poniedziałek, 3 września 2018

Wesołe przygody Leniwego Smoka - "Rzeźbiarz i hafciarka" z Chin (Daleki Wschód)

Rzeźbiarz i hafciarka
bajka chińska
ze zbioru 
"Wesołe przygody Leniwego Smoka"
dla nieco starszych dzieci*



- ległych okręgach. Któregoś dnia, spostrzegłszy nagle, że wiosna mija, zabrał kilka swych faworyt na wycieczkę, aby nacieszyć się pięknem krajobrazu.
Późnym wieczorem wracali do domu. minęli już bramę Cientang i lektyki kobiet znalazły się po drugiej stronie mosty, gdy książę, którego lektyka zamykała pochód, usłyszał czyjś głos wołający w pobliskim sklepie:
- Pójdź tu, córko i spójrz na księcia!
Przed sklep wyszła dziewczyna, na której widok książę wykrzyknął do do żołnierza ze swej przybocznej straży:
- Oto dziewczyna, jakiej od dawna szukam!Pamiętaj, byś mi ja jutro przyprowadził do pałacu.



Strażnik pochylił głowę i natychmiast zabrał się do wypełnienia książęcego rozkazu. Tuż przy moście stał dom, na którym widniał szyld: " Dom Czu, oprawa starych i nowych malowideł". Z tego to sklepu wyszedł sędziwy mąż prowadząc za sobą dziewczynę. 
Jak ona wyglądała?

Taką była dziewczyna, która wyszła przed dom, która wyszła przed dom, aby zobaczyć lektykę książęcą. 
Żołnierz przybocznej straży księcia usiadł za stołem w herbaciarni po przeciwnej stronie ulicy, a gdy usługująca starsza niewiasta podał mu herbatę, zapytał.:
- Czy można cię prosić o powiadomienie dostojnego Czu ze sklepu z przeciwka, by zechciał wstąpić tu do mnie na kilka słów?
Kobieta sprowadziła starego Czu. Mężczyźni wymienili powitalne ukłony, po czym usiedli. 



- Czego sobie ode mnie życzysz, panie? - zapytał stary Czu. 
- Ach, to tylko drobiazg...po prostu mam jedno małe pytanie. Czy dziewczyna, którą zawołałeś, panie, żeby przyjrzała się lektyce księcia, jest twoją córką!
- Tak. To nasze jedyne dziecko. 
- Ile ma lat?
- Osiemnaście.
- Czy zamierzasz, panie,  wydać ją za mąż, czy też chciałbyś darować ja jakiemuś dygnitarzowi?
- Jestem biednym człowiekiem. Skąd miałbym zdobyć pieniądze, żeby ją wydać za mąż? Będą ja musiał posłać na służbę do domu jakiegoś urzędnika. 

- Co umie wasza córka?
Wówczas stary Czu odpowiedział mu słowami pieśni:


 - Właśnie przed chwilą - powiedział strażnik - książę zauważył ze swej lektyki haftowany fartuch, który miała na sobie twoja córka.  W pałacu poszukują hafciarki. Czemu nie miałbyś, panie, podarować swojej córki księciu? 
Stary Czu poszedł do domu naradzić się z żoną. Następnego dnia wypisał stosowną prośbę i zaprowadził córkę do pałacu. Książę zapłacił za dziewczynę i nazwał ją Szu - szu. 


