Księżniczka z kamforowego drzewa
bajka malajska
W dawnych czasach dużo więcej zajmowano się duchami i wróżkami niż obecnie. Powszechnie wierzono, że czarodziejskie istoty fruwają w powietrzu, przebywają w strumieniach i mieszkają we wnętrzu drzew. Wróżki i skrzaty mogły ludziom pomagać, ale mogły im również szkodzić. Czasami, powiadano, wróżka przybierała postać pięknej dziewczyny i zjawiała się w chacie młodego myśliwego jako jego żona. Tak właśnie zrobiła księżniczka z kamforowego drzewa: mówi o tym stara baśń, którą zaraz usłyszycie. Było to na Malajach, na drugim krańcu świata.
Ilustracja: Juliusz Makowski |
Ze wszystkich zbieraczy kamfory w tej krainie stary Bongsu był z pewnością najmądrzejszy. Od wielu lat zbierał żywicę z drzew kamforowych w dżungli. Potem gotował ją długo nad ogniskiem, dopóki nie wytworzyły się kryształki białe jak obłoki na letnim niebie. Bongsu na pierwszy rzut oka rozpoznawał drzewo kamforowe obfitujące w soki, gdy tymczasem inni musieli dopiero wąchać odłupane wiórki albo wypatrywać grudki żywicy na korze.
Stary zbieracz kładł tylko dłoń na pniu drzewa i mówił:
— Tu jest dużo kamfory.
I nigdy się nie mylił. Po okorowaniu pnia ostry zapach wypełniał cały las. Bongsu wytapiał mnóstwo kryształków i sprzedawał je tym, co używali kamfory do wyrobu leków i do innych celów. Rok za rokiem jednak Bongsu posuwał się w latach tak jak wszyscy ludzie. I w końcu przestał zbierać kamforę w dżungli razem ze swymi siedmioma synami. Młodzieńcy musieli zbierać ją sami.
Ilekroć bracia wyruszali do lasu z koszami na plecach i nożami w rękach, ojciec żegnał ich tymi samymi słowami:
— Uważajcie, synkowie, aby nie rozgniewać Bizanów, duchów kamforowych drzew. Strzeżcie się kłamstwa, bo Bizanie od razu je wykryją. Niech no tylko który z was weźmie sobie o jedno ziarnko ryżu więcej, niż mu się należy, duchy tak go otumania, że nie trafi na żadne kamforowe drzewo. Pracujcie pilnie. Jeśli przestaniecie pracować nawet na małą chwilę, żeby nasmarować oliwą włosy, niewiele zbierzecie do koszyków. A przede wszystkim — powtarzał za każdym razem stary ojciec — nie zapomnijcie co wieczór złożyć Bizanom ofiary z ryżu. Odmawiajcie na głos modlitwę, aby duchy prowadziły was prosto do drzew obfitujących w kamforę.
Synowie stosowali się zwykle do pouczeń ojca. Ale kiedyś jednemu z chłopców całkiem wywietrzały one z głowy.
I nigdy się nie mylił. Po okorowaniu pnia ostry zapach wypełniał cały las. Bongsu wytapiał mnóstwo kryształków i sprzedawał je tym, co używali kamfory do wyrobu leków i do innych celów. Rok za rokiem jednak Bongsu posuwał się w latach tak jak wszyscy ludzie. I w końcu przestał zbierać kamforę w dżungli razem ze swymi siedmioma synami. Młodzieńcy musieli zbierać ją sami.
Ilekroć bracia wyruszali do lasu z koszami na plecach i nożami w rękach, ojciec żegnał ich tymi samymi słowami:
— Uważajcie, synkowie, aby nie rozgniewać Bizanów, duchów kamforowych drzew. Strzeżcie się kłamstwa, bo Bizanie od razu je wykryją. Niech no tylko który z was weźmie sobie o jedno ziarnko ryżu więcej, niż mu się należy, duchy tak go otumania, że nie trafi na żadne kamforowe drzewo. Pracujcie pilnie. Jeśli przestaniecie pracować nawet na małą chwilę, żeby nasmarować oliwą włosy, niewiele zbierzecie do koszyków. A przede wszystkim — powtarzał za każdym razem stary ojciec — nie zapomnijcie co wieczór złożyć Bizanom ofiary z ryżu. Odmawiajcie na głos modlitwę, aby duchy prowadziły was prosto do drzew obfitujących w kamforę.
