Ja jestem najładniejsza z całej zerówki. I imię też mam
najładniejsze: Paulinka. Mam najdłuższy warkoczyk. I babcia mi go co dzień zaplata wstążką
i wiąże na końcu piękną kokardę. Mam fartuszek granatowy, z falbankami. Te falbanki są sztywne i
namarszczone, i tak ślicznie szeleszczą. W zerówce jestem najlepszą uczennicą. Mam czyściuteńki zeszyt i
pięknie rysuję, i umiem wszystkie cyferki i literki duże i małe.
Lubię chodzić do zerówki.
Rano, po śniadaniu, babcia kiwa mi z okna, a ja maszeruję sobie prze podwórze i już zaraz, za sklepem spożywczym jest nasza szkoła. I tylko szkoda, że zawsze muszę spotkać tego chudego Jarka.
Rano, po śniadaniu, babcia kiwa mi z okna, a ja maszeruję sobie prze podwórze i już zaraz, za sklepem spożywczym jest nasza szkoła. I tylko szkoda, że zawsze muszę spotkać tego chudego Jarka.
Ten Jarek jest ze mną w zerówce, w tej samej grupie. Mieszka też w
naszym bloku. I jak tylko wyjdę, to on też wychodzi.
Jakby specjalnie na mnie czekał.
Kiedy mnie zobaczy, to robi się czerwony i mówi:
— Czeeeść.
I nic więcej.
To ja się odwracam i idę sobie. Idę szybko do szkoły i już się
nie rozglądam. bo mi nieprzyjemnie, że taki brzydki chłopiec za
mną idzie.
No bo przecież ja jestem taka ładna i najlepiej się uczę. A on
nic nie urnie i jest najgorszy. Ma stare buty i zniszczone spodnie.
I taki jest ciągle wystraszony i blady, i chudy, i nie ma nawet
worka na kapcie, tylko torebkę foliową. Ani kredek nie ma, ani
zeszytu. Mówi, że zgubił. Ma jeszcze brudne ręce i nie lubi się
uczyć. Jak się uczymy, to on patrzy w okno. Tylko jak rysujemy, to
Jarek jest zadowolony.
Sebastian mu pożycza jedną kredkę, bo mu więcej szkoda, i Jarek rysuje na kartce jakieś wielkie ptaki z okropnymi dziobami.
Sebastian mu pożycza jedną kredkę, bo mu więcej szkoda, i Jarek rysuje na kartce jakieś wielkie ptaki z okropnymi dziobami.
Wczoraj były moje urodziny. Dostałam prezenty od rodziców i babci.
Od tatusia — temperówkę na korbkę. Od mamusi — nowe buciki, a
od babci — cudowne woskowe kredki.
Przyszłam do zerówki i pokazałam dzieciom moje prezenty. Pokazałam
im, jakie mam nowiutkie buciki, i jak ta temperówka ostrzy ołówek
najostrzej na świecie, i kredki im pokazałam. One są wspaniałe,
mają dwadzieścia cztery kolory i leżą sobie równiutko w
czerwonym, błyszczącym pudelku, każda w swojej przegródce.
Wyglądają jak tęcza i tak ślicznie pachną.
Dzieciaki mi zazdrościły. Ta gruba Hanka z Czarnymi włosami
powiedziała nawet:
— Do niczego te kredki! Mój wujek przyśle mi sto razy lepsze!
— Akurat — powiedziałam. — Nie ma lepszych. Te są najlepsze
na świecie.
— Akurat najlepsze! — Hanka na to. — Wszystko chcesz mieć
najlepsze, myślisz pewnie, że ty sama jesteś najlepsza!
— Pewnie, że jestem! — krzyknęłam i tak sobie rozmawiałyśmy,
aż tu nagle patrzę, moich kredek nie ma!
— Gdzie kredki?! — krzyknęłam. — Kto mi je zabrał? Nikt się
nie odezwał.
Zaczęłam strasznie płakać. A dzieci stały koło mnie i gadały wszystkie na raz. I nagle wszyscy pobiegli w drugi koniec klasy.
Bo tam ten chudy Jarek bil się z Sebastianem.
Zaczęłam strasznie płakać. A dzieci stały koło mnie i gadały wszystkie na raz. I nagle wszyscy pobiegli w drugi koniec klasy.
Bo tam ten chudy Jarek bil się z Sebastianem.
Sebastian jest duży, ładny i nosi fajne spodnie sztruksowe. Uczy
się dobrze i ładnie rysuje. Ale lubi wszystkim dokuczać. Więc
najpierw myślałam, że Sebastian dokucza Jarkowi. Ale nie, to Jarek
rzucał się na Sebastiana.
— Oddawaj! — krzyczał. — Ja widziałem! — i szarpał
Sebastiana za sweter. Wreszcie chwycili się za szyje i tak się
przepychali, jak to chłopaki: Jarek jest słabszy, ale jakoś udało
mu się przewrócić Sebastiana na podłogę. Usiadł mu na plecach.
Sebastian wierzgał i się wyrywał, a Jarek nic, tylko:
— Wrzuciłem na szafę... — stęknął Sebastian i wtedy Jarek go
puścił.
