Konik Garbusek
bajka rosyjska
Hen daleko, za górami, za lasami, za morzami, a może jeszcze dalej żył we wsi ojciec z trzem synami. Najstarszy miał na imię Daniło i był najsilniejszy. Młodszego i najpiękniejszego zwali Waniło , a na najmłodszego, głuptasa, wołali po prostu Wania. Wania do roboty się nie palił, całymi dniami na piecu drzemał i o księżniczkach rozmyślał.
Zasiał raz ojciec pszenicę. Obrodziła tak, że kłosy falowały ponad głowami najwyższych mężczyzn, a złociły się tak, że i w pochmurny dzień na polu było jasno. Jednak co noc ktoś tratował polany - otrząsał złote kłosy, łamał smukłe łodygi.
Ojciec wysłał najstarszego sytna, by pola pilnował. Chwycił Daniło widły i topór i ruszył w pole. Ale ten antałek gorzałki wypił i poszedł spać w bruździe. Rano znów pszenica stratowana, kłosy otrząśnięte, a syn przysięga, że nic nie widział.
Następnej nocy posłał Gawryłę. Ale ten, zamiast wolę ojca wypełnić, poszedł nie w pole, tylko do urodziwej sąsiadki, i tam spędził noc. I rano znów pszenica stratowana, kłosy otrząśnięte, a Gawryło głową trzęsie: nikogo na polu nie zobaczył.
Wreszcie posłał ojciec Wanię-Głuptaska.
Ilustracja: Piotr Pawłowicz Erszow |
Wania podkradł się i wskoczył na jej grzbiet. Pomiarkował, by za słoneczną grzywę nie łapać i rąk nie spalić, więc skoczył tak, że siedział przodem do ogona i rękami za ogon złapał. Caryca -Kobylica próbowała go zrzucić. Na próżno. Chłopak ścisnął ją kolanami, srebrny wokół pięści okręcił i pokonać się nie dał.
- Puszczaj, Wania, puszczaj natychmiast! - zarżała Caryca -Kobylica.
- Nie puszczę, póki za pszenicę zniszczoną nie zapłacisz! - zawołał Wania.
- Bo cię kopytami stratuję!
- Prędzej ja tobie ogon wyrwę!
Zobaczyła Caryca - Kobylica, że chłopak twardo przy swoim obstaje.
- Dobrze, jak mnie puścisz, dam ja tobie trzy konie. Dwa srebrnogrzywe i jednego garbuska. Srebrnogrzywe sprzedaj w mieście, braciom i ojcu pieniądze oddaj. Ale Konia Garbuska nie oddawaj nikomu, bo ci się nieraz przyda!
Caryca - Kobylica przysięgła, że obiecane konie jutro staną w zagrodzie, a pola pszenicy nigdy już nie stratuje. Uwiązał ją Wania przy drzewie i do rana czeka, wtedy ją puści.
Rano spełniła obietnicę, a Wania tylko patrzył, jak Caryca – Kobylica galopuje ku niebu tocząc z pyska perłową pianę. Wrócił Wania do domu, do drzwi pięścmi wali i krzyczy juz od progu:
- Diabelska kobyła tratowała nam pole, ale już więcej nie będzie - powiedział ojcu, który tylko mruknął gniewnie, bo kto by takich głupstwa chciał słuchać.
Ale bracia Wani czym prędzej pobiegli do stodoły, otworzyli wrota i oniemieli z zachwytu. Po czym konie wyprowadzili i pojechali na targ je sprzedać.
W południe Wania wstał z pieca i poszedł do stajni. Przy żłobie stał mały, bury konik o grzbiecie tak krzywym i garbatym, że trudno było sobie wyobrazić, jak na nim jechać.
- A gdzie to moje konie srebrnogrzywe? - zapytał sam siebie.
I jakież było jego zdziwienie - Konik Garbusek Przemówił!
- Twoi bracia pojechali na nich do grodu, by je sprzedać i podzielić się pieniędzmi. Siadaj, to ich dogonimy - powiedział Konik.
Wania dosiadł Konika Garbuska, a ten pogalopował tak chyżo, jak nie biega żaden inny koń na świecie.