Synowie stosowali się zwykle do pouczeń ojca. Ale kiedyś jednemu z chłopców całkiem wywietrzały one z głowy.
Gdy pewnego razu wszyscy wyruszyli na zbiór kamfory, siódmy brat — najmłodszy, imieniem Kepang — tylko z początku chętnie pomagał sześciu starszym. Dziarsko machał nożem w czasie torowania drogi przez dżunglę i przykładał się ochoczo do budowy drewnianej chatki, która miała im służyć za schronienie.
W porze składania ofiary Kepang śpiewał jeszcze głośno razem z braćmi, zapraszając Bizanów na ucztę ryżową:
W porze składania ofiary Kepang śpiewał jeszcze głośno razem z braćmi, zapraszając Bizanów na ucztę ryżową:
O Bizanie z kamforowych drzew,
Przybywajcie na zbieraczy zew!
Czeka na was wieczerza ofiarna,
Rozsypane białe ryżu ziarna!
Tak brzmiało wezwanie do duchów kamforowych drzew, aby raczyły przybyć do leśnej chatki, gdzie czekała na nich ofiara z ziarnek ryżu.
O Bizanie, usłyszcie ten śpiew,
Do żywicznych poprowadźcie drzew,
Co obfite przyniosą nam zbiory
Najpiękniejszej, najbielszej kamfory!
Młody Kepang tylko pierwszego wieczoru wtórował braciom przy modlitewnym śpiewie. Rankiem zaś zupełnie zaniedbał zbierania kamfory. Cały dzień spędził nad brzegiem rzeki, która płynęła przez dżunglę. Łowił ryby i spał pod drzewem. No i gdy nadszedł wieczór, nie miał ani jednej grudki kamfory w koszyku. Tak minął jeden dzień, drugi i trzeci... Młodzieńca najwidoczniej urzekły jakieś czary. Bracia głośno go łajali.
— Ty leniuchu! — krzyczeli. — Rozgniewasz Bizanów i potem ojciec wszystkich nas skarci.
— A może ja wcale z wami nie wrócę do domu, żeby wysłuchiwać jego gderania?
Po tych słowach Kepang nie odezwał się już więcej. Doprawdy wyglądało na to, że jakiś Bizan rzucił na niego złe czary. Po siedmiu dniach, kiedy starsi bracia odeszli, dalej leżał nad brzegiem rzeki i spał. Baśń nie wyjaśnia, dlaczego Kepang postępował tak dziwacznie. Jego dalsze losy miały być może jakiś związek z tą dziwną zmianą w młodzieńcu. Pod wieczór powędrował wzdłuż potoku i trafił nagle na przejrzyste jeziorko u stóp wodospadu. W spienionej, białej wodzie lecącej z góry kąpała się prześliczna dziewczyna.
„To na pewno księżniczka — pomyślał Kepang. — Księżniczka Bizanów".
Była piękna jak światło księżyca, z oczami jak duże jasne gwiazdy. Długie aż do ziemi włosy okrywały ją niby lśniący, czarny płaszcz. Nic dziwnego zatem, że młody zbieracz kamfory zakochał się od pierwszego wejrzenia. Bardzo ostrożnie podkradł się ku dziewczynie. Na szczęście huk wodospadu tłumił odgłos jego kroków — spostrzegła go dopiero wtedy, gdy stanął przy niej. Delikatnie schwycił ją za włosy i przyciągnął do siebie.
Księżniczka Bizanów odwróciła się, krzyknęła i spojrzała w twarz młodzieńca. Oczy Kepanga były łagodne, uśmiech życzliwy i miły. I dziewczyna również poczuła, że w sercu jej rodzi się miłość.
- W czym mogę ci pomóc nieznajomy przybyszu? — zapytała
— Chcę żebyś została moją żoną — odparł czule Kepang. — Będę cię serdecznie wdzięczny, że zamieszkasz ze mną w naszej wsi.
Trzymając dziewczynę za rękę szedł ścieżką ,która z dżungli prowadziła w stronę siedzib ludzkich.
