niedziela, 17 marca 2019

Siłacz Ali - bajka kurdyjska z Bliskeigo Wschodu

Siłacz Ali 

bajka kurdyjska 

Kiedyś, dawno temu żył w pewnym mieście biedny człowiek o imieniu Ali. Z wyglądu był bardzo wysoki, barczysty, a swoimi ogromnymi rękoma mógłby zgiąć nawet żelazny pal. Kto spotykał Alego w górach brał go za olbrzyma. Ali mieszkał z żoną Fatmą w starym maleńkim domku na obrzeżach miasta. Nie mieli dzieci. Codziennie Ali wyruszał do lasu, powalał drzewa, drewno wypalał, a węgiel wkładał do trzcinowego kosza, który następnie ładował na osła, wiózł do miasta i tam sprzedawał. W ten sposób zarabiał na siebie i żonę. 
Żyli tak długo, nigdy się nie skarżąc. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie strachliwe usposobienie Alego. Bał się wszystkiego na świecie, nocą nie odważyłby się wyjrzeć z domu. Co gorsza przyśnił mu się zły sen, w którym zobaczył, jak w lesie wilki rozszarpują go na strzępy.
- Nie pójdę więcej do lasu – powiedział do żony – tam mnie wilki zjedzą.
Żona mu odrzekła:
- W naszym lesie nikt nie widział wilków. A poza tym, jak możesz ty, taki silny człowiek, obawiać się wilków?
- Nie żono, boję się. Choć lepiej porzucimy te okolice – powiedział Ali.
I za każdym razem, kiedy powracał z lasu, ciągle powtarzał:
- Boję się wilków, one mnie zjedzą...Choć, żono lepiej stąd wyjedziemy.
Wreszcie żona straciła cierpliwość, by słuchać jego skarg i rzekła: 
- Dobrze wyjedźmy, już mam dość ciebie i twego ciągłego biadolenia.
Sprzedali swój stary dom, załadowali cały swój dobytek na osła nie zapominając o starej szabli Alego, i wyruszyli w świat. Spędzili w drodze kilka dni i nocy.


I oto, pewnego razu, znaleźli się na szerokiej polanie, gdzie szemrały strumyki i falowała wysoka trawa.
Ali rzekł:
- Żono moja droga, już kilka dni i nocy nie śpię. Ściągnijmy bagaże i dajmy osłowi odpocząć i popaść się, a ja tymczasem sobie trochę pośpię. A ty weź szablę i siądź na straży, żeby wilki na nas nie napadły.
Kobieta zgodziła się. Ali rozjuczył osła i wpuścił go w trawę na wypas, rozłożył bagaże na ziemi, a sam wyciągnął się na przygotowanym przez żonę posłaniu. Łąka, na której zatrzymał się Ali ze swoją żoną należała do padyszacha tego kraju, który mieszkał w pałacu nieopodal. 
Tak się złożyło, że tego dnia padyszach właśnie wyszedł na dach, by podziwiać swoje włości. Ku swemu zdziwieniu zobaczył, że jacyś nieznajomi ludzie zatrzymali się na jego łące, a w dodatku wypuścili swojego osła na wypas. Rozzłościł się padyszach, przywołał swoich rycerzy i rozkazał im:
- Jedźcie na łąkę i zwiążcie tego śmiałka, co ośmielił się tam zatrzymać. Posadźcie go na osła i przyprowadźcie do mnie!
Rycerze wsiedli na konie i pospieszyli na łąkę. 
Żona Alego zauważyła, że na drodze pojawiła się grupa jeźdźców i pomyślała: "to nic dobrego nie wróży." Wyciągnęła szablę z pochwy i kiedy jeźdźcy zbliżyli się wyszła im na spotkanie. 
Zdjęła z głowy chustę, rzuciła im pod nogi i rzekła:
- Niech ta chusta będzie zakazem, nie podchodźcie bliżej! Mój mąż to słynny Ali-Siłacz, jednym ciosem powala z nóg dziesięciu ludzi. Oto jego szabla. Uchodźcie stąd! Jeśli się obudzi nie ujdziecie z życiem.
