niedziela, 3 czerwca 2018

bajka wschodniosłowiańska o koziej chatce

Kozia chatka 
bajka białoruska

Ilustracja: Zdzisław Witwicki
Żył na świecie biedny drwal. Stary już był, pracować nie mógł, nie miał rodziny ni przyjaciół, ni krewnych, ni skrawka ziemi. Poszedł wiec w świat szukać chleba. Cóż, biedakowi nietrudno zebrać się w drogę: kij do ręki, torba za pas i wędruj, człecze, dokąd oczy poniosą. Szedł dziadek przez pola i łąki, a w końcu znalazł się w gęstym lesie. Las był stary, ciemny, a im dalej, tym bardziej ponury. Idzie biedak, idzie, a ścieżka w lesie wciąż głębiej się wije, aż w końcu znika zupełnie w zaroślach. Przestraszył się dziadek, rad by wrócić, idzie tędy, idzie owędy, ale nijak nie może wydostać się z lasu. Długo wędrował w gąszczu, ostre jeżyny raniły mu ręce, kolce tarniny drapały po twarzy, darły odzież ubogą. Już myślał starzec, że przyjdzie mu zginąć w tej głuszy, gdy nagle patrzy, a tu przed nimi zieleni się polanka. Na polanie stoi chatka, ale jakaś dziwna, maleńka, na kozich nóżkach. Staruszek podchodzi bliżej i dziwuje się: ściany chatki zrobione są z sera bielutkiego jak śnieg, komin – z masła, piec – z blinów, a okienka – z cukru.
Ucieszył się dziadek i nie namyślając się wiele zjadł bliny, poprawił serem i zagryzł cukrem. Najadł się do woli i
zadowolony legł spać na posłaniu z prawdziwego puchu. Nagle słyszy w lesie tupot. Przestraszył się, patrzy, a tu przez polanę biegnie ogromne stado kóz i leci wprost do chaty. Myśli starzec: gdzie by się tu ukryć? Włazi pod piec i czeka, co będzie. Przybiegły kozy, stanęły przed chatką, zaglądają, oglądają i dąsają się. 
– Któż to obgryzł tak naszą chatkę? – mówi najstarsza koza. – Szukajcie złodzieja! – rozkazuje. 
Długo, długo szukały kozy, obchodziły chatkę dookoła, zaglądały do komina, ale dziadka nie znalazły. Napiekły więc znów blinów, zrobiły twarogu, ubiły masła w maślnicy i naprawiły chatkę. 
Nazajutrz rano kozy znów poszły w las, ale najmłodszą kózkę zostawiły, aby strzegła chatki. Siedzi dziadek pod piecem, jeść mu się chce, ale boi się wyjść z ukrycia. „Oho, dziwne to jakieś kózki, mogą mnie jeszcze zaczarować" – myśli. 
Koza-stróżka leży naprzeciw drzwi, ani okiem nie mrugnie, tylko patrzy i patrzy. „Hm, nie ma rady, muszę sprowadzić na nią sen" – myśli dziadek. Jak pomyślał, tak i zrobił. 
Lewe oczko, zamknij się, 
Abyś nie widziało mnie, 
Kiedy będę bliny jadł, 
Masła, serka sobie kładł. – szepce spod pieca. 
Patrzy, a tu kózka lewe oko mruży, mruży, ale prawym wciąż patrzy i patrzy. 
Prawe oczko, zamknij się, 
Abyś nie widziało mnie, 
Kiedy będę bliny jadł, 
Masła, serka sobie kładł. 
Kózka mruży drugie oko. Kiedy zasnęła na dobre, wylazł dziadek spod pieca, najadł się blinów z masłem i serem, a nawet nadgryzł kawałek okna. Potem znów schował się pod piec. Pod wieczór wróciły kozy, patrzą, a tu koza-stróżka śpi, że tylko chrapanie słychać, a chatka znów nadjedzona. Rzuciły się na śpiącą, szturchają ją rogami i dalejże na nią fukać. 
– Jam niewinna – płacze koza – ktoś zesłał sen na moje oczy, najpierw na jedno, a potem na drugie. 
Zebrały się wszystkie kozy na polanie i radzą. Po naradzie naprawiły chatkę i poszły spać. Gdy rankiem pobiegły na pastwisko, zostawiły w chacie kozę, która miała troje oczu. Dziadek nie wiedział o tym i znów począł usypiać kozę: 
Lewe oczko, zamknij się, 
Ilustracja: A.E. Kennedy
Abyś nie widziało mnie, 
Kiedy będę bliny jadł, 
Masła, serka sobie kładł. 
A potem, kiedy koza zmrużyła lewe oko, dziadek szepnął: 
Prawe oczko, zamknij się, 
Abyś nie widziało mnie, 
Kiedy będę bliny jadł, 
Masła, serka sobie kładł. 
Koza mruży drugie oko. Wtedy dziadek wyłazi prędko spod pieca i bierze się do jedzenia. Zaledwie jednak ugryzł kawałek ściany z sera, koza się zrywa i jak zamęczy: 
– Meemee! Meeee!!!…. 
Wszystkie kozy na pastwisku usłyszały, przyleciały i nuże nastawiać rogi na biednego dziadka. 
– Kózki lube, kózki jedyne, nie bijcie mnie, głodny byłem, a u was tyle dobra wszelakiego. Jeszcze wam się przydam, chociem stary – jęczy dziadek. 
Zastanowiły się kozy, przestały go bóść rogami i jęły coś szeptać między sobą. 
– No, dobrze – powiada najstarsza koza. – Zostań u nas, będziesz naszym pastuchem. I został biedny dziadek w koziej chatce. Pasał kozy, doił je, doglądał ich, a gdy się tak rozmnożyły, że im było ciasno w chatce, rozdarował koźlęta biedakom z okolicznych wiosek. Od tej pory pleniły się kozy po wsiach, miastach, miasteczkach i stały się przyjaciółkami ludzi.

Autor: opracowanie Wanda Markowska i Anna Milska
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki europejskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)