— Pokocham cię na pewno, Kepangul — Księżniczka poczuła, że serce jej topnieje z tkliwości. — I mogę cię poślubić. Ale ktoś z rodu Bizanów, tak jak ja, nigdy nie będzie szczęśliwy mieszkając z ludźmi w ich wiosce. Naprawdę szczęśliwa mogę być jedynie w kamforowym lesie.
Kepang tak pokochał dziewczynę, że poszedł za nią w głąb dżungli. Nad nimi ptaki słodko śpiewały, a rośliny i pnącza zdawały się rozchylać, aby mogli przejść swobodnie. Wreszcie doszli do wysokiego drzewa kamforowego. Miało liście błyszczące jaskrawszą zielenią niż inne drzewa w puszczy. A jego grube konary bujały wysoko ponad ziemią. Kepang zobaczył wśród nich mały drewniany domeczek.
— To będzie nasz dom — powiedziała mu księżniczka. — Tutaj będziemy bardzo szczęśliwi.
I naprawdę byli bardzo szczęśliwi przez całe siedem dni. Pod koniec tego okresu księżniczka zauważyła, że jej małżonek posmutniał.
— Czemu się smucisz, mój Kepangu? — zapytała. — Może nie smakuje ci ten ryż i świeża ryba?
— Tęskno mi do mojej wsi, ukochana — odparł Kepang. — Myślę ciągle o ojcu. Jest stary i z pewnością markotno mu beze mnie. Powinienem go zawiadomić, że dobrze mi się powodzi. Ale jakże ja wrócę bez jednej grudki kamfory w koszyku?
Teraz dopiero młodzieniec pożałował, że nie pracował pilnie razem z sześcioma starszymi braćmi.
—Przynieś mi swój koszyk — powiedziała Kepangowi jego żona.
Gdy postawił koszyk u jej stóp, smukłymi rękami wykonała nad nim magiczne ruchy. Zaśpiewała czarodziejską pieśń i natychmiast grad białych kryształków zaczął spadać do koszyka. Księżniczka tak długo odmawiała magiczne zaklęcia, aż koszyk wypełnił się po brzegi.
— Idź do ojca, kochany Kepangu. Powiedz mu, że ci się dobrze powodzi, ale nic poza tym. Bracia będą cię pytać, gdzie znalazłeś tę czystą kamforę. Nie wolno ci jednak zdradzić im sekretu. Nie mów też ani słowa o naszym małżeństwie, bo inaczej nigdy mnie już nie zobaczysz. I przyrzeknij, że po siedmiu dniach do mnie wrócisz.
Stary Bongsu ucieszył sig niezmiernie na widok syna. Starsi bracia zaś patrzyli z zawiścią na jego koszyk wypełniony białą kamforą. Żaden z nich nigdy nie wytopił kamfory tak białej jak kamfora Kepanga. I żaden nie uzyskał tak wysokiej ceny na targu,
Kepang mógł teraz żyć dostatnio we wsi. Ale po siedmiu dniach znowu zarzucił kobiałkę na plecy i odszedł samotnie w kamforową puszczę.
Księżniczka Bizanów powitała go radośnie i przyrządziła mnóstwo smakołyków, aby uczcić jego powrót.
Wszakże po siedmiu dniach Kepang znowu zaczął zdradzać niepokój.
— Tęskno mi do ojca i braci — powiedział. — Tęskno mi do przyjaciół z mojej wsi. O, ukochaną, pozwól, abyśmy tam razem zamieszkali!
Prosił ją i błagał, aż w końcu wróżka ustąpiła.
— Zamieszkam z tobą we wsi, ale musisz mi zbudować mały domek, gdzie będę zupełnie sama i ukryta przed oczyma ciekawskich. I nikt nie powinien dowiedzieć się o naszym domku w kamforowym drzewie. To ma być sekret. Nie wolno ci także powtarzać czarodziejskich pieśni do kamforowych drzew, jakich cię nauczyłam. Jeśli król tej krainy usłyszy czarodziejskie pieśni, jeśli dowie się, że jestem Bizanką z kamforowego drzewa — zaraz zabierze mnie do siebie. Potrafię, oczywiście, mu umknąć — ciągnęła wróżka. — Potrafię z łatwością zmienić się w szarańczę i wyfrunąć z jego pałacu. Ale potem nie mogłabym już nigdy odzyskać postaci ludzkiej.