W jakiś czas później cesarz ofiarował księciu haftowana w kwiaty szatę wojenną, a Szu - szu natychmiast wyhaftowała drugą, zupełnie taką samą. 
Książę był bardzo zadowolony i powiedział:
Cesarz ofiarował mi haftowaną szatę wojenną. Jaki rzadki dar mógłbym mu złożyć w zamian?
Odszukał w swym skarbcu bryłę niezwykle pięknego, białego, przejrzystego nefrytu i przywoławszy swoich rzeźbiarzy zapytał:
 - Co moglibyście z tej bryły zrobić?
- Czarki do wina - powiedział jeden
- Szkoda by jej było - skrzywił się książę - czyż można zmarnować taką piękną bryłę nefrytu na pospolite czarki do wina?
 - Bryła jest szpiczasta u góry i ma okrągłą podstawę - odezwał się drugi rzeźbiarz - można by z niej zrobić lalkę. Taką, jakiej używają kobiety, gdy modlą się o dziecko. 
- Takiej figurki używa się tylko w siódmym dniu siódmego miesiąca - odparł książę - byłaby więc poza tym cały czas bezużyteczna. 
Wśród rzeźbiarzy znajdował się młody rzemieślnik, imieniem Cuej Ning, który pochodził  z Cienkangu w okręgu Szengczou. Miał dwadzieścia pięć lat i już od kilku lat służył u księcia. 
Teraz wystąpił na przód ze złożonymi dłońmi i powiedział:
- Wasza wysokość, ten kształt gruszki nie jest dogodny. Można by z tej bryły wyrzeźbić jedynie Kuanin (przyp. Kuan Yin  jest buddyjską bogini miłosierdzia)
- Wspaniale! - zawołał książę - o coś takiego mi właśnie chodziło! - i kazał Cuejowi natychmiast przystąpić do pracy. 
W niespełna dwa miesiące nefrytowa Kuanin była gotowa, a kiedy książę posłał ją z pokornym listem do cesarskiego pałacu, cesarz był zachwycony prezentem. Książę podwyższył wynagrodzenie Cuejowi i pozostawił go w swej służbie. 


Czas mijał i znów nadeszła wiosna. Pewnego dnia Cuej wracając z kilkoma towarzyszami z przyjemnej wycieczki zaszedł do winiarni w samym wnętrzu bramy Cientang. Zaledwie zdążyli wypić kilka czarek, gdy usłyszeli na ulicy wielki hałas, a kiedy rzucili się do okien i otworzyli je, ujrzeli ludzi wołających:
 - Pali się! Pali się przy moście Cingting!
Nie kończąc napoczętego wina Cuej zbiegł z towarzyszami po schodach na ulicę, gdzie ujrzeli ogromny ogień. 


Tak gwałtowny był pożar. 
- Pali się tuż koło naszego pałacu! - zawołał Cuej. 
Puścił się pędem, ale jedynie po to, by przybywszy na miejsce przekonać się, że wszystko powynoszono i pałac stoi pusty. Nie znalazłszy żywej duszy Cuej podążył w pełnym blaski ognia lewym korytarzem, gdy nagle z przedsionka wybiegła chwiejąc się jedna z kobiet. Bełkocząc coś niezrozumiale sama do siebie, wpadła na Cueja. Cuej poznał w niej Szu - szu, cofną się więc o krok szepcząc słowa usprawiedliwienia. 
Książę obiecywał mu kiedyś:
- Kiedy Szu -szu odsłuży swój czas, oddam ci ją za żonę. 
Domownicy księcia często zachęcali Cueja do tego małżeństwa mówiąc: "Piękna będzie z was para". Cuej dziękował im za przyjazne słowa. Był kawalerem i dziewczyna podobała mu się od dawna, on zaś sam był tak urokliwym młodzieńcem, że Szu - szu również  gorąco pragnęła go poślubić. I oto teraz podczas całego zamieszania, Szu - szu zjawiła się niespodziewanie w lewym korytarzu niosąc w ręku chusteczką pełną złota i klejnotów. 
Zderzywszy się z Cuejem zawołała:
- O panie, zostawiono mnie samą! Wszystkie dziewczyny uciekły i nie ma nikogo, kto by się mną zaopiekował. Proszę, znajdź mi jakieś miejsce, gdzie bym się mogła schronić. 
Cuej wyprowadził ją z zamku i poszli brzegiem rzeki, aż dotarli do Cytrusowego Mostu. 
Wówczas dziewczyna rzekła:
 - O panie Cuej! Nogi okropnie mnie bolą. Nie mogę już iść dalej. 
Cuej wskazał pobliski dom i powiedział:
- Moje mieszkanie jest o kilka kroków stąd. Będziesz tam mogła odpocząć. 
Weszli więc do domu Cueja i usiedli na matach.


- Jestem bardzo głodna - powiedziała znowu Szu -szu - kup mi panie parę ciasteczek, abym się mogła posilić. I odrobina wina z pewnością dobrze by mi zrobiła po tym strachu, jaki przeżyłam. 
Cuej przyniósł więc wino i wypili kilka czarek. 


