wtorek, 23 kwietnia 2019

Okrągły kamień - bajka węgierska

Okrągły kamień 
bajka węgierska 

Za siedmioma górami, za siedmioma wodami, a może nawet dalej, żył biedny rybak.


Miał liczną rodzinę i często zdarzało się, że nie miał czym jej nakarmić. 
Ciężko pracował od świtu, aż po zmierzch, a i tak najczęściej wyciągał z morza puste sieci. 


Rybak był bardzo biedny i jego rodzina przymierała głodem, za to jego starszy brat był bardzo bogaty. Bogacz posiadał wielki majątek, był chciwy i łasy na pieniądze, i niestety, źle traktował biednego rybaka.  Bogacz i jego równie zachłanna żona, mimo tak pokaźnego majątku,  nie posiadli ani jednego dziecka. To spędzało im sen z powiek. 


Pewnego razu, kiedy to biedny rybak nie miał już co do garnka włożyć, wysyłał kilku swoich synów do swego starszego brata, po odrobinę mąki na chleb.

Bogacz z zazdrością patrzył na liczne potomstwo biednego rybaka, i za każdym razem, kiedy dzieci rybaka przychodziły do niego z prośbą o trochę mąki, ten za każdym razem odpowiadał: 
- Z chęcią dam wam i cały worek, ale w zamian chcę otrzymać jedno z was na wychowanie. Własnych dzieci nie mam, a oboje z żoną bardzo chcielibyśmy mieć dla kogo żyć. 


Dzieci biegły przestraszone do domu i przekazywały ojcu co odpowiadał bogaty stryj.
A rybak za każdym razem na to: 
- Nie, nie oddam żadnego z was! Wszystkie bez wyjątku jesteście mi bardzo drogie. 
I tym sposobem w domu rybaka od wielu, wielu miesięcy nie było ani kawałka chleba. 

 

Pewnego dnia, rybak rzekł do żony: 
- Nie czekaj na mnie dziś. Postanowiłem nie wracać do domu, dopóki nie złowię pełnej sieci ryb. 

 

Wyszedł rybak w morze, sieć zarzucił, a po czasie zaczał wyciągać ją z wody.  Ciągnie, a sieć ciężka jakby kamienie w niej były jakieś. Zaparł się, pot z czoła ociera, mozoli się, aż sieć wyciągnął. 
Patrzy i oczy przeciera ze zdumienia, bo w sieci naprawdę był kamień. Duży i okrągły - jak kula.


 Rozgniewał się rybak okrutnie, bo to oznaczało, że znowu będą głodni. 
Wyjął kamień z sieci i cisnął daleko w morską głębinę. Ponownie zarzucił sieci, a kiedy po czasie je wyciągnął, znowu zobaczył w nich ten sam, duży, okrągły kamień. 

 

- Cóż, jeśli nie przyniosę ryb do domu - pomyślał - niech dzieciaki chociaż pobawią się kamieniem. 


I smutny powrócił do domu z okrągłym kamieniem za pazuchą. 


Dzieci zobaczyły go z daleka i wybiegły naprzeciw. 
- Co tam niesiesz drogi ojcze? - zapytały. 
- Przyniosłem wam moje dzieciaczki kochane kamyk do zabawy - odparł z żalem rybak i w myślach dodał: "jak się zaczną nim bawić to może zapomną o głodzie". 


Wieczorem zmęczony rybak szybko położył się spać, położyła się też jego żona. Tylko dzieci bawiły się niezmordowanie okrągłym kamieniem. Turlały go po podłodze izby tam i z powrotem, dziwiąc się, że w miarę turlania kamień robi się jaśniejszy. 


Rybak spał niespokojnie, odwracał się z boku na bok i nagle się przebudził. Ujrzał jasny, świecący kamień, którym bawiły się jego dzieci. 


