poniedziałek, 14 stycznia 2019

bajka łotewska (bałtycka) - Kto się boi bardziej niż zając?

Kto się boi bardziej niż zając
bajka łotewska



Siedział sobie zając w norce i lamentował:
— Mam ja, biedny, zmartwienie! Nie mogę stąd wytknąć nosa, żeby ktoś nie czyhał na moje życie. To wilk, to lis, to ryś, a cóż dopiero ci myśliwi, co chodzą po lesie z psami.
Rzucił okiem na niebo i jeszcze sobie przypomniał:
— A poza tym ptaki drapieżne! Orzeł czy jastrząb pilnują mnie we dnie, sowa w nocy. Ach, mam takie straszne kłopoty, że żyć mi się odechciewa!
Tak się nad sobą zając użalał, skarżył się na swój los i na świat, w którym ma tylu wrogów, aż w końcu przyszło mu do głowy, że właściwie jest najnieszczęśliwszym stworzeniem na świecie. Nie ma nikogo, kto by, tak jak on, musiał się bać, i że chyba najlepiej będzie, jeśli pójdzie się utopić w jeziorze. Poszedł więc, przez łzy drogi nie widząc, aż doszedł do jeziora. A tu nagle plum! plum! plum! — wokół niego żaby powskakiwały do wody, wystraszone, że ktoś się w trzcinach porusza i że pewnie chce je pożreć.
Zając przez chwilę jak zafascynowany wlepił oczy w te żabie skoki, a potem wybuchnął takim śmiechem, że aż się za brzuch trzymał:
— Patrzcie, to i mnie się ktoś boi! Nawet mnie, strachliwego zająca, cha, cha, cha!

Ilustracja: Milo Winter

Tak się śmiał, że nie mógł przestać. Dopiero jak mu ze śmiechu pękła górna warga (od tego czasu zając ma wargę pękniętą), to przestał, ale nastroju mu to ani trochę nie zepsuło. Znowu mu życie zaczęło się podobać, o topieniu się wcale nie myślał. Ale do lasu wracać mu się nie chciało. Postanowił, że wyruszy w świat, znajdzie tam dobrych przyjaciół i, oczywiście, jakieś odpowiednie miejsce do zamieszkania. A ponieważ miała to być długa podróż, więc zrobił sobie z trzciny i wierzbowych gałązek małą dwukółkę, sam się zaprzągł do dyszla i dziarsko wyruszył w drogę. Podśpiewywał sobie, do taktu kłapiąc uszami. Wkrótce spotkał starą dratwę szewską.

