Wasylisa Piękna
bajka ludowa rosyjska
znana we wszystkich krajach słowiańskich,
także pod tytułem: "Wasylisa Mądra."
Dawno temu, w pewnym niewielkim miasteczku, żył sobie kupiec z żoną i córeczką Wasylisą Piękną. Przez dwanaście lat żył w małżeństwie szczęśliwie i spokojnie. Ale w trzynastym roku, żona kupca zachorowała i była umierająca.
Zawołała do siebie córkę i tak rzekła:
- Posłuchaj mnie teraz, Wasyliso uważnie i zapamiętaj moje ostatnie słowa. Daję ci tą lalkę – i to mówiąc wydobyła spod koca laleczkę, która miała takie same jasne warkocze, haftowaną bluzę i czerwone trzewiki wypisz wymaluj jak Wasylisa.- Jeśli kiedykolwiek zgubisz drogę – szeptała dalej matka - albo będziesz potrzebowała pomocy, zapytaj laleczkę o radę. Ona ci pomoże. Miej ją zawsze przy sobie. Nikomu o niej nie mów i nikomu nie pokazuj. Nakarm ją, kiedy będzie głodna i dbaj o nią. To moje błogosławieństwo dla ciebie, dziecko- to mówiąc zamknęła oczy na zawsze.
Po śmierci żony kupiec i Wasylisa Piekna pogrążyli się w żałobie. Długo rozpaczali, ale lata mijały i pewnego dnia kupiec postanowił powtórnie się ożenić. Był dobrym człowiekiem i szukał żony, która byłaby równie dobra jak on. W końcu ożenił się z wdową, która miała córki w wieku Wasylisy.
Nowa żona i jej dzieci wydały się kupcowi dobre i miłe, zawsze uprzejme i serdeczne.Jednak za ich uśmiechem i słodkimi słowami kryło się coś zdradliwego. Ale tego dobry kupiec nie zauważył.
Dni mijały, Wasylisa z dnia na dzień stawała się piękniejsza. Szybko też, jej uroda stała się solą w oku macochy i jej dwóch zawistnych córek. Tak bardzo zazdrościły Wasylisie urody, że postanowiły obarczyć dziewczynę najcięższymi pracami, mając nadzieję, że w ten sposób Wasylisa schudnie i zbrzydnie udręczona wysiłkiem.
Tak więc, od świtu do nocy gnębiły ją i zmuszały do najcięzszych posług. Musiała dziewczynka drwa rąbać, wodę ze studni czerpać, podłogi szorować, prać, gotować i we wszystkim usługiwać macosze i przybranym siostrom. A wymagania miały przy tym wielkie. To przynieś, to odnieś, tamto podaj, to przestaw i tak przez cały boży dzień.
Wasilisa Piękna znosiła te zachcianki bez skargi, a na domiar tego, stawała się z dnia na dzień jeszcze piękniejsza. Tymczasem macocha i jej córki zieleniały z zazdrości. Nie wiedziały jaka jest przyczyna tak cudnego wyglądu Wasylisy i co się za tym kryje. Tak więc jeszcze bardziej były wściekłe.
A dziewczynie w obowiązkach pomagała laleczka, którą dostała od matki.
Sama Wasylisa często nie dojadała, aby móc każdy kęs ukradkiem dać laleczce. Wieczorami, gdy wszyscy już spali, zamykała się w szafie, w której ukrywała laleczkę i mówiła do niej czule:
- Dalej, dalej jedz laleczko
moja droga kochaneczko,
i posłuchaj jak ciężko mi,
jakie ciężkie moje dni.
Mieszkam w domu kochanego ojca, ale nie odczuwam miłości. Nikczemna macocha zapędziła mnie do roboty i zrobiła swoją służącą. Co mam robić?
