Fernando
bajka amerykańska
.… Otóż moi kochani, dawno temu, w Hiszpanii
Inne młode byki Fernanda rówieśniki
Skakały po łące, bodły się rogami, brykały całą bandą…
Ale nie Fernando.
Lubił wąchać kwiatki – storotki i bławatki.
W ciche wieczory letnie chadzał pod drzewo stuletnie
I w jego cieniu siadywał.
Jego mamusia, krowa, patrzyła na to za smutkiem.
Fernandziu, – mówiła – zobacz, ty stajesz się odludkiem!
Muczała bardzo żałośnie: – Popatrz, co z ciebie wyrośnie?!
Czemu nie skaczesz, nie brykasz i towarzystwa unikasz?
Czemu rogami nie bodziesz? Popatrz na inną młodzież! –
Fernando na to: – Mamo, na co mi bójki i wojny?
Ja jestem byczek spokojny i stokroć bardziej wolę bławatki i kąkole!
Jego mamusia, choć krowa, była wyrozumiała:
– Niech mi się tylko uchowa, już na nic nie będą zważała!
Mijały lata.
Fernando, chociaż nie skakał, nie brykał,
Lecz mimo to wyrósł nad podziw na całkiem tęgiego byka.
Często inne młode byki, Fernanda rówieśniki,
Przystawały przed afiszem i czytały co tam pisze.
Każdy z nich pragnął szalenie walczyć kiedyś na arenie.
– Tysiąc ludzi bije brawo, ty się kłaniasz w lewo, w prawo,
– Ty się wściekasz, gra muzyka!… To dopiero raj dla byka!!
A Fernando siadał w cieniu i przyglądał się w milczeniu,
Kiedyś przyszło pięciu ludzi w bardzo dziwnych kapeluszach
Najsroższego wybrać byka, który wściekle sie rozjusza.
Byki na to jak na lato.
Zaczęły się bóść rogami, skakać, wierzgać kopytami,
A Fernando odszedł skromnie, myśląc: – Co tam komu po mnie?
– Na co ja się komu przydam, jeszcze się przy tamtych wydam
Słabym i wątłym chucherkiem…
Siadł sobie wśród trawy zielonej, tam gdzie stokrotki się bielą,
A że był zamyślony, więc przez nieuwagę usiadł na… Panu Trzmielu.
Pan Trzmiel, choć mniejszy od byka, ale jest z tych jegomości
Bo gdy się taki rozzłości, to nogi brać za pas i zmykać.
Pan Trzmiel czuł się mocno dotknięty i miał zwichnięte skrzydełko,
Więc z zemsty w ogon Fernanda wbił swoje ostre żądełko.
– Aj!!! – Fernando strasznie ryknął, z bólu wierzgnął, kozła fiknął,
Skacze w górę, łeb pochyla, tak jak by miał lada chwila
– Patrzcie, jaki to byk srogi!!! Ten się wścieka, ten się rusza!!
Zawołało pięciu ludzi w bardzo dziwnych kapeluszach.
– Jakie groźne ma spojrzenie! Ten by walczył na arenie!
Wzieli wózek, wiązkę siana, siedem koni i furmana.
Tam – orkiestry przygrywają, w oknach flagi powiewają.
W lożach siedzą piękne panie i we włosach mają kwiaty.
Trębacz konny zapowiada: – Byk Fernando, tromtarada,
– Pierwsi idą banderylierzy.
Noga za nogą, jak się należy
Idą, idą, idą parami.
Trzeba bestię najwpierw rozdrażnić!
I drżą im łydki, choć są odważni.
Potem na koniach strasznie buńczucznie,
W rękach trzymając ogromne włócznie
Stępa za nimi – pikadorzy.
Na samym końcu kroczy Matador,
a za nim chłopak z błyszczącą szpadą.
Matador dumnie kręci wąsika:
Tą właśnie szpadą przebije byka!
Nosi czewoną pelerynę i bardzo pewną siebie ma minę.
Ścielą się kwiaty wonną girlandą…
I kto się zjawia wreszcie?….. Fernando!!
Banderylierom twarze pobladły i ostre piki z rąk im wypadły.
Z galerii słychać głośne okrzyki: – Fernando groźny! Fernando dziki!!
Fernando na środek areny wbiega i burza oklasków i wrzask się rozlega.
Nawet Matador troszeczkę zbladł…
– O! – słychać wszędzie i każdy truchleje.
– O!! Co to będzie?! Krew się poleje!!
Ale Fernando – byczek spokojny, unikał zwady, nie lubił wojny,
Nie cierpiał bójek, nie znosił gwaru i walczyć z nikim nie miał zamiaru.
Usiadł na piasku, niczym na łące,
spojrzał wokoło I – co mu tam,
spojrzał wokoło I – co mu tam,
Bo widział tylko kwiaty pachnące,
Nie chciał być wściekły, groźny i dziki!
Nic nic nie pomogły włócznie i piki.
Banderylierzy ze złości skaczą,
I nawet konie omal nie płaczą.
Na czym świat stoi klną pikadorzy,
A sam Matador – chyba najgorzej!
– A niech to zwierze biją granaty!!
– Zamiast się ciskać to wącha kwiaty!!
– Ach co za hańba!! Ach, jaki skandal!!!
Powędrowało dobre byczysko przez pola, łąki, na swe pastwisko.
Pod ulubionym usiadło drzewem, chłodząc się lekkim wiatru powiewem.
I odtąd, chociaż może to plotka, zawsze w tym miejscu można go spotkać,
Słucha jak szumią lasy i niwy…
I jest podobno bardzo szczęśliwy.
Autor: Munro Leaf
Tłumaczenie: Irena Tuwim
Ilustrator: Maria Orłowska
Bajeczka pochodzi z 1939 roku a jej oryginalny tytuł brzmi: "The story of Ferdinand", a ilustracje do tej wersji wykonał Robert Lawson.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)