Kot świętoszek
bajka buddyjska
Dawno, dawno temu, w pewnym miejscu żyło stado myszy, liczące pięćset sztuk. W tym samym miejscu żył też stary kot, niegdyś znany ze swej zręczności i siły. Nazywano go Wielkim i Nieubłaganym Łowcą Myszy, bowiem w pobliżu jego domu nie mogła się pojawić żadna myszka, jeśli chciała zachować życie. Kot się jednak zestarzał. Jego mięśnie zwiotczały, oczy osłabły, zęby się stępiły. Myszy mogły hasać do woli, bo gdy rzucał się na nie, nie mógł ich dopaść, a gdy je gonił, nie mógł
ich dopędzić.
Martwił się kot i gniewał na swój los.
- Kiedyś – mruczał do siebie – byłem Wielkim i Nieubłaganym Łowcą Myszy. Żadnej nie przepuściłem. Zabijałem wszystkie, które ośmieliły się pojawić na moim terenie. Dziś jestem stary i słaby, nie mogę podczas polowania korzystać
z siły moich mięśni. Muszę więc wymyślić jakiś sposób łowienia tych bezczelnych zwierzaków.
Ukrył się w zaroślach w pobliżu mysiej nory i udając – na wszelki wypadek – że śpi, spod oka obserwował poczynania myszy. A że w młodości nauczył się liczyć, wkrótce już wiedział, że tych myszy jest pięćset. Gdy już skończył wypatrywać
Ukrył się w zaroślach w pobliżu mysiej nory i udając – na wszelki wypadek – że śpi, spod oka obserwował poczynania myszy. A że w młodości nauczył się liczyć, wkrótce już wiedział, że tych myszy jest pięćset. Gdy już skończył wypatrywać
i liczyć, zjawił się opodal mysiej nory i zaczął udawać pustelnika, który rozmyśla o potędze niebios i pragnie okupić złe uczynki popełnione za życia.
Myszy, zobaczywszy pogrążonego w modłach, kajającego się za grzechy kota, zgromadziły się na polance, dość daleko jednak od wroga i zawołały:
- Co czynisz, dziadku kocie?
- Spójrzcie na mnie, myszki, dziatki moje – odparł im kot, a w głosie jego brzmiały nutki skargi i żalu. – Oto widzicie przed sobą występnego kota.
Myszy, zobaczywszy pogrążonego w modłach, kajającego się za grzechy kota, zgromadziły się na polance, dość daleko jednak od wroga i zawołały:
- Co czynisz, dziadku kocie?
- Spójrzcie na mnie, myszki, dziatki moje – odparł im kot, a w głosie jego brzmiały nutki skargi i żalu. – Oto widzicie przed sobą występnego kota.
Kiedy byłem młody, popełniłem wiele zbrodni, nie brzydziłem się żadnym złym postępkiem – ciągnął, a głos jego drżał smutkiem i wzbierał łzami. – Stary już jestem, niebawem porzucę tę ziemię, na której wiodłem tak haniebny żywot. Oto ślubowałem skruchę i teraz tu, przed wami, kajam się za grzechy. Spójrzcie na tego, który chce okupić swoją winę.
Zdziwiły się myszy, albowiem nigdy nie słyszały o kotach żałujących tego, że czyniły zło. Były jednak łagodnego usposobienia, serduszka miały litościwe.
Zdziwiły się myszy, albowiem nigdy nie słyszały o kotach żałujących tego, że czyniły zło. Były jednak łagodnego usposobienia, serduszka miały litościwe.
„Dziwne to – myślały – ale ten kot naprawdę wygląda na skruszonego”.
Dni mijały, a kot wciąż trwał na swoim posterunku i złożywszy w błagalnym geście łapy, spoglądał w niebo, mrucząc swoje modlitwy. Nabrały więc śmiałości i wyprawiając się po żywność albo gałązki potrzebne do umacniania nory, przebiegały coraz bliżej kota.
Ten zaś tego tylko pragnął. Ilekroć stado przebiegało wokół niego, czekał, aż pojawi się myszka zamykająca pochód, i błyskawicznie ją chwytał dusząc, zanim zdążyła pisnąć i ostrzec swoje siostrzyce.
