Dzikie gęsi
bajka rosyjska
Była na wsi chatka, a w niej ojciec i matka. Mieli córeczkę i synka małego. I dobrze im się żyło.
Pewnego razu gdy rodzice szykowali się na jarmark rzekli do córeczki:
- Idziemy na jarmark do miasteczka. Ty zaś, córuchno, braciszka pilnuj, samego go na podwórzu nie zostawiaj, nie daj mu wyjść na drogę ani też sama się nigdzie nie zgub. Bo gdzie twój braciszek, tam i ty musisz być. A jak będziesz grzeczna, to ci chustkę czerwoną kupimy albo i duże, okrągłe korale.
Ledwo rodzice za próg wyszli, córeczka wnet o wszystkim zapomniała. Posadziła braciszka na trawce pod oknem chaty, a sama wybiegła na drogę. Bawiła się, skakała , a o braciszku zapomniała.
Nagle w powietrzu zaszumiało, zakląskało setką gęgających gardeł. Najpierw słońce przesłonił szary, olbrzymi cień, potem zniżył lot i niczym chmura zawisł nad podwórkiem. Były to dzięki gęsi. A sławę miały złą, bo od dawna ludzie gadali, że to rabusie i porywacze malutkich dzieci.
Ogromnym stadem zakotłowały się nad podwórzem, spłoszyły kury i indyki i wypatrzyły braciszka.
Ilustracja:" Marianna Biełajewa |
Ptaki porwały go i uniosły ze sobą, odlatując w stronę lasu. Przerażona wołała go, szukała wszędzie. Na próżno.
- Com ja narobiła, gdzie ja cię zgubiłam, braciszku! - lamentowała.
Ale na nic były łzy.
Wybiegła na pole i wtedy na niebie dostrzegła klucz dzikich gęsi. Siostrzyczka biegła ile sił w nogach, ale gęsi nie dogoniła. Aż policzki zapłonęły jej z gniewu i ze wstydu, że pozwoliła braciszka zabrać na kraj świata!
Ale nie łatwo jest klucz dzikich gęsi dogonić, nie każdy potrafi tak szybko biec. Nie wszyscy wiedzą, jak ptaki uciekają: czy prostą drogą, czy kluczą, czy na noc zapadają w trzciny, a rano wznoszą się znów do lotu?
Pędzi siostrzyczka, warkocze jasne wokół głowy latają jej niczym dwa biczyska, aż tu patrzy: na skraju lasu piec stoi. Piec gliniany, wapnem pobielany, czerwienią i błękitem we wzory pisany. Piec jak w niejednej paradnej chałupie, ale on tu w lesie. Na mchu, obok krzaków jeżyn i kęp jagodowych krzaczków, stoi piec, żelazną paszczę szczerzy, ogień mu spomiędzy rusztów bucha:
- Piecu gorący,
dymem buchający,
powiedz, proszę, piecu biały,
dokąd gęsi poleciały?
- zawołała dziewczynka.
Piec zasyczał, załomotał i odpowiedział:
- Najpierw spróbuj mojego żytniego chleba.
- Fuj! U nas tylko białe, pszenne bułeczki jadamy! - zawołała dziewczynka.
Piec na to zamilkł, zamknął żelazną paszczę, przed chwilą jeszcze gorącą do czerwoności.
Pobiegła dziewczyna dalej. Wielkimi susami sadziła przez wydeptane miedze i zagajniki, gdzie stare sosny strząsają siwe igły pod nogi młodych, zawstydzonych swą bladością brzóz, a giętka jak bystry dworzanin jarzębina nakłada swe korale na gałęzie grubej olszyny, szeleszcząc: "Do twarzy pani z tą czerwienią".
Dobiegła dziewczynka do jabłoni nieco zdziczałej, która rosła pomiędzy polem a zagajnikiem.
- Drzewko rumiane,
jabłkiem obsypane,
powiedz, proszę jabłoneczko,
gdzie gęsi zabrały dziecko?
- zawołała prawie już bez tchu.
A jabłonka ludzkim głosem wyszeptała:
- Najpierw skosztuj mojego dzikiego jabłuszka.
- Dzikie jabłko? Fuj! Ja jem tylko słodziutkie, obrane ze skórki jabłuszka z naszego sadu - wzdrygnęła się dziewczynka i pobiegła dalej.
