Tańczące trzewiczki
bajka polska
na podstawie baśni Jana Christiana Andersena
„ Czerwone buciki.”
Żyła raz sobie, bardzo próżna dziewczynka. Mówili na nią Marynka. Mieszkała w wiosce za miasteczkiem razem ze swoją mamusią. Całymi dniami, o niczym innym nie myślała, jak tylko o strojach i zabawach. Potrafiła godzinami przeglądać się w lustrze, czesać włosy i wplatać weń kolorowe wstążki. Mamusia ręce załamywała, sąsiedzi się śmieli z takiego leniwego dziewuszyska.
- Marynko, opiel grządki w warzywniaku! - prosiła matka.
- Nie mogę! zielsko rączki mi pobrudzi – odburknęła próżna córka.
Daremnie matka mówiła:
- Marynko! Wypędź Krasulę na pastwisko!
- Nie mogę, słońce twarz mi spiecze, a wiatr włosy potarga! - odpowiada dziewczyna.
Kiedyś dała jej matka pieniądze i rzecze:
- Idź na targ Marynko i kup soli. Ale nie marudź po drodze , bo soli rychło potrzebuję. No migiem mi tu, pospiesz się córuniu!
Zaplotła Marynka wstążkę we włosy, założyła czepek, do rączki wzięła koszyk i poszła do pobliskiego miasteczka.
Idzie, idzie drogą, podśpiewuje, w każdej sadzawce przejrzeć się musi, w każdym strumyczku i potoczku. Za nic ma prośbę mamy, aby się pospieszyć, bo soli do obiadu zabrakło.
A w miasteczku, dzień targowy. Wszędzie gwarno, szumno, tłoczno, a przy tym głośno i wesoło. Kramów i straganów cała moc. A na każdym inne cudeńka. Gdzie nie spojrzeć tam w bród przeróżnych towarów:- paciorków, szklanych koralików, błyskotek, cekinów, zamorskich tkanin i kwiecistych chust bez liku. Krąży Marynka od straganu, do straganu, ogląda towary, zachwyca się, uśmiecha przymilnie. Oczy jej błyszczą , rumieniec pokrył lico. Aż chciałoby się wszystkiego dotknąć…wszystko przymierzyć! Ach...rozmarzyła się dziewczynka.
Nagle, wśród gwaru usłyszała Marynka wołanie:
- Trzewiczki sprzedaję! Safianowe! Miękkie, tylko do tańca! Tylko u mnie! Nie drogo! Do tańca!
Zaciekawiona dziewczyna podeszła do kramu i grzecznie pyta:
- Ile kosztują? - i już wie, że musi buciki kupić, choćby nie wiadomo co miało się stać.
- Niedrogo panienko. Talara! - odpowiada kupiec, trzymając w dłoni śliczne trzewiczki z czerwonej, delikatnej skórki.
- To akurat tyle, ile mama dała na sól!- klaszcze w dłonie uradowana dziewczyna.
Marynka ochoczo trzewiczki przymierza, stópkę wyciąga, ogląda bucik na nóżce, cmoka z zachwytu.
Pasują doskonale! Jak ulał! Jak dla niej szyte!
- Tylko do tańca! …...Tylko do tańca….- – mamroce pod nosem stary kupiec.
Ale Marynka tego nie słyszy, bo cała jej uwaga skupiona jest na jej nowym, strojnym nabytku. Dziewczynka zaczyna przytupywać, podskakiwać, podrygiwać.
- Co to? - dziwi się Marynka. - bo nagle, jakaś siła ukryta w trzewiczkach zmusza ja do pląsów.
A stary kupiec ręce zaciera i woła:
- Tylko do tańca! Tylko do tańca!
Marynka czuje, że nie panuje już nad własnymi nóżkami, które wymachują i pląsają wesoło jak by im cala wiejska kapela przygrywała! Chce się zatrzymać, ale nie może! Coraz szybciej przebierać musi nóżkami w czerwonych trzewiczkach, coraz szybciej i szybciej…
Jak wicher przeleciała przez rynek…..i popędziła gościńcem! Nóżki ją gnają dalej i dalej. Szybciej i coraz szybciej….
- Kto się nade mną zlituje?! - woła przerażona.
- Nikt!!- słyszy jakby z oddali głos kupca z jarmarku.- Tak długo będziesz tańczyła dopóki nie zedrzesz trzewiczków!
- Ach! Jak strasznie zostałam ukarana!- szlocha dziewczynka.
Noc się zbliżała, a czerwone trzewiczki nie ustawały w morderczym tańcu. Niosły dziewczynę coraz dalej i dalej, przez pola, las i łąki.
Poniosły w końcu Marynkę, polna dróżką, prosto ku kręcącym się wiatrakom.
Wielka łapa wiatraka porwała dziewczynkę i uniosła do góry wysoko. W pędzie spadł Marynce jeden trzewiczek. Z młyna wybiegli ludzie, zaniepokojeni wrzaskiem.
-Patrzcie, czarownica leci na księżyc! - szeptali zalęknieni.
Ale to nie czarownica tylko Marynka kręci się na skrzydle wiatraka! Bez ustanku, bez umiaru, kręci się wiatrak napędzany siłą wiatru.
Za chwilę dziewczynka ...buch…! Na miękka trawę spadła z wysokiego wiatraka. Uff! Przez moment wydawało się, że czarodziejska moc trzewiczków opadła. Ale gdzież tam! Poderwały się nóżki Marynki i dalej, że w tany.
Nagle powiał jeszcze silniejszy wiatr, niebo zakryły sino- szare chmury. Zagrzmiało, zahuczało i spadł ulewny deszcz. Mimo tej niepogody, czarodziejska moc nadal, bezlitośnie gna Marynkę przez polne bezdroża. Wiatr poszarpał i podarł jej sukienkę, deszcz przemoczył do suchej nitki, koszyczek już dawno zgubiła nie wiadomo gdzie i kiedy.
Wreszcie, gdzieś na leśnej ścieżce w głębi mrocznego lasu, spadł dziewczynce z nóżki, drugi zaczarowany trzewiczek. Odetchnęła Marynka, przysiadła umęczona na chwilkę. Zapłakała z radości, czy to ze strachu, nie wiadomo.
Potem, w swej podartej sukienczynie, brudna, bosa, obdrapana i głodna, pokuśtykała pokornie do swojej wioski. W oddali, zobaczyła na ganku chatki swoją mamusię i rozpłakała się Marynka z radości.
Odtąd, jak powiadają ludzie we wsi, Marynka zmieniła się nie do poznania. Uśmiechnięta, zawsze skora do pomocy, ciągle zapracowana, ciągle w ruchu.
Aż miło popatrzeć.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
ilustracje pochodzą z bajeczki na kliszy do rzutnika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)