Rycerze popatrzyli na śpiącego ogromnego człowieka, uwierzyli w słowa kobiety i przestraszyli się.
- A dokąd to zmierza ów sławny Siłacz? – odważył się zapytać starszy z rycerzy.
- Obraził się na swojego padyszacha i porzucił go. Kto pierwszy go zaprosi, temu będzie dalej służył. 
Rycerze zawrócili konie i popędzili do pałacu. 
Padyszach zapytał:
- A gdzież ten zuchwalec?
- O wielki padyszachu, na łące zatrzymał się nie zwykły człowiek, ale wielki Siłacz-Ali. Jest ogromnego wzrostu i ma potężne pięści. Mówią, że jednym ciosem powala dziesięciu mężów. Obraził się na swego padyszacha i porzucił go. Kto go teraz do siebie zaprosi temu on będzie służył.
- Jeśli tak, przygotujcie wszystko, żeby go godnie powitać. Zwolnijcie jeden z moich pałaców. Niech się zbiorą moi rycerze, a ja sam wyjdę, żeby powitać wielkiego Siłacza Ali.
Słudzy zaczęli przygotowywać wszystko na spotkanie. W tym czasie na niebie pojawił się niewielki obłok, który przybliżał się i wciąż rósł. Rozległ się grzmot i lunął deszcz. Ali i jego żona przemokli do suchej nitki. 
Żona zaczęła złościć się na Alego:
- To wszystko przez ciebie, to tobie zachciało się spać! Gdzie my się teraz tacy mokrzy podziejemy? Nie mamy ani domu, ani pieca – tendyra, żeby się ogrzać i wysuszyć. Porzucę cię i pójdę sobie gdzie oczy poniosą!
Przestraszył się Ali, zaczął prosić żonę żeby go nie porzucała w nieznanej okolicy.
- Żono droga, jakże mnie możesz zostawić? A gdzie ja się podzieję, co ze mną będzie?
- Dobrze – odrzekła żona – nie odejdę, ale przysięgnij, że od tej pory będziesz robił wszystko, co ci powiem.
- Przysięgam na świętą księgę Koranu – będę cię we wszystkim słuchał, tylko mnie nie zostawiaj! – błagał Ali.
Żona mu uwierzyła i mówi:
- Ładuj rzeczy na osła, pojedziemy do pałacu padyszacha. Jeśli wyjdzie nam naprzeciw, spoglądaj surowo na wszystkich, ale pamiętaj, nie odzywaj się ni słowem. Na powitania nie odpowiadaj, nie kłaniaj się. Kiwaj tylko głową, jak gdyby od niechcenia. Jeśli będą cię nazywać Siłaczem Ali nie dziw się. Zapamiętałeś co ci powiedziałam?
- Zapamiętałem, zrobię wszystko jak mówisz.
Kiedy zbliżyli się do pałacu, padyszach z całą swoją znamienitą świtą i rycerzami wyszedł im na spotkanie. Spojrzał na Alego i pomyślał: "rzeczywiście prawdę mi powiedzieli rycerze, tak rosłego Siłacza jeszcze nie widziałem." 
Władca podszedł do Alego ze słowami:
 - Witaj u nas Siłaczu Ali. Jesteśmy ci radzi!
Ali niczego nie odpowiedział, lekko tylko skinął głową i obrzucił padyszacha surowym spojrzeniem, od którego temu przeszły aż ciarki po plecach. Ali i jego żonę odprowadzono do pałacu, a ich osła do stajni padyszacha, gdzie przeznaczono mu do opieki sługę, który miał poić, czyścić i dokarmiać zwierzę. Padyszach przysłał też Alemu swojego krawca. Ten zdjął miarę i uszył Alemu bogate odzienie. 
Wróciwszy do swojego zakładu staruszek krawiec opowiadał:
- Czterdzieści lat jestem krawcem na służbie padyszacha, widziałem wielu ludzi, ale takiego olbrzyma jak ten nigdy nie spotkałem.
