Pan Kocicki
bajka ukraińska - ludowa
Jeden człowiek miał starego kota, który nie był już zdolny łowić myszy. No, to gospodarz wziął go
i wywiózł do lasu. „Na co on mi się przyda? Będę go tylko na próżno karmił — niechaj sobie lepiej żyje
w lesie". Porzucił go, a sam odjechał. Ale oto przychodzi do kota lisiczka i pyta go:
— Ktoś ty taki?
A on na to:
— Jestem pan Kocicki.
Lisiczka mówi:
— Bądź mi za męża, a ja ci będę za żonę.
Zgodził się na to. Zaprowadziła go lisiczka do swego domu. Dogadza mu bardzo, jak gdzieś kurę złapie, to sama nie je, a jemu przyniesie.
A kiedyś zobaczył lisiczkę zajączek i mówi jej:
— Lisiczko-siostrzyczko, przyjdę do ciebie na wieczornicę.
A ona:
— Jest teraz u mnie pan Kocicki, on by ciebie rozszarpał.
Zając opowiedział o panu Kocickim wilkowi, niedźwiedziowi i dzikowi. Zeszli się razem, zaczęli myśleć, jakby tu zobaczyć tego pana Kocickiego i mówią:
— Najlepiej wydajmy obiad! I zaczęli się zastanawiać, co kto ma przynieść.
— Ja pójdę po mięso, żeby było do barszczu.
Dzik:
Niedźwiedź:
— A ja miodu przyniosę na deser.
Zając:
— A ja kapusty.
No i wszystkiego nazdobywali, zaczęli gotować obiad.
Jak ugotowali, zaczęli się naradzać, kto ma iść zaprosić pana Kocickiego.
Niedźwiedź mówi:
— Nie zdołam szybko biec, jakby trzeba było uciekać.
A dzik:
— I ja też nie jestem zwinny.
Wilk:
— Ja już jestem stary i trochę niedowidzę. Chyba tylko zając będzie odpowiedni.
Przybiegł zając do nory lisiczki, a lisiczka właśnie wyjrzała i widzi, że zając stoi na dwóch łapach, więc go pyta:
— A po coś ty przyszedł?
On mówi:
— Prosili wilk, niedźwiedź, dzik i ja proszę, żebyś ty przyszła ze swoim panem Kocickim do nas na obiad!
A ona mu mówi:
— Ja z nim przyjdę, ale wy się pochowajcie, bo on was rozszarpie.
Zajączek przybiega do nich i powiada:
No to zaczęli się chować: niedźwiedź wlazł na drzewo, wilk siada za krzakiem, dzik zarył się w chrust, a zajączek chowa się w zaroślach.
I oto lisiczka prowadzi swego pana Kocickiego. Doprowadza go do stołu, a on zobaczył, że na stole leży dużo mięsa i mówi:
— Miau!... Miau! Miau!... A ci myśleli, że on mówi „mało".
— To ci dopiero drański drań, jeszcze mu mało! To on i nas zje!
Wlazł pan Kocicki na stół i je, aż mu za uszami trzeszczy. A jak się najadł,to rozciągnął się na stole. A dzik leżał blisko stołu w chruście i jakoś właśnie komar ugryzł go w ogon. No, to poruszył ogonem. Kot pomyślał, że to mysz, skoczył tam i złapał dzika za ogon. Dzik zerwał się i w nogi! Pan Kocicki przestraszył się dzika, wskoczył na drzewo i zaczął wspinać się tam, gdzie siedział niedźwiedź. Niedźwiedź jak zobaczył, że kot wspina się do niego, zaczął jeszcze wyżej wdrapywać się po pniu, aż w końcu drzewo nie wytrzymało, a on wtedy — buch! — spadł prosto na wilka, mało go, biedaka, nie rozdusił. Jak się zerwą, jak drapną przed siebie, to ledwo ich było widać. A i zając podążył za nimi i zabiegł, sam nie wiedział dokąd...
