niedziela, 24 marca 2019

bajka filipińska - Ptak i Bawół

Ptak i Bawół
bajka filipińska 

Paul Krapf
Ptak, o którym będzie mowa, może należeć do rozmaitych gatunków stosownie do kraju, gdzie bajka jest opowiadana. Czasem powiadają, że to mały ryżowiec. Są nawet tacy, co twierdzą, że był to maleńki koliber. Najłatwiej jednakże wyobrazić sobie białą czapelkę jako bohaterkę bajki, bo w wielu gorących krajach Azji niezmiernie często widuje się tego ptaka na grzbiecie burego bawołu. 
Bawół ciągnie pług albo stoi w strumieniu czy kanale zanurzony aż po same nozdrza. Cóż jest przyjemniejszego nad ochłodę w świeżej wodzie, gdy straszliwy żar spływa wraz z promieniami słońca na ziemię? Po grzbiecie bawołu spaceruje tam i z powrotem biała czapelka i wydziobuje kleszcze i muchy pełzające po burej skórze zwierzęcia. A w najgorętsze godziny dnia ptak ucina tam sobie drzemkę. Ale nie zawsze tak bywało: opowiadają o tym filipińskie babunie swoim wnuczętom na wyspie Mindanao. 
Pewnego razu w dawnych czasach bawołu zniecierpliwiła ciągła obecność czapelki na grzbiecie i próbował pozbyć się nieproszonego gościa. Gniewnie machając ogonem usiłował strząsnąć z siebie czaplę. Z biciem białych skrzydeł ptak odfrunął wtedy na pobliską palmę kokosową. Możecie sobie wyobrazić niezadowolenie czapelki z utraty tak wygodnego miejsca odpoczynku. Traciła ponadto świetny teren polowania na kleszcze i muchy. Nic więc dziwnego, że próbowała wkraść się z powrotem w łaski bawołu. 
— Jeszcze pilniej będę oczyszczać d skórę z dokuczliwych insektów — obiecywała. — Pozwól mi tylko wrócić na swój grzbiet. Już będę uważać, żeby spacerować po tobie delikatnie. 
Bawół jednak groźnie potrząsał szeroko rozstawionymi rogami. I jeszcze szybciej machał długim ogonem. 
— Kochany bawole — prosiła biała czapelka. — Dobre bóstwo, które stworzyło wszystkie istoty na ziemi, postanowiło również, że twój grzbiet stanowić będzie dla mnie miejsce odpoczynku. To bóstwo nauczyło nas, białe czapelki, zjadać kleszcze i muchy. Stojąc na twoim grzbiecie najłatwiej mi znaleźć taki pokarm. Mam prawo tam przebywać, bo takie było życzenie bóstwa. Proszę cię, kochany bawole, pozwól mi wrócić. 
Bawół jednakże nie pozwolił. Wobec tego czapelka odwołała się do osła, który pasł się przy strzechą krytej chacie właściciela bawołu. 
— Powiedz, ośle, czyż nie jest przyjęte z dawien dawna, że my, ptaki, siadujemy na grzbiecie bawołu jak na grzędzie? 
— Zawsze was tam widywałem, to prawda — przyznał jej słuszność osioł. — Ale co do mnie, to nie byłbym zachwycony dźwigając was na grzbiecie. Dlatego nie podejmuję się rozstrzygnąć sporu. 
Czapelka zasiadła teraz na jednym z szerokich rogów bawołu. Tam nie mógł już jej dosięgnąć ogonem jak biczem. I z tej bezpiecznej grzędy dalej prowadziła z nim nie kończący się spór. Gadała tak dużo i tak długo, że w końcu bawół trochę zmiękł. 
— Rozstrzygniemy spór przez zakład: kto wypije więcej wody na raz — powiedział wreszcie. 
Bawół wiecznie odczuwał pragnienie i niezmiernie lubił wodę. 
— Zobaczymy, które z nas potrafi wypić więcej za jednym zamachem. Pić będziemy z rzeki. Ten, kto wygra zakład, orzeknie, czy możesz nadal przebywać na moim grzbiecie, czy też nie. 
Bawół nie wątpił, że to właśnie on zwycięży w zawodach. Miał przecież wielki pysk i szeroką gardziel i mógł wchłaniać wodę ogromnymi łykami. A w żołądku mieściło mu się o wiele, wiele więcej wody niż w żołądku czapli. Wygra — nie ma dwóch zdań. Biała czapelka, ptak mądry, wiedziała, że grozi jej przegrana. Bawół jednak najwidoczniej nie miał zamiaru ustąpić i wycofać propozycji, musiała więc zgodzić się na zakład. Liczyła na jakiś podstęp, który jej przyjdzie do głowy i pozwoli przechytrzyć bawołu, jako że nie odznaczał się on bystrością. 
— Mój przyjaciel osioł i koza mego pana będą dla mnie sędziować — postanowił bawół. 
— A ja wybiorę na swoich sędziów papugę i orła. 
Czapelka oczywiście wolała, aby dla niej sędziowali przedstawiciele ptaków. Otóż bawół mieszkał prawie nad samym wybrzeżem. Z wierzchołka wysokiej palmy kokosowej rosnącej nad rzeką czapelka widziała jej ujście do oceanu. I mogła obserwować, jak żółte wody błotnistego strumienia spotykają błękitne, słone fale. 