Nic jej też jabłonka nie rzekła. A siostrzyczka pędem, biegiem, wedle grobli, ponad stawem, poprzez pole, wokół błota, wprost po drodze, obok bagna, wreszcie dobiegła do rzeki. Ale rzeki tak dziwnej, że nikt by jej nie uwierzył, że być może taka rzeka.
Ilustracja: T. Sawszenko |
- Mleczna rzeko śnieżnobiała,
czyś ty gęsi gdzie widziała? - spytała dziewczynka.
A rzeka zaszumiała:
Najpierw napij się mojego mleka i spróbuj kisielu
- Fuj! W domu rodziców nawet słodkiej i tłustej śmietanki nie pijam - odpowiedziała dziewczynka, - mleczko piję tylko z miodem, a kisiel jem cieplutki.
A rzeczka zamilkła na dobre.
Słońce nieubłagani toczyło się ku zachodowi, gdy wtem zmęczona dziewczynka wbiegła wprost na chatkę. Dziwna to była chatka. Stała na kurzej nóżce, jedno tylko miała okienko i kręciła się dookoła samej siebie.
Zajrzała tam siostrzyczka, zobaczyła Babę-Jagę, która kądziel srebrną przędła. A na podłodze, przy kominku, mały braciszek bawił się srebrnymi jabłuszkami.
Chociaż strach dobrze ją trzymał za gardło, zapukała dziewczynka do drzwi chaty i zapytała, czy może wejść do środka.
- A cóż cię, dziecko, do mnie sprowadza? - spytała Baba-Jaga.
- Po lasach błądziłam,
po błotach brodziłam,
sukienkę zmoczyłam,
i zabłądziłam
- odparła dziewczynka.
- Ogrzać się chcesz, dziecino? Siądźże sobie przy kądzieli, ja zaraz do ciebie przyjadę – zaskrzeczała Baba-Jaga.
Usiadła dziewczynka i przędzie, nitka spomiędzy palców się wyrywa niczym złota błyskawica, wrzeciono tańczy, furczy aż miło. Omal nie przegapiła, że ktoś ją spod stołeczka cichutko woła.
Była to mała myszka.
- Dziewczynko, dziewczynko! Daj mi pojeść kaszy, powiem ci, jaki los cię czeka.
Dziewczynka nakarmiła myszkę kaszą, a ta rzecze:
- Poszła Baba-Jaga do łaźni pod kotłem napalić. Potem cię tam wrzuci, wyszoruje, wyparzy, a na koniec wypatroszy, do pieca wepchnie i kolację z ciebie sobie zrobi. Ratuj się, póki czas!
- Ale ja braciszka swego kochanego ratować muszę! - wskazała na śpiącego chłopczyka.
- Bierz dziecko na ramiona i uciekaj. Ja ciebie zastąpię.
Siostrzyczka chwyciła braciszka i wybiegła w las.
Ilustracja: V. Losin |
- Przędziesz dziecinko?
- Przędę babciu, przędę cały czas, jak kazaliście - odparła cieniutkim głosikiem myszka.
A siostrzyczka z braciszkiem na rękach biegł przez trawy od rosy wieczornej zmarznięte, przez jałowce pachnące, podskakiwała po poduszkach zielonego mchu, byle dalej od Baby-Jagi.
Starucha tymczasem wrzasnęła z komory, zła jak sam diabeł, bo w piecu nie mogła rozpalić zmokłych drewienek:
- Przędziesz, córuchno, jak kazałam?
- Przędę, babciu, od kołowrotka ani na krok nie odchodzę - zwołała znowu myszka.
Wreszcie Baba-Jaga napaliła w piecu i rozdmuchała ogień. Nalała pełną kadź wody, naostrzyła nóż i ruszyła w stronę chatki.
- Jakże ci tam, córuchno, wychodzi przędzenie? - zapytała już w progu swojej chałupki.
- Znakomicie babciu. Już naprzędłam strasznie dużo - pisnęła myszka. - Ojoj! Oj... - zapiszczała ponownie, widząc, że Baba-Jaga stoi w progu.
Staruch wlepiła w myszkę oczy, zobaczyła, że nie ma obojga dzieci. I wtedy zaklęła tak szpetnie, że nawet kowal z wioski tak nie potrafi.
