wtorek, 19 lutego 2019

Przygody zająca oszusta - bajka khmerska z Kambodży

Przygody zająca oszusta
bajka khmerska 
z Kambodży 


Pewien zając znany był ze swej inteligencji, sprytu i dowcipu. Ze względu na jego mądrość zwierzęta nazywały go Sędzią. Prawdę mówiąc, zając nie zawsze postępował mądrze, ale niewielu o tym wiedziało. W każdym razie życie zająca było pełne przygód i często wpadał w przeróżne tarapaty. Musiał sobie różnymi sposobami radzić, aby wyjść z opresji i często uciekał się do kłamstw i oszustw. Nie sposób opowiedzieć o wszystkich przygodach zająca, ale można przytoczyć niektóre. 
Raz zając, zmęczony ciągłym skakaniem, położył się w krzakach, niedaleko wioski, żeby odpocząć. Nie tylko był zmęczony, ale też strasznie głodny. Zobaczył, że drogą idzie stara kobieta i niesie na głowie kosz dojrzałych bananów.
Pomyślał: „Jestem taki zmęczony, taki głodny. Muszę coś zjeść, choćby nawet banana z koszyka staruszki! Najlepiej udawać martwego, wtedy łatwiej je zdobędę”. Zając pobiegł wzdłuż drogi, minął staruszkę, wyczołgał się na ścieżkę, położył i udawał, że nie żyje.


Staruszka zobaczyła zająca i pomyślała, że rzeczywiście, zając jest martwy. 
Głośno zawołała: 
- Ale mam szczęście! Szłam sprzedać banany, a znalazłam zająca! Zabiorę go ze sobą. 
Włożyła staruszka, zająca do kosza z bananami. Zając tylko na to czekał. Zjadł wszystkie banany, wyskoczył z kosza i tyle go widzieli. Kobieta przyszła na bazar, postawiła kosz na ziemi, patrzy - nie ma ani bananów, ani zająca! 
Najedzony zając pobiegł do lasu, ale po zjedzeniu tylu bananów, zachciało mu się pić. Pobiegł więc, na brzeg głębokiego stawu. Pochylił się nad wodą i już miał się upić, gdy usłyszał gniewne głosy ślimaków zamieszkujących ten staw. 
- Hej ty, zającu, jak śmiesz pić wodę z naszego stawu! 
- Dlaczego nie powinienem jej pić? - zdziwił się zając - czyja to niby woda? 
- Nasza! 
- No cóż, jeśli tak – uśmiechnął się pod nosem zając - to zróbmy tak: ten z nas, który obiegnie staw dookoła najszybciej, tego będzie woda. Przybędę pierwszy na metę – będę miał mnóstwo wody, jeśli wy mnie wyprzedzicie i przybiegniecie pierwsze- nie będę jej pił. 
Ślimaki zgodziły się. Ale były to bardzo sprytne ślimaki i natychmiast rozdzieliły się na małe grupki. Rozstawiły się wzdłuż całego brzegu dookoła stawu, o czym zając nie wiedział. 


