasu ją wyślę, niech ta gdzie w boru uśmiertnie." 
Nadszedł grudzień. 


Spadły śniegi i przyszedł mróz, a srogie wichury dujawice po polach pędziły i tumanami śniegu migotały. 
Raz co się dzieje… 
Woła macocha pasierbicę i mówi: 
- Idź mi zarutko w las i nazbieraj fiołków. Jak ich nie nazbierasz, to się tu nie pokazuj, bo cię do izby nie wpuszczę. 
Hej świecie, świecie!... A gdzież tu w tym kopnym śniegu kwiatków szukać! 
Aż się biedna sierotka za główeńkę chwyciła, aż się o ścianę sparła, bo z żałości na nogach ustać nie mogła. 
- A kajżesz ja tera skoroś zimy fiołki najdę? 
-Szukaj se, kędy chcesz, a ja swojej woli nie odmienię. Abo dziś do wieczora fiołki przyniesiesz, abo się nie pokazuj w chałupie! 
Rzuciła sierocie do sieni koszyk i izbę na skobel zawarła. Ha, cóż było robić. Zaodziała się dziewczyna chuściną, na bose nogi wzięła chodaki i poszła w las.


Najciężej było iść otwartym polem, bo wiatr tu hulał, szarpał i w oczy śniegiem uciskałale w lesie już było przyciszniej. Chojary w górze szumiały i krakały wrony, a na jałowcach, jak czerwone płomyki, uwijały się szczygłyi gile. Jałowcowe owocki objadały. 
Idzie dziewczyna i idzie lasem, a wcale nie rozumie, gdzie tu można fiołki znaleźć. Nawet o wiośnie ich tu nie widziała. Ale że w lesie nie tak dokuczliwie jak w polu to i brnie od sosny do sosny. „Pewnie zginę albo z mrozu, albo z głodu, albo od wilków. A może i zajdę kaj do dobrych ludzi?” 


Ano tak myśli trójsmutkiem i jedną pociechą i idzie. 
Dobry kawał już lasem uszła, aż tu widzi -ogień się pali, a dookoła ognia dwunastu chłopów siedzi:„A może to zbójcy? Iść tam? Nie iść?” 
Ale pośmiałkowała się i ku siedzącym idzie. A jak podeszła bliżej rozeznała, kto to. 


Rzekła dobre słowo, odpowiedzieli jej i pytają: 
- Który też z nas najbardziej ci się podoba? 
A sierotka śmiało: 
-Wszyscyście piękni, boście wszyscy potrzebni. 
Spojrzeli bracia po sobie, spodobała im się taka grzeczna mowa. 
Aż pytają: 
-Po coś tu przyszła dziewczynko? 
-Macocha kazała mi fiołków nazbierać, ale kaj ich ta zimą szukać! 
- E, nie trapże się, może i znajdziesz. 
Usiadł Kwiecień na miejscu Grudnia. Zaraz śnieg zaczął topnieć, aż się porobiły rozcieki, ale te i od razu w grunt wsiąkły. Co bliskie jarzębiny, brzozy i leszczyny pokryły się listkami, zazieleniły się jagodowe, borówkowe krzaczki, a ptaszęta zaczęły po wiosennemu śpiewać. Z głębi lasu przywiał dech świeży, słońcem nagrzany, kwitnącą czeremchą pachnący. 


-Idźże, sierotko, za tę pierwszą sosnę, fiołków poszukaj. 
Idzie dziewczyna, patrzy... a tam aż modro od kwiecia! 
Przypadła na kolana, rwie, rwie...pół koszyka narwała. Przykryła je mchem, żeby nie zmarzły. 


I wróciła do ogniska Kwietniowi podziękować. 
-Idźże w spokoju do domu. A jak będziesz znów w potrzebie, przybieżaj do nas.
Biegnie sierotka do domu, a nadziwić się nie może i temu, że się tak w okamgnieniu wiosna zrobiła i fiołki wyrosły, a i temu, że wcale teraz zimna nie czuje. Wiatr tak samo dmie, śnieg tak samo nad ziemią hula, a do niej to jakoś nie dochodzi, właśnie jakby jeno za szybką na świat zimowy patrzyła. A droga jakoś zrobiła się niedługa. Już i brzeg lasu, już i koniec pola, już i chata, z której rano wyszła. 