— Dokąd idziesz? — zapytał zając.
— Nie wiem dokąd i nie wiem którędy — odpowiedziała dratwa. — W dodatku jestem już stara i w ogóle trudno mi się chodzi.
— No to siądź sobie na wózku — zaproponował zając i już byli we dwoje. Śpiewali więc w duecie, a choć dratwa miała głos trochę zbyt ostry, to jednak we dwoje przyjemniej im się podróżowało.
Wtem zobaczyli szpilkę i igłę.
— Dokąd to, dokąd? — wołał zając już z daleka.
A szpilka na to:
— W świat. Nie wiemy tylko dokąd i nie wiemy którędy, a ponadto ciężko jest nam brodzić w tej wysokiej trawie...
— Siadajcie więc na mój wózek — zaprosił je zając, pomógł im się wydrapać i znów, w dobrym nastroju, zaprzągł się do dyszla.
Jeszcze jednak nie zdążył się dobrze rozpędzić, jeszcze mali podróżnicy nie zgrali sobie głosów, aby zaśpiewać następną piosenkę, kiedy przed sobą zobaczyli rozżarzony węgielek.
Żarzył się i dymił, podskakując w trawie, zając więc gniewnie zawołał:
— Hej, ty tam! Odturlaj się trochę na bok, żebym cię nie przejechał! A co ty tu właściwie robisz?
— Wybrałem się w świat i już nie mogę dalej — poskarżył się węgielek. — Weź mnie, zającu, do swego wózka, a nie pożałujesz.
— No tak, węgielek zawsze się przyda na rozpałkę — rozważał szarak. — Ale jak to zrobić, żebyś nam wózka nie przepalił?
Okazało się to jednak zupełnie proste. Zając położył na dno wózka płaski kamyk, węgielek nań siadł i cała piątka kontynuowała podróż.
Długo nie spotkali nikogo, aż tam gdzie droga zakręcała w kierunku stawu, zauważyli kaczkę.
Od razu zaczęła z ciekawością pytać:
— Co to? Na wycieczkę, na wycieczkę? A kogóż wieziesz, zającu, na tym pięknym wózeczku?
— Skądże znowu: na wycieczkę! — obruszył się zając. — Jadę z dratwą, szpilką, igłą i węgielkiem w świat. Jeśli chcesz, dołącz do nas!
— Ależ z chęcią, z chęcią! — kaczka nie pozwoliła zającowi dokończyć, już wyrównała do niego krok, wzięła dyszel pod skrzydło, i tak było ich już razem sześcioro.
Wędrowali przez łąki i pola, lasy i góry, aż zaczęło się ściemniać. Zając z kaczką rozglądali się za jakimś noclegiem, i wtem jak na zawołanie zobaczyli w pobliżu drogi chatynkę. Była tak zmyślnie ukryta między krzakami, że mało kto by ją dostrzegł, ale zając ją zauważył i natychmiast skierował wózek ku drzwiom. Śmiało otworzył, a kiedy mali podróżnicy sprawdzili, że w środku nie ma żywego ducha, każde z nich znalazło sobie miejsce do spania tam, gdzie mu najbardziej odpowiadało. Kaczka — w kadzi z czystą wodą, tuż za drzwiami, szpilka usnęła zatknięta w ręcznik, węgielek zaś na kamiennym stole, który mu przyjemnie chłodził plecy. Dratwa z igłą wyciągnęły się w łóżku, a zając zagrzebał się w pachnące siano na poddaszu.
Po całodziennej podróży wszyscy zasnęli tak szybko, że nie zdążyłbyś policzyć do pięciu. W chatce słychać było spokojne oddechy śpiących, a nad chatką wtoczył się na niebo posrebrzany księżyc.



O północy odezwały się na ścieżce ciężkie stąpania. To wracał do chatki jej prawdziwy właściciel — straszliwy rozbójnik. Był cały umorusany, zrzucił z pleców worek złotych monet, które zrabował tego dnia, otworzył drzwi i po omacku nachylił się nad kadzią, chcąc w niej ugasić męczące go przez cały dzień pragnienie.
A to mu się dostało! Zaspana kaczka uderzyła skrzydłami w wodę i ten prysznic oślepił naszego rozbójnika. A potem już szło jedno za drugim: chciał się wytrzeć w ręcznik, a tu szpilka ukłuła go w policzek. Uciekł pod stół, a tam go przypiekł rozżarzony węgielek. W końcu, zupełnie nie wiedząc co robić, skoczył na łóżko i trafił prosto na ostrą igłę i dratwę.
Ponieważ było zupełnie ciemno, więc rozbójnik sądził, że w chatce czatował na niego cały pułk żołnierzy z szablami i karabinami. A kiedy jeszcze na poddaszu zatupał zając, zbój wybiegł przez otwarte drzwi i zmykał tak szybko, jakby za nim cała armia goniła.
Oczywiście, do chatki już nigdy nie wrócił. Zając i jego przyjaciele mogli zatem nie tylko spokojnie spać aż do rana, ale także zostać tam na zawsze i gospodarzyć.
Złote monety, które rozbójnik zostawił przed chatą, znacznie im życie uprzyjemniły.

W literaturze europejskiej znane są bajki o podobnej treści, np.:Muzykanci z Bremy (bajka niemiecka), "O tym, jak Jacuś poszedł szukać szczęścia" (bajka angielska autorstwa Josepha Jacobsa - w Polsce wydana w serii "Poczytaj mi mamo" oraz baśń Wacława Sieroszewskiego "Inwalidzi". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)