Wszyscy zajęli swoje miejsca, a pierwszy ślimak krzyknął: 
- Biegnij zającu! 
Zając pobiegł najszybciej jak mógł. Nagle zatrzymał się i krzyknął: 
- Hej, ślimaki! Gdzie jesteście? 
A drugi ślimak z przodu odpowiada: 
- Zającu! Przed tobą! 
- Jak to?!- zając był bardzo zaskoczony – dogonił mnie? Jak to możliwe? - i zaczął biec jeszcze szybciej. 
Ale bez względu na to, jak szybko biegł, ślimaki zawsze były przed nimi. Zając zdenerwował się, obraził i od tego czasu, zające nie piją wody ze stawu, tylko gaszą pragnienie słodką rosą. Zając biegł, biegł, aż dotarł nad rzekę. Nie wiedział jednak, jak dostać się na drugą stronę, bo nie umiał pływać. Nagle widzi krokodyla płynącego po rzece. Myśli sobie: „Może popłynę na krokodylu?” 
Więc pyta krokodyla: 
- Bracie krokodylu, widzę, że na grzbiecie masz wielkie bruzdy Nie bolą cię? Jeśli pomożesz mi przeprawić się na drugą stronę rzeki, pomogę ci pozbyć się tych szpecących niedoskonałości! 
- Przeprowadziłbym cię przez rzekę, ale jakoś nie wierzę, że mnie wyleczysz – leniwie odparł krokodyl. 
- Bądź spokojny, za chwilę cię wyleczę! - zapewnił go zając. 
Potem umościł się na grzbiecie krokodyla. Pod zadek rozłożył wielkie liście, żeby wygodniej mu się siedziało na nierównym grzbiecie gada.
- Do czego potrzebujesz tych liści? - zapytał zaskoczony krokodyl. 
- Aby podczas medytacji, lepiej utrwalić w moich myślach i w moim sercu, ten wspaniały uczynek jaki dla mnie czynisz! - zając skłamał bez mrugnięcia okiem i popłynęli. 
Zając zeskoczył z krokodyla i krzyknął: 
- Bracie, ty i twoja rodzina, odziedziczyliście te bruzdy po swoich dostojnych przodkach! Nikt ich nie wyleczy! Macie je na zawsze! Ha! Ha! ha! 
I tak zając wyprowadził krokodyla w pole. Śmiał się, beztrosko biegnąc dalej. Po jakimś czasie powrócił nad rzekę. Krokodyl już tam czekał i tym razem, to on planował oszukać zająca. W tym celu, zanurzył się w wodzie do połowy i nie wiadomo było, czy to krokodyl, czy to kłoda. Zając widzi, coś pływa w wodzie. Wydawało mu się, że to kłoda, ale potem pomyślał, że to może być równie dobrze krokodyl. Wolał się najpierw przekonać. 
Zatrzymał się i krzyczy z brzegu: 
- Jeśli jesteś kłodą - płyń pod prąd! Jeśli krokodylem - płyń z prądem! 
Usłyszał to naiwny krokodyl i płynąłem pod prąd. Zając wybuchnął śmiechem, bo przecież żadna kłoda pod prąd nie popłynie sama. 
- Znowu cię oszukałem krokodylu! - zawolał zadowolony z siebie zajac. 
Krokodyl widzi, że jego plan nie powiódł się. Myśli: „A co, jeśli wyczołgam się na brzeg i będę udawał martwego?” Tak też zrobił. Wyszedł na brzeg i udawał martwego. Otworzył szeroko paszczę i nie oddychał. Zobaczył go zając i podbiegł bliżej. 
- No, bracie, wydaje się, że naprawdę jesteś martwy – pokiwał głową. 


Krokodyl się nie poruszył. Zając wskoczył do jego paszczy, popatrzył na ostre kły krokodyla i powiedział sam do siebie: „ Z tego kła zrobię sobie doskonały nóż, a z tego- naszyjnik dla mojej żony.” Kiedy zając tak rozmyślał, krokodyl – chap!! - i zamknął paszczę, tak szybko i z takim rozmachem, że zając wpadł do krokodylego brzucha. 
Tam miał trochę więcej miejsca, rozluźnił się, rozejrzał i krzyknął: 
- Ho – ho! Jak tu wspaniale! Aż mnie zęby swędzą na widok tych wspaniałych wnętrzności! Teraz je zjem! ... - i zaczął uderzać łapkami po ścianach żołądka krokodyla. 
Krokodyl poczuł ostry ścisk i ból w brzuchu, przestraszył się, że zając go je od środka i krzyczy: 
- Przestań już bracie zającu! Przysięgam, że już nigdy cię nie dotknę! 
- No, dobrze- odpowiedział zając pojednawczo - jeśli prosisz tak żałośnie, jestem gotów ci wybaczyć i zostawić twoje flaki w spokoju. 
Krokodyl otworzył swoją straszliwą paszczę, tak szeroko jak to tylko możliwe, zając wyskoczył i pobiegł do lasu. Biegł, biegł i nagle zobaczył wielki pień. Wskoczył na niego i siedzi. A , że było południe, ostre słońce stopiło żywicę na pniu i zając mocno przylgnął do niej. W tym czasie, małe słoniątko przyszło do stawu, przy którym stał pień. 
- Hej, ty! - krzyknął do niego zając - nie pij wody z mojego stawu! Zostałem przydzielony do jego ochrony przez samego boga Indrę! 