Obudził żonę i mówi: 
- Spójrz na kamień! Świeci jak jakiś diament! 
- Na pewno jest coś wart.... - stwierdziła żona rybaka. 
Rano rybak naradził się z rodziną i wszyscy doszli do wniosku, że najlepiej będzie zanieść kamień do samego króla.  Może kamień spodoba mu się na tyle, że da im za niego parę monet, żeby choć trochę mąki na chleb mogli kupić. 

 

Niewiele się namyślając, żona rybaka owinęła kamień w chustę i poszła do królewskiego pałacu. 


Kiedy stanęła przed królewskim obliczem, pokłoniła się nisko i rzekła: 
- Bądź pozdrowiony, Wasza Wysokość! 
- Witaj dobra kobieto – rzekł król – Mów co cię sprowadza i z czym do mnie przychodzisz. 

 

Kobieta wyciągnęła okrągły kamień, odwinęła go z chusty i pokazała królowi. 
Król wziął go do rąk, obejrzał i rzekł uradowany: 
- Wezmę go od ciebie, bo to niezmiernie rzadki okaz. To najprawdziwszy diament z czystej wody!


I zaraz rozkazał dać kobiecie worek złotych monet. 
Biedna żona rybaka, jak to usłyszała, aż stęknęła z zaskoczenia. 


Król spojrzał na nią i rzekł szybko, bo myślał, że kobieta się rozmyśliła: 
- Widzę, że worek to za mało. Masz rację, to drogi kamień i niespotykany. 

 

I to mówiąc rozkazał dać żonie rybaka dwa worki złotych monet. 
Biedna kobieta znowu westchnęła, oszołomiona taką ilością bogactwa. Z wrażenia nic nie mogła powiedzieć, stoi i patrzy na króla szeroko otwartymi oczami. 
„Oho, - myśli król – dobrze zna wartość tego kamienia i tanio nie chce go sprzedać. 
Głośno zaś powiedział: 
- Masz racje, to za mało! Dam ci trzy worki złotych monet i kamień zostaje u mnie! 
Biedna kobieta lekko skinęła głową, bo tylko na tyle mogła sobie pozwolić – w tak ogromnym była szoku. 


Król szybko rozkazał wydać wory ze złotem kobiecie, dał jej wóz i konia, bo przecież worki ciężkie i sama by ich nie uniosła i czym prędzej odprawił kobietę, bojąc się, że może się jeszcze rozmyślić. 
Wracając do domu, kobieta nie mogła uwierzyć w to co się stało. 
Szła do króla jako głodna nędzarka, a wraca jak zamożna szlachcianka. 


W domu radości było co niemiara. 
Kiedy opadły pierwsze emocje odezwał się rybak: 
- Musimy policzyć ile mamy tych złotych monet. 
- Po co liczyć, lepiej je zważyć – zaproponowała kobieta. 
- Masz żono rację, - odparł rybak – tak szybciej nam pójdzie. 


I wysłał jednego z synów do brata, aby pożyczyć od niego wagę. 
- Po co ci ona? - z politowaniem zapytał bogacz, dobrze wiedząc, że biedny rybak nie posiada niczego w takiej ilości, żeby można byłoby ważyć. 
- Ojciec chce zważyć pieniądze – odpowiedział dumnie chłopak. 
Roześmiał się w głos bogaty brat, tak go ta odpowiedź chłopaka rozbawiła. Kiedy przestał się w końcu trząść ze śmiechu, otarł łzy z policzków i dał chłopcu wagę. 


- Weź, tu jest waga, a niech ojciec waży dokładnie, żeby się nie pomylił, hahahah! - wybuchnął znowu śmiechem na myśl jak to biedak pieniądze będzie ważył. 
- Albo wiesz co? - dodał – pójdę z tobą i sam na własne oczy chcę spojrzeć jak to ważenie będzie wyglądać. 


I poszli. 
Bogacz – brat biednego rybaka ze swym biednym bratankiem wprost do rybackiej chaty. 
Kiedy bogacz wszedł do izby, otworzył usta ze zdziwienia: 
- Skąd tyś wziął tyle złota? - jęknął cicho nie mogąc uwierzyć w to co zobaczył. 