A potem poschodzili się i mówią:
— Patrzcie, taki mały, a niewiele brakowało, żeby wszystkich nas pojadł!
A oto jeszcze jedna bajka, bardzo podobna do poprzedniej. Zawędrowała jednak do Rosji i stąd troszkę zmieniona treść.
Spisał ją dla nas Aleksy Tołstoj.
Kot wojewoda
bajka rosyjska
Był raz sobie chłop. A miał ten chłop kota, ale co to był za niecnota! Aż się chłopu do cna znudził. Chłop myślał, myślał, wsadził go do worka i zaniósł do lasu. Kot chodził, chodził po lesie i trafił na małą chatkę. Wlazł na strych i leży sobie. Dobrze mu. Kiedy czuje głód - idzie do lasu, nałowi sobie ptaszków, myszy, naje się do syta i znów na stryszek wraca i żyje sobie jak u Pana Boga za piecem.
Pewnego razu poszedł kot na spacer i spotkał lisiczkę.
Lisiczka zdziwiła się:„Tyle lat mieszkam w lesie, a takiego zwierzaka nigdy jeszcze nie widziałam..."
Ukłoniła się lisiczka kotu i pyta:
- Powiedz mi łaskawie, młodzieńcze, coś ty za jeden? Skąd się tu wziąłeś i jak się nazywasz?
A kot zjeżył sierść i odpowiada:
- Nazywam się Koteusz Mruczysławski. Przysłano mnie z lasów syberyjskich. Będę u was wojewodą.
słyszałam. Przyjdź do mnie w odwiedziny.
I kot poszedł do lisiczki. Przyjęła go w swojej norze, zaczęła częstować przepyszną dziczyzną
i pyta:
- Panie Koteuszu Mruczy sławski, czyś pan żonaty, czy kawaler?
- Kawaler.
-I ja, lisiczka, panną jestem. Weź mnie za żonę.
Kot zgodził się i wyprawiono huczne weselisko.
Nazajutrz poszła lisiczka zdobyć trochę żywności, a kot został w domu. Chodziła, biegała lisiczka i złapała kaczkę. Niesie ją do domu, a naprzeciw niej idzie wilk.
- Stój, lisiczko! Oddaj kaczkę! -Nie, nie oddam!
- W takim razie sam ci ją odbiorę.
- A co on za jeden, ten Koteusz Mruczysławski?
- Nie wiesz? Nie słyszałeś? Przysłany do nas z syberyjskich lasów jako wojewoda. Jeśli chodzi o mnie, to byłam kiedyś panną Klotyldą Chytrusińską. A teraz jestem żoną naszego wojewody.
- Nie wiedziałem o niczym, pani Klotyldo. A czy mógłbym pana Koteusza zobaczyć?
- Och, mój Koteusz taki jest srogi, że aż strach! Kto mu się nie spodoba, tego od razu zjada! Zdobądź barana i przynieś mu w darze. Połóż go na widocznym miejscu, a sam się schowaj, żeby cię mój małżonek nie zobaczył, bo inaczej, bracie, źle będzie z tobą.
Wilk pobiegł po barana, a lisiczka - do domu. Idzie lisiczka, a naprzeciw niej stąpa niedźwiedź.
- Stój, lisiczko! Dla kogo niesiesz kaczkę? Oddaj mi ją!
- Zabieraj się, niedźwiedziu, po dobroci, bo powiem Koteuszowi Mruczysławskiemu, który cię skaże na śmierć!
- A kto to taki, ten Koteusz Mruczysławski?
- To ten, którego przysłano do nas z syberyjskich lasów, żeby sprawował u nas rządy wojewody. Jeśli chodzi o mnie, to byłam kiedyś panną Klotyldą Chytrusińską, a teraz jestem naszego wojewody, Koteusza Mruczysławskiego – małżonką.
- A czy nie mógłbym go zobaczyć, pani Klotyldo?