Mały słonik przestraszył się podbiegł na skargę do swojej matki, potężnej słonicy. Słonica wpadła w złość i poszła ze słoniątkiem nad staw. 
Zobaczyła zająca siedzącego na pieńku i zapytała: 
- Hej, zającu, dlaczego nie pozwoliłeś mojemu synkowi napić się wody ze stawu? 


- Nie pozwoliłem i nie pozwolę nikomu! - powiedział zając - ten staw powierzył mi pod swą opiekę sam bóg Indra! 
Jeszcze bardziej, zezłościła się słonica. Złapał pień, na którym przyklejony był zając, wyrwała go z korzeniami i wyrzuciła daleko w krzaki. 
Innym razem zając natknął się na ogródek, w którym rosły ogórki. Miał zwyczaj wpadać tu od czasu do czasu, i orzeźwiać się świeżymi i pachnącymi ogórkami. Zauważył to dziadek i zastawił pułapkę w ogrodzie.

 

Zając przyszedł na ogórki ciemną nocą i wpadł w pułapkę. Przestraszony myśli: „Zaraz przyjdzie dziadek i po mnie!” Nagle widzi dużą ropuchę skaczącą obok. 
Zając ją pyta: 
- Co ci dolega siostro? Całą skórę masz w brodawkach! Mogę wyleczyć twoją dolegliwość od razu, tylko pomóż mi wydostać się z pułapki. 
Ropucha była zachwycona. Od dawna chciała pozbyć się brzydkich brodawek. Zaczęła pomagać zającowi. 
Zając wydostał się z pułapki i śmieje się: 
- Eh, ty głupia, ropucho! Masz brodawki po swoich przodkach! Żaden lekarz ich nie wyleczy! – krzyczał zając uciekając. 
Wściekła ropucha puściła się w pogoń za zającem, ale oczywiście go nie dogoniła. Dziadek przyszedł do ogrodu, zobaczył, że zając odwiedził ponownie zagon ogórków, wyjadł kilka, i wydostał się z zasadzki. 
- No dobra - mówi dziadek - tym razem ci się udało, ale jeszcze cię złapię szkodniku! 
Dziadek zrobił nową pułapkę, mocniejszą i lepszą od poprzedniej, zamontował ja w ogródku i wrócił do domu. Nocą zając poczuł znowu ochotę na świeże ogórki. Pobiegł do ogrodu, zapominając o pułapce. A tu nagle trzask! - pułapka się zatrzasnęła. Przestraszony zając, nie wie, jak się wydostać. Ropucha zobaczyła, że zając został ponownie złapany i była zachwycona tym faktem. 
- Już więcej nikogo nie oszukasz! Nikt nie pomoże takiemu kłamcy jak ty!- skakała ropucha wokoło uwiezionego zająca i cieszyła się z jego nieszczęścia. 
Złość zająca wzięła, ale nic nie odpowiedział, tylko pokłonił się pokornie ropusze i rzekł: 
- To prawda, siostrzyczko. Ostatnim razem cię oszukałem. Ale to dlatego, że nie wiedziałem, jak cię wyleczyć. Ale teraz chcę ci się odwdzięczyć. Znam jedną, piękną dziewczynę, która byłaby idealną żoną dla twojego syna! Nie martw się, rozmawiałem już z jej rodzicami. Zgadzają się oddać swoją córkę twojemu synowi. Pomóż mi wydostać się z pułapki, a przyprowadzę ją do ciebie! Sama zobaczysz jaka jest piękna i pracowita! - zachwalał zając. 
Ropucha usłyszawszy te wspaniałe wieści, nie mogła opanować radości. Była zachwycona, bo od dłuższego już czasu, rozglądała się za odpowiednią żoną dla swojego jedynaka. Ponadto w jej rodzinie, nigdy jeszcze nie było żadnej piękności! A teraz- taka okazja! 
- Dobrze, pomogę ci i tym razem – powiedziała ropucha – ale nawet nie myśl o zwodzeniu mnie! 
- Coś ty! Przysięgam na mój ogon, że cię nie oszukam! W wiosce jest pełno pięknych dziewczyn. Jeśli stwierdzisz, że cię oszukałem, sama możesz tam pojechać i znaleźć jeszcze piękniejszą narzeczoną dla swojego syna. Dziś wiele jest młodych panien na wydaniu i czekają na swojego narzeczonego. 
Ropucha pomogła wydostać się zającowi z pułapki, a ten uciekł i uciekając zawołał: 
- Ha! ha! Ha! Która z pięknych dziewcząt chciałaby na męża takiego brzydala jakim jest twój syn?! Znowu cię oszukałem! 
Zezłościła się ropucha, ale wciąż pamiętała, że w wiosce mieszka wiele pięknych dziewcząt. Poszła więc szukać owej wioski, a ktokolwiek ją zapytał, „ gdzie tak spieszysz?” ropucha odpowiada: „Śpieszę do wioski, aby przyprowadzić piękną oblubienicę dla mojego syna!” 
Na samym początku wędrówkę ropucha zaczęła od tego, że zeskoczyła z kamienia na ziemię, a następnie do wody i tam zaczęła się posilać przed długą podróżą.
 