- Dostałem od króla za trzy koty – odparł rybak. 
- Co ty powiesz? Za trzy koty tyle złota? - zdziwił się jeszcze bardziej łasy na pieniądze brat. 


- Tak, dokładnie tyle. W pałacu królewskim było tyle myszy, że król i królowa niechybnie zostaliby przez nie zjedzeni. Dowiedziałem się o tym, złapałem trzy łowne koty i dałem królowi w prezencie. Gdybyś tylko widział jak się oboje z królową ucieszyli! 
Zaraz zawołał swojego skarbnika i kazał mu wydać dla mnie trzy worki złota. Po worku za kota. 
- Po worku za kota….- zadumał się bogacz, szybko się pożegnał i pobiegł w te pędy do domu. 


Wpadł zziajany i od razu opowiedział o tym zdarzeniu żonie, równie chciwej co jej mąż. 
- Cóż – rzekła w końcu żona - jeśli ten nędzny, politowania godny żebrak, który tak się składa jest twoim bratem, zdołał złapać trzy koty i otrzymać za nie trzy worki złota, my złapiemy trzydzieści kotów i… 
- ...i trzydzieści worków złota – dokończył bogacz klaskając w ręce z radości. 


A potem się zaczęło....Bogacz z żoną ścigali po wsi biedne koty. Kiedy w swojej wsi wyłapali już wszystkie, zaczęli łapać w pobliskich wsiach. Tyle pieniędzy mogli przecież dostać! Kiedy skończyli, okazało się, że kotów jest akurat tyle, że zmieściły się do trzech worków. 


Bogacz zaprzągł konia do wozu, na wóz wrzucił worki z kotami i pognał na królewski zamek. 


Kiedy przybył przed królewskie oblicze, pokłonił się nisko i przywitał: 
- Witaj w zdrowiu, Wasza Wysokość. 
- Witaj, z czym do mnie przychodzisz? 


A bogacz na to: 
- Przyniosłem ci mały prezent, Wasza Wysokość. 
- Oooo – ucieszył się król – no to pokaż, co tam dla mnie przyniosłeś! 


Bogacz wybiegł z pałacu, przytaszczył z wozu trzy worki i z powrotem stanął przed królem. 
A król w tym czasie zwołał cały dwór, aby wszyscy mogli nacieszyć oko podarkiem jaki ich miłościwy władca ma dostać. 


Bogaci już w drzwiach rozwiązał worki i wyskoczyły z nich koty. 


Co tam koty, cała masa kotów! Małe, duże, czarne, szare, w łatki, w ciapki, nakrapiane! 
Matko kochana, co tam się działo! Koty zaczęły biegać po całej komnacie, strącając na podłogę lustra, świece i kryształy. Wystraszone zaczęły skakać na stoły i krzesła, szafy i okienne parapety. Niektóre próbowały wedrzeć się na kotary i baldachimy, a jeszcze inne schować pod tronem. Oczywiście wrzawa, pisk i harmider był tak wielki, że koty wystraszyły się jeszcze bardziej i narobiły jeszcze większego bałaganu. 


Król wył z wściekłości, królowa wrzeszczała z przerażenia, a księżniczki piszczały tak głośno, że nadbiegła gwardia królewska myśląc, że ktoś na nich napadł. 
- Łapać! - krzyczał król – Łapać intruza! 


Strażnicy zrozumieli, że trzeba łapać koty i to uratowało bogacza, bo prawdę mówiąc nikt nie był pewny, czy król na pewno miał na myśli tylko koty. Bogacz nie zastanawiał się zbyt długo tylko wziął nogi zapas i uciekł do domu. Taką zapłatę dostał bogacz od brata, którego nigdy w biedzie nie chciał poratować bezinteresownie. 



Ilustracje: S.Ilyina,
pochodzą z bajki na kliszy do rzutnika 


Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)