Jak mówi przysłowie: "Wiosna sprzyja kwiatom,  wino miłości". 
Szu-szu zapytała Cueja:
- Czy pamiętasz,  panie, ten wieczór, kiedy patrzyliśmy z wieży na księżyc, a książę obiecał wydać mnie za ciebie za mąż? Złożyłeś mu wtedy dzięki. Czy pamiętasz to jeszcze?
Cuej z uszanowaniem złożył dłonie i szepnął:
 - Tak.
- Tego wieczoru - mówiła Szu -szu - wszyscy ci winszowali i mówili, ze będziemy piękną parą. Nie zapomniałeś tego chyba, panie?
Cuej znów szepnął tylko:
- Nie zapomniałem. 
- Po cóż mamy dłużej zwlekać? Czemu nie mielibyśmy zostać małżeństwem dzisiejszej nocy? Co o tym myślisz, panie?
- Nie śmiem tego uczynić. 
- Jeśli odmówisz - zagroziła Szu-szu - zwołam ludzi i będziesz miał wiele kłopotu. Po cóż to sprowadziłeś mnie do swego domu?Jutro pójdę i opowiem o wszystkim w pałacu. 
- A więc dobrze - powiedział Cuej - możemy zostać mężem i żoną, jeśli tak chcesz. Ale pod jednym warunkiem. Będziemy musieli stąd uciec. Korzystając z pożaru możemy wykraść się z miasta dziś w nocy. 
- Skoro jestem twoją żoną - rzekła Szu-szu - zrobię, co uznasz za właściwe. 
Ten nocy stali się małżeństwem. Zanim się rozwidniło, opuścili miasto, zabierając swój dobytek i kosztowności. Zatrzymując się po drodze tylko na posiłki, odpoczywając z nocy i podróżując w ciągu dnia, dotarli wreszcie do Czuczou. 
- Pięć dróg rozchodzi się z tego miasta w różne strony - powiedział Cuej - którą z nich obierzemy? Może do Sinczou? Jestem rzeźbiarzem i mam w tym mieście przyjaciół, może więc uda się nam tam osiedlić?
Udali się zatem do Sinczou. 
Ale po kilku dniach Cuej rzekł:
- Wielu ludzi wędruje wciąż między stolicą a Sinczou. Jeżeli ktoś powie księciu, że tu jesteśmy z pewnością wyśle se sługi i każe nas uwięzić. nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Przenieśmy się lepie do jakiegoś innego miasta. 
Wyruszyli więc znów w drogę, teraz do Tanczou. Po pewnym czasie dotarli do Tanczou, które było położone z dala od stolicy. Wynajęli dom na rynku i wywiesili szyld, na którym wypisali: "Cuej, rzeźbiarz przybyły ze stolicy".  

- Jesteśmy tera oddaleni od stolicy prawie o tysiąc li ( przyp. chińska miara długości równa 0,57 km) - powiedział Cuej do Szu- szu - myślę, że wszystko powinno być już dobrze. Zapomnijmy o wszelkich obawach i żyjmy spokojnie do końca naszych dni jako mąż i żona. 
W Tanczou mieszkało kilku zamożnych urzędników, którzy, przekonawszy się, że Cuej jest zdolnym rzeźbiarzem ze stolicy, dawali mu od czasu do czasu poważniejsze zamówienia. Cuej dyskretnie dowiadywał się, co się dzieje u księcia Sienanu, i ktoś niedawno przybyły ze stolicy powiedział mu, że w nocy, której wybuchł pożar, znikła z pałacu pewna dziewczyna. Wyznaczono nagrodę za jej odnalezienie i szukano jej czas jakiś, ale nie dało to żadnego wyniku. Nikt nie wiedział, że Cuej uciekł razem z nią ani,ze zamieszkali razem w Tanczou. Czas mknął szybko jak strzała i nie opatrzyli się, jak upłynął przeszło rok. 
Pewnego dnia, gdy Cuej otwierał sklep, zjawiło się dwóch czarno ubranych służących.
Weszli do sklepu i powiedzieli:
- Nasz pan słyszał, że mieszka tu Cuej, rzeźbiarz ze stolicy. Chce, żebyś udał się do jego domu i wykonał pewną pracę. 
Cuej powiedział żonie dokąd idzie i wyruszył w towarzystwie obu służących do sąsiedniego okręgu Siangtan. Zaprowadzili go do domu swego pana, Cuej stawiwszy się zaś przed obliczem dygnitarza, przyjął powierzoną mu pracę i niezwłocznie udał się w powrotną drogę do domu. wracając minął jakiegoś podróżnego. Człowiek ten miał na głowie pleciony, trzcinowy kapelusz, ubrany był w czarny sukienny kaftan z białym kołnierzem i w biało - czarne owijacze oraz zwykłe pantofle na nogach. Na ramionach zaś niósł długi bambusowy kij, z którego końców zwisały dwa zawiniątka. 
Gdy znaleźli się obok siebie, podróżny bacznie przyjrzał się Cuejowi, który nie zwrócił na niego uwagi. Ale nieznajomy poznał w nim książęcego rzeźbiarza i szybko podążył w ślad za nim. 
Śmiało moglibyśmy powiedzieć: 


