poniedziałek, 11 maja 2020

Trzy wesołe krasnoludki - bajka polska - Jan Brzechwa

Trzy wesołe krasnoludki
bajka wierszowana polska

Ilistracja z okładki kasety magnetofonowej

Jest na świe­cie kraj ma­lut­ki,
Gdzie miesz­ka­ją kra­sno­lud­ki,
Mają dom­ki z cien­kiej słom­ki,
Z ko­mi­na­mi jak po­ziom­ki.

Ilustracja: Maria Wojnarowska


Kra­sno­lu­dek, gdy jest mło­dy,

Wca­le nie ma jesz­cze bro­dy,

Żad­nych waż­nych spraw nie mie­wa,
Tyl­ko bawi się i śpie­wa.

Ilustracja: Einar Norelius 

W tej ba­jecz­ce, moje dzie­ci,
Kra­sno­lud­ków trzech znaj­dzie­cie:
Je­den cho­dzić zwykł w czer­wie­ni,
Więc się też Po­ziom­ką mie­ni,
Dru­gi zo­wie się Mo­dra­czek,
Bo nie­bie­ski nosi fra­czek,
No, a trze­ci, wie­cie, dzie­ci?
Ma Żół­tasz­ka imię trze­ci.
Z Chin po­cho­dzi, skąd przed laty
Przy­był w pusz­ce od her­ba­ty,
I jak chiń­skie kra­sno­lud­ki
Nosi z tyłu war­kocz krót­ki.

Ilustracja: Maria Wojnarowska 

Na śli­zgaw­kę raz w nie­dzie­lę
Po­szli mali przy­ja­cie­le
I na lo­dzie z łyż­wy sta­rej,
Co to wła­śnie brak jej pary,
Łódź ża­glo­wą zmaj­stro­wa­li,
Cho­ciaż byli tacy mali.
Wiatr był wol­ny przy nie­dzie­li,
Więc go so­bie wy­na­ję­li
Na go­dzi­nę za pięć gro­szy,
By ko­ni­ki po­lne pło­szyć.

Ilustracja: Einar Norelius

II
Już nie­dłu­go, jak wi­dzi­my,
Mi­nął okres chłod­nej zimy;
Kra­sno­lud­ki w dzień ma­jo­wy
Idą poić swo­je kro­wy,
Bo gdy kro­wy chce się doić,
Trze­ba do­brze je na­po­ić.

Wie­trzyk le­cąc przez pa­ro­wy
Śmiał się gło­śno: "Też mi kro­wy,
Gdy cho­dzi­łem na ma­jów­ki,
Wi­dy­wa­łem boże krów­ki,
Lecz tych kró­wek, mili moi,
Nikt nie poi i nie doi."

Na to od­rzekł mu Po­ziom­ka:
"Niech pan tu­taj się nie błą­ka,
Bo pan nie wie, ja­kie trzód­ki
Mają zwy­kle kra­sno­lud­ki."

Ilustracja: Einar Norelius

Jed­nej z krów, nie wie­dzieć cze­mu,
W sta­dzie nikt utrzy­mać nie mógł.
Po­śród krów się czu­ła obco
I mó­wi­ła: "Je­stem owcą."

Na to rzekł Mo­dra­czek: "Zgo­da,
Owcy też po­trzeb­na woda,
A więc pro­szę, byś w spo­ko­ju
Z nami szła do wo­do­po­ju."

Na to ona znów po­wia­da:
"Ja nie je­stem z tego sta­da
I po­ka­żę taką sztu­kę,
Że się z owcy sta­nę żu­kiem."

I jak zwy­kle ro­bią owce,
Po­le­cia­ła na ma­now­ce.
Nie mógł zła­pać jej Mo­dra­czek,
Bo był pie­szo - nie­bo­ra­czek.

III
Przez wy­so­ką tra­wę won­ną
Naj­przy­jem­niej je­chać kon­no,
Zwłasz­cza gdy do jaz­dy ta­kiej
Moż­na użyć trzy śli­ma­ki.

Ilustracja: Maria Wojnarowska

Po je­lon­ku dla Żół­tasz­ka
Taki nowy koń - to frasz­ka,
Ale każ­dy o tym wie, że
Strze­żo­ne­go Pan Bóg strze­że.
Nasz Żół­ta­szek nie jest głu­pi,
Zro­bił otwór więc w sko­ru­pie
I wy­god­nie, jak w ka­re­cie,
Jeź­dzić może w niej po świe­cie.