A laleczka pociesza dziewczynę w cierpieniu i raniutko, skoro świt wyręcza Wasylisę w pracy. Wasylisa w ogrodzie skrapia kwiaty łzami, a w tym czasie podłogi wypolerowane, grządki opielone, woda naczerpana, drwa narąbane, płomienie w kominku tańczą skocznie, że aż miło.
I jakoś im się tak na tym świecie żyło.
Mijały lata, Wasilisa kraśniała jeszcze bardziej, a sława jej urody rozeszła się echem po okolicznych miastach. Niejeden zamożny młodzieniec chciałby taką żonę. Wszyscy panicze w miasteczku uderzają w konkury do Wasylisy, a do macoszych córek żaden…
Wściekła się macocha okrutnie, pomna niesprawiedliwości tak rzecze:
- Nie wydam Wasylisy za mąż, póki starsze córki zamężne nie będą! – wrzeszczała na zalotników - Takie to prawo naszych dziadów i pradziadów, że względem pierwszeństwa urodzenia dziewczęta za mąż iść muszą! – wygrażała im pięścią.
Jednak córki macochy zalotników nie zdobyły. To jeszcze bardziej denerwowało macochę i jeszcze okrutniejsza była dla pasierbicy.
Pewnego dnia kupiec musiał wyjechać w interesach na długi czas. Macocha i pasierbice serdecznie go żegnały, łezkę uroniły, łkały w kącie. Żal kupcowi było opuszczać tak kochającą rodzinę. Lecz cóż było robić. Interesy wzywały.
A, że był to środek lata, macocha zarządziła, że na ten czas pomieszkają w letnim domku za miastem. Domek położony był na skraju gęstego, ciemnego lasu.
W samym środku lasu, na polanie stała chata, a w niej mieszkała Baba-Jaga.
Straszna to była istota, rzucała uroki i znała się na czarach. Nikomu nie dawała zbliżyć się do swej chaty, a tego co podszedł za blisko pożerała na obiad niczym kurczaka.
Ani macocha, ani jej córki nie zapuszczały się tak daleko w las, a Wasylisa Piękna wychodząc z domu, zawsze miała przy sobie laleczkę, która wskazywała jej bezpieczną drogę.
Nadeszła jesień.
Macocha przekazała wieczorne prace wszystkim trzem dziewczętom: jedna haftowała chustki, druga cerowała pończochy, a Wasylisa Piękna usiadła przy kadzieli. Macocha wzięła włóczkę i zamachała drutami.
Siedzą, siedzą zajęte pracą. Wasylisa przędzie nici, kołowrotek furkocze, a jej siostrzyce coś tam szeptają do macochy:
- Zobacz – mówi jedna córa do siostry – mamy tylko jedną świecę. Gdyby płomień zadusić, można by Wasylisę do lasu wysłać, niech pożyczy ogień na rozpałkę od Baby - Jagi, tylko ona tu w okolicy mieszka.
- Kiedy znajdzie starą wiedźmę, ona niechybnie zabije ją i zje – dodała druga i roześmiała złośliwie.
Klasnęła w ręce macocha, tak jej się ten pomysł spodobał. Podeszła do świecy i zalała ją wodą z dzbana. Knot zamókł i nie dało się już go podpalić na nowo.
- Co się stało? - zapytała wystraszona Wasylisa Piękna.
- Ty głupia dziewucho! – ofuknęła ją macocha – nie widzisz, że nasz jedyny ogień wygasł? Trzeba iść do lasu i Babę- Jagę o żar poprosić.
- Ja nie pójdę, bom zmęczona! – odezwała się starsza córa.
- Ja nie pójdę, bo się boję! – odezwała się młodsza.
- A ja jestem za stara na wędrówki po lesie- dodała macocha- więc ubieraj się i idź po ogień na rozpałkę – wrzasnęła na Wasylisę Piękną.
— Jak trzeba to pójdę – odparła cichutko dziewczyna.