Wiersz ten został napisany przez generała Liu Ci (...) Po bitwie pod Sunczang w 1140 roku generał wycofał się z życia wojskowego i zamieszkał w okolicy Siangtan w mieście Tanczou. Sławny generał, który nigdy nie zabiegał o gromadzenie bogactw, znalazł się na stare lata w biedzie. Lubił zachodzić do wiejskich oberży na wino i zdarzało się, że wieśniacy, którzy go nie znali, pokpiwali sobie głośno z ubogiego generała. 
- Potrafiłem kiedyś utrzymać w garści milion barbarzyńskich żołdaków - rzekł pewnego razu generał - a teraz prości wieśniacy kpią sobie ze mnie. 
Napisał więc ten utwór, który wkrótce stał się głośny w stolicy. Kiedy książę Jangho, ówczesny dowódca gwardii cesarskiej, przeczytał wiersz, poczuł się głęboko wzruszony. 
- Nie mogę spokojnie myśleć, że generał Liu żyje w takiej biedzie! - wykrzyknął oburzeniem.
Zaraz też polecił swym oficerom wysłać generałowi Liu pewną sumę pieniędzy. 



Ale i dawny pan rzeźbiarza Cueja, książę Sienanu, usłyszawszy o ubóstwie generała, wysłał do niego zaufanego posłańca z pieniędzmi. I to właśnie ten posłaniec, przechodzący po drodze przez Tanczou, był człowiekiem, który zobaczywszy Cueja wracającego z Siangtanu, podążył za nim, aż do drzwi jego domu. 
Zobaczył więc Szu-szu siedzącą za ladą w sklepie i zawołał:
- Ach, dostojny Cueju! Nie widziałem cię od bardzo dawna. Jak to się stało, że Szu-szu jest także tutaj? Książę kazał zanieść mi pewien list do Tanczou. Oto dlaczego się tu znalazłem. A więc Szu-szu została twoją żoną?No, no!
Cuej i jego żona przerazili się śmiertelnie widząc, ze ich rozpoznano. Obcy przybysz był sierżantem w pałacu i od małego chłopca pozostawał na służbie u księcia. Ponieważ zasługiwał na zaufanie, książę wybrał go na posłańca i polecił mu zanieść pieniądze do generała Liu. Sierżant nazywał się Kuo Li, ale był również znany jako sierżant Kuo. 
Cuej i Szu-szu zaprosili sierżanta Kuo na ucztę i błagali go:
- Kiedy wrócisz do pałacu, zaklinamy cię, nie wspominaj księciu ani słowem, żeś nas tu widział. 
- Książę nigdy się o tym nie dowie - odparł Kuo. - Nie obchodzą mnie cudze sprawy - podziękował im za gościnę i poszedł. 
Powróciwszy do pałacu przekazał księciu odpowiedź generała, a potem patrząc prosto w twarz swego pana, zakończył:
- Kiedy, wracając do domu przechodziłem przez Tanczou, zobaczyłem tam dwoje ludzi. 



- Kto to był?
- Była to dziewczyna Szu-szu i rzeźbiarz Cuej. Wyprawili dla mnie ucztę i uraczyli mnie winem. Prosili, abym nic o nich nie mówił. 
- A więc to tak! - wykrzyknął książę - ciekaw jestem tylko, jak im się udało zawędrować tak daleko?
- Tego nie wiem- odparł Kuo - wiem tylko, że Cuej mieszka tam teraz. Ma swój szyld i dobrze się mu powodzi. 
Książę wysłał zaufanych ludzi do gubernatora z poleceniem, aby oficer policji wyruszył natychmiast do Tanczou. Oficer zabrał ludzi do pomocy oraz pieniądze na drogę. Po przybyciu do Tanczou zwrócił się do miejscowych władz z prośbą o pomoc w odnalezieniu Cueja i szu-szu. 
Spadli na nich jak:

W niespełna dwa miesiące Cuej i Szu-szu zostali pojmani i przywieziono ich do pałacu. Książę, zawiadomiony o ich przybyciu, natychmiast zasiadł w swym sędziowskim krześle. 
W czasie wyprawy przeciwko Tatarom książę dzierżył w lewej ręce "mały", a w prawej "wielki" błękitny miecz. I wielu Tatarów zginęło pod ciosami owych mieczy! Teraz, ukryte w pochwach, wisiały w sądzie na ścianie. Kiedy książę zajął swe miejsce i wszyscy skłonili się przed nim, przyprowadzono Cueja i Szu-szu i rzucono ich na kolana. Książę, dysząc wściekłością, chwycił lewą ręką mały błękitny miecz i i zamachnął się prawą, by wydobyć go z pochwy. Oczy rozbłysły mu, jak gdyby znów miał zabijać Tatarów, i zgrzytał z wściekłością zębami. 
Żona księcia przeraziła się.
- Wasza wysokość - szepnęła spoza zasłony - jesteśmy tu pod okiem samego cesarza! To nie jest pole walki. Jeśli ci ludzie zawinili, niechaj ich sądzą miejskie władze. Nie ścinaj im głów w porywie gniewu i bez zastanowienia!
Książę odpowiedział małżonce:
- Jak śmieli uciec z pałacu? Zostali schwytani i budzą mój gniew, czemu więc nie maiłbym ich zabić? Jeżeli jednak jesteś pani temu przeciwna, każę dziewczynę odprowadzić do ogrodów za pałacem, a Cueja wydać miejskim sądom. 



Książę kazał również sowicie  wynagrodzić oficerów, którzy pojmali zbiegów i dał im wiele pieniędzy i wina. 
Postawiony przed obliczem sędziów Cuej zeznał:
- Kiedy owego wieczoru wybuchł pożar, poszedłem do pałacu i przekonałem się , że został on opróżniony ze wszystkiego. Wówczas spotkałem w korytarzu Szu-szu, która pochwyciła mnie i rzekła: "Dlaczego położyłeś dłoń na mojej piersi? Jeśli nie uczynisz tego, co powiem, będziesz miał z mojego powodu wiele przykrości". Chciała uciec z miasta a ja musiałem pójść za nią. Wszystko co zeznałem jest prawdą.
Władze miejskie przesłały sprawozdanie ze sprawy księciu, który był mężem srogim lecz sprawiedliwym.
- Ponieważ tak się rzecz przedstawia - rzekł - niechaj kara Cueja będzie lekka. Tak więc Cuej został ukarany chłostą za swą ucieczkę i skazano go na wygnanie do Cienkang. Cuej opuszczał miasto pod eskortą zbrojnego żołnierza. Właśnie przekroczył Bramę Północną i zbliżał się do Zakrętu Gęsiej Szyi, gdy ujrzał za sobą lektykę niesioną przez dwóch kulisów i dobiegł go głos:
- Zaczekaj na mnie Cueju!
Wydało mu się, ze poznaje głos Szu-szu, nie mógł jednak pojąć, w jaki sposób udało jej się umknąć i doścignąć go tak szybko. Pamiętał jeszcze wymierzoną mu chłostę i czuł się zastraszony. Pochylił więc głowę i nie oglądając się za siebie, szedł dalej. Nagle jednak lektyka zrównała się z nim i wysiadła z niej jakaś niewiasta, która okazała się nikim innym jak samą Szu - szu. 
- Jedziesz do Cienkang a co będzie ze mną?- zapytała.
- Czego ode mnie chcesz?
- Kiedy ciebie zaprowadzono do miasta przed sąd, mnie zawiedli do ogrodów za pałacem i wymierzono mi trzydzieści razów bambusem, a potem wygnano za mury. Kiedy usłyszałam, że masz pójść do Cienkang, pospieszyłam za tobą. 
- Chodźmy więc razem - rzekł Cuej. 
Wynajęli więc łódź i udali się wprost do Cienkang, po czym strażnik eskortujący Cueja wrócił do stolicy.