Ze swego stanowiska na wysokiej palmie czapelka dostrzegała wiele interesujących szczegółów i skrzętnie zachowywała je w pamięci. Otóż teraz właśnie przypomniała sobie, że czasami woda w rzece wzbierała, a czasami opadała całkiem nisko. 
Naturalnie czapla nigdy nie słyszała o zjawisku przypływu i odpływu. Mądrala jednak spostrzegła, że koryto rzeki jest pełne, gdy wnika tam ocean. Gdy zaś ocean cofa się z powrotem — wody jest mało. 
Tego popołudnia, dumając, jak przechytrzyć bawołu, biała czapelka siedziała właśnie na palmie kokosowej i patrzała na rzekę, gdzie miały się odbyć zawody. Czekała cierpliwie, aż najwyższa fala przypływu wypełni koryto rzeki. I zapamiętała dokładne położenie słońca o tej godzinie. Gdy ocean zaczął się cofać, a woda w rzece opadać, czapelka znowu spojrzała na słońce. Nabrała przekonania, że następnego dnia woda zacznie opadać o tej samej porze. 
Z radosnym skrzekiem czapelka pofrunęła do bawołu. Obmyśliła już podstęp, którym na pewno go przechytrzy. 
— Postanowiłeś, bawole, że będziemy współzawodniczyć w piciu wody i wyznaczyłeś miejsce turnieju — powiedziała. — Za to ja wybiorę porę dnia, kiedy rozpoczniemy zawody. 
Bawół ruszał dowcipem nie szybciej niż niezdarnymi nogami. Był, doprawdy, bardzo powolny w myśleniu i nie podejrzewał pułapki. Nie sądził, aby pora zawodów miała jakiekolwiek znaczenie. 
— Doskonale — powiedział. — Możesz wyznaczyć porę turnieju, jeśli masz ochotę. 
Następnego dnia po południu fala przypływu ciągle jeszcze wnikała w koryto małej rzeczki, kiedy ptak i bawół, jak również czwórka sędziów zajęli miejsca na brzegu. Papuga i orzeł na szczycie palmy kokosowej, zaś osioł i koza nad samą wodą. Każde z nich zamierzało przypilnować, aby zawody odbyły się uczciwie. 
Czworonożni sędziowie byli zadowoleni, natomiast ptaki na szczycie palmy ogarnął niepokój. Nie przypuszczano, aby czapelka mogła wypić tyle. samo wody, co bawół. 
— Niech bawół zacznie — powiedziała czapelka zerkając na położenie słońca na niebie. 
Nikt nie zrozumiał celu tej propozycji, która, jak się dalej okaże, była bardzo ważna. 
— Owszem, mogę zacząć, jeśli sobie tego życzysz — zgodził się bawół. — Ale skąd będzie wiadomo, które z nas wypije więcej? 
Bawół do tej pory nie poświęcił wiele uwagi zawodom. 
— W korycie strumienia naznaczymy miejsce, dokąd sięga woda! — zawołała czapelka. — Z łatwością spostrzeżemy spadek wody, gdy kolejno każde z nas wypije, ile zmieści. W ten sposób określimy wypitą ilość. 