Tymczasem zając wszedł w zarośla trzciny i położył się, by odpocząć. Tam natknął się na tygrysa. 
Widzi zając, że sprawa nieciekawa i ryczy ochrypłym głosem: 
- Och! Zjadłem już pięć słoni i nadal jestem głodny! A potem, gorzki bakłażan, od którego całkiem ochrypłem! Powinienem teraz oczyścić gardło wątrobą tygrysa! 
Tygrys słysząc takie słowa, śmiertelnie się przestraszył. Wybiegł z trzcin i pobiegł do małpy. 


- Wiesz, małpia siostro, straszna bestia pojawiła się w naszym lesie. Idzie i ryczy: „Zjadłem już pięć słoni i nadal jestem głodny! A potem, gorzki bakłażan, od którego całkiem ochrypłem! Powinienem teraz oczyścić gardło wątrobą tygrysa!” Jak ten potwór mnie znajdzie to po mnie! - żali się tygrys małpie. 
- Jak ta bestia wygląda, bracie tygrysie? - pyta małpa podejrzliwie. 
- Sam w sobie nie jest duży, a nawet bym powiedział, ze jest mały. Ma bardzo długie uszy i krótki ogonek. 
- Cóż, bracie tygrysie, nie musisz się niczego obawiać. To zając, sławny chuligan, kłamca i oszust! 
- Nie, - mówi tygrys, - nie może być! W końcu sam widziałem kawałki kości słoniowej rozrzucone obok tej bestii! 
- Jeśli nie wierzysz, bracie tygrysie, chodźmy tam razem. Zobaczysz, że mam rację. 
- Nie, nie pójdę. Obawiam się o swoje życie! Ten potwór chce zjeść moją wątrobę, a nie twoją. A jeśli nas dogoni, ty uciekniesz na drzewo, a ja gdzie się ukryję?
- Cóż, jesteś tchórzem, bracie tygrysie! - małpa rozgniewała się - Jeśli nie wierzysz, zerwij kawałek liany i przywiąż mnie do siebie, tak abym nie mogła uciec. 


