czwartek, 7 czerwca 2018

bajka wschodniosłowiańska z Iwanuszką- głuptaskiem (Siwka- Burka, O Iwanuszce głuptasku, O Iwanuszce głuptaski i jego braciach)

Siwka- Burka
bajka ludowa rosyjska

Za górami, za lasami, żył sobie pewien starzec. Miał trzech synów: dwóch było mądrych, a trzeciego wszyscy nazywali Iwanuszką-głuptaskiem.  Posiał starzec razu pewnego pszenicę. Wyrosła piękna, dorodna, ale co z tego, skoro ktoś ją zaczął deptać i niszczyć.




Powiada starzec do swoich synów:
— Synkowie moi mili! Nie ma rady! Trzeba co noc w pszenicy stróżować, złodziejaszka upolować! Nadeszła pierwsza noc.
Poszedł pilnować najstarszy syn, ale sen go zmorzył. Wdrapał się na stóg siana i przespał noc do białego rana.
Przychodzi o świcie do domu i mówi: 


 — Całą nockę nie spałem, pszenicy pilnowałem! Zmarzłem na kość, a złodzieja nie widziałem.
Drugiej nocy stróżował średni syn, ale i on przespał do rana na sianie. 




Trzeciej nocy przyszła kolej na Iwanuszkę-głuptaska.
Schował za pazuchę pieróg, wziął sznur i poszedł na pole. Usiadł na kamieniu, czuwa — pieróg podskubuje, na złodzieja czatuje.  O północy ziemia zadrżała—koń galopuje. Na jednym boku sierść srebrna, na drugim złota, z uszu dym w górę wali, z nozdrzy płomień bucha.  Zatrzymał się koń na polu i zaczął skubać pszenicę, tratować ją kopytami.




Podkradł się Iwanuszka do rumaka i zarzucił mu sznur na szyję.
Szarpnął się koń, natężył wszystkie siły—na próżno! A Iwanuszka zręcznie na grzbiet mu wskoczył i za grzywę złapał.
Poniósł go koń po szczerym polu. Galopował, dęba stawał, wierzgał, ale nie dał rady zrzucić jeźdźca.
Zaczął rumak błagać Iwanuszkę:
— Wypuść mnie, Iwanie, na wolność! Po stokroć ci się odwdzięczę!
— Dobrze — powiada Iwanuszka — wypuszczę, ale jak cię potem znajdę?
— Musisz wyjść w szczere pole, rozległe przestworze, trzy razy dziarsko gwizdnąć i chwacko krzyknąć:
„Siwko-Burko, bądź mi wierny,
Siwko-Burko, stań przede mną!" — i ja się zjawię.
Przyrzekł koń więcej w pszenicę nie chodzić, i Iwanuszka wypuścił go na wolność. 




Rankiem wraca głuptasek do domu.
— No, widziałeś kogo? — pytają go bracia.
— Konia widziałem—odpowiada im Iwanuszka.— O sierści srebrnej i złotej. Złapałem go i ujeździłem.
— A gdzież jest ten koń?
— Obiecał więcej pszenicy nie tratować, więc go wypuściłem.
Nie dali wiary bracia, wyśmieli Iwana. Ale od tej nocy nikt już pszenicy nie niszczył...
Wkrótce po tym rozesłał car gońców do wszystkich miast, osad i wsi z taką wieścią:
— Niech się zbiorą bojarzy i dworzanie, kupcy i prości wieśniacy i przybędą starać się o rękę Pięknej Heleny, carskiej jedynaczki. Siedzi Helena przy okienku w wieży wysokiej. Kto na koniu do carówny doskoczy i pierścień złoty z jej palca zdejmie, ten carskim zięciem zostanie!
W wyznaczonym dniu szykują się bracia do drogi — nie po to, by w turnieju stawać, ale by choć na innych popatrzeć. A Iwanuszka-głuptasek naprasza się:
— Bracia kochani, weźcie mnie ze sobą, dajcie choć najlichszą szkapinę, bo i ja chciałbym zobaczyć Piękną Helenę!
— Gdzie się pchasz, głupcze? Ludzi chcesz rozśmieszyć? Lepiej siedź na piecu i popiół przebieraj! 