Usłyszała macocha, że dziewczyna wchodzi do sieni, tak wyszła z izby.
-Jeśli nie masz fiołków, to wynocha! 
-Mam, mam, patrzcie jeno! - woła dziewczynka z radością i stawia koszyk na stole. Przyskoczyła do koszyka matka i córka. Odgarniają mech a tu w izbie zapachniało jak w ogrodzie wiosną! Wytrząsnęły koszyk a tu na stole cały kopczyk świeżutkich kwiatów! 
-Sprawiedliwie... fiołki prawdziwe - mamrocze macocha i pojąć nie może, gdzie je pasierbica znalazła. -W lesie były? 
-W lesie. 
Minęły trzy dni, mróz jeszcze bardziej się nasilił, wichry jeszcze się bardziej rozsrożyły a macocha myśli: „Za pierwszym razem nie udało się, może za drugim się uda” 
I woła do sieroty: 
-Biegaj mi zaraz w las i nazbieraj tam poziomek. I to ci przykazuję: coby były piękne, coby były dojrzałe. A jak ich nie najdziesz, to nie wracaj! 


Znów się dziewczyna okręciła swą podartą chuściną, wzięła na bose nogi chodaki i poszła. Myśli sobie: 
-„Pójdę do Miesięcy, może mnie i teraz poratują. Ale czy to do nich dojdę? E, musi nie, musi jeszcze przed borem zamarznę”. 
Idzie, idzie... wichry ją szarpią, mróz na wylot ją przejmuje.


 Każda kosteczka w niej z zimna się trzęsie. Ale jakoś do lasu doszła, do dwunastu braci dobrnęła. 


Powitała ich, odpowiedzieli i Grudzień mówi: 
-To ty, dziewczynko? Cóż teraz chciałabyś mieć? 
Wstydzi się sierotka swej zuchwałości, ale cóż ma począć! Więc nieśmiało szepce: 
-Poziomek bym chciała... pięknych, dojrzałych.. 
-To się zrobi... to się zrobi… - mówi Grudzień. 


Dźwignął się ze swego siedziska, a na jego miejsce przyszedł młody Czerwiec. I raz ,dwa, trzy... dookoła śnieg stajał, drzewa zazieleniły się, głogowe krzaki stanęły w różowym kwieciu, a ptaszki świergolaszki napełniły las taką muzyką, że od ich nutek aż liście drżały, aż chwiały się gałązki. 
-Idźże, sierotko, za tę sosnę, poszukaj. 
Idzie dziewczyna, a na polanie za sosną aż czerwono od poziomek! Jakby tu kto cały wór koralików rozsypał! Dopieroż zaczęła zbierać a do dzbanka sypać! A tak jej ta robota szybko szła, że nie do pojęcia! Już połowa dzbana, już po szyjkę, już pełniutki z czubem! Zerwała liść paproci, dzbanek nakryła, wilczym łykiem okręciła. 
-Idźże, sierotko, spokojnie do domu. A jak będziesz czego potrzebowała, to przyjdź tu do nas. 
Idzie dziewczyna do domu i, tak jak za pierwszym razem, wcale jej nie zimno i dzbanek nie cięży, i droga niedaleka. 
Ani się zmiarkowała, gdy już chatę przed sobą zobaczyła. Usłyszała macocha, że dziewczyna wchodzi do sieni, tak wyszła z izby i woła: 
-Jeśli nie masz poziomek… - nie dokończyła, bo juścić poziomki są w sieni pachnie jak na polance leśnej, gdy ja czerwcowe słońce dogrzeje. 
Wnet też i cała izba poziomkową wonią się napełniła Postawiła sierota dzbanek na stole, paprociowe liście zdjęła, a tam poziomki jedna w jedną duże jak wiśnie, a dojrzałe, aż sok się z nich rosą wytacza. Idą ludzie drogą, zatrzymują się i wołają: 
-Darosławo, a co to też w waszej zagrodzie tak pachnie? 
Nie chce gospodyni, aby ludzie poziomki zobaczyli, tak je co prędzej do komory wynosi, a ludziom mówi: 
-Miałam ta co nieco suchych poziomkowych liści. Spaliłam je, to z tego pachizna się z dymem rozeszła. 
Na wieczerzę matka z córką poziomki zjadły, sierocie nic nie dały. 
Znów minęło kilka dni. 
Gospodyni myśli:„Głupia byłam, że chciałam fiołków, że chciałam poziomek. Kwiatki zwiędły i nie ma nic; poziomki się zjadło i nie ma nic. Tera każę sierocie przynieść z lasu talarów. Gospodarkę se powiększę, odziewku świętalnego dla nas obu nakupię!” 
Więc mówi do sieroty: 
-Leć mi do lasu i przynieś talarów. Coby były ciężkie, ze szczerego srebra. Jak ich nie najdziesz, to się tu nie pokazuj! 
Zabrała się sierota i znów idzie, i znów przed braćmi Miesiącami staje: 



