Tom Tit Tot
bajka angielska
Dawno, dawno temu była sobie pewna kobiecina, która upiekła pięć pierożków. Kiedy wyjęła pierożki z pieca, okazało się, że trzymała je tam za długo, bo skórka zrobiła się tak twarda, że nie sposób je było jeść.
Woła tedy swą córkę i rzecze:
- Córuś, połóż pierożki na półce i niech tak stoją przez chwilę, to jeszcze dojdą.
Mówiąc to, miała na myśli, że przyjdą do siebie, to znaczy, że skórka zmięknie.
Ale córka powiedziała sobie: „Jeżeli jeszcze mają dojść, to ja teraz te zjem”. Zrobiła tak, jak powiedziała, i zjadła wszystkie po kolei.
Kiedy nadeszła pora kolacji, kobiecina rzecze:
- Idź i przynieś mi jeden pierożek. Na pewno musiały już dojść.
Dziewczyna poszła, rozejrzała się, ale zobaczyła tylko pusty talerz.
Wróciła i mówi:
- Jeszcze nie doszły.
- Ani jeden? - pyta matka.
- Ani jeden.
- Dobrze, doszły czy nie doszły - rzekła matka - zjem sobie jeden na kolację.
- Ale nie będziesz mogła zjeść, jeżeli nie doszły - powiedziała dziewczyna.
- Zjem i już. Idź i przynieś najlepszy pierożek.
- Najlepszy czy najgorszy to wszystko jedno - odparła dziewczyna - bo ja zjadłam wszystkie; nie będziesz miała pierożka, dopóki chociaż jeden nie dojdzie.
Wtedy kobieta przysunęła do drzwi swój kołowrotek i zaczęła prząść i śpiewać:
Moja córka zjadła pięć pierożków.
Pięć pierożków zjadła, niecnota, naraz!
Drogą przejeżdżał król i usłyszał jej śpiew, ale nie zrozumiał słów, zatrzymał się więc i spytał:
- O czym śpiewałaś, dobra kobieto?
Kobiecina wstydziła się powtórzyć królowi to, co zrobiła jej córka, więc zamiast tego zaśpiewała:
Moja córka uprzędła pięć motków lnu.
Pięć motków lnu uprzędła jak nic!
Ilustracja: Arthur Racham
- Wielkie nieba! - wykrzyknął król. - Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tyle uprządł w jeden dzień. - Słuchaj - dodał po chwili - szukam żony i ożenię się z twoją córką. Ale uważaj - przez jedenaście miesięcy w roku będzie jadła, co tylko zechce, będzie nosiła suknie, jakie tylko jej się spodobają, będzie miała towarzystwo, jakiego tylko zapragnie, ale przez ostatni miesiąc roku będzie musiała uprząść codziennie pięć motków lnu, a jeżeli tego nie zrobi, to ją wypędzę.
- Dobrze - powiedziała kobiecina; pomyślała sobie, że to wspaniała partia dla jej córki.
Co do pięciu motków, będzie jeszcze mnóstwo sposobów, żeby się wykręcić, kiedy nadejdzie czas, a najprawdopodobniej król sam o tym zapomni.
Odbyło się więc wesele. Przez jedenaście miesięcy dziewczyna jadła to, co chciała, nosiła suknie, jakie jej się spodobały, i zapraszała towarzystwo, jakiego tylko zapragnęła. Lecz kiedy jedenasty miesiąc dobiegał końca, zaczęła myśleć o motkach lnu i zastanawiać się, czy on też o tym pamięta. Ale on nie mówił ani słowa, więc myślała, że zapomnał. Jednakże ostatniego dnia przedostatniego miesiąca prowadzi ją do komnaty, której nigdy przedtem nie widziała. Oprócz stołka i kołowrotka nic tam nie było.
I powiada:
- Moja droga, zamknę cię tu aż do rana. Dostaniesz jedzenie i len, a jeśli nie uprzędziesz przez noc pięciu motków - wypędzę cię.