Ostrym końcem dzioba ptak zaznaczył kreskę w miękkiej nadrzecznej ziemi. Bawół pogłębił ją kopytem, aby także wtrącić swoje trzy grosze. 
— Raz, dwa, trzy — zaczynamy! — krzyknęła czapelka zerkając na słońce. — No, bawole, bierz się do picia! 
Bawół wszedł w strumień. Schylił ciemny łeb; jego szeroko rozstawione rogi rzuciły na rozedrganą wodę ciemne cienie podobne do skrzydeł. I szeroko otworzywszy pysk, zaczął pić. Pociągnął jeden obfity łyk, a potem drugi. I jeszcze jeden, i jeszcze. Jego potężne siorpanie doszło het! aż do szczytu palmy, gdzie siedzieli skrzydlaci sędziowie. Słyszały je także osioł i koza, i inne zwierzęta śledzące zawody z brzegu rzeki. Papugę i orła ogarnął smutek. Natomiast osioł strzygł uszami, a koza ruszała bokobrodami, trzęsąc głową z zadowoleniem. Czyż jakikolwiek ptak — nawet ptak z dziobem tak długim jak czapelka — zdoła wypić tyle samo wody, co bawół? 
— Ale wody w rzece wcale nie ubywa. 
Osioł pierwszy zauważył, że woda nie opadła poniżej kreski naznaczonej na brzegu. 
— Wody nie ubywa istotnie — orzekły inne zwierzęta, bardzo zdziwione. 
One również nie miały pojęcia o przypływie i odpływie w oceanach i nigdy nie zauważyły, że blisko ujścia w strumieniu czasem bywało mniej, a czasem więcej wody. Bawół nie chciał im uwierzyć. Przecież wypił już tyle! Istotnie jednak woda wcale nie opadła poniżej znaku, który sam pomógł wyskrobać. A działo się to dlatego, że przypływ ciągle wzbierał. 
Bawół głęboko odetchnął. A potem wciągnął jeszcze mnóstwo wody. Pił i pił, aż mu się boki wzdęły, i mało nie pękł. 
— Już nie mogę — powiedział wreszcie i stał ze smutnie opuszczonym łbem, ciągle nie widząc żadnej zmiany w poziomie wody. 
— Teraz twoja kolej! — zwrócił się do białej czapelki. Czapelka spojrzała na słońce i powiedziała: 
— Za parę minut, za parę minut! Muszę coś przekąsić, zanim wezmę się do picia. — Zakrzątnęła się, niby to w poszukiwaniu owadów wśród trawy na brzegu rzeki. 
W rzeczywistości śledziła wyżłobioną tam kreskę. I skoro tylko spostrzegła, że woda opada, że już jest nieco poniżej kreski, zawołała: 
— Zresztą mniejsza o jedzenie. Zaczynam! 
Sprytna biała czapelka stanęła w rzece, długimi nogami do połowy w wodzie, i zanurzyła dziób. Nabierała na raz i pochłaniała jedynie malutką ilość wody. A za każdym łykiem małe jej oczka śledziły uważc nie opadanie wody poniżej kreski. 
— Patrzcie no, patrzcie! — zawołał osioł do innych. — Woda opada! Czapelka wypije całą rzekę. 
— Racja! Racja! — zaskrzeczała papuga. — Woda opadła poniżej miejsca, gdzie zostawił ją bawół, skończywszy pić. 
Tak było w istocie. Po przypływie nastąpił odpływ i fala wracała. Wodę z powrotem wsysał ocean, zamiast wpychać ją w górę rzeki. 
Raz po raz czapelka powoli zanurzała dziób. Powoli, ale skutecznie, bo wody ciągle ubywało. 
— Nie mam pojęcia w jaki sposób, ale czapelka wygrała zakład — odezwał się wreszcie zmartwiony bawół. 
— Tak, czapelka wygrała — orzekli wszyscy czterej sędziowie. Każdy dziwował się tak, jak i biedny bawół. Musieli jednak uwierzyć temu, co widzieli na własne oczy. 
— A więc od tej chwili — czapelka nieomal zaśpiewała z radości — od tej chwili, bawole, odzyskuję prawo do siadania na twoim grzbiecie, ilekroć mi się spodoba. Będę jeździła na tobie z jednego pola ryżowego na drugie. Będę wydziobywała pożywienie z twojej skóry, gdy staniesz nieruchomo. I nigdy już mnie nie odpędzisz! 
Tak też się stało i tak jest do tej pory. Czasami tylko mały, ciemnoskóry pastuszek wskakuje na grzbiet bawołu służącego całej rodzinie — musi pilnować, aby to pożyteczne zwierzę nie zabłąkało się gdzieś z dala od domu. 
Jedynie w tym wypadku biała czapelka odfruwa z biciem skrzydeł. 


— Zabieraj się stąd! — daje chłopcu do zrozumienia niechętnym skrzekiem. — To moje miejsce. Moi przodkowie wygrali prawo do niego w zamierzchłych czasach, kiedy między białą czapelka a bawołem stanął zakład, które z nich wypije więcej wody z rzeki.

Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)