Mo­dracz­ko­wi się nie wie­dzie,
Na swym ko­niu wierz­chem je­dzie,
Ale koń mu fi­gle pła­ta,
Bo to wi­dać akro­ba­ta.

Zaś Po­ziom­ce jest naj­go­rzej:
Na dół, bie­dak, zejść nie może,
Jego śli­mak, wiel­ki śpio­szek,
Aż na szczyt ty­mot­ki po­szedł
I, sko­ru­pę ma­jąc wła­sną,
Do sko­ru­py wlazł i za­snął.

Uwa­żaj­cie, moje dzie­ci,
Bo Po­ziom­ka na dół zle­ci!

Ilustracja: Einar Norelius

IV
Po prze­jażdż­ce nie­uda­nej
Chęt­nie szu­ka się od­mia­ny,
To­też małe na­sze chwa­ty
Już się bio­rą do ar­ma­ty.

"Z dro­gi, my­szy, z dro­gi, pta­ki,
Z dro­gi, psz­czo­ły i śli­ma­ki,
Mu­cho­mo­ry, żaby, świersz­cze -
Za­raz pad­ną strza­ły pierw­sze!"

Pra­żą dziel­ni bom­bar­die­rzy,
Ten na­bi­ja, tam­ten mie­rzy,
Trze­ci znów po­ci­ski nie­sie,
Ka­no­na­da grzmi po le­sie.

Aż tu na­gle, nie­spo­dzia­nie,
Jeż się zja­wił na po­la­nie
I na­tych­miast po­cisk śmi­gły
Z trza­skiem wbił się w jego igły.
Chy­ba nikt z was do­brze nie wie,
Jak się jeż na­je­ża w gnie­wie,
Jak strasz­li­wie się za­pe­rza -
Le­piej wte­dy nie znać jeża!

Ilustracja: Einar Norelius

Więc Po­ziom­ka tyl­ko sap­nął,
Nogi za pas wziął i drap­nął,
Za nim pu­ścił się Mo­dra­czek,
A Żół­ta­szek wlazł na krza­czek
I uda­je spo­za krzacz­ka,
Że to nie jest on, lecz kacz­ka.
Jeż, od­cho­dząc, rzekł z prze­ką­sem:
"A to no­wość - kacz­ka z wą­sem."

V
Kto na jeża się za­mie­rza,
Ten się póź­niej boi jeża.
Więc Po­ziom­ka rzekł nie­śmia­ło:
"Po tym wszyst­kim, co się sta­ło,
Na czas pe­wien znik­nąć wolę,
Bo jeż cho­dzi zły i kole!"

Rzekł Mo­dra­czek do Żół­tasz­ka:
"Może z nas tu zo­stać kasz­ka,
Jeż jest bar­dzo zły i sro­gi,
Więc mu le­piej zejdź­my z dro­gi."

Choć pro­jek­tów było wie­le,
Jed­nak mali przy­ja­cie­le
Po­my­śle­li wresz­cie o tym,
Żeby czmych­nąć sa­mo­lo­tem.

Po go­dzi­nie był już go­tów
Ten naj­now­szy z sa­mo­lo­tów.
Mo­to­ra­mi psz­czo­ły były,
Pra­co­wa­ły z ca­łej siły,
Bo­wiem każ­da mia­ła z przo­du
Przy­twier­dzo­ną szczyp­tę mio­du.

Wszyst­ko po­szło zna­ko­mi­cie,
Aż tu na­gle, jak wi­dzi­cie,
Je­den mo­tor w tył się cofa -
Bę­dzie chy­ba ka­ta­stro­fa!

Drżą ze stra­chu kra­sno­lud­ki,
Aż im trzę­są się pod­bród­ki.
Lecz na szczę­ście pew­na waż­ka
Do­sły­sza­ła krzyk Żół­tasz­ka.

Waż­ka mo­tor ma o sile
Dwu­stu psz­czół, a wła­śnie tyle
Trze­ba mieć w ae­ro­pla­nie,
Żeby od­być lą­do­wa­nie.

Ilustracja: Einar Norelius

VI
Ma Żół­ta­szek po­mysł nowy:
"Zro­bię po­cisk ra­kie­to­wy
I do­le­cę do Księ­ży­ca,
Bo mnie taki lot za­chwy­ca."