Przed zachodem słońca dopędzili starszych braci, którzy właśnie szukali miejsca na nocleg. Poszli spać, ale znowu Wania zasnąć nie mógł, przecież się do południa wylegiwał. Naraz patrzy, nie daleko na polanie błyszczy coś, tańczą płomienie. Podkradł się, zobaczył Żar-Ptaki zlatujące się na gody. Niewiele myśląc, chwycił jednego za ogon, wyrwał mu pióro ogniste i za pazuchę schował. Po cichu wrócił do obozowiska. Bracia spali, ale Konik Garbusek otworzył oczy.
- Wyrzuć, Wani, to piórko kłopotów ci tylko przysporzy - poprosił.
Ale Waniuszka tylko ramionami wzruszył.
Następnego dnia dotarli do grodu. A taki był to zwyczaj, że żaden kupiec, ani żaden kramarz nie otworzył swego straganu dopóki starosta miejski, nie ogłosił, że dzień targu czas zacząć.
Ilustracja: Jan Marcin Szancer |
Ilustracja: Piotr Pawłowicz Erszow |
Car ujrzawszy jak Wania sobie z końmi radzi najął go z miejsca do roboty jako dozorcę stajni. Odzienie dostał nowe, buty z cholewami porządne i jadła i napitku mu nie brakowało. Od rana do południa doglądał koni, a po robocie siadał sobie wygodnie w drzwiach stajni, kręcił machorkę w lada jaki skrawek papieru, przypalał ognistym piórem Żar-Ptaka i dobrze mu było.
Konik Garbusek wiele razy prosił:
- Wania, rzuć to piórko, bo kłopotów ci przysporzy!
Ale Wania na to nie zważał. Aż pewnego dnia wielki łowczy dostrzegł, że chłopak piórkiem Żar-Ptaka machorkę przypala. Zaraz za łeb go złapał, aby carowi to cudo i jego właściciela pokazać.
Car był wielkim myśliwym. Ustrzelił już z łuku gatunki ptaków, ubił oszczepem wszystkie rodzaje zwierząt, jakie Matka Ziemie na świat wydała na świat wydała. Ale nigdy dotąd nie udało mu się zabić ani pojąć Żar-Ptaka. Teraz surowym wzrokiem patrzył na Wanię, a do ręki wziął ogniste pióro.
- Widziałeś ty, oberwańcu, Żar-Ptaka? - spytał Wanię car.
- Jako i waszą wielmożność teraz oglądam.
- Tak ty, Wania, jeszcze dziś do lasu pojedziesz i bez żywego Żar-Ptaka nie waż mi się wracać. A jak go nie przywieziesz, ze skóry cię żywcem obedrę.
Wraca Wania strapiony, do Konika Garbuska się przytula.
- Bieda, Koniku, car każe całego Żar-Ptaka, a ja ledwo jedno piórko zdobyłem.
- Mówiłem nie bierz tego piórka. Ale nie frasuj się. Każ dać sobie dwie kadzie drewniane, wiadro miodu i skórzane rękawice. Do kadzi wlejesz miód, drugą się nakryjesz. Jak Żar-Ptaki nadlecą, jednego złapiesz i zaraz ci pomogę go carowi dostarczyć - doradził mu konik.
Wania wszystko zdobył, wsiadł na Konika i pojechał do ciemnego lasu. Tam chłopak miodu do kadzi wlał, drugą się nakrył, rękawice skórzane na ręce nasadził. O północy nadleciały Żar-Ptaki i dalej mód lipowy pić. Wtedy Wania spod kadzi wyskoczył.
Ilustracja: Piotr Pawłowicz Erszow |
Jednego Żar - Ptaka za ogon ucapił i pióro złote mu wyrwał. Zaraz na grzbiecie Konika garbuska popędził do cara z tym cudownym podarkiem.
- Dobrześ się spisał - zatarł ręce car na widok Żar-Ptaków bijącego ognistymi skrzydłami o stalowe pręty klatki. - Skoroś taki junak i zuch, porwiesz dla mnie jutro córkę księżyca, bo chcę się z nią żenić - rozkazał.
Powrócił Wania do swego Konika, oparł się czołem o jego pysk i płacze:
- Teraz już po mnie, przyjacielu, jakże mi Córkę Księżyca porwać? Gdzie jej szukać, mnie, biednemu!?
- Mówiłem, byś nie brał tego pióra? Masz tobie! Ale i z tym sobie poradzimy. Musisz tylko wziąć z pałacu dwa obrysy, namiot złotem wyszywany, moc smakołyków różnych, bakalii i słodkiego jak miód wina. Córka Księżyca pływa po oceanie swą łodzią, raz w roku na brzeg zchodzi. Rozbijesz na brzegu namiot, rozłożysz w nim obrusy, pięknie nakryjesz i schowasz się. Kiedy Córka Księżyca podejdzie się posilisz, wtedy ją pojmiesz. No już, biegnij do cara o dary prosić i ruszamy.
