Łubianki z wróblowego domku
bajka japońska
(w oryginale tytuł brzmi: Tongue- cut Sparrow-
czyli"
"Wróbel z przeciętym języczkiem".)
W dolinie między górami żyło dwoje staruszków. Mąż chodził codziennie po chrust do lasu, rosnącego na zboczu góry. Kiedyś, gdy wracał do domu, usłyszał, że coś piszczy cichutko w bambusowych zaroślach obok ścieżki.
- Co to takiego- pomyślał staruszek.
Staruszek i wróbel bardzo się zaprzyjaźnili. Ptaszek był coraz zdrowszy, co dzień ćwierkał swemu opiekunowi wesołą piosenkę:
"Gdy od gór przylata powiew,
tańcują listki bambusowe
i wróble z nimi też pląsają
w bambusowym gaju."
Dzieci sąsiadów przychodziły słuchać piosenki wróbla. Wszyscy go lubili. Wszyscy — oprócz żony jego opiekuna, bo ta nie cierpiała wróbelka i wciąż myślała nad tym, jak by się go pozbyć. Kiedy staruszek wychodził do lasu po chrust, wróbelek żegnał go czule.
Jednakże pewnego ranka zaćwierkał tak żałośnie, że staruszek zasmucił się i przestraszył.
— Co się dzieje, ptaszku? — zapytał. — Nie bój się, niedługo wrócę.
Wychodząc poprosił żonę:
— Uważaj na naszego ptaszka, nie krzywdź go. Daj mu jeść, daj mu pić i pilnuj, żeby mu się co złego nie stało.
Staruszek poszedł w góry. Kiedy nadeszła pora obiadu, wróbel czekał i czekał — a tu nic. Stara jeść mu nie dała, pić mu nie dała, tylko pierze i pierze przy studni.
Więc poleciał do niej i zaćwierkał:
— Tirli, tirli, babuniu, nakarm mnie!
Udała, że nie słyszy. Wtem wróbelek zobaczył miskę z krochmalem. Miska stała na ławce. Ryżowy krochmal wyglądał bardzo apetycznie.
- Zjem go trochę, nie zrobię tym nikomu krzywdy- pomyślał wróbel i nabrał w dziobek odrobinę krochmalu.
Wtem starucha jak nie skoczy, jak nie uderzy go po skrzydełkach!
— Ach, ty, ptaszysko niegodziwe — krzyknęła — czy ja na to przygotowałam sobie krochmal do bielizny, żebyś mi go wyjadał? Zbieraj mi się stąd, żebym cię więcej nie widziała, ty smoku!
Wróbelek pisnął z bólu i uciekł.
Pod wieczór wrócił staruszek z chrustem. Zdziwił się, że wróbelek nie wita go piosenką. Podszedł do klatki, zagląda — klatka pusta.
— Żono, gdzie się podział nasz wróbelek? — zapytał.
— Wróbel? To wstrętne ptaszysko. Wyjadał mi krochmal, wiec go wypędziłam.
— Co takiego? Jak mogłaś go wypędzić? — zmartwił się staruszek. — Biedny, kochany ptaszek, dokąd on poleciał?
— A bo ja wiem — burknęła stara — myślisz, że nie mam innej roboty, jak tylko oglądać się za wróblami.
Ściemniało się już i było za późno, żeby iść na poszukiwanie. Ale staruszek wciąż myślał o wróblu i nie mógł zasnąć przez całą noc.
Skoro tylko się rozwidniło, wstał, zwinął swoją matę cichutko i wyszedł. Nie zbierał chrustu tego dnia, tylko chodził po polach, po górach, po zaroślach i szukał ptaszka.
— Wróblu, wróbelku, gdzie mieszkasz? Odezwij się — nawoływał staruszek.
Z gąszczu bambusowego odezwały się wreszcie głosiki:
— Tu jest jego mieszkanie! Tu, tu, tu!