I odszedł do swoich spraw, a dziewczyna bardzo się przestraszyła. Zawsze była leniwa i nie nauczyła się nawet prząść, cóż więc teraz pocznie, jeśli nikt jej nie przyjdzie z pomocą? Usiadła i och! jak gorzko zapłakała!
Wtem usłyszała cichutkie pukanie do drzwi. Wstała, otworzyła drzwi i co widzi?
Jakieś małe, czarne stworzonko, ni to zwierzę, ni człowieczek, z długim ogonem.
Czarne dziwo patrzy na nią ciekawie i pyta:
- Dlaczego płaczesz?
- A ciebie co to obchodzi? - powiedziała dziewczyna.
- To moja rzecz, ale powiedz mi, dlaczego płaczesz?
- Nic mi to nie pomoże, jeśli ci powiem - rzekła.
- Skąd wiesz? - nalegał czarny potworek i pokręcił ogonkiem.
- No, dobrze - zgodziła się dziewczyna. - Jeśli mi to nie pomoże, to i nie zaszkodzi.
Opowiedziała o pierożkach, o pasmach lnu i o wszystkim.
- Wiesz, co zrobię? - rzekł czarny potworek. - Przyjdę co rano pod twoje okno, zabiorę len i wieczorem przyniosę uprzędzione motki.
- A co chcesz w zamian za to? - spytała dziewczyna.
Czarny spojrzał na nią z ukosa i powiada:
- Co wieczór zapytam ciebie trzy razy, jakie jest moje imię, a jeśli nie zgadniesz, zanim miesiąc upłynie - będziesz moja.
Dziewczyna pomyślała sobie, że zgadnie jego imię, zanim miesiąc upłynie, i westchnęła:
- Dobrze. Zgadzam się.
- To pięknie - rzekł czarny i szybko pokręcił ogonkiem.
Następnego dnia król zaprowadził swą żonę do komnaty, gdzie już znajdował się len i pożywienie na cały dzień.
- Masz tutaj len - powiedział - a jeśli nie uprzędziesz tego przez noc, wypędzę cię.
To powiedziawszy, opuścił komnatę i zamknął drzwi. Ledwie wyszedł, rozległo się stukanie do okna. Dziewczyna wstała, otworzyła okno, a na parapecie siedział już czarny wilkołak.
- Gdzie jest len? - pyta.
- Tutaj - powiedziała i podała mu.
Gdy nadszedł wieczór, znów rozległo się stukanie do okna. Dziewczyna wstała i otworzyła, a tam czekał już czarny z uprzędzionymi pięcioma motkami.
- Masz - powiada i podaje len. - No, a teraz powiedz mi, jak się nazywam.
- Czy może Jan?
- Nie, nie tak - i pokręcił ogonem.
- A może Kuba?
- Nie, nie tak - pokręcił ogonem.
- No to może Marek?
- Nie, nie tak - zakręcił ogon w supełek i uciekł.
A kiedy król przyszedł, czekało już na niego pięć gotowych pasm lnu.
- Widzę, że dzisiaj nie potrzebuję cię wypędzać - powiedział. - Rano znów dostaniesz jedzenie i len.
I wyszedł.
Tak więc codziennie przynoszono jej nowy len i żywność. A czarny zjawiał się co rano i co wieczór. Przez cały dzień dziewczyna rozmyślała, jakie też powiedzieć mu imiona, gdy przyjdzie wieczorem. Ale nigdy nie mogła trafić na właściwe. A kiedy zbliżał się koniec miesiąca, diablik zaczął uśmiechać się złośliwie i za każdym razem coraz szybciej i szybciej kręcił ogonem. Aż nadszedł przedostatni dzień miesiąca.
Czarny przyszedł jak zwykle wieczorem z pięcioma gotowymi motkami i zapytał:
- No cóż, wiesz już, jak mi na imię?
- Nikodem? - powiedziała dziewczyna.
