Każdego można oszukać
bajka kazachska
Przed wielu, wielu laty, w dalekim Kazachstanie, żył wielki oszust imieniem Ałdar Kose. Nie był to taki zwykły oszust, który w sposób prostacki wyłudzi ostatni grosz od biedaka, czy odejmie jedyny kęs chleba od ust głodnego. O nie!
Ałdar Kose był istnym artystą i chociaż wszelkie oszustwo jest złem godnym potępienia, ba! przestępstwem, które winno się ścigać prawem i surowo karać, w przypadku Ałdara jego ziomkowie postanowili od owej zasady odstąpić. Uchwalili, że wszelka rzecz, którą się spryciarzowi udało wyłudzić od człowieka wiedzącego z kim ma do czynienia, stanie się własnością Ałdara.
Sztuczek i forteli, które oszust wymyślał, żeby wejść w posiadanie tego czy innego przedmiotu, jaki akurat mu się spodobał, bądź był potrzebny, nie sposób wyliczyć. Wszakże wszystkie one, nadzwyczaj pomysłowe i zrealizowane z taką finezją sprawiały, że ludziska nie mogli się nadziwić, iż powstały w umyśle — co by nie rzec — prostego w końcu człowieka.
Chociaż sława Ałdara dawno już ugruntowawszy się w stronach rodzinnych, rozeszła się po całym kraju, ciągle jeszcze — i to bez większego trudu — okpić najbliższego nawet znajomka, czy wyłudzić coś od sąsiada było dlań rzeczą nader prostą.
Naturalnie nie brakowało i takich, którzy dowodzili, że choćby Ałdar oszukał wszystkich ludzi, jacy tylko zamieszkują całą okrąg ziemski, to przecież oni — dzięki niezwykłym zaletom swoich umysłów — zawsze się ustrzegą i nie dadzą złapać w sidła owego chytrego człowieka.
Gdy pytano Ałdara, co o podobnych przechwałkach sądzi, kiwał tylko głową z politowaniem, lub drwiąco się uśmiechał i mówił:
— O ludzka zarozumiałości! Czyż zdaje się wam, iż mojej sztuki można się wyuczyć, jak na przykład konnej jazdy, przyrządzania wykwintnych potraw, bądź któregokolwiek rzemiosła? Jeśli tak, dowiedzcie się, iż jesteście w błędzie! Albowiem moja sztuka to dar, to coś, co się nabywa już w chwili narodzin, a może nawet wcześniej. A zatem jeśli tylko zapragnę, każdego mogę oszukać!
— Nie przechwalaj się Ałdarze — powiadali niektórzy — przecież może się zdarzyć, iż trafisz na sprytniejszego od siebie!
— Pewnie, przeczyć nie zamierzam, wszakże gdyby tak się stało, to on rozpozna we mnie, a ja w nim bratnią duszę. I nie myślcie, że będziemy tracić czas po próżnicy, próbując okpić jeden drugiego.
Dzionek był piękny, niebo pogodne, od ziemi ciągnął miły zapach traw i ziół. W przydrożnych zaroślach podśpiewywał ptak jakiś, łagodny wiatr ciepłym tchnieniem owiewał twarz raźno maszerującego skrajem gościńca człowieka.
Ałdar Kose, bowiem on to był, z ciekawością rozglądał się dookoła i pogwizdywał z cicha przez zęby. Był wesół, bo nie dalej jak poprzedniego dnia udało mu się wyłudzić od jednego z sąsiadów nowiutkie ubranie. Teraz zaś, udawał się do pobliskiej osady, aby tam spróbować szczęścia.
Gdy uszedł już spory szmat drogi i przysiadł na kamieniu, ażeby dać nogom odpoczynek, przegryźć co nieco i ugasić pragnienie, naraz jego uszu dobiegł odgłos końskich kopyt, a rychło ujrzał jeźdźca, który głęboko pochylony nad szyją rumaka, krzepko dzierżąc uzdę w dłoni, spiesznie podążał w tym samym kierunku, w którym zmierzał Ałdar.
Na widok tego ostatniego, jeździec ściągnął cugle i osadził konia w miejscu.
— Witaj królu oszustów! — zawołał.
— Witaj, Dżierensze-szeszenie, wielki i możny panie. Witam cię z szacunkiem należnym twej pozycji.
— Cieszę się, że mnie poważasz. Powiedz — ale powiedz szczerze — spróbowałbyś oszukać i mnie?
— A czemuż by nie? Jeśli tylko byłaby po temu okazja?
— Ech, Ałdarze! Mniemam, że chyba przeceniasz swoje możliwości. Gotów jestem zaryzykować i poddać się próbie. Nie sądzę jednak, żeby mną udała się którakolwiek z twych sztuczek. Sztuczek m°Że do" rych dla prostaków, ale przecież nie dla mnie.
— Ej, panie! Nie bądź tak pewny siebie!
— A zatem co? Oszukasz mnie? — zapytał jeździec.
— Oszukam — odparł Ałdar Kosę.
— Wstań tedy i ruszajmy w drogę!