Wasylisa Piękna pobiegła do swej izby, wyjęła z szafy laleczkę, nakarmiła ją pajdą chleba i pyta:
- Dalej, dalej, jedz laleczko,
powiedz co robić, kochaneczko?
Posyłają mnie na niechybną śmierć do chaty Baby – Jagi! - zapłakala Wasylisa Piękna.
Laleczka podjadła, oczkami zamrugała i rzecze:
- Nie martw się, Wasyliso Piękna. Rób co ci karzą, ale miej mnie zawsze przy sobie. Ze mną nic złego ci się nie stanie.
Wasylisa ubrała się, włożyła laleczkę do kieszeni fartucha i wyruszyła wprost do ciemnego lasu.
Idzie, idzie, a las robi się coraz gęstszy i ciemniejszy, suche gałęzie złowrogo trzaskają pod nogami. Sięgnęła dziewczyna do kieszeni fartuszka, pogłaskała lalkę po włosach i mówi sama do siebie:
— Wystarczy jej dotknąć, żeby lepiej się poczuć, tak mówiła mamusia.
Na każdym rozstaju dróg Wasylisa Piękna sięgała do kieszeni, gładziła laleczkę i radziła się jej:
— Którędy mam iść? Gdzie skręcić?
A laleczka dobrą radą zawsze dziewczynie służyła.
Nagle, ni stąd ni zowąd, biały jeździec na białym koniu przemknął obok galopem. Nastał świt.
Idzie, idzie dalej, aż tu nagle kolejny jeździec minął ją w galopie, cały w czerwonych szatach i na czerwonym koniu. Wzeszło słońce.
Wasylisa szła, szła, a gdy się zbliżyła do chaty Baby – Jagi, nadjechał trzeci jeździec w czarnym płaszczu, na czarnym koniu i wjechał wprost do chaty Baby – Jagi. Zapadła ciemna noc.
Zbliżyła się Wasylisa Piękna do wiedźmowej chaty. Upiorny był to widok. Płot cały z nagich kości, na sztachetach wiszą czaszki. W mroku bił od nich jakiś blask przeraźliwy. Zadrżała dziewczyna, bo wszystkie czaszki na płocie, miały podświetlone oczy, a jaśniało od nich tak, że cała polana wygladała jakby dzień nastał. A tu przecie dopiero środek czarnej nocy.
Nagle dał się słyszeć przerażający ryk i łomot. Konary drzew trzeszczały, szumiały wzburzone liście. Las poczarniał jeszcze bardziej. Cóż to? Czary jakie? To nadciągała Baba – Jaga....
Nie przybyła jednak, ani karetą, ani wozem tylko w wielkim mosiężnym kotle. Za ster służył jej żeliwny tłuczek, a rosochata miotła oczyszczała drogę. Wiedźma była stara, pomarszczona, plecy w pałąg zgięte. Jej długi podbródek i haczykowaty nos stykały się końcam, a długie, siwe włosy, przerzedzone znacznie wiekiem, powiewały na wietrza. Zakrzywione, kościste paluchy zaciskała w pięść. Kiedy z wielkim jazgotem wylądowała, wygramoliła się z kotła i stanęła przed chatą.
Rety! Cóż to była za chata!
Stała na ogromnych, kurzych nogach i podreptywała w miejscu lub biegała to tu to tam. Od czasu do czasu podskakiwała, aż skrzypiało w powałach. Zawiasy w drzwiach i oknach zrobione były z ludzkich kości, kołatka w drzwiach była niczym innym jak wilczym pyskiem, z którego wystawało mnóstwo ostrych kłów.
Baba – Jaga zaskrzeczała:
- U, huuu, huuu. Pachnie mi tu człowiekiem! Kto tu jest?
Wasylisa Piękna podeszła bliżej w gardle jej zaschło ze strachu ale odpowiedziała:
- To ja, babciu! Wasylisa Piękna, córka kupca z miasta. Macocha wysłała mnie po ogień, bo nasz zgasł całkiem.