Do staruszka podfrunęły dwa wróble i zaśpiewały mu ulubioną piosenkę.
"Gdy od gór przylatuje powiew,
tańcują listki bambusowe
i wróble z nimi też pląsają
w bambusowym gaju."
Zaprowadziły staruszka do wróblowego domku.
Przed domkiem powitało go całe stadko, a wszystkie ćwierkały uprzejmie i zapraszały go:
— Proszę wejść, proszę wejść.
Zaledwie staruszek przestąpił próg, aż tu z trzepotem podleciał do niego mały wróbelek i zawołał:
— Dziadziusiu, to ja!
To był ten wróbelek, którego on szukał. To ci było spotkanie! Nie wiadomo, kto się więcej cieszył: staruszek czy wróbel. Ptaszki zaprowadziły gościa do największego pokoju, a tam powitali go rodzice wróbelka. Dziękowali mu za uratowanie synka, częstowali go owocami i słodyczami. Potem wróble pozapalały małe papierowe lampiony i rozleciały się z nimi po ogrodzie. Porozwieszały lampiony na gałązkach. Różnokolorowe światełka wyglądały pośród liści i kwiatów prześlicznie.
Staruszek usiadł pod kwitnącą wiśnią i patrzył, a wróble tańczyły dokoła i śpiewały:
"Gdy od gór przylata powiew,
tańcują listki bambusowe
i wróble z nimi też pląsają
w bambusowym gaju."
Zapadł zmierzch, maleńkie lampiony świeciły coraz piękniej.
Ale staruszek pomyślał o dalekiej drodze do domu i zaczął się żegnać.
— Jaka szkoda, że dziadziuś musi już iść — martwiły się wróble. — Nie puścimy go bez podarunku.
Przyniosły dwie bambusowe łubianki, większą i mniejszą. Każda z nich była opasana rzemieniem i miała rzemienne troki, żeby ją można było wziąć na plecy.
— Dziadku, wybierzcie, którą chcecie — zapraszały wróble.
— Nie mam już wiele sił — powiedział staruszek. — Wezmę mniejszą, będzie lżej. Zresztą po co mi tyle tego dobrego. Dziękuję wam, ptaszki kochane, do widzenia.
One pomogły mu wziąć łubiankę na plecy, życzyły mu zdrowia i staruszek ruszył w powrotną drogę. Najpierw szedł przez wróblowy ogródek ścieżyną wysypaną płatkami wiśni, a potem po górskim zboczu w dół.
Kiedy wrócił do chaty, jego żona rozkrzyczała się ze złości.
— Toś ty taki? Włóczysz się od samego rana i nawet wiązki chrustu nie przyniosłeś, ty leniuchu!
Staruszek zdjął z pleców łubiankę i powiedział:
— No, no, nie gniewaj się, żono. Patrz, przyniosłem ci podarunek.
— Co to takiego?
— Sam nie wiem. Otwórz i zobacz.
Ach, ile tam było ślicznych rzeczy! Z wierzchu sznury korali, pod nimi dwa pięknie haftowane jedwabne kimona, a pod tym wszystkim złote monety. Chyba z dziesięć garści tam było tego złota.
— Ojej, jakie bogactwo! — ucieszyła się stara. — Kto ci to dał?
— Wróble.
— Nie żartuj!
— To nie są żarty, to prawda. Wróble dały mi dwie łubianki do wyboru. Tamta była jeszcze większa.
— To czemu nie wziąłeś większej?
— Bo za ciężko byłoby mi nieść, a tego, co jest w tej łubiance, wystarczy nam aż nadto. Nie mieliśmy jej, a jakoś też żyliśmy oboje.
— Ach, ty głupcze — zawołała żona i znów się rozzłościła — wszystko robisz zawsze nie tak, jak trzeba. Czemużeś wziął mniej, jak mogłeś wziąć więcej? Teraz ja muszę iść za ciebie po tamtą większą łubiankę.