-Talarów kazali macocha przynieść. Coby były ze szczerego srebra. 
Podumał Grudzień, aż mówi: 
- Przychyl się i weź sobiewęgielków z ogniska. 
Nie śmie dziewczyna odmówić, ale strasznie się boi, że jej te węgielki dziurę w zapasce wypalą i macocha ją za to ukarze. 
A jakżeż przyjdzie z węglami, skoro miała talarów przynieść!... To może lepiej nic nie brać i do chaty nie wracać. Widzi grudzień,  że dziewczyna waguje, tak powiada: 
-Nie bój się, nabierz węgielków. A jak jeszcze macocha cię wyśle, to już do niej nie wracaj, u nas ostań. W naszej zagrodzie będziesz mieszkała, gospodarkę nam będziesz prowadziła. Dziewczyna kupkę węgielków czerwonych, żarzących nabrała, podziękowała i wraca. A wciąż się strasznie boi, że jej się dziura w zapasce wypali. 
Weszła do sieni, a ma cocha woła: 
-Masz talary?! Ile ich masz?! 
Nie śmie sierotka o tych węgielkach powiedzieć boi się. Milczkiem do nalepy podchodzi, a serce w niej mdleje ze strachu. Wytrząsa z zapaski…..A tu brzdęk, brzdęk, brzdęk... srebrne talary na nalepę lecą i dźwięczą, i błyszczą, aże w całej izbie pojaśniało. 
Rzuciła się macocha z córką! Talary zagarniają, oglądają, liczą.. 
- Ten i ten na przykupek gruntu. Ten na krowę, na woły. Ten na prosiaki, gęsi, kury. Ten i ten na odziewek, na buty... A za co korale i bursztyny? A za co jedwabne czepce? Za co pierzyny, poduchy, kilimki ? I na sierotę obie: 
-Tyleś jeno przyniosła! A kaj masz więcej? Musi kajniebądź pod śniegiem utaiła dla siebie! Leć zaraz i wszystkie przynieś! 
Zaodziała się sierota w swą starą chuścinę i poszła w las, i więcej nie wróciła. 
Do dwunastu braci Miesięcy na służbę przystała. Czeka macocha do późnej nocy. Czeka cały ranek, cały dzień i znów cały wieczór. 



Pasierbicy nie widać. Tak ci powiada do swojej córki: 
-Nie wiadomo, co się stało z pasierbicą, może w polu zamarzła na śmierć. To tera ty pójdziesz. 
-Matko, chcecie, cobym i ja przepadła? 
-Nie bądź głupia! Tamta co na sobie miała? Letniczkową sukienkę i chuścinę. A ciebie zaodzieję w wełniak, w kożuch, w buty po kolana. Nie bój się, ani poczujesz zimna. A talarów przyniesiesz. Potrafiła tamta, potrafisz i ty. 
-Przecie! Potrafię. Jeszcze więcej przyniosę. 
Matka córkę ciepluśko ubrała i jeszcze ją zababuliła w ogromną wełnianą chustę. 
-Weźże na talary w jedna rękę torbę, w drugą garnek, a na plecy jeszcze woreczek. No, nadźwigasz się, ale idź se powolutku, odpoczywaj. 


A tu naści kukiełkę z masłem i z miodem. Poszła córka. 
A dzień był niezgorszy. 
Ściepliło się. Wiatr ustał, słońce mgławo świeciło, polatywał śnieżek drobniutki i suchy. Przeszła córka pole, weszła w las. Ciepło jej, wesoło. Idzie a rozgląda się dookoła, gdzie to te talary leżą. 
-O, coś tam się w lesie jarzy, migoce!.. 
Biegnie dziewczyna, aż się o małe świerczki śniegiem przysypane potyka i przewraca! Przybiegła! 