Gdyby ów człowiek był gadułą, Cuej znów popadł by w kłopoty. Ale strażnik znał zapalczywość księcia Sienanu i wiedział, że niełatwo przed nim ujdzie ten, kto mu się narazi. Ponieważ nie był sługą księcia, nie czuł się w obowiązku mieszać w nie swoje sprawy. A poza tym Cuej przez całą drogę traktował go bardzo dobrze i kupował mu wino i jedzenie. Trzymał więc język za zębami. 
Cuej i Szu-szu osiedlili się w Cienkagn. Ponieważ Cuej został już osądzony i odcierpiał swój wyrok, nie krył się przed ludźmi i od razu zabrał się do swego szlachetnego rzemiosła. 
- Cieszę się, ze dobrze się nam wiedzie - powiedziała któregoś dnia Szu-szu - ale moi starzy rodzice musieli przeżyć ciężkie chwile, po tym jak z tobą uciekłam do Tanczou. A kiedy nas aresztowano, usiłowali odebrać sobie życie. Poślijmy kogoś do stolicy, aby ich do nas sprowadził. 
- Masz rację - powiedział Cuej. 
Wytłumaczył pewnemu człowiekowi, gdzie mieszkają rodzice żony i posłał po nich do stolicy. Kiedy człowiek ów przybył do miasta, odnalazł dzielnicę, w której mieszkali rodzice Szu-szu i poprosili spotkanych przechodniów, aby go zaprowadzili do ich domu. 
- To tutaj - wskazał mu ktoś. 
Podszedł do bramy, ale przekonał się, że jest zamknięta na wszystkie spusty i zaryglowana mocną bambusową zasuwą. 
- Gdzie się podziali staruszkowie, którzy tu mieszkali? - zapytał sąsiada. 
- To smutna historia - odparł tamten - mieli córkę, piękną jak kwiat, którą ofiarowali pewnej możnej rodzinie. Ale dziewczyna nie była zadowolona ze swego szczęśliwego losu i uciekła z pewnym rzeźbiarzem. Po jakimś czasie została pojmana wraz ze swoim kochankiem i przywiedli ich z Tanczou tutaj na sąd. Dziewczynę zabrano do ogrodów za pałacem książęcym, aby wymierzyć jej srogą karę.


Po tym wszystkim jej starzy rodzice usiłowali odebrać sobie życie. Od tej pory zniknęli i to jest przyczyną, że ich dom stoi zamknięty. 
Wysłuchawszy tej historii wysłannik Cueja udał się z powrotem do Cienkang. 
W przeddzień jego powrotu Cuej posłyszał kogoś mówiącego na ulicy:
- Szukacie sklepu Cueja? Oto on!
A kiedy zawołał Szu-szu, żeby poszła zobaczyć, kto ich szuka, okazało się, że byli to własnie jej rodzice. Witali się radośnie, szczęśliwi, że znów są razem. Następnego dnia wrócił wysłannik i opowiedział, dlaczego nie udało mu się odnaleźć staruszków. Był zmartwiony, bo odbył długą drogę na próżno. Tymczasem staruszkom udało się odnaleźć córkę bez niczyjej pomocy. 
- Jesteśmy ci wdzięczni, ze poniosłeś tyle trudu - dziękowali wysłannikowi rodzice Szu-szu - musieliśmy szukać daleko i długo, zanim udało nam się odnaleźć naszą córkę. 
Tak wiec w końcu zamieszkali razem szczęśliwie. 
Ale pewnego razu cesarz udał się do skarbca, aby obejrzeć swe bogactwa. Gdy uniósł w górę wyrzeźbioną przez Cueja nefrytową figurkę Kuanin, odpadł jeden z nefrytowych dzwoneczków. 
- W jaki sposób można to naprawić? - zapytał cesarz towarzyszącego mu dostojnika. 
Tamten obejrzał starannie rzeźbę i powiedział:
- Cóż to za piękna figurka! Jaka szkoda, że dzwoneczek się oderwał! - potem jednak przyjrzał się uważnie podstawce i znalazł napis:" Wyrzeźbił Cuej Ning".  
- A więc nic łatwiejszego! - wykrzyknął - skoro wiemy kto ją wyrzeźbił, musimy po prostu go wezwać,aby naprawił uszkodzenie. 
Zgodnie z tym cesarz polecił księciu Sienanu przysłać Cueja Ninga do swego pałacu. Gdy książę doniósł, że Cuej mieszka w Cienkangu, albowiem dopuścił się przestępstwa, specjalni wysłannicy wyruszyli natychmiast w drogę, aby sprowadzić go do stolicy. Cesarz wręczył Cuejowi nefrytową figurkę i kazał mu ją starannie naprawić. Cuej podziękował cesarzowi, wyszukał kawałek nefrytu tego samego koloru, z jakiego była zrobiona Kuanin, wyrzeźbił nowy dzwoneczek i umocował go na dawnym miejscu. Gdy zwrócił cesarzowi naprawiony posążek, otrzymał sowitą zapłatę i polecenie, aby przeniósł się z powrotem do stolicy. 
- Teraz gdy jestem u cesarza w łaskach, szczęście znów uśmiechnęło się do mnie! - cieszył się Cuej - znajdę nowy dom nad rzeką i otworzę sklep. Nie będę już musiał kryć się przed nikim. 
Tak też się stało. Ale zaledwie w parę dni po otwarciu sklepu na ulicy pojawił się przypadkiem sierżant Kuo. 
Widząc Cuej sierżant zawołał:
- Winszuję ci dostojny Cueju! A więc tu teraz mieszkasz! - ale gdy zajrzał do sklepu i zobaczył stojącą za ladą Szu-szu, wypadł na ulicę i rzucił się do ucieczki.
- Zawołaj tego sierżanta - poprosiła Szu-szu męża - Muszę go o coś zapytać. 