Dżirensze-szeszen jechał wolno, a obok, trzymając się strzemienia maszerował oszust. Wędrowali mila za milą, rozmawiając na ogół o pogodzie, życiu i o ludzkich wadach. Nic nie wskazywało na to, by Ąłdar zamierzał okpić towarzysza.
Gdy Słońce sięgnęło zenitu i skwar jął dokuczać Dżirensze-szeszen począł się z lekka niecierpliwić.
— No i cóż? Czas płynie, rychło osiągniemy cel naszej wędrówki a ty jakoś nie spełniasz danej mi wcześniej obietnicy?
Ałdar Kose zrobił zmartwioną minę i odparł:
— Jakoś dzisiaj koncept mi nie dopisuje. Uzbroicie się Panie w cierpliwość.
Zaśmiał się jeździec, słysząc owe słowa:
— A co? Nie miałem racji, że bardzo jest przesadzona twoja sława? Łatwo ci okpić kogoś, kto ma rozumu ledwo tyle, ile się może zmieścić w łupinie orzecha. Gdy jednak trafisz na człeka rozsądnego nie potrafisz się popisać!
— Cóż, panie — odrzekł ze zbolałą miną oszust. — Nie wiem jak ci to rzec, bom fakt ten do owej pory utrzymywał w wielkiej ' tajemnicy ale widzę, że aby zachować twarz i za twoją przyczyną nie stać się pośmiewiskiem ludzkim, będę musiał go odsłonić.
— A cóż to za fakt tajemniczy? — zaciekawił się Dżirensze – szeszen.
— Nie zechciałbyś dać mi swego słowa, że to co ode mnie teraz usłyszysz, zachowasz wyłącznie dla siebie?
— Jeśli ci na tym aż tak zależy, to i owszem. Obiecuję, że nie rozgadam tego, co mi w zaufaniu zdradzisz.
- A zatem posłuchaj, panie — powiedział Ałdar Kose — w tym co do tej pory rozgłaszano o mnie, że posiadam nadnaturalny dar okpiwania ludzkie nie ma ani krzty prawdy...
- Też tak myślałem! — triumfalnie zawołał jeździec. — Wszakże, czemu tak często udaje ci się wywodzić w pole tylu ludzi?
- I to właśnie jest moją tajemnicą. Otóż posłuchaj — przed wielu, wielu laty, wszedłem w posiadanie pewnej laski o cudownej mocy i tylko dzięki tej lasce umiem czynić wszystkie te sztuczki. Gdy jej nie mam obawiam się, że nie umiałbym okpić nawet i pięcioletniego dziecka.
- Żadnej laski przy tobie nie widzę — ozwał się Dżirensze-szeszen.
- No właśnie. Zapomniałem dzisiaj zabrać ją z domu i stąd niepowodzenie.
- Jakoś mało przekonuje mnie owa opowiastka. Nie wierzyłem w niespotykane zdolności i nie wierzę również w moc czarodziejskiej laski. Skoro jednak mówisz, że przy pomocy tego przedmiotu uda ci się mnie oszukać, zabierz mojego konia, siadaj nań i pędź do domu, po laskę. Ja zaś zaczekam na ciebie na tym wzgórku przy cmentarzu. Tylko się pośpiesz, bo będzie mi nudno samemu.
- O, dzięki ci panie! — zakrzyknął uradowany Ałdar Kose. — Jesteś bardzo wyrozumiały. Zobaczysz, że skoro tylko znajdę się na koniu, uratuję, swój honor króla oszustów!
- Nie gadaj tyle człowiecze, tylko ruszaj w drogę!
Wskoczył tedy Ałdar na siodło, wygodnie się w nim rozparł, ujął cugle ręką i bijąc rumaka piętami po bokach, ruszył cwałem w powrotną drogę do swojego domu.
Tymczasem, Dżirensze-szeszen ułożył się wygodnie na murawie stoku wzgórza, z na którego szczycie rozpościerał się cmentarz i przymknąwszy oczy, nasłuchiwał, czy rychło dobiegnie go odgłos końskich kopyt i ujrzy Ałdara powracającego z laską
Słońce minęło zenit i powoli opuszczając się po niebieskiej powale, chyliło się ku zachodowi. Zmierzchało i chłód ciągnął od ziemi. Podniósł się Dżirensze-szeszen na nogi, po raz ostatni spojrzał w kierunku, w którym oddalił się Ałdar, a później jął schodzić ze wzgórza, aby ruszyć w dalszą drogę na piechotę, bowiem nie wierzył, iż przed zapadnięciem nocnych ciemności, doczeka się powrotu oszusta.
„— Cóż mogło go zatrzymać w drodze?" — myślał.
I oto naraz myśl nader jasna i tak oczywista, że aż dziw, iż nie wpadł na nią wcześniej, olśniła go:
— Ależ tak! Tak! Nie inaczej! Toż Aldar Kose już mnie oszukał! Nawet nie musiał wyłudzać ode mnie rumaka, bo sam w głupocie mu go dałem! O zaiste, wielki jest talent owego człowieka i nie ma ani krzty przesady w jego twierdzeniu, iż każdego bez wyjątku można oszukać!
Autor: A.J Sarwa ze zbiorku "Baśnie i legendy z różnych stron świata".
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)