Patrzy, a to ognisko się żarzy, a dookoła ognia dwunastu braci siedzi. Poznała, że to bracia Miesiączkowie. Ale wielce była rozgniewana, że się tak tym ogniem oszukała. Myślała, że to talary świecą, a tu ot co! 
-Dzień dobry, dziewczynko! A może nam powiesz, kto my jesteśmy?! - zawołał wesoło Grudzień 
A córka ze złością: 
-Ten tu Marzec -kłapie wargą jak starzec. A ten Maj - tylko mu kij żebraczy daj. A ten Luty - ma koślawe buty. Stary Grudzień - największy leń…..- i tak długo jeszcze urągliwie Miesiączkom przygadywała. Aż się bracia rozgniewali. 
Podniósł się Grudzień, a na jego miejsce usiadł Luty. I dopiero jak nie zacznie się sroga zima! Mróz ścisnął nagle taki, że aż drzewa zaczęły hukać. 


Podniósł się wicher, pochwycił tumany śniegu i rozhukał się zamiecią. 
Myśli córka:  „Trzeba mi do domu uciekać! 
Ale drogi powrotnej wcale znaleźć nie może. To w tę stronę biegnie, to w tamtą. Ognisko z oczu straciła. A tu bór coraz gęściejszy, a tu mróz coraz okrutniejszy, a tu zaspy coraz większe. Brnie już po kolana, siły traci, senność ją ogarnia. 
Aż i umarzła na śmierć.


Autor: Samuił Marszak (1887- 1964)
Ilustracje: Władimir Lebiediew/ T. Ereminoj

Bracia miesiące
wierszyk polski
Ewa Szelburg – Zarembina 


STYCZEŃ 
Jedzie Styczeń czwórką koni,
złote lejce trzyma w dłoni.
Wiatr go ściga, pędzi, goni!
... W złotym słonku srebrny kurz...
Pyszna sanna w skrzący mróz! 


LUTY 
Idzie luty, 
niesie buty 
futrzane.
Gdy urosnę 
i ja takie dostanę. 


MARZEC 
Marzec siadł u płotu, czeka na Wiosenkę 
a deszcz drobny prószy, zamoczył mu sukienkę. 


KWIECIEŃ 
Na zielonej trawie 
pasie Kwiecień pawie 
a jasne słoneczko 
pomaga łaskawie. 


MAJ 
Kwietniu, miesiące daj, 
idzie miesiąc Maj. 
Ulinił fujarkę, dmucha. 
Hej! Caluśki świat go słucha, 
Grajże Maju, graj!


CZERWIEC 
Czerwiec to czarodziej! 
Znalazł o północy to, 
co w baśniach kwitnie raz w rok. 
Kwiat Paproci. 
Da go Tobie, 
da go mnie. 
- Kiedy? 
- Nocką. 
- Gdzie? 
- We śnie. 


LIPIEC 
Lipiec z pszczół kapelą
czuwa nad ogrodem,
więc mu ogrodniczka
niesie chleba z miodem. 


SIERPIEŃ 
Sierpień na dożynkach 
raźno idzie w tan. 
Grajcie mu oberka! 
Dajcie wina dzban!

WRZESIEŃ 
A ten Wrzesień we wrzosie
szuka rydzów po rosie.
A gdy rosa już zginie,
rwie orzechy w leszczynie. 


PAŹDZIERNIK 
Październik, że wesoły 
to przez swawolne zbytki, 
świat łowi w cieniuchne, 
pajęczynowe nitki.


LISTOPAD 
Listopad złocisty, 
pilnie pisze listy: 
purpurowe, złote, 
jakie ma ochotę. 
Wiatry – listonosze 
roznoszą listeczki. 
Jeden taki liścik trafił do mej teczki. 


GRUDZIEŃ. 
Biegnie żwawy Grudzień 
z brzękiem łyżew, nart: 
- Dalej za mną dzieci! 
Kto żyw ten na start! 


Ilustracje: Zdzisław Witwicki
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek

5 komentarzy:

  1. Bardzo ładne te obrazy.Zachwycające

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moglibyście zrobić wszystkich braci miesięcy w rzędzie? Jeden duży obraz.
      proszę

      Usuń
  2. Dziękuje za piękne wierszyki. Są prześliczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że podoba się blog. Staram się przypomnieć sobie te pozycje, które pamiętam z dzieciństwa:) Jak widać warto, dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  3. Przepiękne ilustracje z rosyjskich wydań książki, aż chciałoby się mieć taką w domu. Jedna z ulubionych baśni dzieciństwa. Czytana i oglądana wielokrotnie.

    OdpowiedzUsuń

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)