- Otóż, może i ogień ci dam – odparła Baba – Jaga – ale zanim go dostaniesz musisz na niego zapracować. Nie ma w życiu nic za darmo, kochanieńka. Zostaniesz u mnie kilka dni i będziesz robiła co karzę. Ale jeśli się nie sprawdzisz pożre cię i basta!
Potem odwróciła się w stronę chatki na kurzych nóżkach i wrzasnęła:
- Hej, moja chatko na kurzej nodze,
obróć się do mnie przodem!
Chatka zaskrzypiła, podskoczyła i stanęła frontem do Baby - Jagi.
- Hej, drzwi moje,
otwórzcie się otworem! - krzyknęła ponownie.
I drzwi otworzyły się same. Baba-Jaga weszła do izby pogwizdując pod nosem, a Wasilisa Piękna weszła za nią. Jak tylko przekroczyła próg chaty, drzwi się zatrzasnęły.
Baba- Jaga wskazała kościstym paluchem na wielki piec i rzekła:
- Wyjmij z pieca mięsiwo! Chcę coś zjeść, bom głodna okrutnie!
Wasilisa Piękna zapaliła pochodnie z czaszki i zaczęła krzątać się po kuchni. Wyjęła z pieca kawał mięsa i włożyła do drewnianej misy. Potem weszła do spiżarni, przytaszczyła duży dzban, miodu i wina, pokroiła chleb i nakarmiła wiedźmę. Baba- Jaga jadła w milczeniu, a mlaskała przy tym, a cmokała.
A kiedy już dość podjadła, oblizała paluchy i powiedziała:
- A teraz chwilkę się zdrzemnę, przygotuj mi posłanie. Jak wstanę, mam kilka spraw do załatwienia. Wrócę jutro wieczorem. Do tego czasu wyszoruj podłogi w izbie, narąb drew, nanieś wody ze studni i wyszoruj misy. Przyszykuj mi kolację i nawarz piwa. Uprzędź wełnę i wybiel płótno. Jak skończysz wyjmij kwartę ziarna pszenicy i oddziel od plewów. Jak wrócę sprawdzę dokładnie czy wszystko zrobiłaś jak należy. Jeśli nie, zjem cię!
To mówiąc Baba – Jaga wlazła na piec, przykryła się pierzyną i zasnęła. A chrapała przy tym tak głośno, że okiennice to się otwierały, to się zamykały z trzaskiem.
Wasylisa Piękna usiadła na ławie, wyjęła laleczkę z kieszeni fartucha, dała jej chleba z miodem i cicho załkała:
- Dalej, dalej jedz laleczko,
co mam robić kochaneczko?
Powiedz...Baba -Jaga dała mi pracę ponad siły, i zagroziła, że mnie zje jak robota nie będzie gotowa do wieczora.
A laleczka rzekła:
- Nie martw się Wasyliso Piękna. Zjedz i połóż się spać, wypocznij. Ranek jest mądrzejszy niż wieczór!
Świt obudził Wasylisę, wyjrzała przez okienko. Oczy czaszek na płocie już nie jaśniały. Biały jeździec przemknął obok - i nastał dzień.
Baba Jaga wyszła na podwórze, pod nosem pogwizduje, coś tam mamrocze do siebie. Klasnęł w dłonie i zafurczało w powietrzu. To nadleciał mosiężny kocioł. Klasnęła drugi raz i do dłoni wskoczył jej tłuczek o raz miotła. W tym samym czasie nadjechał galopem czerwony jeździec.Wzeszło słońce.
Baba Jaga wlazła do kotła i wzniosła się do góry. Śmignęła przez podwórze jak wichura i odleciała nad lasem.Wasylisa Piękna została sama.