Kepang obiecał zachowywać się ostrożnie. I rzeczywiście, śpiewał czarodziejskie pieśni w dżungli tylko wtedy, kiedy w pobliżu nie było nikogo. Nikt też nie podpatrzył, w jaki sposób Kepang odnajduje drzewa obfitujące w kamforę.
Młoda para żyła szczęśliwie. Kochali się serdecznie i oboje czule dbali o swoje dzieciątko, maleńkiego synka. Był to naprawdę śliczny chłopaczek, silny jak ojciec i piękny jak matka.
Kepang nadal przynosił z dżungli kamforę o wiele ładniejszą niż ta, którą znajdowali inni zbieracze. Wkrótce wzbogacił się ogromnie i wieść o jego powodzeniu dotarła aż do uszu króla.
— Wezwano mnie do pałacu — powiedział pewnego dnia Kepang do żony. — Lęk mnie ogarnia. Co mam zrobić, jeśli król zapyta o sekret mojej czystej kamfory?
— Śmiało odpowiadaj na jego pytania, mężu. Jeśli zapyta o sekret twojej kamfory, powiedz po prostu, że węchem poznajesz dobre drzewo z dużo większej odległości niż inni. Powiedz mu, że miewasz sny, które dają ci trafne wskazówki, gdzie można znaleźć czystą kamforę. Tylko pamiętaj: nie wolno ci śpiewać królowi czarodziejskich pieśni.
Ale król właśnie te pieśni chciał usłyszeć. Nie wiadomo, kto mu doniósł, że młody zbieracz kamfory nuci w dżungli jakieś tajemnicze melodie.
— Zaśpiewasz mi kamforową pieśń albo umrzesz! — powiedział król Kepangowi.
Powiedział to bardzo surowo i rzeczywiście miał zamiar wykonać groźbę.
Kepang musiał zatem zaśpiewać pieśń, której nauczyła go księżniczka Bizanów. Pieśń zapewne popłynęła z pałacu aż do ich chaty i ukochana żona Kepanga musiała ją usłyszeć. Bo zaledwie Kepang skończył śpiewać, do królewskiej komnaty wleciała przez okno brunatna szarańcza". Fruwała nad głową młodzieńca, który odgadł, że to jego żona-wróżka zamieniona w owada.
— Niestety, drogi mężu — przemówiła do niego ludzkim głosem księżniczka Bizanów. — Ostrzegałam cię, co się stanie. Zaśpiewałeś tajemną pieśń kamforową i teraz nigdy już nie odzyskam ludzkiej postaci. Muszę wrócić do mojego domku w kamforowym drzewie.
I wyfrunęła przez okno.
Kepangowi udało się umknąć pałacowym strażnikom. Brzęczenie szarańczy najpierw zawiodło go do chaty, gdzie na progu bawił się ich mały synek. Szybko wsadził malca do kobiałki, zarzucił ją na plecy i podążył ścieżką w dżunglę, za żoną zamienioną w szarańczę.
Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby Kepang nie był się potknął o wystający korzeń. Chłopczyk wypadł z koszyka i główką uderzył o kamień. Na szczęście nie doznał większych obrażeń poza raną nad okiem. Kepang biegł tak szybko, żeby nadążyć za swą małżonką-szarańczą, że nawet nie zauważył wypadku. Dziecko znaleźli inni zbieracze kamfory, opatrzyli mu ranę, a potem zanieśli do domu starego Bongsu, który opiekował się wnukiem troskliwie, dopóki chłopiec nie dorósł.
Z czasem wieśniacy odgadli, co się przydarzyło Kepangowi i jego małżonce z rodu Bizanów, i przypominali sobie całą tę historię, ilekroć spotkali chłopca ze szramą nad okiem. Jeśli zbieraczowi kamfory przyśniło się to dziecko, wierzył, że spotka go nazajutrz niepowodzenie w dżungli. A Kepanga i księżniczki Bizanów, którzy zamieszkali w swoim domku w kamforowym drzewie, nikt z mieszkańców wioski nigdy już nie oglądał.
Autor: Frances Carpenter
Tłumaczenie: Ewa Kołaczkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)