Wlazł na krzesło i zajrzał na szafę.
Kredki tam były. Wszystkie rozsypane. Jarek je pozbierał, zlazł z krzesła i położył kredki na moim stoliku.
Zaczęłam układać je w pudełku. Nie brakowało ani jednej. Tak je układałam, układałam, a ten Jarek postał, postał i sobie poszedł. Zaraz potem zaczęły się zajęcia. Pani przyszła i rozdała nam po kartce białego papieru. Wyjęła też z szafki kredki, które dzieci tam przechowują.
Wlazł na krzesło i zajrzał na szafę.
Kredki tam były. Wszystkie rozsypane. Jarek je pozbierał, zlazł z krzesła i położył kredki na moim stoliku.
Zaczęłam układać je w pudełku. Nie brakowało ani jednej. Tak je układałam, układałam, a ten Jarek postał, postał i sobie poszedł. Zaraz potem zaczęły się zajęcia. Pani przyszła i rozdała nam po kartce białego papieru. Wyjęła też z szafki kredki, które dzieci tam przechowują.
Wszyscy zabrali się do rysowania. Ja też rozłożyłam swoje kredki
i zaczęłam rysować. Narysowałam niebieściutkie niebo I wielkie
liście żółte, pomarańczowe i brązowe.
— Po... pożycz kredkę — powiedział cicho do Sebastiana.
— Teraz to pożycz kredkę, tak? — powiedział Sebastian tak
głośno, że aż pani podniosła głowę. — A kto się bił?!
Niech ci teraz ta twoja Paulina pożycza!
Oho. Jeszcze czego. Żeby mi całą kredkę wysmarował? A zresztą
ja muszę najładniej ze wszystkich narysować jesień! Wszystkimi
kolorami!
Wcale na niego nie spojrzałam. Niech myśli, że nie słyszę.
Ale on do mnie jednak podszedł.
Najpierw długo nic nie mówił, a potem tak cicho poprosił:
— No... tego... po-pożycz kredkę...
— Nie, nie mogę — odpowiedziałam szybko. — Wszystkie są mi
bardzo potrzebne.
— To chociaż brązową... — powiedział Jarek jeszcze ciszej.
Tak cicho, że właściwie wcale nie było go słychać. Więc mu nie odpowiedziałam. Pochyliłam się tylko nad kartką i zaczęłam rysować dużo, dużo brązowych kasztanów.
Tak cicho, że właściwie wcale nie było go słychać. Więc mu nie odpowiedziałam. Pochyliłam się tylko nad kartką i zaczęłam rysować dużo, dużo brązowych kasztanów.
Sebastian wstrętnie się zaśmiał, a w klasie było całkiem cicho.
Tylko pani chyba nic nie zauważyła, bo coś tam pisała w zeszycie.
Wszystkie dzieciaki przestały rysować patrzyły na Jarka, jak stoi
przy swoim stoliku i zakrywa sobie oczy.
No, przecież ja naprawdę brązowej pożyczyć mu nie mogłam. Co on
sobie myśli? Przecież ja muszę narysować kasztany. Sam sobie
winien. Dlaczego nie ma własnych kredek?
Znowu na niego spojrzałam.
Ale Jarek nie stal już tam, gdzie przedtem. Podeszła do niego
Wioletka, ta mała, co też źle się uczy i jest taka blada, i ma
zniszczone sukienki. Nic nie powiedziała, tylko wzięła Jarka za
rękę i pociągnęła do swojego stolika. I dała mu połowę swoich
kredek, to znaczy dwie. Pomarańczową i brązową.
— Ale ty nie zdążysz narysować wszystkiego — powiedział
Jarek.
— To co? Ale chociaż sobie porysujemy — uśmiechnęła się
Wioletka.
— A może będziemy się wymieniać — wymyślił Jarek. — Jak
ty będziesz rysowała liście, to ja pień. A jak ty pień
— to ja liście. Dobra?
— Dobra.
Usiedli obok siebie i zaczęli rysować. A wtedy pani podniosła
głowę i spojrzała na nich, a potem na mnie. I miała taką poważną
minę.
Wioletka narysowała swój rysunek, a Jarek to nawet nie zdążył
narysować wszystkich liści. To jego drzewo było takie gołe i
bardzo mi się nie podobało.
I naprawdę nie wiem, dlaczego pani i innym dzieciom akurat ich
rysunki spodobały się najbardziej.
I Jarek, i Wioletka dostali nagrody — po małym pudełku chińskich kredek.
I Jarek, i Wioletka dostali nagrody — po małym pudełku chińskich kredek.
A dzisiaj rano Jarek już nie czekał na mnie, chociaż właśnie
dziś było mi jakoś smutno i mogłabym sobie nawet z nim pogadać.
A on dziś poszedł wcześniej do szkoły, widziałam go z daleka,
nawet się nie obejrzał.
Obraził się chyba.
Ilustracje: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Nasza Księgarnia Warszawa 1986
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki z serii Poczytaj mi mamo oraz inne bajki z cyklu Książeczki z PRL-u
To moja ukochana książka z dziecinstwa. Dziękuję
OdpowiedzUsuń