Trzy wesołe krasnoludki
bajka wierszowana polska
Jest na świecie kraj malutki,
Gdzie mieszkają krasnoludki,
Mają domki z cienkiej słomki,
Z kominami jak poziomki.
Krasnoludek, gdy jest młody,
Wcale nie ma jeszcze brody,
Żadnych ważnych spraw nie miewa,
Tylko bawi się i śpiewa.
W tej bajeczce, moje dzieci,
Krasnoludków trzech znajdziecie:
Jeden chodzić zwykł w czerwieni,
Więc się też Poziomką mieni,
Drugi zowie się Modraczek,
Bo niebieski nosi fraczek,
No, a trzeci, wiecie, dzieci?
Ma Żółtaszka imię trzeci.
Z Chin pochodzi, skąd przed laty
Przybył w puszce od herbaty,
I jak chińskie krasnoludki
Nosi z tyłu warkocz krótki.
Na ślizgawkę raz w niedzielę
Poszli mali przyjaciele
I na lodzie z łyżwy starej,
Co to właśnie brak jej pary,
Łódź żaglową zmajstrowali,
Chociaż byli tacy mali.
Wiatr był wolny przy niedzieli,
Więc go sobie wynajęli
Na godzinę za pięć groszy,
II
Już niedługo, jak widzimy,
Minął okres chłodnej zimy;
Krasnoludki w dzień majowy
Idą poić swoje krowy,
Bo gdy krowy chce się doić,
Trzeba dobrze je napoić.
Wietrzyk lecąc przez parowy
Śmiał się głośno: "Też mi krowy,
Gdy chodziłem na majówki,
Widywałem boże krówki,
Lecz tych krówek, mili moi,
Nikt nie poi i nie doi."
Na to odrzekł mu Poziomka:
"Niech pan tutaj się nie błąka,
Bo pan nie wie, jakie trzódki
Mają zwykle krasnoludki."
Jednej z krów, nie wiedzieć czemu,
W stadzie nikt utrzymać nie mógł.
Pośród krów się czuła obco
I mówiła: "Jestem owcą."
Na to rzekł Modraczek: "Zgoda,
Owcy też potrzebna woda,
A więc proszę, byś w spokoju
Z nami szła do wodopoju."
Na to ona znów powiada:
"Ja nie jestem z tego stada
I pokażę taką sztukę,
Że się z owcy stanę żukiem."
I jak zwykle robią owce,
Poleciała na manowce.
Nie mógł złapać jej Modraczek,
Bo był pieszo - nieboraczek.
III
Przez wysoką trawę wonną
Najprzyjemniej jechać konno,
Zwłaszcza gdy do jazdy takiej
Można użyć trzy ślimaki.
Po jelonku dla Żółtaszka
Taki nowy koń - to fraszka,
Ale każdy o tym wie, że
Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Nasz Żółtaszek nie jest głupi,
Zrobił otwór więc w skorupie
I wygodnie, jak w karecie,
Jeździć może w niej po świecie.
Modraczkowi się nie wiedzie,
Na swym koniu wierzchem jedzie,
Ale koń mu figle płata,
Bo to widać akrobata.
Zaś Poziomce jest najgorzej:
Na dół, biedak, zejść nie może,
Jego ślimak, wielki śpioszek,
Aż na szczyt tymotki poszedł
I, skorupę mając własną,
Do skorupy wlazł i zasnął.
Uważajcie, moje dzieci,
IV
Po przejażdżce nieudanej
Chętnie szuka się odmiany,
Toteż małe nasze chwaty
Już się biorą do armaty.
"Z drogi, myszy, z drogi, ptaki,
Z drogi, pszczoły i ślimaki,
Muchomory, żaby, świerszcze -
Zaraz padną strzały pierwsze!"
Prażą dzielni bombardierzy,
Ten nabija, tamten mierzy,
Trzeci znów pociski niesie,
Kanonada grzmi po lesie.
Aż tu nagle, niespodzianie,
Jeż się zjawił na polanie
I natychmiast pocisk śmigły
Z trzaskiem wbił się w jego igły.