Wania zrobił tak, jak Konik Garbusek radził. Car dał mu podarki i Wania wyruszył księżycową córę pojmać.
Kiedy już zjawili się nad bezkresnym oceanem, rozbił Wania namiot, rozłożył obrusy, nakrył pięknie, za namiot się schował i czeka.
Nagle w oddali zobaczył złotą łódź, w niej cudną dziewczynę w krasnej szacie. Tak pięknej dziewczyny Wania jeszcze nie widział. Miała białą cerę, srebrzyste warkocze do kolan, a oczy granatowe jak noc. Wiosłem srebrnym o fale się odbijała, w ręku trzymała gęśliczki. Przybiła do brzegu i do namiotu zajrzała, a że głód poczuła zaczęła się częstować. A Wania zza namiotu tylko zerka i czeka na odpowiedni moment.
Ilustracja: Piotr Pawłowicz Erszow |
Nagle w oddali zobaczył złotą łódź, w niej cudną dziewczynę w krasnej szacie. Tak pięknej dziewczyny Wania jeszcze nie widział. Miała białą cerę, srebrzyste warkocze do kolan, a oczy granatowe jak noc. Wiosłem srebrnym o fale się odbijała, w ręku trzymała gęśliczki. Przybiła do brzegu i do namiotu zajrzała, a że głód poczuła zaczęła się częstować. A Wania zza namiotu tylko zerka i czeka na odpowiedni moment.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
Wtem Córka Księżyca wyjęła gęśliczki i zaczęła pięknie grać. Muzyka płynęła tak rzewna i przejmująca, tak za serce chwytała, że Wania się zasłuchał i w końcu zasnął. Ocknął się kiedy mrok zapadł. Rozejrzał dookoła, ale nie zobaczył ni Córy Księżyca ni złotej łodzi.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
Siedzi i płacze i prosi konika drżącym głosem:
- Przebacz mi! Ratuj! Już nie zaśpię nigdy więcej!
- Mówiłem, byś nie brał tego pióra? Same nieszczęścia na ciebie sprowadza! Ale cóż, i z tym sobie poradzimy. Córka Księżyca mieszka w wysokich górach na czarnych skałach i wiem jak ja pojmać. Musisz tylko wrócić do pałacu i poprosić cara o dwa srebrne lusterka i srebrną klamrę. Jedno lustro postawisz, a drugie taflą do ziemi przyłożysz. Jak Córka Księżyca zacznie się w jednym przeglądać, ty jej za plecami drugie zwierciadło odkryj. Już przeglądać się w nich nie przestanie. Wystarczy spiąć ją srebrną klamrą i po kłopocie. A teraz możemy ruszać - zarządził Konik.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
Na wysokiej grani Wania lustro ustawił, o czarną skałę oparł, drugie ułożył na ziemi, zwierciadlaną taflą do dołu. Sam ukrył się za wielkim kamieniem. Po chwili usłyszał kroki Córki Księżyca. Zauważyła lustro, zaczęła się w nim przeglądać, włosy poprawić, szatę wygładzać. Wania skoczył, drugie lustro za jej plecami ustawił i tak złapał ją w srebrną pułapkę. Córka Księżyca nawet nie zauważyła, że Wania spiął oba lustra srebrną klamrą, Gwizdnął na Konika garbuska i powiózł dziewczynę w dół, ku zielonym trawą i różowemu świtowi, prosto na dwór cara.
Ilustracja: Piotr Pawłowicz Erszow |
Car zachwycił się narzeczoną, ale ona nawet słyszeć nie chciała o zamążpójściu. Tak jej się stary car nie podobał.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
- Niechaj zawiozą list memu ojcu i wydostaną z dna morza mój pierścień zaręczynowy. Wtedy może pójdę ślubu - powiedziała carowi.
Car zaraz kazał zawołać Wanię.
Konik Garbusek wysłuchał szlochów Wani i po raz trzeci przypomniał:
- Jakbyś pióra Żar-Ptaka nie ruszał, nie byłoby teraz tego. No, ale nie ma czasu, musimy ruszać.