— Dlaczego? Dajże spokój, to wstyd się tak napraszać — tłumaczył jej mąż.
Ale ona, tak jak stała, pobiegła natychmiast w góry.
Po drodze nawoływała:
— Wróbelku, gdzie mieszkasz? Wróbelku, gdzie mieszkasz?
Niebawem z bambusowych zarośli wyleciały dwa wróble na jej spotkanie i zaprowadziły ją do wróblowego domku.
Zaledwie staruszka przestąpiła próg, zaraz zaczęła się przymilać do znajomego wróbla:
— Ach, ptaszku mój złociutki, jak ty ślicznie wyglądasz, jak się poprawiłeś w górskim powietrzu! Nie umiem ci powiedzieć, jak się z tego cieszę. Nie częstuj mnie niczym, bo śpieszę się bardzo, nie mam też czasu przyglądać się tańcom. Jeżeli masz dla mnie jakieś podarki, to daj mi je od razu. Nie chcę się przymawiać, nie jestem taka niedelikatna. Ale nie chciałabym ci się długo naprzykrzać, a znam twoje hojne serduszko i zgaduję, że nie będziesz chciał wypuścić mnie z pustymi rękami.
Wróble przyniosły znowu dwie łubianki — większą i mniejszą — i poprosiły, żeby wybrała, którą woli.
— Niech będzie ta — powiedziała stara, chwytając chciwie większą łubiankę. — Wzięłabym mniejszą, ale mój mąż żałuje, że nie zabrał większej, więc chcę mu zrobić przyjemność.
Ani nie podziękowała wróblom, ani się z nimi nie pożegnała tylko zarzuciła co prędzej troki na ramiona i ruszyła w powrotną drogę.
Łubianka była bardzo ciężka, więc kobieta prędko się zmęczyła, tym bardziej, że szła szybko, bo gnała ją ciekawość.
— Trzeba trochę odpocząć — mruknęła.
Zsunęła troki z ramion, postawiła łubiankę na pagórku przy drodze i sama usiadła obok. Wtem pomyślała: "Czemu mam czekać, aż zajdę do domu? Mogę przecież otworzyć łubiankę już teraz, żeby zobaczyć, co w niej jest".
Podniosła wieko — a tu wypełzają węże, wyłażą jaszczury, wyskakują ropuchy, wylatują smoki i miotają z pysków płomienie, Jakby łubianka dna nie miała, tyle tego!
Odskoczyła kobieta przerażona — i w nogi. Ucieka, aż kłapią jej sandały, ślizga się po korzeniach i znów zrywa, a potwory gonią ją i krzyczą:
— Ach, ty nienasycona! Skąpiradło przebrzydłe! Poczekaj, ty zła, chciwa babo.
Wybiegła wreszcie z bambusowego lasku. Wtedy straszydła gdzieś się podziały i przestały ją gonić. Widać ich władza nie sięgała dalej. Starucha ledwo dowlokła się do domu, zapłakana i drżąca.
Przyznała się mężowi do wszystkiego i przyrzekła, że odtąd nie będzie już taka chciwa i zła.
Kiedy staruszkowie usiedli wieczorem zgodnie przed chatą, usłyszeli znajomą piosenkę:
"Gdy od gór przylata powiew,
tańcują listki bambusowe
i wróble z nimi też pląsają
w bambusowym gaju."
To wróbel ich odwiedził i ćwierkał pośród kwiatów wiśni.
Autor: Maria Niklewiczowa ze zbiorku "Bajarka opowiada".
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajeki, a także nne bajki azjatyckie oraz pozostałe bajki z Dalekiego Wschodu.
W oryginalnej wersji - zła żona dobrego staruszka, przecina język (lub ucina) wróbelka nożyczkami.
W oryginalnej wersji - zła żona dobrego staruszka, przecina język (lub ucina) wróbelka nożyczkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)