Majster Ali
baśń kazachska
Przed wielu laty żył na świecie chan. Był on tak zły i okrutny, że ludzie bali się nawet wymawiać jego imię w zwykłej rozmowie. A jeżeli zdarzało się, że chan jechał drogą, to cała ludność uciekała z wiosek w stepy i chowała się, gdzie kto mógł, byle tylko nie pokazać się chanowi na oczy. Chan skazywał na śmierć swoich najbliższych dworzan za najmniejsze przekroczenie. Przyjaciół nie miał, żaden z pobliskich chanów nie chciał przyjaźnić się z tak okrutnym i srogim sąsiadem. Żona chana dawno umarła ze zmartwienia i zgryzoty. Ale został mu syn, młodzieniec niezwykłej urody i mądrości. Nazywano go Hussein. Była to jedyna na ziemi istota, którą kochał okrutny, stary chan. Hussein miał wielu przyjaciół i towarzyszy. Razem z nimi hasał po stepie, jeździł na polowanie z sokołami, współzawodniczył w strzelaniu z łuku. Ale najbardziej lubił Hussein polować w górach na dzikie zwierzęta. Wracał wtedy do domu zadowolony i szczęśliwy, a służba niosła za nim jego zdobycz: wielkie cielska zabitych odyńców. Stary chan lękał się o syna i nie lubił, kiedy Hussein
zapuszczał się daleko w góry.
— Niepotrzebnie popisujesz się odwagą w tak niebezpiecznych zabawach — powtarzał witając syna wracającego z łowów.
Ale Hussein tylko śmiał się. Był pewien swojej siły i zręczności. Długi czas wszystko szło dobrze. Ale oto pewnego dnia Hussein znów wybrał się w góry na polowanie. Tym razem pojechał sam, bez służby i towarzyszy. Powiedział tylko staremu koniuchowi, że wybiera się na odyńca, który niedawno pokazał się w okolicy.
Stary sługa zatrwożył się.
Młodzieniec roześmiał się.
— Nie bój się, stary. Czy to pierwszy raz jadę na takie łowy?
Zaciął konia i odjechał. Odjechał Hussein i nie wrócił. Nadszedł wieczór, nad stepem zapaliły się gwiazdy, popłynął zapach kwiatów i piołunu.
Stary chan wyszedł z jedwabnego namiotu gniewny, pochmurny.
— Gdzie jest Hussein?
Służba milczy, spuszcza wzrok ku ziemi. Każdy boi się powiedzieć staremu chanowi, dokąd odjechał Hussein. Zetnie im głowy za to, że puścili chłopca samego. Na stepie zapadła noc. Chan nie może sobie miejsca znaleźć z niepokoju i tęsknoty.
Tupnął nogą obutą w safianowy trzewik, machnął jedwabnym kańczugiem.
— Hej! Słudzy moi!
Ze wszystkich stron nadbiegła służba. Stoją nie śmiejąc podnieść oczu, czekają, czego zażąda chan.
— Pędźcie na wszystkie strony: w góry, w stepy, wzdłuż rzeki. Szukajcie mojego syna. Ale pamiętajcie: temu, kto przywiezie mi złą wiadomość o Husseinie, naleję w gardziel wrzącego ołowiu.
Jeszcze raz zagwizdał kańczug chana. Słudzy rozbiegli się, wsiedli na konie, popędzili w step, w góry, wszędzie szukali
Husseina, syna chanowego.
Wreszcie znaleźli biednego młodzieńca. Leżał z poszarpaną piersią pod dużym, rozłożystym drzewem. Widocznie napadł go odyniec i wbił mu w serce swoje ostre kły. Słudzy stali nad ciałem syna chanowego, pełni trwogi i rozpaczy.
Husseina, syna chanowego.
Wreszcie znaleźli biednego młodzieńca. Leżał z poszarpaną piersią pod dużym, rozłożystym drzewem. Widocznie napadł go odyniec i wbił mu w serce swoje ostre kły. Słudzy stali nad ciałem syna chanowego, pełni trwogi i rozpaczy.