Chyba nikt z was dobrze nie wie,
Jak się jeż najeża w gniewie,
Jak straszliwie się zaperza -
Lepiej wtedy nie znać jeża!
Więc Poziomka tylko sapnął,
Nogi za pas wziął i drapnął,
Za nim puścił się Modraczek,
A Żółtaszek wlazł na krzaczek
I udaje spoza krzaczka,
Że to nie jest on, lecz kaczka.
Jeż, odchodząc, rzekł z przekąsem:
"A to nowość - kaczka z wąsem."
V
Kto na jeża się zamierza,
Ten się później boi jeża.
Więc Poziomka rzekł nieśmiało:
"Po tym wszystkim, co się stało,
Na czas pewien zniknąć wolę,
Bo jeż chodzi zły i kole!"
Rzekł Modraczek do Żółtaszka:
"Może z nas tu zostać kaszka,
Jeż jest bardzo zły i srogi,
Więc mu lepiej zejdźmy z drogi."
Choć projektów było wiele,
Jednak mali przyjaciele
Pomyśleli wreszcie o tym,
Żeby czmychnąć samolotem.
Po godzinie był już gotów
Ten najnowszy z samolotów.
Motorami pszczoły były,
Pracowały z całej siły,
Bowiem każda miała z przodu
Przytwierdzoną szczyptę miodu.
Wszystko poszło znakomicie,
Aż tu nagle, jak widzicie,
Jeden motor w tył się cofa -
Będzie chyba katastrofa!
Drżą ze strachu krasnoludki,
Aż im trzęsą się podbródki.
Lecz na szczęście pewna ważka
Dosłyszała krzyk Żółtaszka.
Ważka motor ma o sile
Dwustu pszczół, a właśnie tyle
Trzeba mieć w aeroplanie,
Żeby odbyć lądowanie.
VI
Ma Żółtaszek pomysł nowy:
"Zrobię pocisk rakietowy
I dolecę do Księżyca,
Bo mnie taki lot zachwyca."
Krasnoludki lubią psoty,
Więc się wzięły do roboty,
Odnalazły kurze jajo
I już świetny pocisk mają.
Potem deskę z trudem wielkim
Ułożyły w poprzek belki
I wśród śmiechu, gwaru, pisku
Wsiadł Żółtaszek do pocisku.
Więcej dbać nie trzeba o nic:
Gdy na deski drugi koniec
Spadnie jabłko, wtedy, dzieci,
Pocisk w niebo wprost poleci.
Wlazł Modraczek na jabłonkę,
Do pomocy wziął Poziomkę,
Już piłują bardzo składnie,
Zaraz jabłko na dół spadnie.
Robak wyszedł z swego domku:
"Hej, Poziomko, miły ziomku,
Co robicie? Gwałtu! Rety!
Nic nie będzie z tej rakiety!"
Rzekł Poziomka do Modraczka:
"Kto by słuchał też robaczka!"
I zwyczajem krasnoludków
Piłowali aż do skutku.
Jabłko spadło więc z łoskotem,
Wiecie zaś, co było potem?
Modraczkowi guz wyskoczył,
Bo się razem z jabłkiem stoczył,
A Żółtaszek nieszczęśliwy
Już po chwili spadł w pokrzywy.
VII
Rzekł Żółtaszek: "Trudna rada,
Kto nie lata, ten nie spada,
Kto z powietrzem jest w niezgodzie,
Musi szukać szczęścia w wodzie;
Mam ja dla was łódź podwodną
I bezpieczną, i wygodną."
Krasnoludki rzekły: "Zgoda,
Niechaj teraz będzie woda,
Zamiast latać pod obłoki,
Popłyniemy w świat szeroki."
Łodzią była pusta flaszka,
Pomógł przy tym spryt Żółtaszka,
Który zamknął ją od środka.
"Może znów się jeża spotka?"
Ach, jak pięknie, ach, jak ładnie
Jest w jeziorze leśnym na dnie,
Raki, muszle, a przez szybę
Widać nawet wielką rybę.
Do swych dzieci rzekła ryba:
"To są jakieś żabki chyba,
Jeszczem takich nie jadała,
Choć tu mieszkam rok bez mała!"