Odjechali bracia, a Iwanuszka mówi do bratowych:
— Dajcie mi kobiałkę, może w lesie trochę grzybów uzbieram! Wziął kobiałkę i niby to na grzyby poszedł.
Wyszedł w szczere pole, rozległe przestworze, kobiałkę pod krzak cisnął, trzy razy dziarsko gwizdnął i chwacko zakrzyknął:
„Siwko-Burko, bądź mi wierny,
Siwko-Burko, stań przede mną!" 




I już ziemia drży, koń galopuje, z uszu dym w górę wali, płomień z nozdrzy bucha. Podbiegł i zatrzymał się przed Iwanuszka jak wryty.
— Czego sobie życzysz, Iwanie?
— Chcę popatrzeć na carską córkę, Piękną Helenę! — odpowiada Iwanuszka.
— To wejdź w moje prawe ucho, a lewym wyleź.
Wlazł Iwanuszka w jego prawe ucho, lewym wyszedł i zmienił się w takiego chwackiego młodzieńca, że nie sposób go wymyślić ani wyobrazić, ani w bajce opisać, ani słowem wyrazić! Dosiadł Siwkę-Burkę i pogalopował prosto do miasta. Po drodze dogonił swoich braci, przemknął obok, kurzem obsypał.
Zajechał Iwanuszka na plac przed carskim pałacem. Patrzy — ludzi zebrało się bez liku, nawet szpilki nie wetkniesz, a przy okienku na wysokiej wieży siedzi Piękna Helena. Na palcu pierścień pobłyskuje — nie znajdziesz na świecie cenniejszego! A i sama carówna — piękność nad pięknościami.  Patrzą wszyscy na Piękną Helenę, nikt jednak nie myśli skakać, bo któż by chciał kark skręcić? Spiął Iwanuszka konia, po bokach piętami uderzył...
Parsknął rumak, zarżał, podskoczył — trzech stóp mu zabrakło, by carówny dosięgnąć. Osłupieli ludzie, usta ze zdumienia pootwierali, a Iwanuszka zawrócił Siwkę i odjechał.
Krzyczą wszyscy:
— Kto to taki? Któż to jest? 




Ale po Iwanuszce już ślad wszelki zaginął. Widzieli, skąd przyjechał, nie spostrzegli, dokąd odjechał. Przygalopował Iwanuszka na pole, zsiadł z konia, wlazł w jego lewe ucho, prawym wyszedł i na powrót stał się Iwanuszką-głuptaskiem.
Puścił wolno Siwkę-Burkę, zebrał w lesie kobiałkę muchomorów i przyniósł do domu.
— Patrzcie, jakie dobre grzyby!
Rozgniewały się bratowe na Iwana:
— Jakie ty grzyby, zakuty łbie, przynosisz! Sam je będziesz jadł!
Uśmiechnął się Iwanuszka, wlazł na piec i siedzi.
Wrócili bracia do domu i opowiadają żonom, co w mieście widzieli:
— Ach, co to za junak do cara przyjechał! W życiu takiego nie widzieliśmy! Tylko trzech stóp zabrakło mu do carówny.
A Iwanuszka na piecu leży i podkpiwuje:
— Bracia mili, a może to byłem ja?
— Nie pleć trzy po trzy, głąbie kapuściany! Siedź lepiej na piecu i na muchy poluj!
Na drugi dzień znów pojechali bracia do miasta, a Iwanuszka wziął kobiałkę i ruszył na grzyby. 