— Co teraz będzie? Jak powiedzieć chanowi o tym strasznym nieszczęściu?
Płakali z żalu na widok zabitego młodzieńca i z trwogi przed losem, jakim zagroził im chan, jeżeli przyniosą złe wieści.
Wtedy koniuch rzekł do towarzyszy:
— Przyjaciele, wszyscy znacie starego Ali, pasterza, który mieszka w chacie nad strumieniem górskim. Pasterz Ali jest ubogi jak żebrak, ale słynie z rozumu i zręczności rąk. Wszystko wie i wszystko umie: i dzbanki wypala z gliny, i arkany do łapania koni plecie, a nawet wynalazł nową fujarkę pastuszą. Pójdziemy do Alego, poradzimy się, co robić.
Pasterz Ali siedział na progu swojej chaty i wyplatał kosz z witek wierzbowych. Zmartwiony słuchał opowiadania sług.
— Przyszliśmy do ciebie po ratunek, Ali — jęczeli kończąc swoją smutną opowieść. — Powiedz, jak mamy uniknąć okropnej śmierci, która nas czeka. Długo namyślał się Ali zwiesiwszy siwą głowę.
— Dobrze — powiedział wreszcie — do rana jeszcze daleko. Połóżcie się przy tym ognisku i odpocznijcie. Postaram się pomóc wam w waszym zmartwieniu.
Zmęczeni słudzy pokładli się wokół ogniska na posłaniu z traw stepowych i miękkich opadłych liści i szybko usnęli. A stary Ali nie spał. Naznosił cienkich desek i suchych żył końskich, wziął nóż i zaczął coś majstrować. Nazajutrz obudziły ich dźwięki czułej, smutnej muzyki. Zerwali się i zobaczyli starego pasterza. Ali siedział podwinąwszy nogi, a w ręku trzymał instrument, jakiego przedtem nikt z nich nie widział. Naciągnięte struny były bardzo cienkie. Ali trącał o nie swoimi starczymi palcami, a instrument śpiewał w jego ręku ludzkim głosem.
— Teraz idziemy do chana — rzekł stary pasterz. Wszedł do namiotu chana, a z nim razem drżący z trwogi słudzy.
— Przynosisz wiadomość o Husseinie? — zapytał chan groźnie.
— Tak, wielki chanie — odpowiedział Ali.
I zaczął grać na instrumencie, który sporządził dzisiejszej nocy. Zajęczały, rozpłakały się struny. Jak gdyby żałosny szum lasu przeleciał przez jedwabny namiot. Ostry świst wiatru zmieszał się z wyciem trafionego zwierza. Struny jęknęły niby głos ludzki wołający o pomoc. I znów zwierzęce wycie, i znów żałosny szum lasu... Wszystkich ogarnęło przerażenie — tak wyraźnie opowiedziała muzyka o tym, co się stało. Chan zerwał się z miejsca.
— Przynosisz mi wiadomość o śmierci Husseina? Ale czy wiesz, że zwiastunowi nieszczęścia obiecałem wlać do gardła roztopiony ołów?
— Chanie — spokojnie odparł stary pasterz — ja przecież nic ci nie opowiedziałem. Nie wyrzekłem ani jednego słowa. Jeżeli gniewasz się, to zemścij się na tym instrumencie, który zrobiłem i który nazwałem dombrą. Wściekły i zrozpaczony chan kazał oblać dombrę wrzącym ołowiem. I ołów wypalił okrągły otwór pod strunami. W ten sposób pomysłowość i talent Alego ocaliły życie dziesiątkom sług chana. A mieszkańcom stepu przybył nowy instrument muzyczny — dombra. Kazachowie bardzo ją polubili i zaczęli śpiewać przy dźwiękach dombry swoje piękne pieśni.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)