Cuej zatrzymał sierżanta Kuo, który powtarzał trzęsąc się głową:
- Dziwne! dziwne!
Musiał jednak powrócić z Cuejem do sklepu. Szu-szu powitała go a potem rzekła:
- Sierżancie Kuo, byliśmy w Tanczou dla ciebie dobrzy i ugościliśmy cię winem i poczęstunkiem. Ale ty po powrocie opowiedziałeś o nas księciu i zniweczyłeś nasze małżeństwo. Teraz pozyskaliśmy łaskę samego cesarza. nie musimy się juzżobawiać żadnych złych języków. 
Sierżant nie miał nic na swą obronę i mamrotał tylko słowa przeproszenia, pokornie wycofując się ze sklepu. 
Ale gdy wrócił do pałacu, powiedział księciu:
- Widziałem ducha!
- Co ten człowiek bredzi? - zapytał książę.
- Wasza wysokość widziałem ducha.
- Czyjego ducha?
- Przechodziłem przed chwilą nad brzegiem rzeki i zobaczyłem sklep Cueja. A potem ujrzałem za ladą jakąś niewiastę. To była ta dziewczyna...Szu-szu!


- Brednie! - ryknął książę - kazałem zachłostać Szu-szu na śmierć i pochować jej ciało za pałacem. Sam byłeś tego świadkiem, Skądże mogłaby wziąć się z powrotem? Czy śmiesz żartować sobie ze mnie?
- O nie, wasza wysokość! - bronił się przerażony Kuo - przed chwilą Szu- szu kazała swemu mężowi przywołać mnie i rozmawiała ze mną. Jeśli wasza wysokość mi nie wierzy, gotów jestem zapłacić własną głową za to co mówię.
- A więc dobrze - rzekł książę - spiszesz to własnoręcznie i podpiszesz się pod tym. 
Tak więc los obrócił się przeciw sierżantowi Kuo. Spisał tę umowę i książę zachował papier u siebie. Następnie książę kazał dwóm gońcom wziąć lektykę i udać się do sklepu Cueja, a sierżantowi Kuo powiedział:
- Sprowadzisz tu tę kobietę. Jeśli okaże się, że to naprawdę Szu-szu, zetnę jej głowę. A jeśli tak nie będzie , ty odpowiedz mi za to!
Sierżant Kuo i kulisi z lektyką udali się do miasta po Szu-szu. 
Kuo pochodził z prowincji północno - wschodniej. Był prostakiem i nie zdawał sobie sprawy, że w żadnym razie nie należy podpisywać tego rodzaju dokumentów.


Udał się z kulisami prosto do sklepu Cueja i zastał tam Szu-szu siedzącą spokojnie za ladą. Szu-szu widział wpadającego do sklepu sierżanta, ale nie wiedziała nic o tym, iż zaręczył własną głową, że ona żyje, a tera przyszedł ją pojmać. 