Wyszedł w szczere pole, rozległe przestworze, kobiałkę pod krzak cisnął, trzy razy dziarsko gwizdnął i chwacko zakrzyknął:
„Siwko-Burko, bądź mi wierny,
Siwko-Burko, stań przede mną!"
I już ziemia drży, koń galopuje, z uszu dym w górę wali, z nozdrzy ogień bucha.
Podbiegł i zatrzymał się przed Iwanem jak wryty.
Wlazł Iwanuszka w prawe ucho Siwki-Burki, lewym wyszedł i zamienił się w zucha nad zuchy. Dosiadł konia i pomknął do pałacu.  Patrzy — a na placu ludzi zebrało się jeszcze więcej niż dnia poprzedniego. Wszyscy z carówny wzroku nie spuszczają, nikt jednak skakać nie myśli, bo któż by chciał kark skręcić! Spiął Iwanuszka konia. Zarżał Siwka-Burka, skoczył—i już tylko dwie stopy zostały mu do carówny.
Zawrócił Iwan rumaka i tyle go było. Wszyscy widzieli, skąd przyjechał, ale nie spostrzegli, dokąd odjechał.
Puścił wolno Iwanuszka Siwkę-Burkę, a sam do domu wrócił. Wdrapał się na piec, siedzi, braci wygląda.
Wracają bracia do domu, opowiadają:
— Znów junak przyjechał! Tylko dwóch stóp do carówny mu zabrakło. Pyta Iwan:
— Bracia, a może to byłem ja?
— Milcz i nie pleć dub smalonych, matołku!
Na trzeci dzień wybierają się bracia do miasta. Iwanuszka znowu prosi:
— Dajcie choć najlichszą szkapinę, zabrałbym się z wami!
— Siedź, głuptasie, w domu! Tylko ciebie tam brakowało! I odjechali.
Wyszedł Iwanuszka w szczere pole, rozległe przestworze, trzy razy dziarsko gwizdnął i chwacko zakrzyknął:
„Siwko-Burko, bądź mi wierny,
Siwko-Burko, stań przede mną!"
I już ziemia drży, koń galopuje, z uszu dym w górę wali, z nozdrzy ogień bucha. Podbiegł i zatrzymał się przed Iwanuszka jak wryty. Wlazł mu Iwan w prawe ucho, lewym wyszedł, zamienił się w dzielnego junaka i pogalopował do pałacu. Podjechał Iwanuszka do wysokiej wieży, smagnął konia biczem... Zarżał Siwka-Burka głośniej niż przedtem, uderzył w ziemię kopytami, skoczył — i dosięgną! Okna! Pocałował Iwanuszka carównę w purpurowe usteczka, zdjął z jej palca drogi pierścień i zniknął.
Gwar się podniósł, zakrzyczeli ludzie, rękami zamachali:
— Trzymaj go! Łapaj go! 



Ilustracja: Wiktor Wasniecow

Ale po Iwanuszce śladu już nie było. Tyle go widzieli! Zwolnił Siwkę i do domu przyszedł. Dłoń szmatką owinął.

— Co ci jest? — pytają bratowe.
— A nic, w lesie o sęczek się skaleczyłem!
I wdrapał się na piec.
Wrócili bracia, zaczęli opowiadać żonom, co i jak było:
— Tym razem junak doskoczył do carówny, w usta ucałował i pierścień z jej palca zdjął!
A Iwanuszka siedzi za dymnikiem i znowu swoje powtarza:
— Bracia, a może to ja byłem?
— Nie pleć andronów, durniu!
Zachciało się Iwanuszce popatrzeć na drogocenny pierścień carówny. Ledwie szmatkę odwinął, cała izba łuną rozbłysła.
— Przestań, głupcze, ogniem się bawić! — krzyczą bracia.—Jeszcze chałupę spalisz. Czas już najwyższy z domu cię przegnać!
Nic nie powiedział Iwanuszka, tylko pierścień znów pod szmatką ukrył.
Trzy dni później rozkazał car wieść rozgłosić: niech wszyscy ludzie, ilu ich tylko jest w carstwie, przyjadą na ucztę. I niech nikt nie śmie w domu zostawać, bo kto zaproszeniem wzgardzi, ten głowę straci.
Cóż było robić, musieli bracia zabrać ze sobą Iwanuszkę-głuptaska.
Przyjechali, zasiedli przy stołach dębowych, przy obrusach haftowanych, jedzą, piją, rozmawiają. A Iwanuszka w kącie za piecem się schował i siedzi i siedzi. Przechadza się Piękna Helena między stołami, gości ugaszcza, każdego winem, miodem częstuje i patrzy na ręce. Kto na palcu ma pierścień, ten za żonę ją pojmie. Ale nikt pierścienia nie miał.
Wszystkich obeszła, podchodzi wreszcie do ostatniego gościa — Iwanuszki. A ten za piecem się schował, licho odziany, łapcie porwane, jedna dłoń szmatką obwiązana.
„Patrzcie no — myślą bracia — to i naszego Iwanuszkę carówna winem ugaszcza!" 