Cały miesiąc Ali z żoną spędzili w pałacu. Padyszach niczym ich nie niepokoił. Pewnego razu żona zwróciła się do Alego:
- Padyszach niedługo zaprosi cię w gości. Jeśli o coś cię poprosi, odpowiadaj mu tylko jedno: "Myślałem, że to będzie coś trudniejszego, a to po prostu dziecinnie proste." Więcej nic nie mów, wstań i odejdź.
Żona Alego jakby wywróżyła. 
Rzeczywiście następnego dnia pojawili się słudzy i rzekli:
- Czcigodny Ali, padyszach zaprasza cię do siebie w gości. 
Ali przyodział się i poszedł do padyszacha. W sali przyjęć siedzieli już wszyscy wezyrowie i możni. Ali tak się wystraszył, że zapomniał się nawet przywitać. 
Goście padyszacha, zobaczywszy jego potężny wzrost, szerokie plecy i wielkie pięści, zaczęli szeptać między sobą:
- To dopiero olbrzym i bohater! Nawet bogactwo padyszacha nic dla niego nie znaczy i możnych jak gdyby nie zauważa. Najwyraźniej dużo już widział w życiu i u wielu padyszachów gościł!
Ali usiadł do stołu. Goście coś tam między sobą szeptali, o czymś głośno rozprawiali, ale on nie odzywał się ni słowem. 
Kiedy zjedli pilaw padyszach zwrócił się do Alego:
- Czy wiesz Ali dlaczego cię zaprosiłem?
Ali wzruszył tylko ramionami, a padyszach ciągnął dalej:
W naszym ogrodzie co noc pojawia się ogromny wilk. Pożera ludzi i nie znalazł się jeszcze śmiałek, który by się go nie uląkł. Wybaw nas proszę od tego potwora!
Kiedy Ali usłyszał słowo "wilk", zupełnie odjęło mu mowę, długo nie mógł wydobyć z siebie nawet dźwięku. A padyszach wraz z gośćmi czekali na odpowiedź. 
Wreszcie Ali przypomniał sobie przykazanie żony, zebrał siły i wyrzekł:
- A ja myślałem, że to będzie trudniejsze, a to po prostu dziecinnie proste!
Po czym podniósł się z miejsca i wyszedł bez słowa. 
Wezyrowie i przyboczni padyszacha zaczęli na wyścigi zachwycać się jego zachowaniem:
- To dopiero bohater! Zesłał nam Bóg szczęście!
- Wilk padnie ze strachu, niech no tylko go zobaczy!
Tymczasem Ali przybiegł do domu ciężko dysząc. Było już ciemno. 
Wpadł do pokoju niczym rzucony przez kogoś kamień i rzekł:
- Żono, chodź prędko wyjedziemy z tego miasta, nie miejsce to dla nas! Wyniesiemy się o świcie, kiedy jeszcze wszyscy będą spali!..
- A dlaczegóż mamy się wynosić? Co się takiego stało? Opowiedz chociaż wszystko po kolei.
- Padyszach mówi, że do jego ogrodu zakrada się co noc wilk-ludojad i prosi mnie, żebym wybawił miasto od tego potwora. A co ja mam, na wilka iść? Czy nie dlatego się tutaj znalazłem, że tu się wilków boją? Porzućmy to miasto!
- Nigdzie się stąd nie ruszymy! - zaprzeczyła żona.
- A co będzie z wilkiem!
- Ty się o to nie martw, to moja sprawa.
Ali jeszcze długo namawiał żonę na opuszczenie miasta, ale ona nie dała się przekonać. O północy Ali spał już twardym snem. Za to jego żona zakrzątnęła się, wzięła worek, szablę, niewielką, okrągłą tarczę i wyruszyła do ogrodu padyszacha. Kiedy tylko weszła do ogrodu z zarośli posłyszał się głośny ryk. Wilk zbliżał się do kobiety. Ta wyciągnęła szablę z pochwy i śmiało ruszyła na spotkanie potwora, który wyskoczył z zarośli. Nie tracąc głowy żona Alego wetknęła wilkowi tarczę w pysk, a następnie odcięła mu łeb mieczem. Potem włożyła ogromną głowę wilka do worka i przyniosła do domu. Rozwiązała worek tak, by wyglądały z niego uszy potwora i w ten sposób przygotowany zostawiła w miejscu gdzie Ali mył się co rano, a sama poszła spać. 