- O szlachetna pani! - krzyknął Kuo - książę kazał mi sprowadzić cię do pałacu.
- Poczekaj chwilę, sierżancie Kuo - odparła Szu-szu - muszę się bowiem przedtem wykąpać i uczesać. 
Umyta i przebrana w świeże szaty, wyszła przed sklep, pożegnała się z mężem i wsiadła do lektyki. Kiedy zaniesiono ją do pałacu, sierżant Kuo poszedł pierwszy do księcia, który czekał w przedsionku. 
Kuo skłonił się i rzekł:
- Przyprowadziłem Szu-szu.
- Dawać ją tu! - krzyknął książę.
Kuo wybiegł przed pałac i powiedział:
- O szlachetna pani, książę karze ci stawić się przed swoim obliczem. 
Ale gdy odsunął zasłonę w lektyce, poczuł się tak, jakby mu wylano kubeł lodowatej wody na głowę. Broda mu obwisła i stał gapiąc się bezradnie, bowiem Szu- szu zniknęła!
- Nie wiemy jak to się stać mogło - odparli kulisi, gdy ich pytał - widzieliśmy jak wsiadała do lektyki, przynieśliśmy ją tutaj i nie ruszyliśmy się z miejsca. 
Sierżant Kuo został przywołany z powrotem do pałacu. 
- Wasza wysokość! - wykrztusił - to był na prawdę duch. 
Ale książę wrzasnął:
- Tego mi już za wiele! - i rozkazał: - Brać go! Przynieście podpisany przez niego papier, a zetnę mu głowę - i zdjął ze ściany mały błękitny miecz. 
Sierżant Kuo wiernie służył księciu od wielu lat, w czasie których książę awansował go dwanaście razy. Ale sam Kuo był nieokrzesanym prostakiem i nie dosłużył się wyższej rangi jak sierżanta. 
Teraz zdjął go śmiertelny strach i zawołał:
- Mam dwóch kulisów na świadków. Niechaj wasza wysokość ich wezwie i wypyta.
Książę kazał natychmiast przyprowadzić kulisów, którzy oświadczyli:
- Widzieliśmy jak wsiadała do lektyki i przynieśliśmy ją tutaj. A potem znikła - ponieważ ich zeznania były zgodne, wszystko wskazywało na to, że Szu-szu jest rzeczywiście duchem. 
Wówczas książę posłał po Cueja, który opowiedział dokładnie swe dzieje.
- Cuej nic nie zawinił - rzekł książę - puśćcie go 
Ale gdy Cuej odszedł, rozwścieczony książę kazał wymierzyć sierżantowi Kuo pięćdziesiąt razów bambusem w plecy. 
Kiedy Cuej dowiedział się, że jego żona jest duchem, poszedł do domu wypytać jej rodziców. Ale starzy ludzie popatrzyli na siebie, bez słowa opuścili dom i z głośnym pluskiem rzucili się do rzeki. Cuej natychmiast zwołał pomoc i usiłował ich wyratować, ale ślad po nich zaginął. Prawdą więc było, że rodzice Szu- szu utopili się w rzece, znacznie wcześniej - wtedy gdy dowiedzieli się, że ich córkę zachłostano na śmierć.  I oni byli także duchami. Cuej wrócił do domu z sercem pełnym smutku. Gdy wszedł do sypialni, ujrzał Szu - szu siedzącą na łożu. 
- O najdroższa moja! - wykrzyknął błagalnie Cuej - oszczędź mnie!
- Za ciebie - odparła Szu - szu -  byłam na śmierć zachłostana prze księcia i pochowano mnie w ogrodzie za pałacem. Ale było to winą sierżanta Kuo...który mówił za dużo. Dzisiaj odzyskałam moje plecy, gdyż książę kazał mu wymierzyć pięćdziesiąt razów bambusem w plecy. Ale wszyscy wiedzą, że jestem duchem i nie mogę tu dłużej pozostać. 
Z tymi słowy powstała z łoża i ujęła męża za obie ręce. Krzyk przerażenia wydarł mu się z piersi i Cuej upadł na ziemię. A gdy nadbiegli sąsiedzi, przekonali się, że


Został zabrany, by połączyć się z duchem żony i z duchem jej rodziców. 


Przełożyła: Zofia Sroczyńska / wiersze przełożyła: Aleksandra Frybesowa
Ilustracje: Ewa Frysztak - Lubelska
Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: Alfabetyczny spis treści wszystkich bajek oraz inne bajki azjatyckie, a także inne bajki. z Dalekiego Wschodu

Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1960 rok. 
Wyboru dokonano w oparciu o zbiór opowiadań chińskich wydanych w języku angielskim pt.: The courtesans Jewel Box" w tłumaczeniu Jang Sien-I i Gladys Jang, Pekin 1957 rok.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)