Zaczęła rozględać się po izbie w chatce na kurzych nóżkach. Jaką pracę powinna wykonać najpierw? Zastanawiała się. Patrzy, patrzy i oczom nie wierzy. Wygląda na to, że wszystko juz zrobione! Podłogi lśnią czystością, drwa narabane, w kominku wesoło błyska ogień i bulgocze woda w kociołku. Po izbie roznosi się zapach świeżo warzonego piwa. Na ławie leży bieluchna koszula, a laleczka siedzi w kącie i ostatnie ziarna pszenicy wybiera.
- Och, moja zbawczyni! Och moja cudotwórczyni!- radowała się Wasylisa Piękna - Uratowałeś mnie od niechybnej śmierci!
- Wszystko, co musisz zrobić, to nakarmić jędzę- odparła laleczka, wślizgując się do kieszeni Wasylisy Pięknej.
Wieczorem Wasylisa nakryła stół i czekała na Babę Jagę. Zaczęło się ściemniać. Czarny jeździec przemknął za bramą. Nastała noc. Rozbłysły w ciemności oczy czaszek jasną poświatą.
Drzewa zaszumiały, gałęzie zatrzeszczały, nadleciał Baba - Jaga i zaskrzeczała:
- Czy wszystko zostało zrobione jak należy?
- Sama sprawdź, babciu - odpowiedziała dziewczyna.
Baba- Jaga chodzi po izbie w każdy kąt zgląda, cmoka, głową kręci z niedowierzaniem.
Wszystko zrobione, nie było powodu się złościć.
- No, cóż, widzę, że się sprawdziłaś - odparła i krzyknęła:
- Słudzy moi! Wierni przyjciele,
młóćcie pszenicę, rąk macie wiele!
W powietrzu, jak zjawy, pojawiły się trzy pary rąk i zaczęły mielić zboże. Plewy fruwały po chałupie, aż furczało. Wreszcie robota była skończona i Baba – Jaga usiadła do kolacji.
Kiedy zjadła rzekła:
- Jutro, zrób to samo co dziś, a na dodatek oczyść mak z piachu - to powiedziawszy jędza wlazła na piec, odwróciła się do ściany i zaczęła głośno chrapać.
Załamała ręce Wasylisa Piękna. Ziarnka maku maleńkie, wymieszane z czarnym piaskiem leżą sobie spokojnie w wielkim worze. Jak tu odróżnić mak od czarnego piachu?
Zapłakała cichutko, a laleczka z kieszonki fartuszka główkę wychyla i pociesza:
- Nie płacz Wasyliso. Połóż się spać. Dzień jest mądrzejszy od nocy.
Wasylisa posłuchała rad laleczki i położyła się spać. Rano wstała i stało się jak wczoraj. Przejechał po podwórzu biały jeździec i nastał świt.
Baba- Jaga wylazła z pieleszy, załadowała się do kotła i pofrunęła gdzies ponad lasem.Wtedy przez podwórze przejechał czerwony jeździec i wzeszło słońce.
Wasylisa Piękna rozejrzała się po chacie i oczom nie dowierza. Wszystkie prace zrobione. Izba lśni, czyściutki i milutko, ogień w kominku płonie, chleb się piecze. Cudy jakie?
Wasylisa Piękna wiedziała, że to zasługa laleczki, która w kącie siedziała i ostatnie ziarnka maku z piachu wybierała.
- Ach laleczko, kochana - usmiechnęła sie dziewczyna - co ja bym bez Ciebie zrobiła!
A laleczka tylko oczkami zamruchała i wskoczyła do kieszeni fartuszka.
Kiedy nastał wieczór, czarny jeździec na czarnym koniu przegalopował po podwórzu i nastała noc. Wróciła też Baba - Jaga. Rozejrzała sie po izbie i z zadowoleniem głową potakuje. Nic jednak do dziewczyny nie powiedziała.
Klasnęła tylko w ręce i zaskrzeczała:
- Wierni słudzy, przybywajcie!
Olej z maku wyciskajcie!