Kra­sno­lud­ki lu­bią pso­ty,
Więc się wzię­ły do ro­bo­ty,
Od­na­la­zły ku­rze jajo
I już świet­ny po­cisk mają.
Po­tem de­skę z tru­dem wiel­kim
Uło­ży­ły w po­przek bel­ki
I wśród śmie­chu, gwa­ru, pi­sku
Wsiadł Żół­ta­szek do po­ci­sku.

Wię­cej dbać nie trze­ba o nic:
Gdy na de­ski dru­gi ko­niec
Spad­nie jabł­ko, wte­dy, dzie­ci,
Po­cisk w nie­bo wprost po­le­ci.

Wlazł Mo­dra­czek na ja­błon­kę,
Do po­mo­cy wziął Po­ziom­kę,
Już pi­łu­ją bar­dzo skład­nie,
Za­raz jabł­ko na dół spad­nie.

Ilustracja: Einar Norelius

Ro­bak wy­szedł z swe­go dom­ku:
"Hej, Po­ziom­ko, miły ziom­ku,
Co ro­bi­cie? Gwał­tu! Rety!
Nic nie bę­dzie z tej ra­kie­ty!"

Rzekł Po­ziom­ka do Mo­dracz­ka:
"Kto by słu­chał też ro­bacz­ka!"
I zwy­cza­jem kra­sno­lud­ków
Pi­ło­wa­li aż do skut­ku.

Jabł­ko spa­dło więc z ło­sko­tem,
Wie­cie zaś, co było po­tem?
Mo­dracz­ko­wi guz wy­sko­czył,
Bo się ra­zem z jabł­kiem sto­czył,
A Żół­ta­szek nie­szczę­śli­wy
Już po chwi­li spadł w po­krzy­wy.

VII
Rzekł Żół­ta­szek: "Trud­na rada,
Kto nie lata, ten nie spa­da,
Kto z po­wie­trzem jest w nie­zgo­dzie,
Musi szu­kać szczę­ścia w wo­dzie;
Mam ja dla was łódź pod­wod­ną
I bez­piecz­ną, i wy­god­ną."

Kra­sno­lud­ki rze­kły: "Zgo­da,
Nie­chaj te­raz bę­dzie woda,
Za­miast la­tać pod ob­ło­ki,
Po­pły­nie­my w świat sze­ro­ki."

Łod­zią była pu­sta flasz­ka,
Po­mógł przy tym spryt Żół­tasz­ka,
Któ­ry za­mknął ją od środ­ka.
"Może znów się jeża spo­tka?"

Ach, jak pięk­nie, ach, jak ład­nie
Jest w je­zio­rze le­śnym na dnie,
Raki, musz­le, a przez szy­bę
Wi­dać na­wet wiel­ką rybę.

Do swych dzie­ci rze­kła ryba:
"To są ja­kieś żab­ki chy­ba,
Jesz­czem ta­kich nie ja­da­ła,
Choć tu miesz­kam rok bez mała!"

Ilustracja: Einar Norelius

Przy­ja­cie­le nie sły­sze­li
Słów, co pa­dły z ry­bich skrze­li,
Zresz­tą szkło bu­tel­ki gru­bej
Oca­li­ło ich od zgu­by.

Za­tem po­dróż swo­ją da­lej
Naj­spo­koj­niej od­by­wa­li.
Co wi­dzie­li w tej po­dró­ży,
Tego pió­ro nie po­wtó­rzy!

VIII
"Kto z was w du­szy jest ry­ce­rzem,
Niech czym prę­dzej lan­cę bie­rze,
Niech do­się­dzie szyb­ko ko­nia,
Bym go nie miał za ga­mo­nia!
Hej! Wy­zy­wam was na tur­niej
Po raz pierw­szy i - po­wtór­nie!"

Po­wie­dziaw­szy to Po­ziom­ka
Wspa­nia­łe­go do­siadł bąka
I do wal­ki dziel­nie ru­sza,
Aż się wprost ra­du­je du­sza.
W prze­ciw­ni­ka lan­cą mie­rzy,
Pa­trzeć tyl­ko, jak ude­rzy!

Mar­ny więc był los Żół­tasz­ka,
Gdyż spo­tka­ła go po­raż­ka
I wy­le­ciał po­nad drze­wa,
Choć się tego nie spo­dzie­wał.
Szczę­ściem, opadł do­syć mięk­ko,
Bo spa­do­chron miał pod ręką.