Podała Helena kubek Iwanowi i pyta:
— Dlaczego, młodzieńcze, rękę masz obwiązaną?
— Chodziłem do lasu po grzyby i na sęczek się nadziałem.
— Pokaż, rozwiąż szmatkę!
Zdjął Iwanuszka szmatkę, a tu na palcu pierścień carówny migocze i błyszczy.
Ucieszyła się Helena, wzięła Iwanuszkę za rękę, zaprowadziła do ojca i mówi:
— Ojcze, odnalazł się mój narzeczony!
Wymyto Iwanuszkę, uczesano, pięknie przyodziano. I już nie Iwanuszka-głuptasek stoi, ale junak nad junakami, chłopak jak malowanie!
A co dalej było? Wesele i uczta, jakiej świat nie widział.
I ja tam byłem, miód i wino piłem, po wąsach kapało, do ust nie trafiało.





Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie
Ilustracje: Nikolaj Kochergin
O Iwanuszce głuptasku 

bajka rosyjska (ludowa)

Żył raz sobie Iwanuszka–Głuptasek; nie był nawet taki głupi, jak sądzicie, ale wszystko, co robił, wychodziło śmiesznie, nie tak, jak u innych ludzi. Najął go do roboty pewien chłop, a sam wybrał się z żoną do miasta.
– Zostaniesz z dzieciskami. Doglądaj ich, daj im jeść! – mówi gospodarz do Iwanuszki.
– A co im dać? – pyta Iwanuszka. – Obierz kartofli, pokrój, weź wody, mąki, ugotuj i będzie polewka. A pilnuj wrót, żeby dzieciaki w las nie uciekły! – przykazuje na odchodnym.
I pojechał chłop z żoną do miasta. Iwanuszka wlazł na przypiecek, zbudził dzieci, ściągnął je na klepisko, usiadł koło nich i mówi:
– No, dzieci, teraz będę was pilnował.
Siedzą dzieci na podłodze, siedzą, aż zachciało im się jeść. Iwanuszka wtaszczył do izby kadź z wodą, wsypał do niej pół worka mąki, metr kartofli, rozmieszał wszystko koromysłem i przypomina głośno:
– Kazali przecież coś pokroić!
Usłyszały to dzieci i przestraszyły się:
–Oho, gotów jeszcze nas pokroić! I uciekły z izby.
Zmartwił się Iwanuszka, pomyślał, podrapał się w głowę i mówi:
– Jakże ja teraz będę ich doglądał? Trzeba wrót pilnować, żeby mi nie uciekły.
Zagląda do kadzi i mówi:
– Gotuj się, polewko, a ja tymczasem pójdę szukać dzieci. Zdjął drzwi z zawiasów, wziął na plecy i poszedł do lasu. A tu naprzeciw idzie niedźwiedź, dziwi się i ryczy:
– Ej, ty, po cóż niesiesz drzewo do lasu?


Opowiedział mu Iwanuszka, co się stało. 
Niedźwiedź siadł na tylnych łapach i chichocze:
– Jaki z ciebie głupiec! Muszę cię za to zjeść! Cha, cha!
Iwanuszka mówi:
– Lepiej dzieci zjedz, żeby na drugi raz rodziców słuchały i nie biegały po lesie! Niedźwiedź śmieje się jeszcze głośniej, aż się zatacza.