Jak poprzednio pojawiły się trzy pary rąk i zabrały się do pracy. Baba - Jaga zasiadła za stołem i je łapczywie. Mlaska, siorbie pomlaskuje. Wasylisa Piękna stoi i milczy.
- Co się tak przyglądasz, kochaneczko? - zapytała w końcu Baba - Jaga - chcesz mnie o coś zapytać?
- Tak, babciu - nie wytrzymała Wasylisa Piękna.
- Pytaj więc. Pamiętaj jednak, że im więcej wiesz tym szybciej się zestarzejesz. - zaśmiała się starucha.
- Chcę zapytać tylko o to, co zobaczyłam, kiedy do ciebie szłam. Na leśnej ścieżce minął mnie jeździec w białej szacie na białym koniu. Wiesz może kto to?
- To był mój Dzień - odparła Baba - Jaga.
- A kim był czerwony jeździec na czerwonym koniu? - zapytała Wasylisa Piękna.
- To było moje Słońce.
- A ten trzeci, czarny jeździec, który gnał na czarnym koniu? - dopytywała dziewczyna.
- A to była moja Noc- wyjaśniła Baba - Jaga - wszyscy to moi wierni słudzy.
Wasylisa Piękna stoi i już ma usta otworzyć, żeby i o trzy pary rąk spytać, ale czuje, że laleczka w kieszeni się wiercie niespokojnie.
- No dalej - rzekła Baba - Jaga - pytaj mnie, jeszcze, pytaj o co zechcesz...
Ale dziewczyna się wstrzymała.
Odparła tylko:
- Starczy na razie babciu, sama powiedziałaś, że kto dużo pyta szybko sie zestarzeje. Nie spieszno mi do tego.
Uśmiechnęła sie Baba - Jaga, kiwa głową z uznaniem, przypatruje się Wasylisie Pięknej.
- Jak to możliwe, że takaś mała dziewuszka, a takaś mądra? Hęę?
- Podarunek mojej matki mi pomaga - odrzekł rezolutnie Wasylisa.
- A cóż to za podarunek? - zainteresowała się Baba - Jaga.
- To jej błogosławieństwo.
Podskoczyła wiedźma jak oparzona i krzyczy:
- Wynocha mi z izby, dziewczyno! W tym domu nie trzeba nam żadnych błogosławieństw! - darła się starucha.
Wypchała Wasylisę Piękną na podwórze i kazała wracać do domu.
A noc czarna i las czarny...
- Czekaj! - zatrzymała nagle dziewczyne - dobrześ pracowała, weź tą pochodnie i zmykaj stąd pókim się nie rozmyśliła!- i to mówiąc wetknęła w dłoń Wasylisy czaszkę nabitą na kij.
Wasylisa długo się nie namyslała. Złapała pochodnię i czym prędzej pobiegła scieżką prosto do domu. Im bliżej była domu, tym bardziej chciała pozbyć się strasznej czaszki. Ale jak tylko sobie o tym pomyślała, laleczka wierciła się niecierpliwie w fartuchu.
- Nie zostawiaj jej, zanieś ją do macochy!
Wędrowała Wasylisa Piękna długo, aż biały jeździec na koniu minął ją w drodze. Nastał ranek. Raptem drugi jeździec cały w czerwonych szatach na czerwonym koniu minął ją na polnej drodze - wzeszło słońce. I tak szła Wasylisa i szła, aż i czarny jeździec na czarnym koniu ją minął. Wiedziała już, że zbliża się noc.
Wtedy w oddali ujrzała swój dom. Ale w oknach ciemno i głucho. Pusto dookoła, nieprzyjemnie.
- Gdzie się wszyscy podziali? - zastanawiała się Wasylisa Piękna.
W domu macocha i córki pochowane po kątach. Już wcześniej z oddali zobaczyły na leśnej drodze jakieś migoczące światło. Ta jasność zbliżała się do nich. Wystraszyły się okrutnie i schowały. Nie wiedziały co to i nawet przez myśl im nie przeszło, że może to Wasylisa Piękna wraca.