- Nie.
- A Samuel?
- Nie.
- No, a Nabuchodonozor?
- Nie, też nie - odpowiedział diablik, patrząc na nią oczyma, co wyglądały jak dwa rozżarzone węgliki.
- No, jeszcze tylko jedna noc, a będziesz należeć do mnie! - powiedział i zniknął.
Wzdrygnęła się z lęku i wstrętu, ale w tej chwili usłyszała, że król idzie przez korytarz.
Wszedł do komnaty i kiedy zobaczył pięć gotowych motków, tak powiedział:
- Doskonale, moja droga. Widzę, że i jutro poradzisz sobie równie dobrze, wobec tego nie będę potrzebował cię wypędzać, a teraz zjem tutaj kolację.
Więc służba przyniosła wieczerzę i fotel dla niego, i oboje zasiedli do stołu. Zaledwie przełknął jeden czy dwa kęsy, zaczął się głośno śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - spytała dziewczyna.
- Ach, byłem dziś na polowaniu i zapuściłem się w tę stronę lasu, w której przedtem nigdy nie byłem. Były tam kredowe skały i wśród nich wielka wyrwa w ziemi. Usłyszałem jakiś szum. Zeskoczyłem z konia i podszedłem cichutko do brzegu jamy. Patrzę i cóż tam widzę na dnie? Mały, czarny dziwoląg, ni to człowiek, ni to zwierzę, powiadam ci, boki zrywać! I wiesz, co robi?
Przędzie len na malutkim kołowrotku, kręci ogonem i śpiewa:
Moje imię: Tom Tit Tot.
Któż by mógł odgadnąć w lot?
Słysząc to dziewczyna omal nie podskoczyła z radości, ale nie powiedziała ani słowa.
Nazajutrz rano, kiedy diablik przyszedł po len, miał bardzo złośliwą minę. A wieczorem, jak zwykle, usłyszała stukanie w szybę. Otworzyła okno i czarny zeskoczył wprost z parapetu na środek komnaty. Brzydko się wykrzywił od ucha do ucha i pokręcił ogonem szybko, szybko.
Podał dziewczynie pięć motków i zapytał:
- Jak mi na imię?
- Może Salomon? - rzekła dziewczyna, udając, że się bardzo boi.
- Nie - odpowiedział i posunął się w głąb komnaty.
- A może Zebedeusz? - spytała znowu dziewczyna.
- Nie, i to nie - powiedział diabełek.
Roześmiał się i zaczął wywijać ogonem tak szybko, że ledwie można było go dojrzeć.
- Śpiesz się - dodał - jeszcze jedna zła odpowiedź i koniec.
To mówiąc wyciągnął do niej swoje czarne, koślawe łapska.
A dziewczyna cofnęła się parę kroków w tył, spojrzała mu prosto w oczy, potem roześmiała się i wskazując na niego palcem, powiedziała:
Odgadłam to w lot,
Że nazywasz się Tom Tit Tot.
Kiedy diablik to usłyszał, krzyknął przeraźliwie. Znikł w ciemnościach i dziewczyna nie zobaczyła go nigdy więcej.
Bajka ta utożsamiana jest z baśnią niemiecką Rumpelstiltskin.
Pojawia się tu, bowiem ten sam wzór historii.
Podobnie jak w baśniach:
- "Leniwa piękność i jej ciotki" - baśń irlandzka z 1870 roku, autorstwa Patricka Kennedy'ego - "Ten, który za dużo mówi” - baśń islandzka
- "Mały hałas” - baśń z Ameryki Południowej
- "Pancimanci" - baśń węgierska z 1955, autorstwa Emila Kolozsvári Grandpierra
- " Stolarz i ogr”- baśń japońska autorstwa Daiku do Oniroku
- " Imię pomocnika” - baśń kornwalijska z zasadniczo podobną fabułą, z udziałem „diabła” o imieniu Terry-top .
Autor: Joseph Jacob
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)