Po pewnym czasie wódz mysiego stada zobaczył, że liczba jego poddanych maleje. Każdego dnia znikała bez śladu co najmniej jedna myszka. Nieraz znikało kilka.
Zamyślił się wódz:
- „Ciekawe, moich myszek ubywa, a stary kot, który się modli przy drodze i nigdy nie poluje, robi się coraz grubszy. Obserwuję go od wielu dni i widzę, że sierść jego jest coraz bardziej puszysta i błyszcząca. Nic innego, tylko ten świętoszek udający skruszonego grzesznika, porywa moje myszki. Muszę go przyłapać na gorącym uczynku, bo inaczej pożre wszystkie moje myszki, które wierzą, że Wielki i Nieubłagany Łowca stał się Dobrym Łagodnym Przyjacielem.
Urządził sobie mysi wódz punkt obserwacyjny, zaczaił się i zaczął wypatrywać. Widzi – biegną myszy drogą koło kota. Ten łapy złożył, ślepia wlepił w słońce i mruczy, a gdy ostatnia w stadzie myszka go mijała, skoczył, chwycił i... zaczął pożerać!
Wódz wydał ostrzegawczy świst.
Myszki obejrzały się i zobaczyły, jak kot połyka ich siostrę.
- Widzicie! – zawołał wódz. – Oto świętoszek! Udawał pustelnika, ale jego sierść i tłuste boki wydały mi się podejrzane. Strzeżcie się, siostry, świętoszków, bo wpadniecie w ich łapy, a wtedy nic was nie uratuje!
Czekał kot dzień, drugi, trzeci, ale myszki biegały już teraz inną drogą, omijały go z daleka. Schudł, zmarniał i odszedł w las, by szukać nowych ofiar, które mógłby zwieść i schwytać, udając kogoś innego, niż był w istocie.
Dni mijały, a kot wciąż trwał na swoim posterunku i złożywszy w błagalnym geście łapy, spoglądał w niebo, mrucząc swoje modlitwy. Nabrały więc śmiałości i wyprawiając się po żywność albo gałązki potrzebne do umacniania nory, przebiegały coraz bliżej kota.
Ten zaś tego tylko pragnął. Ilekroć stado przebiegało wokół niego, czekał, aż pojawi się myszka zamykająca pochód, i błyskawicznie ją chwytał dusząc, zanim zdążyła pisnąć i ostrzec swoje siostrzyce.
Po pewnym czasie wódz mysiego stada zobaczył, że liczba jego poddanych maleje. Każdego dnia znikała bez śladu co najmniej jedna myszka. Nieraz znikało kilka.
Zamyślił się wódz:
- „Ciekawe, moich myszek ubywa, a stary kot, który się modli przy drodze i nigdy nie poluje, robi się coraz grubszy. Obserwuję go od wielu dni i widzę, że sierść jego jest coraz bardziej puszysta i błyszcząca. Nic innego, tylko ten świętoszek udający skruszonego grzesznika, porywa moje myszki. Muszę go przyłapać na gorącym uczynku, bo inaczej pożre wszystkie moje myszki, które wierzą, że Wielki i Nieubłagany Łowca stał się Dobrym Łagodnym Przyjacielem.
Urządził sobie mysi wódz punkt obserwacyjny, zaczaił się i zaczął wypatrywać. Widzi – biegną myszy drogą koło kota. Ten łapy złożył, ślepia wlepił w słońce i mruczy, a gdy ostatnia w stadzie myszka go mijała, skoczył, chwycił i... zaczął pożerać!
Wódz wydał ostrzegawczy świst.
Myszki obejrzały się i zobaczyły, jak kot połyka ich siostrę.
- Widzicie! – zawołał wódz. – Oto świętoszek! Udawał pustelnika, ale jego sierść i tłuste boki wydały mi się podejrzane. Strzeżcie się, siostry, świętoszków, bo wpadniecie w ich łapy, a wtedy nic was nie uratuje!
Czekał kot dzień, drugi, trzeci, ale myszki biegały już teraz inną drogą, omijały go z daleka. Schudł, zmarniał i odszedł w las, by szukać nowych ofiar, które mógłby zwieść i schwytać, udając kogoś innego, niż był w istocie.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)