Były pewne, że skoro tak długo jej nie było, to na pewno pożarła ją Baba - Jaga.
Jednak Wasylisa była coraz bliżej i w końcu macocha krzyjnęła:
- Toż to Wasylisa Piękna!
Powychodziły z kątów w momencie gdy Wasylisa wchodziła do domu. Zawstydzone przyznały, że odkąd wygnały ją do lasu po ogień na rozpałkę, musiały radzić sobie bez ogbia. Były głodne, zziębnięte i brudne.
- Dawaj tej ogień!- starsza córka nie wytrzymała i wyrwała pochodnie z czaszki z ręki Wasylisy.
Pognała z nim na górę do pokoju i juz nie wróciła. Płomienie czaszki lizały ją ostrymi, czerwonymi jęzorami i zwęgliły na popiół. Wtedy młodsza siostra pobiegła na górę i ona została spalona.
Na końcu macocha, zaniepokojona, że jej córki nie wracają, pobiegła za nimi i ogień z czaszki spalił macochę.
Wasilisa Piękna za rada laleczki zakopała czaszkę w ogródku, zamknęła dom na klucz i opuściła domek w lesie. Wróciła do miasta.
A, że ojcowski dom był zamknięty na cztery spusty, Wasylisa nie miała gdzie się podziać. Błąkała sie po ulicach miasta. W końcu zaczepiła ją pewna staruszka:
- Gdzie tak idziesz dziecko? - zapytała troskliwie.
- Nie mam się gdzie mieszkać do przyjazdu mojego ojca i chyba mi przyjdzie żebrać na ulicy o kawałek chleba... - zaszlochała Wasylisa Piękna.
Żal sie zrobiło staruszcze dziewczyny i zaproponowała, że zabierze ją do siebie. Razem będzie im weselej. Ucieszyła się Wasylisa i od razu poprosiła kobietę o trochę przędzy, żeby móc czymś ręce zająć. Zatroskała się staruszka, bo była bardzo biedna i miała tylko niewiele lnu najgorszego gatunku.
- Nie martw się babciu - powiedziała Wasylisa - jakoś sobie poradzę.
I od świtu od nocy furkotał kołowrotek, że aż miło. Przędła Wasylisa lniane nici, a praca paliła jej się w rękach. Nici jednak były twarde i grube, a z takich dobrego płótna się nie utka, koszuliny ładnej nie uszyje.
Laleczka przyglądała się pracy Wasylisy Pięknej i tak rzecze:
- Jak mi przyniesiesz trochę pajęczyny, dzbanek porannej rosy i garść płatków różanych, będę mogła coś na to poradzić.
Wasylisa Piękna spełniła prośbę laleczki i już na następny dzień zastała izbę pełną cudownego płótna.
Czekało na ławie utkane, wybielone i pachnące.
- Sprzedaj, babciu, to płótno, a weźmiesz za nie dużo pieniędzy - powiedziała do staruszki.
Stara kobieta spojrzała na tkaninę i aż westchnęła:
- Oj, kochaniutka! Takiego płótna sam car się nie powstydzi. Zabiorę je do pałacu, zobaczymy co tam powiedzą.
Staruszka poszła więc do pałacu, a kiedy przechodziła dziedzińcem ze swej komnaty dostrzegł ją car.
- Czego tu szukasz, babuleńko! - krzyknął z balkonu.
Babowinka podskoczyła, plackiem na ziemię padła, pokłony czołem bije.
- Wasza Wysokość - rzecze między ukłonami - przyniosłem cudowną tkaninę o jakiej świat nie słyszał. Nikt prócz Waszej Miłościwości nie jest godzien jej oglądać, ani dotykać, ani nosić.