Jeszcze, kiedy mieszkali w swoim małym domku, Ali wstawał codziennie bardzo wcześnie i wychodził do pracy w lesie. Z przyzwyczajenia w nowym miejscu też budził się skoro świt i szedł się umyć. I tym razem było podobnie. Ledwie Ali zamoczył ręce zobaczył obok worek i sterczące z niego wilcze uszy.
- Wilk, wilk! - zawołał Ali i zemdlał. 
Na jego okrzyk zbudziła się żona. Przybiegła, zobaczyła, że mąż leży nieprzytomny, podniosła go i jakoś przeniosła do pokoju, ułożyła na łóżku i zaczęła kropić zimną wodą.
Ali ocknął się i znów zaczął krzyczeć:
- Wilk, wilk, on mnie zje!
Żona uspokoiła go i rzekła:
- Nie bój się, to tylko głowa zabitego wilka. Gdy ty spałeś ja się z nim sama rozprawiłam.
Ali wreszcie doszedł do siebie. Wstał, umył się, zjadł, a żona mówi do niego:
- Weź worek, zanieś go padyszachowi i pokaż mu głowę wilka.
- Coś ty żono. Ja nawet nie wezmę tego worka do ręki, straszno mi!
- Pamiętaj: jeśli nie będziesz mnie słuchał odejdę od ciebie! - przypomniała mu żona.
Cóż robić, Ali musiał się podporządkować. Wziął do ręki worek z głową wilka i wyruszył do pałacu. Tylko po drodze starał się trzymać worek jak najdalej. Przybył do padyszacha, rzucił worek do jego stóp i w milczeniu wyszedł. Padyszach nawet nie zdążył niczego powiedzieć. Słudzy rozwiązali worek. 
Kiedy wszyscy zobaczyli głowę zabitego potwora z rozdziawioną paszczą i otwartymi oczami, aż westchnęli ze zdziwienia i zawołali:
- Niech żyje Siłacz Ali! Oto nasz bohater!
Padyszach wyznaczył Alemu wynagrodzenie i teraz dopiero zaczęło mu się naprawdę powodzić. Wcześniej, kiedy wypalał w lesie węgiel chodził cały czas w czarnej sadzy, a teraz domył się i wyprzystojniał.
Nie minęło wiele czasu i padyszach znowu przysłał po Alego sługę. Kiedy Ali zjawił się w pałacu wokół padyszacha znów zebrali się wezyrowie i grono najbliższych współpracowników. Na widok Siłacza wszyscy podnieśli się z miejsc. 
Tym razem Ali już się tak nie wystraszył i głośno rzekł:
- Salam Alejkum!
Goście padyszacha pokłonili się i odrzekli z szacunkiem:
- Alejkum Salam!
Padyszach wskazał mu miejsce obok siebie i Ali usiadł. Wniesiono pierwsze potrawy i rozpoczęła się uczta. 
Po dłuższym czasie padyszach zwrócił się do Alego:
- Siłaczu Ali! W naszym lesie pojawił się straszny niedźwiedź. Ludzie nie mają odwagi nawet wejść do lasu, ten potwór wielu już tam rozszarpał. Weź setkę moich rycerzy i wybaw nas od tego nieszczęścia.
Kiedy Ali usłyszał o co tym razem prosi go padyszach, ze strachu zupełnie zaniemówił i przez dłuższą chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. 
Potem jednak przypomniał sobie słowa żony i odrzekł:
- Wielki padyszachu, myślałem, że rozkażesz mi wypełnić jakieś trudniejsze zadanie, a to jest dziecinnie proste.
I tym razem, jak poprzednio, wstał, w milczeniu opuścił pałac i pośpieszył do domu. 