- Och, mój Koteusz taki jest srogi, że aż strach. Jeśli kto mu się nie spodoba, tego od razu po prostu zjada. Toteż radzę ci szczerze, pójdź, przyprowadź byka i złóż mu go w darze. Tylko pamiętaj, umieść go na widocznym miejscu, a sam się ukryj tak, żeby Koteusz cię nie zobaczył, bo inaczej - mamy twój los!
Niedźwiedź poszedł po byka, a lisiczka do domu. Tymczasem wilk przyprowadził barana, stoi i rozmyśla. A tu lezie niedźwiedź z bykiem..
- Dzień dobry, panie Michale - mówi wilk.
- Dzień dobry, panie Jacenty! Czy nie widział pan czasem lisiczki z mężem?
- Nie, panie Michale. Sam na nich czekam.
- Idź, mój drogi, i zawołaj ich - mówi niedźwiedź do wilka.
- Nie, nie pójdę, panie Michale. Jestem trochę nieruchawy. Nich pan lepiej pójdzie.
Nagle - nie wiedzieć skąd - pędzi zając. A wilk z niedźwiedziem jak nie krzykną:
- Chodź tu, Czmychajło! Zając przysiadł, uszy nastawił. - Ty, zajączku, obrotny jesteś, szybki jak strzała. Poleć do lisiczki i powiedz jej, że niedźwiedź - pan Michał, z wilkiem - panem Jacentym, dawno tu już są i czekają na nią
i jej męża. Przyszli, żeby go pozdrowić i niosą mu barana i byka w darze.
Zając popędził do lisiczki.
A niedźwiedź z wilkiem zaczęli rozmyślać, gdzie by się tu mogli ukryć.
Niedźwiedź mówi:
- Wgramolę się na sosnę.
A wilk na to:
- A ja co mam zrobić? Przecież ja się na sosnę nie wdrapię. Ukryj mnie gdziekolwiek.
Niedźwiedź ukrył wilka w krzakach, nakrył go suchymi liśćmi, a sam wdrapał się na sosnę, na sam wierzchołek,
i popatruje, czy nie idzie czasem Koteusz Mruczysławski z lisiczką.
- Niedźwiedź - pan Michał, i wilk - pan Jacenty, przysłali mnie, żebym powiedział, że dawno już czekają na państwa i chcą złożyć wam w darze byka i barana.
- Idź, zajączku, drogi mój Czmychajło, i powiedz, że zaraz będziemy.
No i zaraz potem poszli kot z lisiczką.
Niedźwiedź zobaczył ich i powiada do wilka:
- Jakiż ten wojewoda Koteusz Mruczysławski maleńki!
Kot zjeżył sierść, rzucił się na byka, zaczął go szarpać zębami i łapami i mruczeć jakby zagniewany:
-Miau, miau!
A niedźwiedź znów mówi do wilka:
- Nieduży jest, ale, widać, żarłoczny! Zobaczysz, że i do nas się dobierze!
I wilkowi przyszła ochota popatrzeć na Koteusza Mruczysławskiego, ale poprzez liście nic nie widać. Zaczął więc wilk powolutku, ostrożnie rozgrzebywać liście. Kot usłyszał szelest i pomyślał, że to mysz. Rzucił się na wilka. Wilk przestraszył się, uskoczył w bok i uciekł. Kot sam się zląkł i skoczył na drzewo, na którym siedział niedźwiedź.
„No - myśli sobie niedźwiedź - zauważył mnie..."
Zleźć z drzewa nie było kiedy i niedźwiedź zwalił się na ziemię, ale zaraz podniósł się i wziął nogi za pas.
A lisiczka krzyczy za nim:
- Uciekajcie, uciekajcie, żeby was wszystkich nie pozabijał!
Odtąd wszystkie zwierzęta zaczęły się kota bać. A kot z lisiczką zrobili sobie zapasy z mięsa na całą zimę i żyli jak u Pana Boga za piecem. I dotąd sobie żyją.
Przeczytaj także bajki z innych zakątków świata:
Ilustracje do tych dwój bajeczek wykonał Jewgieniej Raczow ( ang. Evgenii Rachev)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)