– Nigdy w życiu nie widziałem takiego głupca! Chodź, muszę cię pokazać mojej żonie!
Iwanuszka idzie i ugina się pod ciężarem drzwi.
– A rzućże to! – mówi niedźwiedź.
– Nie, moje słowo święta rzecz. Obiecałem wrót pilnować, to i ustrzegę.
Przyszli do jaskini; niedźwiedź mówi do żony:
– Popatrz, Masza, jakiego głuptaska ci przyprowadziłem! Boki zrywać!
A Iwanuszka pyta niedźwiedziowej:
– Ciotko, nie widziałaś przypadkiem dzieciaków?
– Moje są w domu, śpią.
– Pokaż, może to moje.
Pokazała mu niedźwiedziowa trzy niedźwiadki.
Iwanuszka mówi:
– Nie, to nie te, ja miałem dwoje.
Teraz i niedźwiedziowa widzi, jaki on głupiutki, i śmieje się serdecznie.
– Przecież ty miałeś ludzkie dzieci!
– No tak – mówi Iwanuszka – ale czy to poznasz jakie, przecież to maleństwa. – Zabawne stworzenie! – dziwuje się niedźwiedziowa i mówi do męża:
–Misza, szkoda takiego zjeść, niech już lepiej będzie naszym robotnikiem.
– Dobrze – zgodził się niedźwiedź. – Chociaż to człowiek, ale zupełnie niegroźny. 

Ilustracja: Antonii Uniechowski
Dała niedźwiedziowa Iwanuszce koszyk i przykazuje:
– Idź, nazbieraj w lesie malin, dzieci się przebudzą, to będą miały uciechę.
– Dobrze – mówi Iwanuszka. – A wy tymczasem pilnujcie drzwi.
Poszedł Iwanuszka do lasu, nazbierał pełen kosz malin, sam najadł się do syta, wraca do niedźwiedzi, a po drodze śpiewa sobie na całe gardło.
Przychodzi do jaskini i krzyczy:
– Są maliny! Niedźwiedziątka biegną do koszyka, pomrukują, odpychają jedno drugie i koziołkują bardzo zadowolone.
A Iwanuszka patrzy na nie i mówi: 
– Ech, jaka szkoda, że nie jestem niedźwiedziem, miałbym ładne dzieci.
Niedźwiedź z żoną chichoczą, aż się za brzuchy trzymają.
– Och, ojczulku mój! – ryczy niedźwiedź. – Przecież z nim wytrzymać nie można! Skonam ze śmiechu!
– Ot, co – mówi Iwanuszka – wy mi tu strzeżcie drzwi, a ja pójdę szukać dzieci, bo inaczej gospodarz sprawi mi lanie!
A niedźwiedziowa prosi męża:
– Misza, pomóż mu!
– Prawda, trzeba mu pomóc – zgadza się niedźwiedź – jest taki śmieszny.
Poszedł niedźwiedź z Iwanuszką leśnymi ścieżkami. Idą, idą, rozmawiają sobie po przyjacielsku.
– Aleś ty głupi, mój przyjacielu – dziwuje się niedźwiedź i aż łbem kołysze, a Iwanuszką na to:
–A ty jesteś mądry?
–Ja?
– No tak, ty!
– Nie wiem.
– I ja nie wiem. A zły jesteś?
– Nie, a dlaczego o to pytasz?
– Bo ten, kto jest zły, jest także i głupi. Ja, na przykład, nie jestem zły. Tak więc żaden z nas nie jest głupi.
– Patrzcie go, jak mądrze wymyślił! – zdziwił się niedźwiedź.
Nagle widzą: pod krzakiem śpi dwoje dzieci. Niedźwiedź pyta:
– Twoje czy nie twoje?
– Nie wiem – mówi Iwanuszką – trzeba zapytać. Moje były głodne.
Rozbudzili dzieci, pytają:
– Chcecie jeść?
Dzieci krzyczą:
– Oj, i jak chcemy!
– No – mówi Iwanuszka – znaczy, że to moje! Teraz zaprowadzę je do wsi, a ty, dziadku, przynieś mi, proszę, drzwi. Sam w żaden sposób nie zdążę, bo muszę jeszcze uwarzyć polewkę.
– Dobrze, dobrze – mówi niedźwiedź. – Przyniosę.
Idzie Iwanuszka z tyłu za dziećmi, dogląda ich, jak mu przykazano, i śpiewa na całe gardło:
- Ech, cudeńka, cudeńka,
Żuki łowią zająca.
Pod kapustą lisica,
A wiewiórka z dachu kica.
Przychodzi do izby, a gospodarze właśnie wrócili z miasta.  Patrzą: pośrodku izby stoi kadź pełna wody, w niej kartofle i mąka, dzieci nie ma nigdzie, a drzwi przepadły.
Siedli na ławie i płaczą rzewnie.
– Czemu płaczecie? – pyta Iwanuszka.
Rodzice zobaczyli dzieci, ucieszyli, się, całują je, ściskają i pytają wskazując na kadź z wodą:
– Coś ty zrobił?
– Polewkę.
– To tak się robi polewkę?
– A skądże ja mogę wiedzieć, jak?
– A gdzież się wrota podziały?
– Zaraz będą. Oto i one! – mówi Iwanuszka.
Wyglądają gospodarze przez okno, a tu po ulicy idzie niedźwiedź, drzwi taszczy na grzbiecie. Ludziska uciekają przed nim w popłochu na wszystkie strony, wdrapują się na dachy, na drzewa, na płoty; psy się wystraszyły, pochowały się w budach, tylko rudy kogut odważnie stoi na środku drogi, nastroszył pióra i krzyczy na niedźwiedzia:
– U-cie-kaj, u-cie-kaj, kukuryku, kukuryku!...
A Iwanuszka–Głuptasek się śmieje.