Przyszedł i rzecze do żony:
- Tym razem to już się ze mną zgodzisz, że jak najszybciej musimy wyjechać z tego miasta! Chodź pozbieramy nasze rzeczy!
- Opowiedz chociaż o co chodzi. Dlaczego mamy wyjeżdżać? Po co wzywano cię do pałacu? Co ci tym razem rozkazał padyszach?
- Padyszach znów przyjął mnie gościnnie, a potem rzekł: W naszym lesie pojawił się straszny niedźwiedź. Ludzie boją się wchodzić do lasu, bo wielu niedźwiedź rozszarpał. Weź setkę moich ludzi i wybaw nas od tego nieszczęścia! Sama widzisz, na początku był wilk, teraz niedźwiedź, a potem padyszach powie: idź zabij lwa, tygrysa, albo słonia. Nie żono, chodź, lepiej stąd wyjedziemy.
- Przecież przysiągłeś mi, że we wszystkim będziesz mnie słuchał. Idź dokąd ci kazano. Przecież nie będziesz sam, a z całą setką rycerzy. Jeśli nie pójdziesz jeszcze dziś cię porzucę.
- Nie odchodź, pójdę do lasu! - z przestrachem zawołał Ali. 
Następnego dnia padyszach przysłał Alemu osiodłanego konia i strzelbę. 
Sługa, który przyprowadził konia powiedział:
- Wielki padyszach przysyła ci konia i broń, żebyś mógł wyruszyć do lasu. Rycerze są gotowi, oczekują na ciebie na placu.
Ali nigdy nie miał strzelby w ręku, nie wiedział nawet jak się ją nosi. Wziął ją więc, zarzucił sobie na ramię rękojeścią do góry, a lufą to dołu, siadł na konia i pojechał na plac, gdzie oczekiwali nań rycerze padyszacha. Kiedy wjechał na plac, tam już kłębił się tłum ludzi. 
Wszyscy widzieli, że strzelba zwisa mu rękojeścią do góry i zaczęli szeptać:
- To dopiero bohater, nawet broń nosi nie tak jak inni!
Serkar , dowódca rycerzy dał znak i wszyscy wyjechali z miasta: Siłacz Ali na przodzie, a rycerze w ślad za nim. Jechali, jechali, aż dotarli do lasu i wkrótce znaleźli się na wielkiej polanie. 
Serkar powiedział:
- Siłaczu Ali, oto przybyliśmy na miejsce gdzie pojawia się niedźwiedź. Tutaj trzeba na niego poczekać.
Powiedziawszy to odszedł do swoich rycerzy, którzy w lesie przygotowali zasadzkę. Ali został sam.
Od czasu kiedy zamieszkał w pałacu zdążył zatęsknić za lasem i gdy się w nim znalazł natychmiast zapomniał o swoim strachu. Zsiadł z konia i zaczął oglądać drzewa kalkulując w myślach: jeśliby zwalić to drzewo i spalić, to ile wyszłoby z tego węgla... tak chodził od drzewa do drzewa póki nie znalazł się w zaroślach. 
I wtem Ali zobaczył niedźwiedzia, który uniósł się na tylne łapy i ruszył prosto na niego. Wystraszył się Ali, pędem wdrapał się na drzewo i zaczął się stamtąd przyglądać, co zrobi niedźwiedź. A niedźwiedź zaryczał, podszedł do drzewa, na którym siedział Ali, objął je łapami i zaczął trząść. Gałąź, na której siedział Siłacz, nie wytrzymała i pękła. Ali poleciał w dół, prosto na plecy zwierzęcia. Ze strachu tak mocno wczepił się swoimi olbrzymimi rękami w uszy niedźwiedzia, że ten aż zawył z bólu. Na ten ryk zbiegli się rycerze, razem z Serkarem. Widząc co się dzieje pomyśleli, że Ali sam pojmał niedźwiedzia i specjalnie wskoczył mu na plecy. 