Wania wskoczył na jego grzbiet i Konik Garbusek pomknął jak strzała. Biegł, aż znalazł się w miejscu, gdzie morze było najwęższe i pomiędzy dwoma brzegami leżał wieloryb długi na siedem mil. Po jego grzbiecie jeździły kupieckie karawany i wojskowe tabory.
- Dokąd jedziesz Waniuszka? - spytał wieloryb.
- Do Księżyca z listem od jego córki.
- Waniuszka, mileńki, zapytaj ty Księżyca, ile jeszcze muszę cierpieć. Trzy lata tak leżę i grzbiet mam do krwi poraniony - poprosił wieloryb.
- Zapytam o ciebie, bądź pewien - odparł Wania.
Przejechali po wielorybie, dotarli do stromych gór.
Konik garbusek zawołał:
Konik garbusek zawołał:
- Trzymaj się mocniej grzywy i nie patrz w dół!
Po czym zaczął wznosić się w górę, kopytami krzesał iskry na gwiazdach, galopował wyżej, niż strzała doleci, niż orzeł szybuje. tak doleciał do Księżyca. Wania w pas mu się pokłonił, list oddał i czekał na odpowiedź. Szybko ją też otrzymał. Zanim pokłonił się przed wyjściem, zapytał:
- Na powierzchni morza leży wieloryb. Jak długo ma jeszcze pokutować?
Wracając, dotarli do wieloryba.
- Najpierw przejdźmy na drugą stronę, potem poproś by ci pierścień wydobył, dopiero na koniec powiedz, co ma uczynić, by być wolnym - doradził Waniuszce Konik Garbusek.
- Pytałeś o mnie? - ryczał już z daleka wieloryb.
Wania nic nie odpowiedział, tylko przejechał po jego grzbiecie na drugi brzeg.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
- Na dnie morza leży pierścień zaręczynowy Córki Księżyca. spraw, bym go dostał, a zwrócę ci wolność - zawołał Wania.
Wieloryb skrzyknął swoje dzieci i nakazał im szukać pierścienia. Wania czekał dzień, czekał noc, Konika zdążył wyczesać, nakarmić i napoić. Wieloryb nakazał wszystkim morskim stworzeniom pierścienia natychmiast szukać. Wtem któreś z dzieci wieloryba wypluło pierścień na brzeg. Chłopak podniósł go i wskoczył na grzbiet Konika.
Ilustracje: Nikola Kochergin |
- Wypluj statki i kupców, których połknąłeś - zawołał i ruszył galopem przed siebie, a wieloryb usłuchał nakazu.
Za nim z trzaskiem łamanych i pękających masztów spadały na brzeg wypluwane przez wieloryba statki, pełne wychudzonych kupców i marynarzy.
Ilustracja: Jan Marcin Szancer |
W pałacu cara Córka Księżyca włożyła pierścień, a z listu od ojca wyczytała wszystkie rady i powiedziała carowi, którego nijak pokochać nie mogła i nie chciała:
- Zagotuj wielki kocioł mleka. Wskocz do niego i wykap się w nim. Będziesz miał od tego cerę białą jak śnieg, młodość twa powróci i wtedy będę twoja.
Car nakazał na zamkowym dziedzińcu ogień rozpalić i mleko gotować. Raptem przypomniał sobie o Wani.
- Ty skocz pierwszy!- rozkazał.
Wania podszedł do kotła z wrzącym mlekiem, ale doszedł też konik i chuchnął na kocioł. Mleko się ostudziło. Wania wskoczył, a gdy wyszedł, był pięknym młodzieńcem o cerze białej jak mleko.
- Poszedł won - odepchnął go car.
Koń Garbusek chuchnął na kocioł znów i mleko w nim zawrzało. Cara strach nagle obleciał. Ociagał się i wahał, aż go siłą do kotła podprowadzono.
W końcu wlazł na drabinę i patrzy w mleczne odmęty. Nogi mu drżą, modlić się do Boga zaczyna.
Wskoczył! Zachlupotało, zawrzało i po chwili zły car ugotował się w mleku.
W końcu wlazł na drabinę i patrzy w mleczne odmęty. Nogi mu drżą, modlić się do Boga zaczyna.
Ilustracja: nikolaj Kochergin |
Wskoczył! Zachlupotało, zawrzało i po chwili zły car ugotował się w mleku.
Nazajutrz odbyło się huczne weselisko Córki Księżyca i Waniuszki. Odtąd razem żyli i razem rządzili, a Konik Garbusek zawsze im służył radą i pomocą.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)