Kaszel i Grypa
bajka karelska
Którejś jesieni pogoda zrobiła się tak nieprzyjemna, że psa by nie wypędził z domu. Przez całe dnie od rana do wieczora lało jak z cebra, pastwiska i lasy były przesiąknięte wodą, a kto nie musiał, ten nawet nosa z domu nie wystawiał.
Tylko młody Jurgis każdego rana chwytał za strzelbę i ruszał do lasu. Był tak zapalonym myśliwym, że ta zła pogoda zupełnie mu nie przeszkadzała, choć cała zwierzyna schowała się przed deszczem, a on wracał zwykle z niczym.
— Przynajmniej pooddycham świeżym powietrzem — tłumaczył ze śmiechem rodzicom i żonie, a oni tylko głowami kręcili, że jest cały mokry i że takie polowanie nic nie jest warte.
W sobotę padał jeszcze większy deszcz niż zwykle, ale Jurgis nie mógł rano w łóżku uleżeć, tak bardzo chciał zapolować na niedźwiedzia. Jednak w barłogu pod starym dębem misia ani widu, ani słychu, myśliwy więc skulił się w gąszczu, a woda mu ciekła po szyi.
Po godzinie czekania coś jednak usłyszał. Jakieś dziwne mruki, jęki i rechoty, jakby ktoś mówił, ale nie była to ludzka mowa. Jurgis więc wyjrzał ostrożnie z kryjówki i co widzi: tuż pod dębem siedzi dziadek z babką, a wyglądają tak, że myśliwemu po plecach dreszcz przeszedł.
Dziadek miał twarz całą żółtą, nos mu sięgał do pasa, palce miał jak wronie szpony, a kiedy mówił, to cały się trząsł, chrząkając przy tym, parskając i kichając:
— Ja, Kaszel, najbardziej lubię taką właśnie pogodę. Kiedy jest sucho i ciepło, to zbytnio nie pokazuję się na świecie, mróz też mi nie sprzyja. Dziś jednak łatwo dobiorę się do ludzi, i już się na to cieszę, jak im dam w kość.
— Masz rację, kumie — przytaknęło babsko. — I mnie, Grypy, przy tej niepogodzie ludzie się nie ustrzegą. Wybieram się właśnie do tamtej chaty.
„Dobre z was ptaszki", pomyślał Jurgis, spoglądając na babę. Było na co popatrzeć! Cała dygotała, dziwne, że z zielonej twarzy nie wypadły jej olbrzymie rybie oczy. I podobnie jak dziadek, ubrana była w podarte szmaty kapiące brudem.
— Jak to chcesz zrobić? — zapytał Kaszel.
Grypa się tylko zaśmiała:
— To zupełnie proste, sam przecież wiesz. Tutejsi ludzie nawet w czasie deszczu lubią chodzić do sauny. Rozparzą sobie ciało, smagają się miotełkami, a potem piją zimną wodę prosto z dzbana. No to ja się schowam do dzbana, żeby mnie wypili razem z wodą. Potem już mogę ich męczyć, jak mi się żywnie podoba. Grypy szybko z ciała nie wypędzą.
— Masz rację, też tak zrobię — powiedział dziad. — Chodźmy więc razem; już osłabłem od tego długiego czekania.
Wstali i poszli w kierunku chaty, a Jurgis nie zwlekając popędził za nimi. Tylko tego brakowało, żeby Kaszel i Grypa rozpleniły się w jego domu.
Śpieszył się, ile sił w nogach, i na szczęście dobiegł na czas. Ojciec właśnie wrócił z sauny i już przechylał dzbanek z wodą.
— Nie pij tego! — wykrzyknął Jurgis i zabrał mu dzbanek z rąk. Potem wylał z niego wszystką wodę do mieszka skórzanego, starannie go zawiązał i powiesił w kominie, żeby Kaszel z Grypą siedzieli w szczypiącym dymie i dostali to, na co zasłużyli.
Od tego dnia rodzina i sąsiedzi co rusz przychodzą popatrzeć, jak w kominie Grypa trzęsie mieszkiem i jak co chwilę z niego słychać pokasływanie.
Może i wam Jurgis pokazał to przedziwne zjawisko? Na wszelki wypadek nikt w tym kraju nie pije zimnej wody, kiedy jest rozgrzany.
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek, a także inne bajki bałtyckie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)