Podbiegli, spętali przednie łapy i pysk niedźwiedzia sznurem i poprowadzili go do miasta...
Serkar napisał padyszachowi raport: 
„O wielki padyszachu! Niech Bóg ześle ci wiele lat życia! Donoszę ci o radości i prawdzie! Byliśmy w zasadzce i nagle usłyszeliśmy ryk niedźwiedzia. Wyskoczyliśmy i zobaczyliśmy Alego, który pojmał niedźwiedzia i siedział nań okrakiem. Podbiegli rycerze, spętali przednie łapy i pysk niedźwiedzia, a Ali nawet z niego nie zsiadł. Prowadzimy do miasta żywego zwierza, a Ali jedzie na nim wierzchem.”
Doniesienie to goniec dostarczył do padyszacha, a ten przeczytał je na głos. Całe miasto dowiedziało się, że niedźwiedź został pojmany, a Siłacz Ali jedzie na nim niby na koniu. 
Dowiedziała się o wszystkim i żona Alego, pobiegła zaraz do padyszacha i rzekła:
- O wielki padyszachu, mój mąż Ali, jest bardzo porywczy. Jeśli nie pozwolono mu zabić niedźwiedzia może bardzo się zezłościć. Kiedy wszyscy wkroczą do miasta, niech nikt nie zbliża się do Alego, ja sama wyjdę mu na spotkanie.
Padyszach rozkazał rycerzom okrążyć plac i wydał polecenie, by nikt nie podchodził do siłacza, oprócz jego żony. I oto na plac wkroczyli rycerze, którzy prowadzili niedźwiedzia. Ali siedział na nim wierzchem. Żona podbiegła do Alego, pomogła mu zleźć ze zwierzęcia i zaprowadziła do domu, by wypoczął.


Padyszach, u którego gościł Ali, wiele lat płacił daninę innemu padyszachowi, żeby ten nie pustoszył jego ziem. Ale teraz, kiedy w jego kraju pojawił się Ali, padyszach stwierdził, że Siłacz może go obronić i przestał posyłać okup. Dowiedział się o tym jego potężny sąsiad, rozgniewał się, zebrał niezliczone wojsko i wyruszył w pochód.
- Zniszczę tę ziemię i zmuszę ich, by znowu płacili mi okup - oświadczył.
Do padyszacha dotarła wieść, że do jego granic przybliża się niezliczone wojsko wroga. 
Władca wezwał do siebie Siłacza Alego, znów przyjął go bardzo gościnnie i rzekł:
- Siłaczu Ali, posłuchaj dlaczego cię wezwałem. Kilka lat temu sąsiedni padyszach wypowiedział mi wojnę, którą wygrał. Od tej pory płaciłem mu daninę. Wysyłałem mu tysiące worków pszenicy, tysiące baranów, byków, krów i koni. Mój kraj popadł w biedę i postanowiłem, że już więcej nie będę mu płacił daniny. Właśnie dowiedziałem się, że mój zły sąsiad wyruszył na nas z niezliczoną armią. Wyznaczam cię głównodowodzącym mojego wojska. Idź i przygotuj się do wyruszenia na wojnę!
Tym razem siłacz Ali zadumał się i wyrzekł te słowa:
- Niech Bóg da ci wiele lat życia o wielki padyszachu! Zrobię co będę mógł. 
Przyszedł Ali do domu i mówi do żony:
- Wyruszam na wojnę. Padyszach daje mi wszystkich rycerzy i prosi abym zatrzymał wrogów, którzy nadciągają pustoszyć kraj. Przygotuj mi na drogę jedzenie. Przyjdzie się nam pożegnać. Może już więcej się nie zobaczymy. Nie byłem bohaterskim siłaczem i nigdy nim nie zostałem. Pewnie zginę w walce...Włóż mi w zawiniątko jakiś swój mały portret.
- Nie bój się, wrócisz jako zwycięzca. Przecież będziesz miał ze sobą całe wojsko - mówiła mu żona.