Zaciekawiła cara ta odpowiedź i rozkazał przyprowadzioć babuleńkę do pałacu.
Kiedy car z bliska zobaczył tkaninę bieluchną jak śnieg, zwiewną jak mgiełka i mięciutką jak puch, zachwytowi nie było końca.
- Czego żądasz babciu w zamian?- zapytał car staruszkę.
- Nie ma dla tego cudu odpowiedniej ceny - rzekła starowinka - niosę ją więc w darze.
Car podziękował babuleńce i od razu rozkazał carskim krawcom szyć dla siebie tuzin koszul.
Ale co próbowali skroić materiał, dziwnym sposobem przelatywał im przez ręce.
Co próbowali wbić w niego igłę, ta wymykała im się z palcy.
- Cóż to za czary jakie? - dziwili się krawcy.
Wieść o problemie doszła do cara. Ten od razu rozkazał ogłosić, że kto uszyje dla niego tuzin koszul z cudownego płótna - zostanie sowicie wynagrodzony.
Na zamek już od świtu, tłumnie zaczęli zjeżdżać się krawcy z całej okolicy. Nikomu jednak się nie powiodło. Zdenerwował się car okropnie i nakazał przyprowadzić do zamku staruszkę, od której otrzymał cudowne płótno.
Kiedy już ją sprowadzono car rzekł:
- Wiedziałaś babciu jak prząść nici na to płótno i jak je tkać. Umiesz pewnie i koszulę z niego uszyć?
- Z wielką ochotą Wasza Wysokość, tylko, że ja tego płótna nie tkałam - odparła starowinka - to robótka pewnej dziewczyny, którą do siebie przygarnęłam.
- A więc, karz jej uszyć dla mnie tuzin koszul!- rozkazał car i starowinkę odprawił.
Staruszka wróciła do domu i powiedziała o wszystkim Wasylisie Pięknej.
Zamknęła się Wasylisa w swojej izbie i zabrała do pracy. Już rąk nie czuje, oczy ją bolą od zmęczenia, ale w końcu tuzin koszul było gotowych. Zabrała starowinka jak koszule zobaczyła ale prędko do pałacu pobiegła i znów pokłony przed carem bije.
Car oniemiał z wrażenia i oczarowany wielkim kunsztem pracy rzecze:
- Taka robota nie mogła wyjść z rąk zwykłego człowieka. Przyprowadź babciu tego kto koszule uszył.
I tak Wasylisa Piękna zjawiła się na carskim dworze. Lico zdrowe i rumiane, oczy jak górski potok, ząbki jak perełki. Włosy miękko opadają na ramiona. Na carskim dworze dały się słyszeć westchnienia i zachwyty. Same achy i ochy!
Podeszła Wasylisa Piękna do cara, nisko się pokłoniła. Jak ją car zobaczył taksię z miejsca zakochał bez pamięci.
- O moja piękna! O mój aniele złoty! -piał car z zachwytu i rączki jej całuje- takiego cudu ze świeczką szukać! Zostaniesz moją żoną!
A jak car coś postanowi, tak się dzieje.
I nazajutrz, od samiutkiego rana odbyły sie przygotowania do hucznego wesela. Wkrótce powrócił z dalekiej podróży ojciec Wasylisy.
Ilustracja: Nikolaj Kochergin |
I wszyscy razem : kupiec, staruszka i Wasylisa Piękna, zamieszkali w carskim pałacu.
A Wasylisa Piękna pod strojną suknią carycy, nadal nosiła swój stary fartuszek z laleczką w kieszeni.
Wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Wracamy do źródeł bajek...
OdpowiedzUsuńpiękne! Dziekuje
OdpowiedzUsuńDziękuję również:)
UsuńPięknie, tylko pojawił się w tekście trzykrotnie ten sam błąd ortograficzny. "Każe", w sensie wydawania polecenia, pisze się w ten sposób. Karze zaś sąd.
OdpowiedzUsuń