Opracowanie: Maksym Gorki 
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie

O Iwanuszce głuptasku i jego braciach 

bajka rosyjska (ludowa)
Żyli sobie dziad i baba i mieli trzech synów: dwóch mądrych, a trzeciego Iwanuszkę–Głuptaska. Mądrzy bracia paśli w polu owce, a głuptasek tylko na przypiecku siedział i muchy łowił. 
Raz nagotowała matka żytnich klusek i mówi do głuptaska:
 – Zanieś te kluski, Iwanuszka, braciom w pole. Niedługo już południe, muszą być głodni. 
Dzień był słoneczny. Wyszedł Iwanuszka na drogę i nagle ujrzał swój cień.
 – Co to może być za człowiek, który obok mnie idzie? Nie odstępuje mnie na krok. Widać klusek mu się zachciało. 
Niewiele myśląc począł rzucać kluski swojemu cieniowi, aż wszystkie powyrzucał. 
– Masz, jedz – mówi – kiedyś głodny. 
Po chwili patrzy, a tu cień wciąż z boku idzie. Rozgniewał się Iwanuszka i mówi: 
– Och, jakież to nienasycone stworzenie! 
I jak nie ciśnie w cień garnkiem, aż się skorupy w różne strony rozleciały. 
Przychodzi do braci z pustymi rękami. 
A oni pytają: 
– Iwanuszka, po coś przyszedł? 
– Obiad wam przyniosłem. 
– Gdzież ten obiad? Dawaj, prędzej! 
– Widzicie, bracia, przyplątał się do mnie po drodze jakiś nieznajomy człowiek i był bardzo głodny, więc mu wszystkie kluski dałem. 
– Cóż to za człowiek, gdzie on jest? – wypytują bracia.
 – O, i teraz stoi obok mnie – powiada Iwanuszka wskazując na własny cień.
Nie wiedzą bracia: śmiać się czy gniewać. Zostawili Iwanuszkę na łące, żeby owiec pilnował, sami zaś poszli na wieś zjeść obiad. Ano, pasie Iwanuszka owce. Nagle widzi, że wszystkie owce rozbiegły się po polu. Schwytał je i dalej wiązać im nogi. Gdy już wszystkie powiązał, zebrał w jedno miejsce i siedzi zadowolony, że tak mądrze zabrał się do rzeczy. 
Bracia zjedli obiad, przyjechali na pole i mówią: 
– Coś ty, głuptasie, narobił, dlaczegoś powiązał owce? 
– A na cóż im nogi? – dziwi się Iwanuszka. – Kiedyście tylko odeszli, bracia, to owce od razu się rozbiegły po całym pastwisku. Pomyślałem sobie: zwiążę im nogi i zbiorę stado w jedno miejsce, to będę miał spokój. Ach, zmęczyłem się przy tej robocie! 
– Och, ty głuptasie, głuptasie! – powiedzieli bracia i kazali Iwanuszce wracać do domu. 
Nadchodziły święta. Posłali rodzice Iwanuszkę do miasta po zakupy. Czegóż on nie nakupił! I stół, i łyżki, i kubki – i jadła smacznego nakupił, i soli. Pełen wóz różnych różności do domu wiezie. A koniczek był mizerny; idzie – nie idzie, przystaje, odpoczywa. Myśli sobie Iwanuszka: ,,Przecież stół ma cztery nogi, tak jak koń, to i sam do domu trafi". I wystawił stół na drogę. Jedzie dalej, a tu wrony jak nie zaczną bić się i krakać mu nad głową!
 – Oj, siostrzyczki, chyba jesteście głodne, dlatego tak krzyczycie –mówi Iwanuszka. Nakłada na talerze różnego jadła i stawia im na drodze. 
–Jedzcie, siostrzyczki, jedzcie, niech wam pójdzie na zdrowie, na zdrowie! Jedzie Iwan dalej laskiem, patrzy, a tu przy drodze wszystkie drzewa stoją nagie i poczerniałe od pożaru. 
– Bracia moi rodzeni! – woła Iwanuszka. – Czemu bez czapek stoicie? Deszcz spadnie i zamoczy wam głowy! 
Prędko wyciąga garnki i wiaderka, nakłada je na pnie drzew i jedzie dalej.