Przyjaciele nie słyszeli
Słów, co padły z rybich skrzeli,
Zresztą szkło butelki grubej
Ocaliło ich od zguby.
Zatem podróż swoją dalej
Najspokojniej odbywali.
Co widzieli w tej podróży,
Tego pióro nie powtórzy!
VIII
"Kto z was w duszy jest rycerzem,
Niech czym prędzej lancę bierze,
Niech dosiędzie szybko konia,
Bym go nie miał za gamonia!
Hej! Wyzywam was na turniej
Po raz pierwszy i - powtórnie!"
Powiedziawszy to Poziomka
Wspaniałego dosiadł bąka
I do walki dzielnie rusza,
Aż się wprost raduje dusza.
W przeciwnika lancą mierzy,
Patrzeć tylko, jak uderzy!
Marny więc był los Żółtaszka,
Gdyż spotkała go porażka
I wyleciał ponad drzewa,
Choć się tego nie spodziewał.
Szczęściem, opadł dosyć miękko,
Bo spadochron miał pod ręką.
Teraz kolej na Modraczka:
Ściągnął poły swego fraczka
I do walki wszelkiej skory,
Dosiadł mężnie swej sikory.
"Hej, Poziomko, dobrodzieju,
Nie zwyciężysz mnie w turnieju!"
Ale zanim to powiedział,
Już nie siedział tam, gdzie siedział,
Bowiem lanca go ubodła
I Modraczek wypadł z siodła.
Po zwycięstwie tak wspaniałym
Krasnoludki się zebrały
I Poziomce, dla parady,
Dały order z czekolady.
IX
Do zabawy znakomita
Bywa także stara płyta,
Lecz gdy nie ma patefonu,
Jak tu słuchać pięknych tonów?
Krasnoludki pomysłowe
Ciągle łamią sobie głowę,
Aż Poziomka rzecze serio:
"Jakoś będzie z maszynerią!"
Chrabąszcz brzęczał w leśnych gąszczach,
Wynajęli więc chrabąszcza,
Żeby płytę im obracał,
Bo to bardzo ciężka praca.
Już się kręci wreszcie płyta,
Ale igła tylko zgrzyta,
Już Modraczek wszedł do tuby,
Na nic jednak wszystkie próby,
Bo się z tuby jeno słyszy
Coś jak gdyby szelest myszy.
Zirytował się Żółtaszek,
Do chrabąszcza wpadł pod daszek,
Tam mu rózgą sprawił lanie:
"Popamiętasz takie granie!"
Poszedł chrabąszcz zawstydzony
Kręcić inne patefony.
Przecież jednak jest muzyka,
Która gra bez mechanika.
Rzekli tedy trzej filuci:
"Niech się dzisiaj nikt nie smuci,
Zagra wam orkiestra nasza,
X
Nie wiedziały, co to smutki,
Trzy wesołe krasnoludki,
A tu jeszcze rozwesela
Niezrównana ich kapela.
Oto skrzypek rżnie od ucha,
Puzonista w trąbę dmucha,
Trzeci grajek w bęben wali,
Żeby wszyscy tańcowali!
Gra kapela, tak jak może.
Krasnoludki tańczą żwawo
Naprzód w lewo, potem w prawo,
Pan Poziomka przytupuje,
Pan Modraczek mu wtóruje,
A Żółtaszek krąży w koło -
Jak wesoło, to wesoło.
Zatańczyły też komary
Nie do pary i do pary,
Bo gdy dobra jest muzyka,
Komar tańczy i nie bzyka.
W tany poszły kwiaty, liście,
Tańczą trawy posuwiście,
Cała łąka krąży w koło -
Jak wesoło, to wesoło.
Oto jest historia krótka
O wesołych krasnoludkach.
Kto by do nich chciał pójść w gości,
Niechaj zrobi to najprościej:
Niechaj weźmie hulajnogę
I odważnie rusza w drogę,
Naprzód w prawo, potem w lewo,
Tam gdzie stoi stare drzewo,
Potem wprost do zagajnika,
Zagajnikiem do strumyka,
A strumykiem powolutku
Aż do kraju krasnoludków.
Autor: Jan Brzechwa
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)