- Gęsi! Dzikie gęsi! - zwołała Baba-Jaga o pomoc.
I wtem zaszumiały pióra , rozgęgało się niebo nad chatą bay-Jagi. Pierzaste cienie zakryły słońce. To nalatywał korowód wielkich, zawziętych ptaków.
- Dziewczynka nam ubieżała,
Braciszka swego zabrała.
Teraz biegną gdzieś po świecie.
Rozkażę wam, to znajdziecie,
Rozkażę, do mnie porwiecie -
- takie zaklęcie wypowiedziała Baba - Jaga i ptaki natychmiast poderwały się do lotu i zniknęły nad lasem.
Tymczasem dziewczynka z braciszkiem na rekach dobiegła już do mlecznej rzeki. Z oddali usłyszała złowróżbny gęgot nadciągającego klucza dzikich gęsi.
- Mleczna rzeko, śnieżnobiała, czybyś ty ty mnie nie schowała? - spytała dziewczynka.
A rzeka zaszumiała:
- Mlekiem płynę, kisielem płynę,
Skosztuj mnie odrobinę.
Dziewczynka skosztowała mleka i kisielu, podziękowała pięknie, a wtem rzeka zasłoniła ją mleczną falą.
Dzikie gęsi kołowały, kołowały nad rzeką, ale dzieci nie wypatrzyły i odleciały. Dziewczynka pokłoniła się rzece i pobiegła dalej.
Aż tu słyszy, że dzikie gęsi zawracają, znowu ich gęganie zbliża się znad wierzchołków drzew. Nagle wpadła wprost na starą , dziką jabłonkę.
- Drzewko rumiane,
jabłkiem obsypane,
powiedz, proszę, jabłoneczko,
czy zdołam uratować dziecko?
- zawołała, trwożliwie oglądając się za siebie.
A jabłonka ludzkim głosem wyszeptała:
- Gęsi lecą a lecą,
U mnie jabłuszka świecą.
Jabłko zjedz, oczywiście
Wtedy schowam was pod liście.
Ilustracja: T. Sawszenko |
Dziewczynka czym prędzej zjadła jabłuszko, a zanim jeszcze zdążyła się pokłonić i za pomoc podziękować, drzewko wyciągnęło swoje gałęzie i roztoczyło nad dziećmi troskliwa opiekę. Zwiedzione tyk gęsi poleciały szukać dalej.
Dziewczynka znowu ruszyła biegiem. Gnała co sił w nogach, w strachu, że zaraz znów usłyszy dzikie gęsi. I nie pomyliła się. Basowy gęgot i szum skrzydeł spłynęły znad lasu niczym syberyjski wiatr. I tym razem dzikie gęsi dostrzegły siostrzyczkę. I już nadlatują, skrzydłami biją, szyje po braciszka wyciągają. A do domu jeszcze kawał drogi.
Dziewczynka nie miała już siły dalej uciekać i oto nagle dobiegła do pieca, który w lasie stał i dymił.
- Ukryj nas, piecu miły,
by nas gęsi nie skrzywdziły!
- poprosiła.
Piec zasyczał, załomotał i odpowiedział:
- Skosztuj żytniego chleba,
a nie spotka cię bieda.
Gdy uraczysz się kęsem,
Nie dostaną was gęsi.
Ilustracja: Marianna Biełajewa |
Dziewczynce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zjadała pajdę chleba pachnącą i chrupiącą, a piec od razu zgasł i ostygł, otworzył palenisko i dzieci wskoczyły do środka.
Polatał gęsi ponad piecem, zakołowały raz i drugi nad piecem, ale dzieci nie wypatrzyły i do Baby-Jagi musiały powrócić z niczym.
A dziewczynka pięknie piecowi podziękowała i z braciszkiem za rękę poszli prosto do domu przez gościniec żółty, przez pszeniczne łany, za strumyka smugę, przez łąkę rozdeptaną racicami krów. A zaraz potem dotarli do chałupki. I w samą porę, bo z jarmarku nadeszli także rodzice, szczęśliwi, bo się za swoimi dziećmi przez cały dzień okropnie stęsknili.
Ilustracja: T. Sawszenko |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)