środa, 24 kwietnia 2019

Z Przygód krasnala Hałabały - "O gościach, co nie przyszli na ucztę" - bajka polska

Z Przygód krasnala Hałabały
"O gościach, co nie przyszli na ucztę".
bajka polska


Był sobie jeden krasnal, nazywał się Hałabała. Mieszkał w lesie, krzywda mu się nie działa. 
Nosił kasztankową czapeczkę i zimą, gdy mróz był na świecie - futereczko krecie. Był wesoły, czupryniasty, malutki i mieszkał w dziupli po wiewiórce, jak to krasnoludki. Miał tam nawet swoje gospodarstwo, mchową pościel, mebelki wystrugane z kory i w woreczku na komineczku orzechów miał mieszek dośc spory. Miał i miotełkę z gęsich piórek, co stała w kątku i pilnowała porządku. 
Taki był Hałabała. 


Pewnego razu, kiedy zobaczył, że mchy rudzieją i borówki w sierpniowym słońcu czerwienieją, pobiegł do wilgi złocistej, pobiegł do jaskółki, pobiegł do słowika śpiewaka, pobiegł do kukułki i powiada:
- Nie odmówcie mi tej radości, przyjdźcie do mnie za trzy dni w gości. Upiekę wam placek z borówkami, będzie uczta nad ucztami. Bedziemy kukać, fiukać na cały las, miło nam zejdzie czas. 
- Dobrze - powiada wilga złocista i jaskółka, i słowik śpiewak, i kukułka - ale o której godzinie mamy przyjść?
- Przyjdźcie w południe, kiedy słońce siedzi na czubku sosny. Zresztą gwizdnę na was siedem razy.
- Dobrze, tak będzie najlepiej. Gwizdnij, to przylecimy - obiecały ptaki. 


I krasnal zadowolony poszedł do domu. Zabrał się zaraz do roboty. Wielkie miał kłopoty. Borówek musiał nazbierać, miodu od pszczółek musiał wyprosić, ogień na komineczku musiał rozpalić i wreszcie, jak się tak przez trzy dni starał, upiekł placek z borówkami. Choć go trochę przyswędził i przydymił, ale był placek niezgorszy i mocny borówczany zapach roztaczał dookoła. 
Wtedy krasnal Hałabała ukroił cztery równe porcje, wyskoczył na swoje podwórko i gwizdnął siedem razy, i patrzy, czy po powietrznym moście nie lecą goście. 
Stoi, czeka, czeka, a tu nie ma nikogo - ani wilgi złocistej, ani kukułki, ani słowika śpiewaka, ani jaskółki.
Cóż to się stało?
"Może nie słyszą?" - myśli Hałabała i gwizdnął jeszcze siedem razy po siedem, co wypadło razem czterdzieści dziewięć gwizdnięć. A tu nikogo nie ma. 
Ogląda się Hałabała z gniewem, aż tu stoi ktoś pod drzewem. Peleryna na nim ruda, liściasta i czapa takaż. 
- Kto jesteś? - pyta Hałabała, a tamten powiada:
- Jestem jesień, przyszłam powiedzieć, że twoi goście nie przyjdą, żebyś na nich nie czekał. 
- A to dlaczego? - pyta Hałabała. 
- A bo ja ich wypędziłam z gaju za morze. 
- Toś ty taka! - huknął Hałabała.
- A tak, mój zwyczaj taki, że wypędzam ptaki, chodzę po kraju, wypędzam je z gaju. Za morze. 



- A więc na nic moje kłopoty, na nic moje borówek zbieranie, na nic moje pitraszenie, na nic szykowanie. I jeszcze powiedziałby ktoś - gości proś! Jak nie, to zjem sam cały placek! - krzyknął zmartwiony Hałabała i poszedł do mieszkania.
Tam, jak się zabrał, jak się zawinął, zjadł po kolei wszystkie cztery porcje, co do okruszyny, a coraz to mruczał:
- Jakem Hałabała, krzywda mi się stała, jakem Hałabała krzywda mi się... - i nie dokończył krasnal, bo już go zmorzył sen. 
A goście byli już hen, hen. Lecieli przez podniebne szlaki, jak to ptaki. I wilga złocista, i jaskółka, i słowik śpiewak, i kukułka. Lecieli do gorącego kraju, gdzie zimny wiatr nie wieje, gdzie jest piękna wiosna, gdzie się słońce śmieje. 
Lecieli do gorącego kraju w przestwór daleki, gdzie w poświacie słonecznej szmaragdowe błyszczą rzeki i gdzie kwitną piękne kwiaty i latają piękniejsze jeszcze od kwiatów kolorowe, tęczowe motyle. 
A Hałabała spał tymczasem w wiewiórczej dziupli, a jesień, jak to o niej wie się, chodziła od drzewa do drzewa i strącała liście. 


Autor: Lucyna Krzemieniecka
Ilustracje: Zdzisław Witwicki
Wydawnictwo: Nasza Ksiegarnia, 1964 rok


Przeczytaj też bajki z innych zakątków świata w zakładce: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Osobom spamującym, próbującym reklamować w komentarzach inne strony- podziękuję i ich komentarze będą usuwane.
Pozostałym, bardzo dziękuję za wyrażenie swojej opinii i zapraszam ponownie:)