Tygrys zgodził się, przywiązał małpę do swojego grzbietu i tak związani poszli w kierunku zarośli trzinowych, gdzie odpoczywał zając. 
Ten, gdy tylko ich dostrzegł, ukrył się za kopcem termitów i zza niego woła ochrypłym głosem: 
- O, małpa! Ileż to lat minęło, a ty nadal nie spłaciłaś u mnie swojego długu! Ale widzę, że prowadzisz mi w końcu, jako zapłatę, tego oto nędznego tygrysa! Dobre i to! 
Tygrys wywnioskował, że małpa chce go oddać zającowi, aby ten go pożarł w ramach starego długu. Odskoczył na bok i chciał uciec, pociągnął za lianę do której przecież była uwiązana małpa i chciał ją odwiązać. Szarpał lianę, ale nie dał rady odwiązać. Zaczął więc biec na oślep i małpa uderzyła głową w drzewo, i zabiła się. Biegł więc tygrys z martwą małpą. W końcu odważył się spojrzeć za siebie i zobaczył uśmiechniętą twarz małpy. Pomyślał, że ta śmieje się z niego. Tygrys poczuł się urażony, odplątał lianę i uciekł już sam do gęstego lasu. 
Zając tymczasem poszedł spać w zaciszu trzciny. Wieczorem obudził się i poczuł głód. Pobiegłem na pole, gdzie chłop zasadził sadzonki ryżu, zjadł kilka i znowu zniknął w lesie. Następnego ranka chłop przyszedł spojrzeć na pole i zobaczył, że ktoś ucztował na sadzonkach. Rozumiał, że to sprawka zająca. Spojrzał, skąd prowadzą tropy zajęcze i tam postawił pułapkę. 
Następnej nocy zając znowu poszedł wypasać się na polu ryżowym i oczywiście, został złapany. Serce zająca podeszło do gardła, gdy usłyszał kroki chłopa. Położył się w pułapce i udaje martwego. Chłop podchodzi do pułapki i widzi leżącego w niej martwego zająca. Był zachwycony, wyciągnął go i położył na ziemi, a sam zaczął likwidować nieprzydatną już pułapkę. Zając tylko na to czekał. Kiedy tylko poczuł wolność, skoczył na równe nogi i czmychnął w krzaki! 
- O, ty łajdaku! - krzyczał za nim chłop - zręcznie mnie oszukałeś! Cóż, zaczekaj tylko! Niedługo cie złapię! 
Nastała kolejna noc i zając znowu poczuł głód. Poszedł i tym razem na pole ryżowe i natychmiast wpadł w pułapkę. Tym razem, nic nie wymyślił i tak siedział całą noc, czekając na śmierć. Rano przyszedł chłop, widzi, że ten sam zając siedzi w pułapce. 
Chłop był zachwycony, wyciągnął zając z pułapki i powiedział: 
- Cóż, oszuście, chciałbym wiedzieć, jak tym razem zamierzasz uciec z pułapki! 
Chłop przyniósł zająca do domu i włożył do wiklinowego kosza, który przykrył podbierakiem na ryby, żeby zając nie wyskoczył. Tego dnia chłop miał wielkie szczęście, bo nie tylko złapał zająca, ale też złowił wielką rybę. Żona chłopa gotowała właśnie ryż i cieszyła się, że poda go nie tylko z rybą ale i z pieczenią zajęczą. 
Tymczasem zając zaczął doradzać rybie: 
- Jak kobieta przyjdzie po ciebie - poinstruował rybę - udawaj, że ledwie żyjesz. Machnij płetwą i odwróć się brzuchem do góry. Wrzucą cię do świeżej wody, abyś się trochę ożywiła. Wtedy ty najpierw się nie ruszaj, a potem udaj, że chcesz uciec. Kobieta weźmie podbierak, którym będzie chciała cie złapać. Gdy tylko go chwyci – uciekaj w górę strumienia i nie wracaj! 
Wszystko stało się tak, jak powiedział zając. Kiedy ryż był gotowy, kobieta wzięła rybę za skrzela, ale widzisz, że ryba jest śnięta. Pobiegła nad strumień i włożyła ją do świeżej wody. Ryba wyślizgnęła się kobiecie z rąk, ale nie odpływała daleko, tylko, zaczęła pływać na powierzchni, jak przykazał jej zając. Kobieta łapie ją, łapie, ale nie może jej złapać, bo cały czas ryba wyślizgiwała jej się z rąk. Zawołała więc, męża aby przyniósł jej podbierak. Gdy tylko chłop uniósł podbierak z kosza, zając z niego wyskoczył i uciekł. 
A kobiecie w tym czasie uciekła ryba. Zły chłop i równie zła żona wrócili do domu bez ryby. Przypomnieli sobie jednak, że w koszu mają jeszcze zająca.
 Już na miejscu okazało się, że zająca tego dnia również nie zjedzą.



Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)