Przyniosła mu tarczę i miecz, zapakowała do worka smaczne placki, a na samą górę położyła swój portret. Wtedy pojawił się sługa z wiadomością, że wojsko jest już gotowe do wymarszu. Ali siadł na konia, pożegnał się z żoną i pojechał na spotkanie wroga. 
A padyszach, odprowadzając swą armię rozkazał wezyrowi:
- Masz we wszystkim słuchać się siłacza Ali. Wykonuj natychmiast wszystko co powie. Rób wszystko to, co i on będzie robił, rozkaż to także wszystkim rycerzom.
Ali jechał na przedzie, wezyrowie obok niego, a cała armia za nimi. Wkrótce dotarli do rzeki i ujrzeli, że na drugim brzegu zgromadziły się nieprzyjacielskie wojska. Armia, którą przyprowadził Ali też zatrzymała się na brzegu.


Żadna ze stron nie chciała pierwsza przekroczyć rzeki i rozpocząć bitwy. Była jesień, nastały ciepłe dni. Kiedy armia rozmieszczała się wzdłuż brzegu, Ali zlazł z konia i poszedł w stronę wody. Zobaczył, że tuż nad wodą rośnie gęsta trzcina. Przypomniał sobie, jak dawno temu, kiedy żył jeszcze w swoim małym domu chodził często nad rzekę, zbierał trzcinę, a zrobione z niej wiązanki sprzedawał w mieście. Zachciało mu się znowu pościnać nieco trzciny. Wyciągnął nóż i zabrał się do pracy. Każdą kolejno powstałą wiązkę wrzucał do wody. Tymczasem wezyr, który miał zwracać uwagę na wszystko co robi siłacz Ali przypomniał sobie rozkaz padyszacha, żeby we wszystkim naśladować bohatera. Rozkazał więc rycerzom, by też zeszli nad wodę i robili podobne jak Ali wiązanki i wrzucali je w nurt rzeki. Cała armia zeszła nad wodę i zaczęła wycinać i wiązać trzcinę, a następnie wrzucać ją do wody. Wiązek było tak wiele, że wkrótce powstał cały most przez rzekę.
Ali zmęczył się, zachciało mu się jeść. Podszedł do swego konia i wyciągnął zawiniątko z jedzeniem. Wyjął portret żony, najpierw chciał położyć go obok siebie, ale nie miał go o co oprzeć. Wtedy wyciągnął jeden placek i wetknął do niego obrazek. Potem wziął drugi placek i zabrał się do jedzenia. Jadł tak i rozmyślał o swojej żonie i o tym czy wróci żywy z wojny. 
Wtem skądś pojawił się pies, porwał placek razem z portretem żony i uciekł. Ali chwycił swoją szablę i rzucił się w pościg, za nic nie chciał stracić portretu Fatmy. Tymczasem pies puścił się prosto przez wiązki trzciny na drugą stronę rzeki. Nie zważając na nic Ali wbiegł za nim. 
Kiedy ogromna postać Alego z szablą w ręce pokazała się na brzegu nieprzyjaciela, ktoś krzyknął:
- Oto ich główny rycerz! Okrążcie go i czym prędzej złapcie!
I tak najlepsi rycerze nieprzyjaciela otoczyli Alego ze wszystkich stron. Ali musiał się bronić, jego ciosy powalały dziesiątki mężów. Nadciągnęła odsiecz, bowiem wezyr, jak tylko zobaczył, że Ali pobiegł z szablą w ręce przez rzekę, uznał, że pora zaczynać bitwę. Na jego znak całe wojsko przekroczyło rzekę po moście utworzonym z trzciny. Nieprzyjaciel nie oparł się niespodziewanemu atakowi i rzucił się do ucieczki. Siłacz Ali powrócił do domu jako zwycięzca. Czekała na niego żona, czekał padyszach i całe miasto.
Tak to Ali wyzbył się strachu i został prawdziwym Bohaterem-Siłaczem!
Wam też życzymy nigdy i niczego się nie bać.

Autor: Ereb Szamiłow/ przekład: Joanna Bocheńska
Ilustracje: Nikołaj Kochergin

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)