Te­raz ko­lej na Mo­dracz­ka:
Ścią­gnął poły swe­go fracz­ka
I do wal­ki wszel­kiej sko­ry,
Do­siadł męż­nie swej si­ko­ry.
"Hej, Po­ziom­ko, do­bro­dzie­ju,
Nie zwy­cię­żysz mnie w tur­nie­ju!"

Ilustracja: Einar Norelius

Ale za­nim to po­wie­dział,
Już nie sie­dział tam, gdzie sie­dział,
Bo­wiem lan­ca go ubo­dła
I Mo­dra­czek wy­padł z sio­dła.
Po zwy­cię­stwie tak wspa­nia­łym
Kra­sno­lud­ki się ze­bra­ły
I Po­ziom­ce, dla pa­ra­dy,
Dały or­der z cze­ko­la­dy.

IX
Do za­ba­wy zna­ko­mi­ta
Bywa tak­że sta­ra pły­ta,
Lecz gdy nie ma pa­te­fo­nu,
Jak tu słu­chać pięk­nych to­nów?
Kra­sno­lud­ki po­my­sło­we
Cią­gle ła­mią so­bie gło­wę,
Aż Po­ziom­ka rze­cze se­rio:
"Ja­koś bę­dzie z ma­szy­ne­rią!"

Chra­bąszcz brzę­czał w le­śnych gąsz­czach,
Wy­na­ję­li więc chra­bąsz­cza,
Żeby pły­tę im ob­ra­cał,
Bo to bar­dzo cięż­ka pra­ca.
Już się krę­ci wresz­cie pły­ta,
Ale igła tyl­ko zgrzy­ta,
Już Mo­dra­czek wszedł do tuby,
Na nic jed­nak wszyst­kie pró­by,
Bo się z tuby jeno sły­szy
Coś jak gdy­by sze­lest my­szy.

Zi­ry­to­wał się Żół­ta­szek,
Do chra­bąsz­cza wpadł pod da­szek,
Tam mu ró­zgą spra­wił la­nie:
"Po­pa­mię­tasz ta­kie gra­nie!"
Po­szedł chra­bąszcz za­wsty­dzo­ny
Krę­cić inne pa­te­fo­ny.

Prze­cież jed­nak jest mu­zy­ka,
Któ­ra gra bez me­cha­ni­ka.
Rze­kli tedy trzej fi­lu­ci:
"Niech się dzi­siaj nikt nie smu­ci,
Za­gra wam or­kie­stra na­sza,
Któ­ra cze­ka i za­pra­sza."

Ilustracja: Einar Norelius

X
Nie wie­dzia­ły, co to smut­ki,
Trzy we­so­łe kra­sno­lud­ki,
A tu jesz­cze roz­we­se­la
Nie­zrów­na­na ich ka­pe­la.
Oto skrzy­pek rżnie od ucha,
Pu­zo­ni­sta w trą­bę dmu­cha,
Trze­ci gra­jek w bę­ben wali,
Żeby wszy­scy tań­co­wa­li!

Ilustracja: Einar Norelius

Na ogrom­nym mu­cho­mo­rze
Gra ka­pe­la, tak jak może.
Kra­sno­lud­ki tań­czą żwa­wo
Na­przód w lewo, po­tem w pra­wo,
Pan Po­ziom­ka przy­tu­pu­je,
Pan Mo­dra­czek mu wtó­ru­je,
A Żół­ta­szek krą­ży w koło -
Jak we­so­ło, to we­so­ło.

Za­tań­czy­ły też ko­ma­ry
Nie do pary i do pary,
Bo gdy do­bra jest mu­zy­ka,
Ko­mar tań­czy i nie bzy­ka.
W tany po­szły kwia­ty, li­ście,
Tań­czą tra­wy po­su­wi­ście,
Cała łąka krą­ży w koło -
Jak we­so­ło, to we­so­ło.

Ilustracja: Maria Wojnarowicz

Oto jest hi­sto­ria krót­ka
O we­so­łych kra­sno­lud­kach.
Kto by do nich chciał pójść w go­ści,
Nie­chaj zro­bi to naj­pro­ściej:
Nie­chaj weź­mie hu­laj­no­gę
I od­waż­nie ru­sza w dro­gę,
Na­przód w pra­wo, po­tem w lewo,
Tam gdzie stoi sta­re drze­wo,
Po­tem wprost do za­gaj­ni­ka,
Za­gaj­ni­kiem do stru­my­ka,
A stru­my­kiem po­wo­lut­ku


Aż do kra­ju kra­sno­lud­ków.


Autor: Jan Brzechwa


Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)