Podjeżdża do rzeki i mówi: 
– Trzeba by konika napoić, zmęczył się biedaczek. 
I zaczyna poić konika; ale koń pić nie chce. ,,Widać nie chce pić wody bez soli" – myśli Iwanuszka i nuż solić rzekę! Pełen worek soli wysypał, ale koń nie pije i nie pije.
– Dlaczego nie chcesz pić, cały wór soli wysypałem! – rozgniewał się Iwanuszka na konia. 
Zostawił szkapę i wóz, a sam wziął koszyk z łyżkami i poszedł.
Idzie, idzie, a łyżki w koszyku brzęczą: ,,tas–tas!" Myśli Iwan, że łyżki mówią: ,,głuptas, głuptas". 
Rozzłościł się, rzucił je na ziemię, depcze i przygaduje: 
– Macie za głuptasa, macie za głuptasa! Jeszcze i one będą mi wymyślać, wstrętne! 
Tak więc pozostał Iwanuszka z pustymi rękami. 
Przychodzi do domu i mówi: 
– Zmęczyłem się setnie, alem wszystko kupił. 
– Toś chwat, Iwanuszka – mówią domownicy. – A gdzież te zakupy?
 Odpowiada im Iwanuszka: 
– Stół tam drogą idzie, ale widać odpoczywa. Z talerzy siostry jedzą, garnki i wiaderka braciom w lesie na głowy wsadziłem, żeby nie zmokli. Solą wodę koniowi posoliłem, a łyżki wymyślały mi, więc je rzuciłem na drogę.
 – Coś ty zrobił, coś ty zrobił! – krzyczą domownicy na Iwanuszkę, poszturchują go. 
– Idź teraz, głupcze, i pozbieraj wszystko, coś na drodze porozrzucał! 
Cóż było robić? Poszedł Iwanuszka do lasu, zdjął z opalonych pni garnki, powybijał im dna, potem wszystkie na kij nadział i niesie do domu. Zobaczyli to bracia, jeszcze bardziej rozgniewali się na Iwana i pojechali sami do miasta po zakupy, a głuptasowi kazali siedzieć w domu. A Iwanuszka rad, że go wreszcie zostawili w spokoju, siedzi sobie jak dawniej na przypiecku i muchy łowi.

Opracowanie:
Maksym Gorki
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: 
Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)